[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pojęcia, co dalej. Nawet nie wiedziałam, jak robi się sztuczne oddychanie.
Gdybyś wtedy się nie zjawił - Przerwała, nawet nie chciała myśleć, co
mogłoby się stać.
- Próbowałem cię odnalezć - wyznał po krótkiej przerwie Marsh.
Kate zamrugała oczami ze zdziwienia.
- Naprawdę?
- Piper powiedziała mi, gdzie mieszkasz i poszedłem tam, żeby z tobą
porozmawiać. Jednak ty i twój ojciec wyjechaliście już ż miasta.
- Byłeś w moim mieszkaniu? - powtórzyła, niezdolna uwierzyć w to,
co słyszy.
- Chciałem cię przeprosić. Zachowałem się jak ostatni dureń. Myliłem
się, oskarżając cię o całe zajście. Powinienem był wiedzieć, że jesteś
odpowiedzialna. Naprawdę bardzo mi przykro za to wszystko, co
powiedziałem ci tamtej nocy.
Kate wiedziała, że mówi szczerze i wzruszenie odebrało jej głos. Miała
zaciśnięte gardło i przez dłuższą chwilę nie mogła wydobyć z niego żadnego
słowa.
117
RS
Zapanowała cisza.
- Kate? - odezwał się w końcu Marsh niepewnym głosem.
- Przeprosiny przyjęte - odparła szybko.
- Jesteś bardzo miła. Wcale bym się nie zdziwił, gdybyś nadal była na
mnie wściekła.
- To było tak dawno temu.
- Masz rację. Minęło sporo czasu, ale nigdy nie zdołałem sobie
wybaczyć tego, że tak okropnie cię potraktowałem. Przez te lata często o
tobie myślałem. Zastanawiałem się, gdzie mieszkasz i co porabiasz. -W jego
głosie słychać było żal.
Nie po raz pierwszy w ciągu tej rozmowy Kate wstrzymała oddech.
Zwiadomość tego, że Marsh czasem o niej myślał, głęboko ją poruszyła.
- Dlaczego wróciłaś do Kincade?
- Szukałam pracy. Przez przypadek przeczytałam ogłoszenie, że
poszukują pielęgniarek do nowego skrzydła tutejszego szpitala. Wysłałam
więc zgłoszenie.
- Zastanawiam się, dlaczego wybrałaś zawód pielęgniarki? Czy miało
to coś wspólnego z wypadkiem Piper?
Zadziwił ją swoją domyślnością.
- Szczerze mówiąc, tak. Kiedy wyciągnęłam twoją siostrę z wody,
czułam się taka bezradna, że postanowiłam zdobyć zawód, który nauczy
mnie, co robić w takich sytuacjach. Zostałam pielęgniarką.
- Dlaczego nie lekarzem?
- Myślałam o tym. Ale jakoś nigdy do tego nie doszło - powiedziała.
Nie chciała mówić Marshowi o tym, że była bardzo bliska złożenia
papierów na uczelnię medyczną. Zapewne zrobiłaby to, gdyby nie fakt, że w
118
RS
szpitalu pojawił się Dan. Tak bardzo zaangażowała się w opiekę nad nim, że
musiała odłożyć swoje ambicje na bok. Kiedy Dan zaproponował jej
małżeństwo, ujrzała w tej propozycji szansę na takie ułożenie sobie życia, o
jakim zawsze marzyła.
- Szkoda, że nie ma z nami Piper. Przez resztę tamtego lata ani na
chwilę nie pozwoliła mi zapomnieć o tym, jakim okazałem się draniem. Nie
mogłem doczekać się powrotu do Chicago - dodał skruszony, z lekkim
uśmiechem.
Kate także się roześmiała, ucieszona tym, że przyjaciółka tak zażarcie
jej broniła.
- Dobrze sobie radziłeś w Chicago.
