[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stevenem"? Zaskoczył ją również jego wygląd. W mokrej od
potu koszulce i szortach, z opalonymi nogami i zmierzwio
nymi włosami, miał w sobie coś pierwotnie zmysłowego.
Budził w niej pożądanie.
Przeszli pod niskim kamiennym łukiem, potem wąskim
przejściem między dwoma budynkami, aż wreszcie dotarli
do wieży.
- Miejsce zupełnie jak ze starej bajki - zauważyła Pepper.
Steven machnął ręką.
- Biuro i mieszkanie - wyjaśnił obojętnie. - Nie jest zbyt
wygodne, a sekretarka chcąc nie chcąc kontroluje moje życie
osobiste.
Jakby na potwierdzenie tych słów w drzwiach ukazała się
Val.
- Dzień dobry. Dziekan chciałby z panem zamienić sło
wo przed spotkaniem komitetu.
- Nie da mi chwili na własne sprawy - mruknął Steven
pod nosem. - Val, czy coś jeszcze?
Sekretarka spojrzała znacząco na jego strój.
- Reszta może poczekać, aż pan się przebierze.
Roześmiał się.
- Słusznie. Chcę jeszcze wypić kawę z moim gościem
- powiedział i przedstawił sobie obie panie. - Daj mi pół
godziny, dobrze?
- Oczywiście, profesorze - powiedziała. Wróciła do gabi
netu, głośno zamykając drzwi.
- Tu jest kuchnia - Steven wskazał jasne pomieszczenie
ZAKOCHANY PROFESOR 111
z wiekowym stołem i staroświeckim wyposażeniem. - Pro
szę, poczęstuj się kawą. Zaraz wrócę.
Wyszedł, ściągając przez głowę bawełnianą koszulkę.
Pepper odwróciła oczy, ale i tak zdążyła zauważyć owłosioną
klatkę piersiową, szerokie, umięśnione ramiona. Na pewno
sporo trenował. Ciekawe, czy jest próżny i zarozumiały?
- pomyślała. Na razie nic na to nie wskazywało. Był przy
stojny, inteligentny, zaradny i świetnie dawał sobie radę
z dzieckiem. Niemal doskonały. Doszła do wniosku, że jest
poza jej zasięgiem. Na widok monstrualnych bicepsów zwy
kle robiło jej się niedobrze, ale na szczęście Steven nie był
napompowanym kulturystą i patrzyła na niego z przyjem
nością.
Zauważyła napełniony do połowy dzbanek z kawą. Sięg
nęła po kubek, usiadła i powoli zaczęła sączyć napój. Uznała,
że przyjście tutaj było błędem. Jednak teraz nie miała wyj
ścia. Musiała jakoś przez to przebrnąć. Miała za sobą liczne
randki, na których czuła się niezręcznie, więc i to spotkanie
jakoś przetrzyma.
Gdy Steven wrócił, zaczęła mówić. Nie przerywała przez
prawie dziesięć minut. Wreszcie dopuściła go do głosu.
- Pamiętałaś mnie z samolotu, ale teraz ja powinie
nem przeprosić, że pózniej już mnie nie poznałaś? - spytał
z niedowierzaniem. - Muszę przyznać, że to zaskakująca
logika.
- Nie powiedziałeś, że poznaliśmy się w samolocie. Wie
działeś o tym, gdy tylko zobaczyłeś mnie przed budynkiem
telewizji, prawda?
- Nie od razu. Przecież miałaś kaptur na głowie.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś?
SOPHIE WESTON
112
Wzruszył ramionami i sięgnął po kawę.
- Cóż, zrobiłaś na mnie o wiele większe wrażenie niż ja
na tobie. Zdarza się.
- Kłamca.
Roześmiał się.
- Trudno tamtą chwilę w samolocie nazwać spotkaniem.
Pomyślała, że tak naprawdę tylko dla niej miało to jakieś
znaczenie. Choć uważała się za inteligentną i wykształconą
kobietę, w kontaktach z mężczyznami była nieporadna jak
dziecko. Mary Ellen miała rację!
Rozejrzała się za torebką.
- Powinnam już iść - powiedziała zduszonym głosem.
- Muszę obejrzeć jakieś lokale.
Steven sięgnął po jej torebkę, ale nie spieszył się z jej
oddaniem.
- Jeśli załatwiasz coś w pobliżu Oksfordu, czy pózniej
moglibyśmy się spotkać?
- Dzień sportu? - spytała z uśmiechem.
- Dobry pomysł, ale to dopiero za miesiąc. Myślałem
raczej o wspólnym zwiedzaniu miasta. Kilka zabytkowych
budowli, przejażdżka łódką po rzece w cieniu wierzb.
- To brzmi romantycznie i przypomina mi dzieciństwo.
