[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale wierzyła, że miłość potrafi zupełnie zmienić sposób widzenia
świata.
Może miało to coś wspólnego ze zmierzwionymi włosami i
pogniecionym ubraniem. Albo z nietypowym przestępowaniem z nogi
na nogę. Ale wyczuwała w nim aurę niepewności - nie, raczej aurę
wrażliwości. Nigdy wcześniej tego w nim nie było.
108
S
R
Oczywiście, nie był wcześniej niezłomny. W tym sensie, że
załamał się, na krótko, pod ciężarem żalu i poczucia winy. Ale ta
wrażliwość, która z niego teraz emanowała, była... jakaś taka... była...
Mimo psychiatrycznego wykształcenia Febe mogła jedynie
powiedzieć, że była inna.
- Cześć - odezwała się w końcu.
- Cześć - odpowiedział.
- Rozmawiałam z Szafą - oznajmiła. - Dzwonił wcześniej.
Usłyszał, co się stało w pożarze.
- Od Keezi? - Jackson nie był zdziwiony.
- Tak - odłożyła aparat. - Dzwoniła do niego. Szafa myślał, że
może do niego wpadniesz. Jak nie wpadłeś, no to...hmm...
- Pomyślał, że przyjdę do ciebie - powiedział to bardzo cicho, ale
z takim napięciem, że serce Febe gwałtownie biło.
- Martwił się - mówiąc, bawiła się skrajem koszulki. Czuła, jak
sutka uwydatnia się przez cienki materiał. Pożałowała, że nie włożyła
stanika. - Obiecałam, że dam mu znać, jeśli... kiedy... przyjedziesz do
domu. Powiedziałam, że wszystko z tobą w porządku.
Zawahała się, próbując odczytać coś z jego twarzy. Bez-
skutecznie. Pochyliła się i spytała:
- Wszystko w porządku, prawda?
- Czuję się lepiej. - Przez parę sekund Jackson wpatrywał się w
nią natarczywie. Na moment spuścił wzrok, potem znów spojrzał jej w
twarz. - A ty?
- Ja? Co ja...?
109
S
R
Postąpił do przodu, zmniejszył dystans między nimi.
- Wszystko u ciebie dobrze?
Zamrugała powiekami zaskoczona pytaniem. Czy coś po-
dejrzewał? Czy jakoś zdradziła się ze swoimi myślami?
- Febe?
- Tak - powiedziała szybko, przywołując na twarz uśmiech. -
Wszystko w porządku.
Podszedł jeszcze o krok. Sztywny, spięty, jakby obawiał się zbyt
do niej zbliżyć. Ale dlaczego?
- Nie... - Zamilkł, jakby szukał właściwych słów -...nie
skrzywdziłem cię?
Szok był zbyt wielki, by zdołała go zamaskować.
- T-ty? - wyjąkała. - Miałbyś skrzywdzić... mnie?
- Tak czy nie? - spytał ostro.
- Nie! - potrząsnęła głową, a koński ogon obił się o jej ramiona. -
Jak ty możesz...?
- Jak mogę? - w oczach Jacksona gorzała złość na samego siebie.
- Nie prosiłem, żebyś się ze raną kochała. Nie dałem ci szansy, byś
powiedziała tak" lub nie". Po prostu to zrobiłem! Nie pomyślałem
wcale, żeby zadbać o ciebie!
Febe spojrzała na niego oszołomiona. Powtórzyła jego słowa w
myślach kilka razy. Nie zadbał" o nią? Co on chciał powiedzieć? %7łe
nie udało mu się zadowolić jej w łóżku? Niemożliwe!
- Jackson - zaczęła - gdybyś zadbał" o mnie jeszcze trochę
bardziej, rozniosłoby mnie na milion kawałków.
110
S
R
Reakcja kochanka na tak śmiałe stwierdzenie faktu nie była
łatwa do opisania. Z początku jakby niczego nie usłyszał. Potem się
zarumienił. Dostrzegła szereg emocji malujących się na pociągłej
twarzy. W jednej chwili osłupiał, w drugiej był niezmiernie mile
połechtany.
W końcu odchrząknął, lekko zarumieniony.