Kilka razy w ciągu tych lat natknęła się na jego nazwisko, włączając w
to ogłoszenie o jego ślubie z panną Tiffany Buchanan.
- Zawodowo tak. Jednak w życiu osobistym popełniłem sporo błędów.
- Wszyscy je popełniamy - odparła, słysząc w jego głosie gorycz. -
Najważniejsze, by się na nich uczyć i wyciągać z nich wnioski.
- Och, ja bardzo dużo się nauczyłem. Pewnego dnia zrozumiałem, że
moje marzenie o tym, aby mieć takie małżeństwo i rodzinę jak moi rodzice,
jest zupełnie nierealne. Na tym polu poniosłem całkowitą klęskę. A przecież
rodzina to najważniejsza rzecz w życiu. - Westchnął ponownie. - A ty, Kate?
Też miałaś marzenia?
Przełknęła z trudem, starając się rozluznić zaciśnięte gardło. Fakt, że
ich marzenia były takie podobne, zupełnie wytrącił ją z równowagi.
- Tak, jak każdy, ja też marzyłam o różnych rzeczach - odparła.
Ciekawe, co by powiedział, gdyby wyznała mu, że pokochała go w dniu, w
którym po raz pierwszy ujrzała go na oczy.
119
RS
- O czym marzyłaś? - spytał, podnosząc się z fotela.
Serce Kate zaczęło bić nienaturalnie szybko. Mogłaby przysiąc, że
Marsh ją widzi, ponieważ patrzył prosto w jej oczy. Zadrżała.
- Moje marzenia bardzo przypominały twoje - zdołała wykrztusić,
starając się, by jej głos zabrzmiał naturalnie.
- Po tym, jak udało ci się pomóc mi nawiązać kontakt z córką,
mógłbym przysiąc, że masz w sobie to coś, dzięki czemu zrealizujesz swe
marzenia - powiedział.
Kate nagle odczuła zadowolenie, że Marsh nie może jej zobaczyć.
Tęsknota zbyt wyraznie odbijała się w jej oczach. Całym sercem pragnęła
móc zostać tu z nim i z Sabriną na zawsze, stać się częścią ich życia. Ale to
było zbyt śmiałe marzenie.
- Czasami marzenia po prostu nie mogą się spełnić. - wyszeptała przez
zaciśnięte gardło.
- Wiem, co masz na myśli. Ja też przeżyłem podobne chwile
zwątpienia. - Postąpił kolejny krok w jej stronę. Choć miała ochotę wycofać
się, tkwiła nieruchomo w miejscu. - Chciałabyś wiedzieć, o czym marzyłem
w ciągu ostatnich dni?
Kiedy wyciągnął rękę i dotknął jej twarzy, serce Kate niemal przestało
bić. Przesunął palcami po jej policzku, szczęce, zatrzymując kciuk na dolnej
wardze, delikatnie ją masując.
- O tym - wyszeptał. W jednej chwili przyciągnął ją do siebie, a usta
niecierpliwym gestem odnalazły jej wargi.
Tym razem pocałunek był słodki i niezwykle czuły. Marsh bawił się
ustami Kate, delikatnie je muskał, smakował, pieścił. Rozbudził w niej
pragnienia, których istnienia nawet nie podejrzewała.
120
RS
Rozchyliła wargi, a z jej gardła wydobył się zduszony jęk. Marsh
przyjął zaproszenie i pogłębił pocałunek. Przycisnął ją do siebie tak mocno,
że niemal zabrakło jej tchu, ale wcale nie chciała, by ją puścił.
Bezwiednie podniosła ręce i zanurzyła palce w jego włosach,
przyciągając głowę Marsha do siebie. Miała wrażenie, że nigdy się nim nie
nasyci. Każdym gestem prosiła o więcej, a on odpowiadał jej z taką
gotowością, że zapierało jej w dech piersiach.
Nagle Marsh stracił równowagę i oboje przechylili się w stronę łóżka.
Niestety, stało zbyt daleko. On przewrócił się na podłogę, a Kate
wylądowała na nim. Kiedy upadali, Marsh uderzył się głową o kant łóżka.
Kate szybko zsunęła się na podłogę i popatrzyła na jego ściągniętą
bólem twarz.
- Marsh? Co się stało? - spytała pełnym niepokoju głosem.
- Boli mnie głowa. Mam wrażenie, że za chwilę eksploduje - odparł
przez zaciśnięte usta.
- Siedz nieruchomo. Zaraz zrobię ci kompres i przyniosę środki
przeciwbólowe. - Poszła do łazienki.
Kiedy wróciła, Marsh siedział na brzegu łóżka. Był blady i
najwyrazniej bardzo cierpiał.
- Poproszę Spencera, żeby zawiózł cię do szpitala. Ja zostanę z
Sabriną.
- To nie będzie konieczne.
- Marsh, naprawdę powinieneś...
- Nic mi nie będzie. Jeśli ból nie ustąpi do rana, możesz mnie zawiezć
do miasta. Zobaczymy, co powie doktor Franklin.
- Jesteś pewien?
121
RS
- Jak najbardziej - odparł. - Posłuchaj, Kate. Tym razem nie zamierzam
przepraszać cię za to, co się stało.
- Nie musisz. I proszę, nie róbmy z tego sprawy - ciągnęła, starając się,
by jej głos brzmiał naturalnie. Pacjenci często przywiązują się do swoich
lekarzy i pielęgniarek. To zwykła rzecz. A teraz powinieneś chyba trochę się
zdrzemnąć.
- Kate. Ja...
- Do łóżka.
- Jeszcze wrócimy do tego tematu - zapewnił ją zmęczonym głosem. -I
to wkrótce.
122
RS
ROZDZIAA DWUNASTY
Marsh leżał nieruchomo na łóżku, modląc się w duchu, żeby tępy ból, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
pojęcia, co dalej. Nawet nie wiedziałam, jak robi się sztuczne oddychanie.
Gdybyś wtedy się nie zjawił - Przerwała, nawet nie chciała myśleć, co
mogłoby się stać.
- Próbowałem cię odnalezć - wyznał po krótkiej przerwie Marsh.
Kate zamrugała oczami ze zdziwienia.
- Naprawdę?
- Piper powiedziała mi, gdzie mieszkasz i poszedłem tam, żeby z tobą
porozmawiać. Jednak ty i twój ojciec wyjechaliście już ż miasta.
- Byłeś w moim mieszkaniu? - powtórzyła, niezdolna uwierzyć w to,
co słyszy.
- Chciałem cię przeprosić. Zachowałem się jak ostatni dureń. Myliłem
się, oskarżając cię o całe zajście. Powinienem był wiedzieć, że jesteś
odpowiedzialna. Naprawdę bardzo mi przykro za to wszystko, co
powiedziałem ci tamtej nocy.
Kate wiedziała, że mówi szczerze i wzruszenie odebrało jej głos. Miała
zaciśnięte gardło i przez dłuższą chwilę nie mogła wydobyć z niego żadnego
słowa.
117
RS
Zapanowała cisza.
- Kate? - odezwał się w końcu Marsh niepewnym głosem.
- Przeprosiny przyjęte - odparła szybko.
- Jesteś bardzo miła. Wcale bym się nie zdziwił, gdybyś nadal była na
mnie wściekła.
- To było tak dawno temu.
- Masz rację. Minęło sporo czasu, ale nigdy nie zdołałem sobie
wybaczyć tego, że tak okropnie cię potraktowałem. Przez te lata często o
tobie myślałem. Zastanawiałem się, gdzie mieszkasz i co porabiasz. -W jego
głosie słychać było żal.
Nie po raz pierwszy w ciągu tej rozmowy Kate wstrzymała oddech.
Zwiadomość tego, że Marsh czasem o niej myślał, głęboko ją poruszyła.
- Dlaczego wróciłaś do Kincade?
- Szukałam pracy. Przez przypadek przeczytałam ogłoszenie, że
poszukują pielęgniarek do nowego skrzydła tutejszego szpitala. Wysłałam
więc zgłoszenie.
- Zastanawiam się, dlaczego wybrałaś zawód pielęgniarki? Czy miało
to coś wspólnego z wypadkiem Piper?
Zadziwił ją swoją domyślnością.
- Szczerze mówiąc, tak. Kiedy wyciągnęłam twoją siostrę z wody,
czułam się taka bezradna, że postanowiłam zdobyć zawód, który nauczy
mnie, co robić w takich sytuacjach. Zostałam pielęgniarką.
- Dlaczego nie lekarzem?
- Myślałam o tym. Ale jakoś nigdy do tego nie doszło - powiedziała.
Nie chciała mówić Marshowi o tym, że była bardzo bliska złożenia
papierów na uczelnię medyczną. Zapewne zrobiłaby to, gdyby nie fakt, że w
118
RS
szpitalu pojawił się Dan. Tak bardzo zaangażowała się w opiekę nad nim, że
musiała odłożyć swoje ambicje na bok. Kiedy Dan zaproponował jej
małżeństwo, ujrzała w tej propozycji szansę na takie ułożenie sobie życia, o
jakim zawsze marzyła.
- Szkoda, że nie ma z nami Piper. Przez resztę tamtego lata ani na
chwilę nie pozwoliła mi zapomnieć o tym, jakim okazałem się draniem. Nie
mogłem doczekać się powrotu do Chicago - dodał skruszony, z lekkim
uśmiechem.
Kate także się roześmiała, ucieszona tym, że przyjaciółka tak zażarcie
jej broniła.
- Dobrze sobie radziłeś w Chicago.
Kilka razy w ciągu tych lat natknęła się na jego nazwisko, włączając w
to ogłoszenie o jego ślubie z panną Tiffany Buchanan.
- Zawodowo tak. Jednak w życiu osobistym popełniłem sporo błędów.
- Wszyscy je popełniamy - odparła, słysząc w jego głosie gorycz. -
Najważniejsze, by się na nich uczyć i wyciągać z nich wnioski.
- Och, ja bardzo dużo się nauczyłem. Pewnego dnia zrozumiałem, że
moje marzenie o tym, aby mieć takie małżeństwo i rodzinę jak moi rodzice,
jest zupełnie nierealne. Na tym polu poniosłem całkowitą klęskę. A przecież
rodzina to najważniejsza rzecz w życiu. - Westchnął ponownie. - A ty, Kate?
Też miałaś marzenia?
Przełknęła z trudem, starając się rozluznić zaciśnięte gardło. Fakt, że
ich marzenia były takie podobne, zupełnie wytrącił ją z równowagi.
- Tak, jak każdy, ja też marzyłam o różnych rzeczach - odparła.
Ciekawe, co by powiedział, gdyby wyznała mu, że pokochała go w dniu, w
którym po raz pierwszy ujrzała go na oczy.
119
RS
- O czym marzyłaś? - spytał, podnosząc się z fotela.
Serce Kate zaczęło bić nienaturalnie szybko. Mogłaby przysiąc, że
Marsh ją widzi, ponieważ patrzył prosto w jej oczy. Zadrżała.
- Moje marzenia bardzo przypominały twoje - zdołała wykrztusić,
starając się, by jej głos zabrzmiał naturalnie.
- Po tym, jak udało ci się pomóc mi nawiązać kontakt z córką,
mógłbym przysiąc, że masz w sobie to coś, dzięki czemu zrealizujesz swe
marzenia - powiedział.
Kate nagle odczuła zadowolenie, że Marsh nie może jej zobaczyć.
Tęsknota zbyt wyraznie odbijała się w jej oczach. Całym sercem pragnęła
móc zostać tu z nim i z Sabriną na zawsze, stać się częścią ich życia. Ale to
było zbyt śmiałe marzenie.
- Czasami marzenia po prostu nie mogą się spełnić. - wyszeptała przez
zaciśnięte gardło.
- Wiem, co masz na myśli. Ja też przeżyłem podobne chwile
zwątpienia. - Postąpił kolejny krok w jej stronę. Choć miała ochotę wycofać
się, tkwiła nieruchomo w miejscu. - Chciałabyś wiedzieć, o czym marzyłem
w ciągu ostatnich dni?
Kiedy wyciągnął rękę i dotknął jej twarzy, serce Kate niemal przestało
bić. Przesunął palcami po jej policzku, szczęce, zatrzymując kciuk na dolnej
wardze, delikatnie ją masując.
- O tym - wyszeptał. W jednej chwili przyciągnął ją do siebie, a usta
niecierpliwym gestem odnalazły jej wargi.
Tym razem pocałunek był słodki i niezwykle czuły. Marsh bawił się
ustami Kate, delikatnie je muskał, smakował, pieścił. Rozbudził w niej
pragnienia, których istnienia nawet nie podejrzewała.
120
RS
Rozchyliła wargi, a z jej gardła wydobył się zduszony jęk. Marsh
przyjął zaproszenie i pogłębił pocałunek. Przycisnął ją do siebie tak mocno,
że niemal zabrakło jej tchu, ale wcale nie chciała, by ją puścił.
Bezwiednie podniosła ręce i zanurzyła palce w jego włosach,
przyciągając głowę Marsha do siebie. Miała wrażenie, że nigdy się nim nie
nasyci. Każdym gestem prosiła o więcej, a on odpowiadał jej z taką
gotowością, że zapierało jej w dech piersiach.
Nagle Marsh stracił równowagę i oboje przechylili się w stronę łóżka.
Niestety, stało zbyt daleko. On przewrócił się na podłogę, a Kate
wylądowała na nim. Kiedy upadali, Marsh uderzył się głową o kant łóżka.
Kate szybko zsunęła się na podłogę i popatrzyła na jego ściągniętą
bólem twarz.
- Marsh? Co się stało? - spytała pełnym niepokoju głosem.
- Boli mnie głowa. Mam wrażenie, że za chwilę eksploduje - odparł
przez zaciśnięte usta.
- Siedz nieruchomo. Zaraz zrobię ci kompres i przyniosę środki
przeciwbólowe. - Poszła do łazienki.
Kiedy wróciła, Marsh siedział na brzegu łóżka. Był blady i
najwyrazniej bardzo cierpiał.
- Poproszę Spencera, żeby zawiózł cię do szpitala. Ja zostanę z
Sabriną.
- To nie będzie konieczne.
- Marsh, naprawdę powinieneś...
- Nic mi nie będzie. Jeśli ból nie ustąpi do rana, możesz mnie zawiezć
do miasta. Zobaczymy, co powie doktor Franklin.
- Jesteś pewien?
121
RS
- Jak najbardziej - odparł. - Posłuchaj, Kate. Tym razem nie zamierzam
przepraszać cię za to, co się stało.
- Nie musisz. I proszę, nie róbmy z tego sprawy - ciągnęła, starając się,
by jej głos brzmiał naturalnie. Pacjenci często przywiązują się do swoich
lekarzy i pielęgniarek. To zwykła rzecz. A teraz powinieneś chyba trochę się
zdrzemnąć.
- Kate. Ja...
- Do łóżka.
- Jeszcze wrócimy do tego tematu - zapewnił ją zmęczonym głosem. -I
to wkrótce.
122
RS
ROZDZIAA DWUNASTY
Marsh leżał nieruchomo na łóżku, modląc się w duchu, żeby tępy ból, [ Pobierz całość w formacie PDF ]