[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siedział zamyślony. Przez wpółotwarte okno słychać było niecierpliwe
stukanie gołębi wydziobujących okruchy na parapecie.
Po chwili pani Bogucka wróciła. Podnieśli się obaj.
- I co? - spytał Szretter.
- Marcin prosi panów. Chce się koniecznie zobaczyć z panami. Ale, moi
kochani, nie pozwólcie mu dużo mówić. Doktor zabronił.
W pokoju panował chłodny półmrok. Rolety w obu oknach spuszczone
były do samego prawie dołu. Wąskie tylko smugi światła pod nimi
prześwitywały. W tych smugach czerwieniały prymul-ki. Na ścianach wisiały,
w złocone, cienkie ramy oprawne, obrazy religijne. Pod jednym oknem stał
stolik z maszyną do szycia. Pod drugim stół nieco większy z książkami i
przyborami do pisania.
Marcin leżał na łóżku, wsparty o wysoko spiętrzone poduszki. Twarz
miał białości pościeli, zapadnięte policzki i skronie. Nos mu się zaostrzył,
wydłużył, oczy błyszczały niespokojnym, gorączkowym blaskiem. Ujrzawszy
wchodzących usiłował podżwignąć głowę.
- Leż! - zawołał z daleka Szretter. - Serwus! I co ty wyrabiasz
najlepszego?
Marcin w milczeniu patrzył na swoich przyjaciół.
- Siadajcie - szepnął wreszcie.
- Nie szkodzi - mruknął Felek. - Postoimy.
224
Dłonie coraz bardziej mu się pociły. Ciągle je obcierał o spodnie.
Szretter przysunął sobie krzesło do łóżka.
- Siadaj - spojrzał na Felka.
I już się nim więcej nie interesując zwrócił się do Marcina.
- Nic się nie martw, stary - powiedział przyjaznie swoim jasnym
głosem. - Krwotok to jeszcze nic strasznego. Poleżysz sobie,
wypoczniesz i wszystko będzie dobrze. Do lata na pewno wyzdro-
wiejesz.
Marcin wpatrywał się w niego błyszczącymi oczyma. Wtem
poruszył wargami. Tamten dostrzegł to i pochylił się ku niemu:
- Nie gadaj lepiej. Nie powinieneś się męczyć. Chory potrząsnął
głową.
- Coście z nim zrobili? - szepnął.
Felek niespokojnie się poruszył na krześle. Przez chwilę trwało
milczenie.
- Nie myśl o tym - rzekł na koniec spokojnie Szretter. - To nasza
sprawa. Wszystko w porządku.
Marcin przymknął powieki. Z zamkniętymi oczyma robił wra-
żenie umarłego. Nie oddychał prawie. Mimo przysłoniętych okien
bardzo wyraznie słychać było w pokoju stukające dziobami o parapet
gołębie. Nad łóżkiem Marcina wisiał duży oleodruk przedstawiający
świętego Krzysztofa z małym Jezusem na plecach. Szretter
przypatrywał się chwilę temu obrazowi. Był to kicz wyjątkowej
brzydoty i nieudolności.
- Zasnął - odezwał się półgłosem Felek. Ale Marcin nie spał.
Otworzył oczy i spojrzał najpierw na Jerzego, potem na Felka:
- Chcę wiedzieć. Coście z nim zrobili? Szretter wzruszył
ramionami:
- Po co ci to? Powiedziałem ci, że to nasza sprawa.
- Moja też.
Szarpnął niecierpliwie kołdrę i usiłował się podnieść, zabrakło mu
jednak sił. Opadł z powrotem na poduszki. Chwilę leżał bez ruchu.
- Chcę wiedzieć - powiedział ledwie dosłyszalnym szeptem. -To
jedno.
Felek nie wytrzymał:
- Powiedzze, Jurek! Co szkodzi? Jak chce... Szretter siedział
zamyślony.
-Jurek!
225
Ten wyprostował się nagle.
- Nie! - powiedział twardo i podniósł się. - Idziemy. Trzymaj się,
Marcin, wszystko będzie dobrze. Za parę dni zajrzymy do ciebie.
Marcin znów miał oczy zamknięte. Felek pochylił się nad nim i
niezręcznie uścisnął mu leżącą bezwładnie na kołdrze rękę.
- Serwus, Marcin.
- Nie przychodzcie - szepnął chory.
Powiedział to do Felka, lecz stojący obok Jerzy dosłyszał.
- Jak chcesz - powiedział chłodno. - Trzymaj się. Pani Bogucka
czekała na nich we drzwiach kuchni. Ledwie weszli, ogarnęła ich
niespokojnym, badawczym spojrzeniem.
-1 jak? Jak go panowie znalezli?
- Niech się pani nie martwi - powiedział Szretter. - Jest bardzo
osłabiony, ale to zawsze po krwotoku. Wygrzebie się.
Stała z dłońmi przyciśniętymi do piersi, wpatrzona zmęczonymi
oczyma w Szrettera, jakby z jego zdrowej, młodzieńczej i ujmującej
twarzy zaczerpnąć chciała pokrzepienia.
- Myśli pan? Dałby Bóg. Bo gdybym go miała stracić...
- Niech pani nie myśli o tym. Azy ją dławiły, skinęła tylko głową.
- Pójdziemy? - bąknął Felek.
Szretter sięgnął do kieszeni i wyjąwszy dwie pięćsetki podał je
pani Boguckiej.
- Proszę - powiedział serdecznie - niech pani to wezmie od nas. Na
lekarstwa, doktora. Spojrzała z przestrachem.
- Co to jest?
- Pieniądze. Niech pani wezmie. My z Marcinem mamy swoje
różne rozrachunki. Zawahała się:
- Nie wiem doprawdy, czy mogę...
- Ależ tak! Tylko Marcinowi niech pani na razie nic nie mówi.
Potem się z nim obliczymy, jak wyzdrowieje. Nie trzeba mu teraz tym
głowy zawracać.
Była bardzo wzruszona:
- Bóg zapłać, moi złoci.
Z pokoju dobiegł naraz słaby głos Marcina. Szretter chciał się
pożegnać, zatrzymała go jednak.
- Zaczekajcie, panowie, tylko zajrzę do niego.
226
Wróciła prawie natychmiast.
- Pana jeszcze prosi - skinęła na Jerzego.
- Mnie?
- Na chwileczkę.
Od progu spotkał się z wzrokiem Marcina. Podszedł do łóżka.
- Słucham cię?
Ten poruszył ręką, aby bliżej się przysunął.
- Dałeś matce pieniądze? Jerzy się zawahał.
- Dałeś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •