[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mudżahedinów, zabijania. Lecz po kilku godzinach zaczynałam odczuwać wstyd z powodu
takich myśli. Byłam zbyt młoda, by wyrzekać się świata. Rodzice by tego nie pochwalali,
samobójstwo świadczyło o słabości. Przeczyło wszystkiemu, czego mnie nauczali. Zabijając
się, odrzuciłabym to.
Jedynymi ludźmi, których chciałam widywać, były przyjaciółki matki z RAW-y.
Przychodziły, by chwilę porozmawiać i zostawiały mnie w spokoju. Nie słyszałam od nich
pustych słów w rodzaju: „Przykro nam"; mówiły, że choć straciłam matkę, spróbują mi
pomóc, jak uczyniłaby to ona; że powinnam sobie uświadomić, jak to dobrze, że mam wciąż
babkę i krewnych rodziców, ponieważ tyle dziewcząt straciło wszystko i nikt nawet nie mógł
im pomóc w pochówku matek i ojców. Nakłaniały mnie, bym pomyślała o innych, którzy
cierpią, oraz przekuła swój żal w siłę. Szanowałam je za to. Zaopiekowały się babką i
kupowały nam jedzenie.
Upłynęło sporo czasu, nim się dowiedziałam, że rodziców zamor^ dowano na rozkaz
mudżahedinów, tak jak tysiące innych ludzi, nie mogę jednak powiedzieć nic na ten temat,
gdyż byłoby to zbyt ryzykowne. Nigdy nie zwrócono nam ich ciał, nigdy też nie odbył się
żaden pogrzeb. Babka powiedziała, że fundamentaliści okradli nas nie tylko z dwóch istnień,
ale i z dwóch grobów, przy których mogłybyśmy opłakiwać zmarłych. Nawet dzisiaj rodzice
nie mają swych mogił.
Pewnej nocy po ich zniknięciu przysięgłam sobie, że pomszczę nie tylko ich, ale i
wszystkich ludzi, którzy zostali zamordowani, nie wiadomo jak, gdzie i dlaczego. Nie
chciałam robić tego z kałasznikowem
w ręku, tylko walcząc o sprawę tak, jak czyniła to matka.
*
- Słyszałaś? Czy może być coś gorszego?! - wykrzyknęła Khadija, wpadając do mojego
domu. Miała na głowie chustę, a w jej oczach malował się strach.
Było lato 1992 roku, kilka miesięcy po przejęciu przez mudżahedinów władzy w Kabulu.
Nie zdejmując nawet chusty, ruszyła od razu do mojej sypialni i zamknęła za sobą drzwi.
Opowiedziała mi wszystko urywanym głosem, chodząc po pokoju, jakby nie potrafiła ustać w
miejscu. Przywódca mudżahediński, eskortowany przez uzbrojonych mężczyzn, wpadł
ostatniej nocy do domu pięknej osiemnastoletniej dziewczyny imieniem Nahid. Była córką
sklepikarza i mieszkała w bloku w Mikrorayon, wschodniej dzielnicy Kabulu, znacznie
zamożniejszej niż nasza. Być może żołnierze usłyszeli o niej od jednej ze starych żebraczek,
które pełniły funkcję płatnych szpiegów. Zażądali od ojca wydania dziewczyny, by mogła
poślubić jednego z nich. Ojciec odmówił. „Opuśćcie ten dom - powiedział. - Jak śmiecie
wdzierać się tu w środku nocy? Niech ten żołnierz przyśle do mnie swoich rodziców. Jeśli
moja córka się zgodzi, oddam mu ją".
Lecz żołnierze nie zamierzali go słuchać i próbowali schwytać Nahid.
Udało jej się w pewnym momencie wybiec na balkon i rzucić z piątego piętra na ziemię.
Khadija przerwała i popatrzyła na mnie.
- Rozumiesz? Chcieli wziąć Nahid siłą, więc musiała się zabić - powiedziała bez tchu, a ja
dostrzegłam, że nie użyła słowa „gwałt". - Wiesz, co to oznacza? Będziemy musiały nosić
burki. Nie możemy już wychodzić na ulicę. To zbyt niebezpieczne. Nawet we własnych
domach nie możemy czuć się pewnie. W każdej chwili jakiś mudżahedin może wyważyć
drzwi kałasznikowem i zabrać nas ze sobą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
mudżahedinów, zabijania. Lecz po kilku godzinach zaczynałam odczuwać wstyd z powodu
takich myśli. Byłam zbyt młoda, by wyrzekać się świata. Rodzice by tego nie pochwalali,
samobójstwo świadczyło o słabości. Przeczyło wszystkiemu, czego mnie nauczali. Zabijając
się, odrzuciłabym to.