Rodzice często czytali mi przed zaśnięciem O czym szumią
wierzby''. Ta książka tak im się podobała, że chyba czytali ją
bardziej dla siebie niż dla mnie - powiedziała, uśmiechając
się do wspomnień.
- Tutejsi studenci zabierają tam dziewczyny i zupełnie
inne książki. To już długa tradycja. Jeśli któryś poważnie
myśli o dziewczynie, zaprasza ją do łodzi, cumuje pod pła
czącą wierzbą i czyta coś erotycznego.
ZAKOCHANY PROFESOR 113
- Tak? - Pepper zastanawiała się, czy widać, że się zaru
mieniła. - Czy to działa?
Uśmiechnął się.
- Nie mogę powiedzieć. W wojnie płci jesteśmy po prze
ciwnych stronach.
Zwilżyła usta. Patrzył na nią zafascynowany. Nie mogła
zrozumieć, dlaczego zarumieniła się, czując na sobie jego
wzrok. Jak on to robił? Ona nigdy nie potrafiła flirtować.
- Myślisz, że sama powinnam się przekonać?
- Nie mogę się doczekać.
Pepper niemal się zakrztusiła. Steven rzucił jej niewinne spoj
rzenie. Była pewna, że zdawał sobie sprawę, jak na nią działa.
- Chodzmy sprawdzić rozkład zajęć. Umówimy się na
konkretną godzinę. Przyjadę po ciebie. Dziś jest wymarzony
dzień na wycieczkę po rzece.
Choć nie powiedział, że to wymarzony dzień, żeby ją
uwieść, Pepper poczuła przyjemne podniecenie. Co dziwne,
niezależnie od jego zamiarów, nie odczuwała strachu. Tak,
wybierze się na wycieczkę ze Stevenem Konigiem niezależ
nie od konsekwencji!
Jego gabinet był mieszaniną historii i współczesności.
Stało tu kilka komputerów, ale był też zabytkowy kominek,
wiekowe meble i stare książki oprawne w skórę.
- Val, jak wygląda mój dzisiejszy dzień?
Sekretarka zaszczyciła ich krótkim spojrzeniem i otworzyła
stronę na komputerze. Ta kobieta mnie nie lubi, pomyślała
Pepper, buńczucznie unosząc brodę. Steven miał zapełniony
cały dzień. Co gorsza, Pepper nie rozumiała notatek. Zakocha
łam się w geniuszu, pomyślała ponuro. Tylko tego mi potrzeba:
wysoki współczynnik inteligencji i zmysłowość.
114 SOPHIE WESTON
- A lunch? - spytał Steven.
- Znów dziekan.
- Nic z tego. Przeproś go, ale taki dzień jak dziś zdarza
się raz w życiu.
Pepper nie mogła uwierzyć, że to powiedział. Dla żadnego
mężczyzny czas spędzony z nią nie był nigdy wyjątkowy.
Jednak Steven patrzył teraz prosto w jej oczy. Więc to nie
był żart? - pomyślała zdziwiona.
- Co ty na to? - spytał niepewnie. - Popłyniemy? Jestem
nawet gotów coś ci przeczytać.
Tylko oni oboje wiedzieli, co miał na myśli. Pierwszy raz
zdarzyła jej się taka sytuacja.
- Profesorze, kiedy pan wróci? - spytała doskonała se
kretarka z wyraznym niezadowoleniem.
- Nie mam pojęcia - przyznał, nie odrywając oczu od
Pepper.
Kiedy tak się na mnie gapi, wydaje mi się, że jestem
piękna, pomyślała.
- Co z Windflower? - dopytywała się sekretarka.
- Nocuje u koleżanki.
- Odprowadzę cię na targ. Tam bez trudu znajdziesz dla
nas coś na piknik, dobrze?
Skinęła głową.
- Ja rozejrzę się za winem - dodał. -I za czymś do czytania.
Oczywiście, literatura erotyczna! - pomyślała i zarumie
niła się po same uszy. Steven promieniał z radości.
ROZDZIAA SZSTY
Prowadził ją szybko przez centrum miasta, wskazując naj
ciekawsze miejsca.
- Kościół z czasów Tudorów, średniowieczny college,
świetna księgarnia, biblioteka w ogromnej, starej piwnicy.
Wkrótce Pepper zaczęło brakować tchu, a oglądane obra
zy straciły na ostrości.
- Chód sportowy nie jest moją mocną stroną, a mózg nie
przyswaja tylu informacji w tak krótkim czasie. Czy możemy
się zatrzymać? Muszę odsapnąć.
Zwolnił krok, ujął ją pod rękę i pod czarnym sklepieniem
wyprowadził na słońce. Zatrzymał się i wskazał budynek
z kolumnami zwieńczony kopułą.
- Dom Radcliffe'a, jednego z pionierów fotografii - wy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Stevenem"? Zaskoczył ją również jego wygląd. W mokrej od
potu koszulce i szortach, z opalonymi nogami i zmierzwio
nymi włosami, miał w sobie coś pierwotnie zmysłowego.
Budził w niej pożądanie.
Przeszli pod niskim kamiennym łukiem, potem wąskim
przejściem między dwoma budynkami, aż wreszcie dotarli
do wieży.
- Miejsce zupełnie jak ze starej bajki - zauważyła Pepper.
Steven machnął ręką.
- Biuro i mieszkanie - wyjaśnił obojętnie. - Nie jest zbyt
wygodne, a sekretarka chcąc nie chcąc kontroluje moje życie
osobiste.
Jakby na potwierdzenie tych słów w drzwiach ukazała się
Val.
- Dzień dobry. Dziekan chciałby z panem zamienić sło
wo przed spotkaniem komitetu.
- Nie da mi chwili na własne sprawy - mruknął Steven
pod nosem. - Val, czy coś jeszcze?
Sekretarka spojrzała znacząco na jego strój.
- Reszta może poczekać, aż pan się przebierze.
Roześmiał się.
- Słusznie. Chcę jeszcze wypić kawę z moim gościem
- powiedział i przedstawił sobie obie panie. - Daj mi pół
godziny, dobrze?
- Oczywiście, profesorze - powiedziała. Wróciła do gabi
netu, głośno zamykając drzwi.
- Tu jest kuchnia - Steven wskazał jasne pomieszczenie
ZAKOCHANY PROFESOR 111
z wiekowym stołem i staroświeckim wyposażeniem. - Pro
szę, poczęstuj się kawą. Zaraz wrócę.
Wyszedł, ściągając przez głowę bawełnianą koszulkę.
Pepper odwróciła oczy, ale i tak zdążyła zauważyć owłosioną
klatkę piersiową, szerokie, umięśnione ramiona. Na pewno
sporo trenował. Ciekawe, czy jest próżny i zarozumiały?
- pomyślała. Na razie nic na to nie wskazywało. Był przy
stojny, inteligentny, zaradny i świetnie dawał sobie radę
z dzieckiem. Niemal doskonały. Doszła do wniosku, że jest
poza jej zasięgiem. Na widok monstrualnych bicepsów zwy
kle robiło jej się niedobrze, ale na szczęście Steven nie był
napompowanym kulturystą i patrzyła na niego z przyjem
nością.
Zauważyła napełniony do połowy dzbanek z kawą. Sięg
nęła po kubek, usiadła i powoli zaczęła sączyć napój. Uznała,
że przyjście tutaj było błędem. Jednak teraz nie miała wyj
ścia. Musiała jakoś przez to przebrnąć. Miała za sobą liczne
randki, na których czuła się niezręcznie, więc i to spotkanie
jakoś przetrzyma.
Gdy Steven wrócił, zaczęła mówić. Nie przerywała przez
prawie dziesięć minut. Wreszcie dopuściła go do głosu.
- Pamiętałaś mnie z samolotu, ale teraz ja powinie
nem przeprosić, że pózniej już mnie nie poznałaś? - spytał
z niedowierzaniem. - Muszę przyznać, że to zaskakująca
logika.
- Nie powiedziałeś, że poznaliśmy się w samolocie. Wie
działeś o tym, gdy tylko zobaczyłeś mnie przed budynkiem
telewizji, prawda?
- Nie od razu. Przecież miałaś kaptur na głowie.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś?
SOPHIE WESTON
112
Wzruszył ramionami i sięgnął po kawę.
- Cóż, zrobiłaś na mnie o wiele większe wrażenie niż ja
na tobie. Zdarza się.
- Kłamca.
Roześmiał się.
- Trudno tamtą chwilę w samolocie nazwać spotkaniem.
Pomyślała, że tak naprawdę tylko dla niej miało to jakieś
znaczenie. Choć uważała się za inteligentną i wykształconą
kobietę, w kontaktach z mężczyznami była nieporadna jak
dziecko. Mary Ellen miała rację!
Rozejrzała się za torebką.
- Powinnam już iść - powiedziała zduszonym głosem.
- Muszę obejrzeć jakieś lokale.
Steven sięgnął po jej torebkę, ale nie spieszył się z jej
oddaniem.
- Jeśli załatwiasz coś w pobliżu Oksfordu, czy pózniej
moglibyśmy się spotkać?
- Dzień sportu? - spytała z uśmiechem.
- Dobry pomysł, ale to dopiero za miesiąc. Myślałem
raczej o wspólnym zwiedzaniu miasta. Kilka zabytkowych
budowli, przejażdżka łódką po rzece w cieniu wierzb.
- To brzmi romantycznie i przypomina mi dzieciństwo.
