[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miseczek. Dodała do tego sałatkę z kurczaka, a na tale-
rzykach pod miseczkami ułożyła pszenne krakersy. Po-
nownie sięgnęła do lodówki, tym razem po lód i dzbanek
z herbatą. Wentylator chłodził znakomicie, ale odrobina
potu i tak pojawiła się na jej czole.
Stwierdzenie Sama, że martwi się wyłącznie o siebie,
wciąż wisiało w powietrzu.
- Ty? - powiedziała w końcu. - Ty, martwiący się
o cokolwiek? Przecież jesteś człowiekiem, który żyje na
krawędzi. Ja nie potrafiłabym tak żyć i uniknąć upadku.
- A myślisz, że ja potrafię? Jeśli tak, to się grubo my-
lisz. Upadałem już wielokrotnie, ale zawsze znajdowałem
siłę, aby powstać i iść dalej. To jest wyzwanie, które czyni
życie fascynującym, moja droga.
- Może, ale ja nie mogłabym toczyć ciągłej walki. Nie
otrząsam się tak łatwo z porażek. - Kto wie, może i mnie
byłoby teraz trudniej.
- Wygląda na to, że oboje musimy zmienić nasze wy-
obrażenia o sobie samych - stwierdziła niepewnie. - My-
ślę, że nie masz nic przeciwko sałatce na lunch. Jest zbyt
gorąco na coś cięższego. - Zaniosła naczynia na zacienio-
ną werandę.
- Och, nie. Sałatka mi odpowiada. - Miała rację, był
straszny upał. Sam nie sądził jednak, aby ten żar można
S
R
złagodzić sałatką lub wentylatorem. Poszedł za nią
i usiadł przy małym stoliku. - Opowiedz mi o sobie. Jak
udało ci się zajść tak wysoko w policji?
- Buck złamał nogę w wypadku samochodowym.
Trzeba było kogoś, kto by go zastąpił. Ponieważ przez ty-
le lat miałam do czynienia z tym zawodem, wybrano
właśnie mnie. Jestem nawet na liście płac.
- A jak to się stało, że wóz policyjny nie został uszko-
dzony?
Buck jechał naszym prywatnym samochodem. Tego
dnia miał wolne.
- A co robisz, kiedy nie jesteś na służbie?
- Nic szczególnego. Pracuję w Urzędzie Miejskim.
Między innymi przyjmuję rachunki. Robię w zasadzie
wszystko, co w danej chwili jest do zrobienia. Jestem pro-
stą dziewczyną z prowincji, to wszystko.
- Nie widzę w tobie nic prostego, Andreo Fleming.
Przez chwilę jedli w ciszy. Słychać było jedynie wesołe
bzykanie pszczoły tańczącej wokół kwiatowych kieli-
chów za gankiem.
- A ty, Sam? Jak zostałeś cieślą?
- Umiejętności stolarskie zdobyłem w szkole. Naj-
mniej posłusznych uczniów zwykle posyła się na war-
sztaty. Podobnie stało się w moim przypadku. O dziwo,
okazało się, że to polubiłem. Na budowie nie liczy się,
kim jesteś, ale czy dobrze umiesz wykonać swoją pracę.
- Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny i delikatnie strze-
pnął okruch z jej ust. Ten niespodziewany dotyk podziałał
na nią elektryzująco, co Sam bez trudu spostrzegł.
- W Arkadii liczy się i to, kim jesteś, i ta, co potrafisz
zrobić - stwierdziła. - Możemy kogoś nie zaakceptować,
ale kiedy już jest jednym z nas, czujemy się za niego od-
powiedzialni.
- Nie sądzę, aby moja matka w to wierzyła.
Nie wiedziała, co powiedzieć na jego wątpliwości.
S
R
- Przykro mi, Sarn. Nie mam pojęcia, co się wtedy wy-
darzyło. Nikt tego nie rozumie.
- Ja tak. Zaszła w ciążę i została wyrzucona. Spędziła
resztę życia na wspominaniu tego miejsca. Nigdy nie ro-
zumiałem, dlaczego było ono dla niej tak ważne.