Jedynymi ludźmi, których chciałam widywać, były przyjaciółki matki z RAW-y.
Przychodziły, by chwilę porozmawiać i zostawiały mnie w spokoju. Nie słyszałam od nich
pustych słów w rodzaju: „Przykro nam"; mówiły, że choć straciłam matkę, spróbują mi
pomóc, jak uczyniłaby to ona; że powinnam sobie uświadomić, jak to dobrze, że mam wciąż
babkę i krewnych rodziców, ponieważ tyle dziewcząt straciło wszystko i nikt nawet nie mógł
im pomóc w pochówku matek i ojców. Nakłaniały mnie, bym pomyślała o innych, którzy
cierpią, oraz przekuła swój żal w siłę. Szanowałam je za to. Zaopiekowały się babką i
kupowały nam jedzenie.
Upłynęło sporo czasu, nim się dowiedziałam, że rodziców zamor^ dowano na rozkaz
mudżahedinów, tak jak tysiące innych ludzi, nie mogę jednak powiedzieć nic na ten temat,
gdyż byłoby to zbyt ryzykowne. Nigdy nie zwrócono nam ich ciał, nigdy też nie odbył się
żaden pogrzeb. Babka powiedziała, że fundamentaliści okradli nas nie tylko z dwóch istnień,
ale i z dwóch grobów, przy których mogłybyśmy opłakiwać zmarłych. Nawet dzisiaj rodzice
nie mają swych mogił.
Pewnej nocy po ich zniknięciu przysięgłam sobie, że pomszczę nie tylko ich, ale i
wszystkich ludzi, którzy zostali zamordowani, nie wiadomo jak, gdzie i dlaczego. Nie
chciałam robić tego z kałasznikowem
w ręku, tylko walcząc o sprawę tak, jak czyniła to matka.
*
- Słyszałaś? Czy może być coś gorszego?! - wykrzyknęła Khadija, wpadając do mojego
domu. Miała na głowie chustę, a w jej oczach malował się strach.
Było lato 1992 roku, kilka miesięcy po przejęciu przez mudżahedinów władzy w Kabulu.
Nie zdejmując nawet chusty, ruszyła od razu do mojej sypialni i zamknęła za sobą drzwi.
Opowiedziała mi wszystko urywanym głosem, chodząc po pokoju, jakby nie potrafiła ustać w
miejscu. Przywódca mudżahediński, eskortowany przez uzbrojonych mężczyzn, wpadł
ostatniej nocy do domu pięknej osiemnastoletniej dziewczyny imieniem Nahid. Była córką
sklepikarza i mieszkała w bloku w Mikrorayon, wschodniej dzielnicy Kabulu, znacznie
zamożniejszej niż nasza. Być może żołnierze usłyszeli o niej od jednej ze starych żebraczek,
które pełniły funkcję płatnych szpiegów. Zażądali od ojca wydania dziewczyny, by mogła
poślubić jednego z nich. Ojciec odmówił. „Opuśćcie ten dom - powiedział. - Jak śmiecie
wdzierać się tu w środku nocy? Niech ten żołnierz przyśle do mnie swoich rodziców. Jeśli
moja córka się zgodzi, oddam mu ją".
Lecz żołnierze nie zamierzali go słuchać i próbowali schwytać Nahid.
Udało jej się w pewnym momencie wybiec na balkon i rzucić z piątego piętra na ziemię.
Khadija przerwała i popatrzyła na mnie.
- Rozumiesz? Chcieli wziąć Nahid siłą, więc musiała się zabić - powiedziała bez tchu, a ja
dostrzegłam, że nie użyła słowa „gwałt". - Wiesz, co to oznacza? Będziemy musiały nosić
burki. Nie możemy już wychodzić na ulicę. To zbyt niebezpieczne. Nawet we własnych
domach nie możemy czuć się pewnie. W każdej chwili jakiś mudżahedin może wyważyć
drzwi kałasznikowem i zabrać nas ze sobą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]