Rodzice często czytali mi przed zaśnięciem O czym szumią
wierzby''. Ta książka tak im się podobała, że chyba czytali ją
bardziej dla siebie niż dla mnie - powiedziała, uśmiechając
się do wspomnień.
- Tutejsi studenci zabierają tam dziewczyny i zupełnie
inne książki. To już długa tradycja. Jeśli któryś poważnie
myśli o dziewczynie, zaprasza ją do łodzi, cumuje pod pła
czącą wierzbą i czyta coś erotycznego.
ZAKOCHANY PROFESOR 113
- Tak? - Pepper zastanawiała się, czy widać, że się zaru
mieniła. - Czy to działa?
Uśmiechnął się.
- Nie mogę powiedzieć. W wojnie płci jesteśmy po prze
ciwnych stronach.
Zwilżyła usta. Patrzył na nią zafascynowany. Nie mogła
zrozumieć, dlaczego zarumieniła się, czując na sobie jego
wzrok. Jak on to robił? Ona nigdy nie potrafiła flirtować.
- Myślisz, że sama powinnam się przekonać?
- Nie mogę się doczekać.
Pepper niemal się zakrztusiła. Steven rzucił jej niewinne spoj
rzenie. Była pewna, że zdawał sobie sprawę, jak na nią działa.
- Chodzmy sprawdzić rozkład zajęć. Umówimy się na
konkretną godzinę. Przyjadę po ciebie. Dziś jest wymarzony
dzień na wycieczkę po rzece.
Choć nie powiedział, że to wymarzony dzień, żeby ją
uwieść, Pepper poczuła przyjemne podniecenie. Co dziwne,
niezależnie od jego zamiarów, nie odczuwała strachu. Tak,
wybierze się na wycieczkę ze Stevenem Konigiem niezależ
nie od konsekwencji!
Jego gabinet był mieszaniną historii i współczesności.
Stało tu kilka komputerów, ale był też zabytkowy kominek,
wiekowe meble i stare książki oprawne w skórę.
- Val, jak wygląda mój dzisiejszy dzień?
Sekretarka zaszczyciła ich krótkim spojrzeniem i otworzyła
stronę na komputerze. Ta kobieta mnie nie lubi, pomyślała
Pepper, buńczucznie unosząc brodę. Steven miał zapełniony
cały dzień. Co gorsza, Pepper nie rozumiała notatek. Zakocha
łam się w geniuszu, pomyślała ponuro. Tylko tego mi potrzeba:
wysoki współczynnik inteligencji i zmysłowość.
114 SOPHIE WESTON
- A lunch? - spytał Steven.
- Znów dziekan.
- Nic z tego. Przeproś go, ale taki dzień jak dziś zdarza
się raz w życiu.
Pepper nie mogła uwierzyć, że to powiedział. Dla żadnego
mężczyzny czas spędzony z nią nie był nigdy wyjątkowy.
Jednak Steven patrzył teraz prosto w jej oczy. Więc to nie
był żart? - pomyślała zdziwiona.
- Co ty na to? - spytał niepewnie. - Popłyniemy? Jestem
nawet gotów coś ci przeczytać.
Tylko oni oboje wiedzieli, co miał na myśli. Pierwszy raz
zdarzyła jej się taka sytuacja.
- Profesorze, kiedy pan wróci? - spytała doskonała se
kretarka z wyraznym niezadowoleniem.
- Nie mam pojęcia - przyznał, nie odrywając oczu od
Pepper.
Kiedy tak się na mnie gapi, wydaje mi się, że jestem
piękna, pomyślała.
- Co z Windflower? - dopytywała się sekretarka.
- Nocuje u koleżanki.
- Odprowadzę cię na targ. Tam bez trudu znajdziesz dla
nas coś na piknik, dobrze?
Skinęła głową.
- Ja rozejrzę się za winem - dodał. -I za czymś do czytania.
Oczywiście, literatura erotyczna! - pomyślała i zarumie
niła się po same uszy. Steven promieniał z radości.
ROZDZIAA SZSTY
Prowadził ją szybko przez centrum miasta, wskazując naj
ciekawsze miejsca.
- Kościół z czasów Tudorów, średniowieczny college,
świetna księgarnia, biblioteka w ogromnej, starej piwnicy.
Wkrótce Pepper zaczęło brakować tchu, a oglądane obra
zy straciły na ostrości.
- Chód sportowy nie jest moją mocną stroną, a mózg nie
przyswaja tylu informacji w tak krótkim czasie. Czy możemy
się zatrzymać? Muszę odsapnąć.
Zwolnił krok, ujął ją pod rękę i pod czarnym sklepieniem
wyprowadził na słońce. Zatrzymał się i wskazał budynek
z kolumnami zwieńczony kopułą.
- Dom Radcliffe'a, jednego z pionierów fotografii - wy [ Pobierz całość w formacie PDF ]