- Wydaje mi się - zaczęła powoli Andrea - że nasze
korzenie są swego rodzaju zródłem życia, że są niczym
kotwica, która ratuje nas w czasie burzy. Może właśnie
dlatego twoja matka tak często wracała myślami do ro-
dzinnego miasteczka.
- Kotwica podczas burzy. Muszę to zapamiętać. Nigdy
nie przebywałem pośród ludzi, którzy akceptowali swoje
słabości. Szczerze mówiąc - zawahał się - wątpię, czy ta-
cy ludzie w ogóle istnieją.
- Uwierz w to, Sam. Ludzie w Arkadii troszczą się
o siebie nawzajem. Obcym trudno jest to zrozumieć.
- Obcym? Moja matka należała do tej społeczności,
a jednak została odrzucona.
S
R
Rozdział piąty
Andrea zaczęła sprzątać naczynia. Dawid również był
obcy. Nie rozumiała, dlaczego jej myśli wciąż wracały ku
niemu. Stanowił już tylko część jej przeszłości, część cze-
goś, co dawno minęło.
- Muszę wracać do pracy - stwierdziła z westchnie-
niem.
- Och, nie - sprzeciwił się, żałując, że powiedział coś,
co kazało jej wrócić do terazniejszości. - Czy to koniecz-
ne? Nie mogłabyś wziąć wolnego popołudnia? Poszliby-
śmy na ryby.
- Wolne popołudnie? Wykluczone! Sam, musisz zro-
zumieć, że nie możesz tak po prostu przychodzić tutaj
i spodziewać się, że ja...
- %7łe ty, co? - Po chwili stał przy niej. - Dlaczego za-
wsze uciekasz ode mnie, gdy próbuję się do ciebie odro-
binę zbliżyć?
- Ja... - Andrei wydawało się, że słyszy bicie własne-
go serca. Nie mogła myśleć, gdy był tak blisko; nie mogła
oddychać; nie mogła nawet przywołać obrazu przeszło-
ści, który miał stanowić dla niej ciągłą przestrogę. - Nie
wiem, jak postępować z kimś takim jak ty, Sam. Jesteś ob-
cy i nie wiem, jak... jak zachować dyskrecję.
- Masz rację. W każdym miejscu jestem obcy. Ale mo-
że właśnie Arkadia i ta... - Rozejrzał się po kuchni. -
S
R
- Może właśnie jestem w miejscu, które najbardziej
przy-
pomina mój dom.
- Wybacz, Sam. Obawiam się, że mieszasz swoje ma-
rzenie o Arkadii z uczuciem do mnie. Pozwól mi zostać
twoją przyjaciółką.
- Przyjaciółką? Miałem sekretne kochanki, ale nigdy
nie miałem sekretnej przyjaciółki, z którą na dodatek nie
mógłbym spokojnie pójść na lunch. To doprawdy coś no-
wego. Jak powinni się zachować przyjaciele, kiedy pra-
gną się pocałować? - Z uwagą obserwował zmieszanie
Andrei.
- Po prostu się nie całują. Skończmy z tym, przyjazń
albo nic, Sam. Zostawię na razie te naczynia. Buck zacz-
nie chodzić po ścianach, jeśli zaraz nie wrócę.
- W porządku. - Buck nie był jedyną osobą, która
w tej chwili nie umiała usiedzieć spokojnie. - A co przy-
jaciele mogą robić, nie łamiąc zasad?
- Cóż, chodzą razem na kościelne spotkania i nad je-
zioro albo jeżdżą na wrotkach. - Wytarła kuchenny blat
i wyłączyła wentylator. Wyszli na zewnątrz.
- Och, moja droga, czy wyobrażasz sobie mnie na ko-
ścielnym spotkaniu? Gabriel dąłby w swój róg, a ściany
waliłyby się z hukiem.
Przystanęła przy wozie i spojrzała poważnie na Sama.
- Być może Gabriel dąłby w swój róg, ale nasze ściany
są mocne.
- Tak, miałem kiedyś do czynienia z małomiastecz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •