[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Znajomi próbowali wyciągać go na rozmowy, jednak jego szorstkie odpowiedzi i stale nachmurzona
twarz odstraszały większość skłonnych do pogawędek. Odczuwali ulgę, gdy rozmowa dobiegała
końca.
W piątkowy wieczór, gdy siedział z bratem przy barze w tawernie zwanej po prostu Miejscem", nie
wydawał się skłonny do prowadzenia rozmowy.
Chociaż minęło już pół godziny, wciąż sączył pierwszego burbona z wodą. Siedział pochylony nad
drinkiem jak pies nad kością, który nie chce, żeby inny pies ją przechwycił. Z przygnębieniem
wpatrywał się w napój i obserwował, jak topniejący lód przybiera barwę jasnego bursztynu.
- Nie możemy zrobić nic innego jak tylko czekać. Komentarz Lucky'ego jedynie spotęgował
niezadowolenie
Chase'a.
- Powtarzamy to już od miesiąca.
- Mają wkrótce podjąć jakąś decyzję.
- Gdy telefonowałem do nich w zeszłym tygodniu, powiedzieli, że podpiszą kontrakt do końca
tygodnia. W tym tygodniu powiedzieli, że będzie to następny tydzień. Myślę, że po prostu grają na
zwłokę.
- Jeśli tam istotnie jest ropa, to nigdzie sobie nie pójdzie -powiedział
filozoficznie Lucky. - Jedyne, co możemy zrobić, to ich przeczekać.
Chase walnął pięścią w blat.
- Słucha się ciebie jak cholernej zaciętej płyty! Czy nie możesz wymyślić czegoś oryginalniej szego?
- Tak, mogę wymyślić coś oryginalniejszego - odparł Lucky z rozdrażnieniem, ześlizgując się z
barowego stołka. -Idz do diabła!
- Poczekaj chwilę! - Chase wyciągnął rękę i chwycił brata za skraj kurtki.
- Wróć. Wypij jeszcze jednego drinka.
Lucky otrząsnął się, uwalniając się z jego rąk.
- Nie chcę już drinka.
- Ja ci postawię.
- Bez różnicy. Mam naprawdę ciekawsze rzeczy do roboty niż siedzieć tutaj i wysłuchiwać twoich
obelżywych słów.
- Na przykład jakie rzeczy?
- Na przykład pójść do domu, do żony, ot co. Co ty również powinieneś uczynić. To już trzeci raz w
tym tygodniu ciągniesz mnie tu po pracy, żebym napił się z tobą.
- Tak? A co, jak teraz jesteś żonaty, to nie wolno ci już wychodzić?
- Teraz nie bawi mnie to tak jak kiedyś.
- I jeden drink stanowi teraz twój limit? Devon założyła szlaban również i na to?
- To prawda. Jestem z nią taki szczęśliwy, że nie potrzebuję wyskoków innego rodzaju.
- Och, naprawdę? Już sam seks z nią sprawia, że jesteś pijany?
Dłonie Lucky'ego zacisnęły się w pięści. Gdyby to usłyszał dwa lata temu, dawno zaatakowałby brata
i wymierzał na oślep ciosy pięścią. To Devon nauczyła go, że rozwaga stanowi cenny element
męstwa. Od tej pory nie wszczynał bójki pierwszy i nie myślał o tym dopiero po fakcie.
Nauczył się pohamowywać, ale dzisiejszego wieczoru Chase doprowadził go do granic
wytrzymałości.
Odliczał powoli do dziesięciu, by utrzymać nad sobą kontrolę.
Chase oparł łokcie o bar i palcami przeczesał swoje ciemne włosy.
- Nie zasłużyłeś sobie na to. Devon również nie, do diabła!
Przepraszam. Postaraj się zapomnieć, że w ogóle to powiedziałem.
Był w pełni przygotowany na to, że brat wyjdzie. Zaskoczyło go niezmiernie, gdy Lucky ponownie
usiadł na stołku.
- Dlaczego nie powiesz mi, co cię naprawdę trapi?
- Potrzebujemy tego kontraktu.
- Tak. Ale poza tym coś cię gryzie, Chase. Mama i Devon również to zauważyły. Każdej niedzieli,
gdy przychodzicie z Marcie, zachowujesz się jak człowiek siedzący na zawleczce dynamitu. Zapalnik
jest krótki i szybko się pali. Co jest tego przyczyną?
Chase kilkakrotnie zakręcił w koło zawartością szklanki.
- Marcie - wymamrotał.
- Tego się właśnie domyślałem.
Chase spojrzał na niego ostrym, wyzywającym wzrokiem.
- Dlaczego domyślałeś się właśnie tego?
- Marcie w dużym stopniu przypomina Devon. Miała swoje własne życie, zanim ty w nie wkroczyłeś.
Przez długi czas była niezależną kobietą. -
Lucky zaczerpnął garść orzeszków ze stojącej na barze miseczki. - Wcale mnie to nie dziwi, że rola
żony nie przypadła jej do gustu. To jest tak jak z nową parą butów.