- Mówię o tym, że nie użyłem żadnych środków ochronnych -
wyjaśnił cicho.
- Biorę pigułki - zmusiła się, by patrzeć mu w oczy. - Więc nie
musisz się martwić antykoncepcją. A co do innych obaw... cztery
miesiące temu, zanim podjęłam pracę w szpitalu, przeszłam
kompletne testy fizyczne. Mam wzorcową kartę zdrowia. A ty -
przełknęła z trudem - jesteś moim pierwszym mężczyzną od tamtego
czasu.
W rzeczywistości był pierwszym od śmierci jej narzeczonego.
Ale nie była jeszcze gotowa, by się do tego przyznać. Jeszcze nie
teraz. Pózniej też raczej nie.
- Parę tygodni temu oddawałem krew. - Nie dał poznać po sobie
reakcji na ostatnie jej słowa. - Badania nie wykazały żadnych
paskudnych wirusów.
Patrząc na niego odetchnęła głęboko.
- No to - powiedziała w końcu - wszystko w porządku.
- Tak?
- Tak.
- Nie powinniśmy porozmawiać o tym, co między nami zaszło?
111
S
R
- A co właśnie robimy?
Zmrużył oczy i założył ręce na piersi.
- Chcesz powiedzieć, że wyczerpaliśmy temat?
- Musimy spojrzeć na to z właściwej perspektywy.
- To znaczy?
- To znaczy, zachowałeś się tak w konkretnych okolicz-
nościach.... To musiało być dla ciebie straszne. Wyglądałeś jak cień
śmierci. Musiałeś to jakoś odreagować - zamilkła, przestraszona nagłą
zmianą w jego twarzy. Wyglądał teraz tak, jakby otrzymał śmiertelny
cios.
- Poszłaś ze mną do łóżka z litości?
- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie i szczerze. - Oczywiście, że nie!
I nagle znalazł się nad nią, chwycił poręcze fotela, w którym
siedziała, zamykając ją jak w pułapce.
- Więc co do mnie czułaś, kiedy się kochaliśmy? - rzucił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
ale wierzyła, że miłość potrafi zupełnie zmienić sposób widzenia
świata.
Może miało to coś wspólnego ze zmierzwionymi włosami i
pogniecionym ubraniem. Albo z nietypowym przestępowaniem z nogi
na nogę. Ale wyczuwała w nim aurę niepewności - nie, raczej aurę
wrażliwości. Nigdy wcześniej tego w nim nie było.
108
S
R
Oczywiście, nie był wcześniej niezłomny. W tym sensie, że
załamał się, na krótko, pod ciężarem żalu i poczucia winy. Ale ta
wrażliwość, która z niego teraz emanowała, była... jakaś taka... była...
Mimo psychiatrycznego wykształcenia Febe mogła jedynie
powiedzieć, że była inna.
- Cześć - odezwała się w końcu.
- Cześć - odpowiedział.
- Rozmawiałam z Szafą - oznajmiła. - Dzwonił wcześniej.
Usłyszał, co się stało w pożarze.
- Od Keezi? - Jackson nie był zdziwiony.
- Tak - odłożyła aparat. - Dzwoniła do niego. Szafa myślał, że
może do niego wpadniesz. Jak nie wpadłeś, no to...hmm...
- Pomyślał, że przyjdę do ciebie - powiedział to bardzo cicho, ale
z takim napięciem, że serce Febe gwałtownie biło.
- Martwił się - mówiąc, bawiła się skrajem koszulki. Czuła, jak
sutka uwydatnia się przez cienki materiał. Pożałowała, że nie włożyła
stanika. - Obiecałam, że dam mu znać, jeśli... kiedy... przyjedziesz do
domu. Powiedziałam, że wszystko z tobą w porządku.
Zawahała się, próbując odczytać coś z jego twarzy. Bez-
skutecznie. Pochyliła się i spytała:
- Wszystko w porządku, prawda?
- Czuję się lepiej. - Przez parę sekund Jackson wpatrywał się w
nią natarczywie. Na moment spuścił wzrok, potem znów spojrzał jej w
twarz. - A ty?
- Ja? Co ja...?
109
S
R
Postąpił do przodu, zmniejszył dystans między nimi.
- Wszystko u ciebie dobrze?
Zamrugała powiekami zaskoczona pytaniem. Czy coś po-
dejrzewał? Czy jakoś zdradziła się ze swoimi myślami?
- Febe?
- Tak - powiedziała szybko, przywołując na twarz uśmiech. -
Wszystko w porządku.
Podszedł jeszcze o krok. Sztywny, spięty, jakby obawiał się zbyt
do niej zbliżyć. Ale dlaczego?
- Nie... - Zamilkł, jakby szukał właściwych słów -...nie
skrzywdziłem cię?
Szok był zbyt wielki, by zdołała go zamaskować.
- T-ty? - wyjąkała. - Miałbyś skrzywdzić... mnie?
- Tak czy nie? - spytał ostro.
- Nie! - potrząsnęła głową, a koński ogon obił się o jej ramiona. -
Jak ty możesz...?
- Jak mogę? - w oczach Jacksona gorzała złość na samego siebie.
- Nie prosiłem, żebyś się ze raną kochała. Nie dałem ci szansy, byś
powiedziała tak" lub nie". Po prostu to zrobiłem! Nie pomyślałem
wcale, żeby zadbać o ciebie!
Febe spojrzała na niego oszołomiona. Powtórzyła jego słowa w
myślach kilka razy. Nie zadbał" o nią? Co on chciał powiedzieć? %7łe
nie udało mu się zadowolić jej w łóżku? Niemożliwe!
- Jackson - zaczęła - gdybyś zadbał" o mnie jeszcze trochę
bardziej, rozniosłoby mnie na milion kawałków.
110
S
R
Reakcja kochanka na tak śmiałe stwierdzenie faktu nie była
łatwa do opisania. Z początku jakby niczego nie usłyszał. Potem się
zarumienił. Dostrzegła szereg emocji malujących się na pociągłej
twarzy. W jednej chwili osłupiał, w drugiej był niezmiernie mile
połechtany.
W końcu odchrząknął, lekko zarumieniony.
- Mówię o tym, że nie użyłem żadnych środków ochronnych -
wyjaśnił cicho.
- Biorę pigułki - zmusiła się, by patrzeć mu w oczy. - Więc nie
musisz się martwić antykoncepcją. A co do innych obaw... cztery
miesiące temu, zanim podjęłam pracę w szpitalu, przeszłam
kompletne testy fizyczne. Mam wzorcową kartę zdrowia. A ty -
przełknęła z trudem - jesteś moim pierwszym mężczyzną od tamtego
czasu.
W rzeczywistości był pierwszym od śmierci jej narzeczonego.
Ale nie była jeszcze gotowa, by się do tego przyznać. Jeszcze nie
teraz. Pózniej też raczej nie.
- Parę tygodni temu oddawałem krew. - Nie dał poznać po sobie
reakcji na ostatnie jej słowa. - Badania nie wykazały żadnych
paskudnych wirusów.
Patrząc na niego odetchnęła głęboko.
- No to - powiedziała w końcu - wszystko w porządku.
- Tak?
- Tak.
- Nie powinniśmy porozmawiać o tym, co między nami zaszło?
111
S
R
- A co właśnie robimy?
Zmrużył oczy i założył ręce na piersi.
- Chcesz powiedzieć, że wyczerpaliśmy temat?
- Musimy spojrzeć na to z właściwej perspektywy.
- To znaczy?
- To znaczy, zachowałeś się tak w konkretnych okolicz-
nościach.... To musiało być dla ciebie straszne. Wyglądałeś jak cień
śmierci. Musiałeś to jakoś odreagować - zamilkła, przestraszona nagłą
zmianą w jego twarzy. Wyglądał teraz tak, jakby otrzymał śmiertelny
cios.
- Poszłaś ze mną do łóżka z litości?
- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie i szczerze. - Oczywiście, że nie!
I nagle znalazł się nad nią, chwycił poręcze fotela, w którym
siedziała, zamykając ją jak w pułapce.
- Więc co do mnie czułaś, kiedy się kochaliśmy? - rzucił [ Pobierz całość w formacie PDF ]