- Chyba żartujesz! - Chase drwiąco odchrząknął. - W roli żony jest tak cholernie dobra, że to [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Znajomi próbowali wyciągać go na rozmowy, jednak jego szorstkie odpowiedzi i stale nachmurzona
twarz odstraszały większość skłonnych do pogawędek. Odczuwali ulgę, gdy rozmowa dobiegała
końca.
W piątkowy wieczór, gdy siedział z bratem przy barze w tawernie zwanej po prostu Miejscem", nie
wydawał się skłonny do prowadzenia rozmowy.
Chociaż minęło już pół godziny, wciąż sączył pierwszego burbona z wodą. Siedział pochylony nad
drinkiem jak pies nad kością, który nie chce, żeby inny pies ją przechwycił. Z przygnębieniem
wpatrywał się w napój i obserwował, jak topniejący lód przybiera barwę jasnego bursztynu.
- Nie możemy zrobić nic innego jak tylko czekać. Komentarz Lucky'ego jedynie spotęgował
niezadowolenie
Chase'a.
- Powtarzamy to już od miesiąca.
- Mają wkrótce podjąć jakąś decyzję.
- Gdy telefonowałem do nich w zeszłym tygodniu, powiedzieli, że podpiszą kontrakt do końca
tygodnia. W tym tygodniu powiedzieli, że będzie to następny tydzień. Myślę, że po prostu grają na
zwłokę.
- Jeśli tam istotnie jest ropa, to nigdzie sobie nie pójdzie -powiedział
filozoficznie Lucky. - Jedyne, co możemy zrobić, to ich przeczekać.
Chase walnął pięścią w blat.
- Słucha się ciebie jak cholernej zaciętej płyty! Czy nie możesz wymyślić czegoś oryginalniej szego?
- Tak, mogę wymyślić coś oryginalniejszego - odparł Lucky z rozdrażnieniem, ześlizgując się z
barowego stołka. -Idz do diabła!
- Poczekaj chwilę! - Chase wyciągnął rękę i chwycił brata za skraj kurtki.
- Wróć. Wypij jeszcze jednego drinka.
Lucky otrząsnął się, uwalniając się z jego rąk.
- Nie chcę już drinka.
- Ja ci postawię.
- Bez różnicy. Mam naprawdę ciekawsze rzeczy do roboty niż siedzieć tutaj i wysłuchiwać twoich
obelżywych słów.
- Na przykład jakie rzeczy?
- Na przykład pójść do domu, do żony, ot co. Co ty również powinieneś uczynić. To już trzeci raz w
tym tygodniu ciągniesz mnie tu po pracy, żebym napił się z tobą.
- Tak? A co, jak teraz jesteś żonaty, to nie wolno ci już wychodzić?
- Teraz nie bawi mnie to tak jak kiedyś.
- I jeden drink stanowi teraz twój limit? Devon założyła szlaban również i na to?
- To prawda. Jestem z nią taki szczęśliwy, że nie potrzebuję wyskoków innego rodzaju.
- Och, naprawdę? Już sam seks z nią sprawia, że jesteś pijany?
Dłonie Lucky'ego zacisnęły się w pięści. Gdyby to usłyszał dwa lata temu, dawno zaatakowałby brata
i wymierzał na oślep ciosy pięścią. To Devon nauczyła go, że rozwaga stanowi cenny element
męstwa. Od tej pory nie wszczynał bójki pierwszy i nie myślał o tym dopiero po fakcie.
Nauczył się pohamowywać, ale dzisiejszego wieczoru Chase doprowadził go do granic
wytrzymałości.
Odliczał powoli do dziesięciu, by utrzymać nad sobą kontrolę.
Chase oparł łokcie o bar i palcami przeczesał swoje ciemne włosy.
- Nie zasłużyłeś sobie na to. Devon również nie, do diabła!
Przepraszam. Postaraj się zapomnieć, że w ogóle to powiedziałem.
Był w pełni przygotowany na to, że brat wyjdzie. Zaskoczyło go niezmiernie, gdy Lucky ponownie
usiadł na stołku.
- Dlaczego nie powiesz mi, co cię naprawdę trapi?
- Potrzebujemy tego kontraktu.
- Tak. Ale poza tym coś cię gryzie, Chase. Mama i Devon również to zauważyły. Każdej niedzieli,
gdy przychodzicie z Marcie, zachowujesz się jak człowiek siedzący na zawleczce dynamitu. Zapalnik
jest krótki i szybko się pali. Co jest tego przyczyną?
Chase kilkakrotnie zakręcił w koło zawartością szklanki.
- Marcie - wymamrotał.
- Tego się właśnie domyślałem.
Chase spojrzał na niego ostrym, wyzywającym wzrokiem.
- Dlaczego domyślałeś się właśnie tego?
- Marcie w dużym stopniu przypomina Devon. Miała swoje własne życie, zanim ty w nie wkroczyłeś.
Przez długi czas była niezależną kobietą. -
Lucky zaczerpnął garść orzeszków ze stojącej na barze miseczki. - Wcale mnie to nie dziwi, że rola
żony nie przypadła jej do gustu. To jest tak jak z nową parą butów.
- Chyba żartujesz! - Chase drwiąco odchrząknął. - W roli żony jest tak cholernie dobra, że to [ Pobierz całość w formacie PDF ]