[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czerwony, krwisty zachód słońca, przymglony chmurzastymi powłokami nad widnokręgiem,
stał się pretekstem do intymnego toastu. Za przyszłość, za lata nadchodzące, które, być może,
przyjdzie przeżyć bez dotychczasowego obsesyjnego niepokoju. Pił wino z jednej szklanki, a
z drugiej dawał psu, który chłeptał słodkawy płyn chciwie. Zasnęli, człowiek i zwierzę, nie
ruszając się z miejsc. Noc przyszła chłodna, ale cicha i miękka jak wata. Po raz pierwszy od
tygodni Hornicowi znów nie śniło się nic.
Rano zepsuł się gramofon. Hornic słuchał właśnie arii torreadora z Carmen" Bizeta.
Nie przerwał toalety. Cóż. I tak firma Sony byłaby z ciebie dumna" pomyślał. Dzień wstał
w mglistych barwach burej, nieruchomej zieleni. Jak zwykle jesienią. Zmarznięty wypił gorą-
cą kawę czując z przyjemnością rozchodzące się po ciele ciepło. Poczuł się jakiś uroczysty i
lekki. Pomyślał, że właśnie w tym dniu powinien przylecieć Jefferson. Przed schodkami do
stacji komputerowej zawahał się, ale pomyślał, że nie zejdzie.
Aamiąc pierwszy raz kanon świętowania podtoczył do dystrybutora cysternę na kołach i
zaczął ją napełniać. Chwilę pózniej pompka tłocząca zaczęła głośno warczeć. Zaniepokoił się,
że odmówi posłuszeństwa. Od powrotu wszystko się sypało. Nie omylił się i tym razem, w
połowie napełniania stanęła ostatecznie. Wymontował drugą z dystrybutora paliwa lotnicze-
go. Przy okazji stwierdził, że i ten prawem serii się rozjechał. Strzałka była przesunięta, choć
sprzężony z nią bębenek nie obrócił się ani o milimetr. Na tej pompce dokończył napełnianie.
Zwinął starannie przewód i zasunął włazy pod dystrybutorem, spod którego ją wymontował.
Wycierając pakułami ręce popatrzył na kolumienkę... i przerwał wycieranie rąk. Zcisnął
pęk szmat i przetarł nim szybę, za którą był licznik. Zrobił to machinalnie, odruchowo. Strzał-
ka zepsutego wskaznika była znów przesunięta. Minimalnie, ale wyraznie. Zbliżył twarz do
szklanej powierzchni i patrzył nieruchomo. Reakcja przyszła szybciej niż myśl. Jeszcze nie
zrozumiał dlaczego go to zaintrygowało, kiedy poczuł ucisk w uszach. To był stres, który
działał za sprawą inżynierskiego instynktu. W tej awarii było coś nie tak, jak bywa przy
awarii. Coś, czego tylko absolutny laik mógł nie zauważyć.
Paliwa ubyło! Jedna działka pod grubą jak palec wskazówką oznaczała dziesięć tysięcy
metrów sześciennych! Wskazówka przesunęła się o pół grubości. O nieco mniej niż półtorej
działki. To oznaczało... 5 000 metrów sześciennych! Od nóg zaczęła go ogarniać dziwna
słabość, w miarę jak mózg jasno pracował. Jeszcze odrzucał to, co wyliczył. Powoli, czując
jak lekkie omdlenie obejmuje tors i ręce, obrócił samą głowę w kierunku drugiego dystrybu-
tora. Mierzył go przez chwilę szklanym wzrokiem. Odepchnął się rękami od kolumienki i
zrobił kilka kroków. Spojrzał na tarczę wskaznika i czarne płaty zawirowały mu w oczach.
Strzałka stała... na zerze. Z dołu tarczy wyskoczył półokrągły czerwony języczek z drobnym
napisem: Zbiorniki puste. Nie napełniać przed zabezpieczeniem od wybuchu". Pakuły wypa-
dły mu z dłoni.
Jak pijany odepchnął się od dystrybutora i chwiejnym krokiem wyszedł na zalany słoń-
cem plac. Kilkanaście kroków dalej opadł na kolana i dostał torsji. Podświadomość jeszcze
się broniła. Odrzucał całym jestestwem to, co szalony umysł, ale nie szalony instynkt mówiły
i utwierdzały w pewności. Doszedł do trawy, ukląkł i zamknął oczy. 15 000 kubików w dwie
godziny! To oznaczało 90 000 w 12 godzin. Z drugiego dystrybutora ubyło około 15000.
Razem 105000 metrów sześciennych! Za około 11 godzin drugi zbiornik będzie pusty. Zaraz,
jak to było myślał gorączkowo. Moc na niebie 82810". Spojrzał na zegarek. Czternaście
godzin!". Kiedy słońce zajdzie... Teraz jest jedenasta minut siedem. Zachód słońca był około
dziewiątej wieczorem. 82 810 przez 3 600, w przybliżeniu, to około 23 godziny.
Zgadza, się powiedział to głośno o dziewiątej, kiedy wyjąłem pompkę, strzałka
była jeszcze na swoim miejscu. Od wczoraj trwa opróżnianie zbiorników od chwili wczytania
taśmy! Z paliwa dla samolotów. Z paliwa używanego też... w rakietach. Podniósł głowę i
spojrzał na zabudowania. Obrót sytuacji omal go nie zmiażdżył. Teraz zaczął budzić się w
nim dawny Hornic. Twardy i zimny. Wstał. Nie czuł jak wiatr łopoce jego niedopiętą bluzą i
wydusza z oczu resztki łez. Nie czuł nic. Modlił się i bluznił na przemian. Tej, którą dopiero
teraz czuł. Tak, jak bardzo czuł. Wszystkimi cząsteczkami żywego ciała. Każdą komórką,
ścięgnem, nerwem. Teraz czuł to, co powinien czuć Wielki Aowca, kiedy czuje prawdziwą
ofiarę choć jej jeszcze nie widzi.
Zaskoczyłaś mnie, Kasandro! powiedział, ale usłyszał tylko siebie.
Zaskoczyłaś mnie tak, jak nikt mnie w życiu nie zaskoczył! Zakpiłaś ze mnie.
Trzynaście lat byliśmy razem, a Ty milczałaś. Trzynaście lat tułałem się z narażeniem życia
po Europie, żeby Cię znalezć. Trzynaście lat igrałaś ze mną. I widzisz, mały pasek magne-
tycznej tasiemki zdradził Cię! Wydał Cię ten mały magnetyczny konfident. Mnie, Hornicowi,
Twojemu pogromcy!
Stał nadal nieruchomo jakby jeszcze na coś czekał, ale to oczekiwanie tylko zaostrzało
zdumienie. Baza, najcichsze miejsce, jakie znał, kryło legendę świata. Kasandra była pod
nim. Może pod chatą, pod zagrodą dla zwierząt. Może pod pasem startowym. Oswajał się z
faktem, że dopiero teraz całkiem nieoczekiwanie przychodzi czas jego rozliczenia. Jeszcze
dziwił się, że zrozumiał to tak od razu, choć wnioski oparte są jeszcze wciąż na spekulacjach i
instynkcie. Nie umiał już myśleć inaczej. Nawet obudzony któryś zmysł zaczął chwilami
widzieć przyszłość najbliższych dwóch, trzech sekund. I Hornic nagle przestał być już czło-
wiekiem, który w świetle lampionów tańczył tango, rezygnując z hardości. Nie był już też
bezradnym człowiekiem, który wiele lat temu w tym miejscu umierał ze strachu. Teraz, po
trzynastu latach nagonki dojrzał jako Człowiek. Teraz odzyskiwał siły, czuł budzenie się
zmysłów i przyzwyczajał na powrót do ich subtelnego, tajemniczego szeptu. Wraz z myśle-
niem w kategoriach walki, wróciło poczucie realności
Analizował chłodno. Zadanie było niewspółmierne do wszystkich dotychczasowych.
Należało ocenić charakterystykę i parametry wyrzutni. Wiedział, że ten ubytek paliwa ozna-
czał napełnianie Jej zbiorników. Znał stanowiska z samotankującymi cysternami elaboracji i
startu. Tylko te wymiary! Największe potrzebowały kilkudziesięciu metrów sześciennych
paliwa. Dwieście tysięcy było wartością wymykającą się wyobrażeniom. Ile stanowisk musi
to być" myślał. Dlaczego nie ma żadnych śladów podziemnych pustek? Najśmielsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Czerwony, krwisty zachód słońca, przymglony chmurzastymi powłokami nad widnokręgiem,
stał się pretekstem do intymnego toastu. Za przyszłość, za lata nadchodzące, które, być może,
przyjdzie przeżyć bez dotychczasowego obsesyjnego niepokoju. Pił wino z jednej szklanki, a
z drugiej dawał psu, który chłeptał słodkawy płyn chciwie. Zasnęli, człowiek i zwierzę, nie
ruszając się z miejsc. Noc przyszła chłodna, ale cicha i miękka jak wata. Po raz pierwszy od
tygodni Hornicowi znów nie śniło się nic.
Rano zepsuł się gramofon. Hornic słuchał właśnie arii torreadora z Carmen" Bizeta.
Nie przerwał toalety. Cóż. I tak firma Sony byłaby z ciebie dumna" pomyślał. Dzień wstał
w mglistych barwach burej, nieruchomej zieleni. Jak zwykle jesienią. Zmarznięty wypił gorą-
cą kawę czując z przyjemnością rozchodzące się po ciele ciepło. Poczuł się jakiś uroczysty i
lekki. Pomyślał, że właśnie w tym dniu powinien przylecieć Jefferson. Przed schodkami do
stacji komputerowej zawahał się, ale pomyślał, że nie zejdzie.
Aamiąc pierwszy raz kanon świętowania podtoczył do dystrybutora cysternę na kołach i
zaczął ją napełniać. Chwilę pózniej pompka tłocząca zaczęła głośno warczeć. Zaniepokoił się,
że odmówi posłuszeństwa. Od powrotu wszystko się sypało. Nie omylił się i tym razem, w
połowie napełniania stanęła ostatecznie. Wymontował drugą z dystrybutora paliwa lotnicze-
go. Przy okazji stwierdził, że i ten prawem serii się rozjechał. Strzałka była przesunięta, choć
sprzężony z nią bębenek nie obrócił się ani o milimetr. Na tej pompce dokończył napełnianie.
Zwinął starannie przewód i zasunął włazy pod dystrybutorem, spod którego ją wymontował.
Wycierając pakułami ręce popatrzył na kolumienkę... i przerwał wycieranie rąk. Zcisnął
pęk szmat i przetarł nim szybę, za którą był licznik. Zrobił to machinalnie, odruchowo. Strzał-
ka zepsutego wskaznika była znów przesunięta. Minimalnie, ale wyraznie. Zbliżył twarz do
szklanej powierzchni i patrzył nieruchomo. Reakcja przyszła szybciej niż myśl. Jeszcze nie
zrozumiał dlaczego go to zaintrygowało, kiedy poczuł ucisk w uszach. To był stres, który
działał za sprawą inżynierskiego instynktu. W tej awarii było coś nie tak, jak bywa przy
awarii. Coś, czego tylko absolutny laik mógł nie zauważyć.
Paliwa ubyło! Jedna działka pod grubą jak palec wskazówką oznaczała dziesięć tysięcy
metrów sześciennych! Wskazówka przesunęła się o pół grubości. O nieco mniej niż półtorej
działki. To oznaczało... 5 000 metrów sześciennych! Od nóg zaczęła go ogarniać dziwna
słabość, w miarę jak mózg jasno pracował. Jeszcze odrzucał to, co wyliczył. Powoli, czując
jak lekkie omdlenie obejmuje tors i ręce, obrócił samą głowę w kierunku drugiego dystrybu-
tora. Mierzył go przez chwilę szklanym wzrokiem. Odepchnął się rękami od kolumienki i
zrobił kilka kroków. Spojrzał na tarczę wskaznika i czarne płaty zawirowały mu w oczach.
Strzałka stała... na zerze. Z dołu tarczy wyskoczył półokrągły czerwony języczek z drobnym
napisem: Zbiorniki puste. Nie napełniać przed zabezpieczeniem od wybuchu". Pakuły wypa-
dły mu z dłoni.
Jak pijany odepchnął się od dystrybutora i chwiejnym krokiem wyszedł na zalany słoń-
cem plac. Kilkanaście kroków dalej opadł na kolana i dostał torsji. Podświadomość jeszcze
się broniła. Odrzucał całym jestestwem to, co szalony umysł, ale nie szalony instynkt mówiły
i utwierdzały w pewności. Doszedł do trawy, ukląkł i zamknął oczy. 15 000 kubików w dwie
godziny! To oznaczało 90 000 w 12 godzin. Z drugiego dystrybutora ubyło około 15000.
Razem 105000 metrów sześciennych! Za około 11 godzin drugi zbiornik będzie pusty. Zaraz,
jak to było myślał gorączkowo. Moc na niebie 82810". Spojrzał na zegarek. Czternaście
godzin!". Kiedy słońce zajdzie... Teraz jest jedenasta minut siedem. Zachód słońca był około
dziewiątej wieczorem. 82 810 przez 3 600, w przybliżeniu, to około 23 godziny.
Zgadza, się powiedział to głośno o dziewiątej, kiedy wyjąłem pompkę, strzałka
była jeszcze na swoim miejscu. Od wczoraj trwa opróżnianie zbiorników od chwili wczytania
taśmy! Z paliwa dla samolotów. Z paliwa używanego też... w rakietach. Podniósł głowę i
spojrzał na zabudowania. Obrót sytuacji omal go nie zmiażdżył. Teraz zaczął budzić się w
nim dawny Hornic. Twardy i zimny. Wstał. Nie czuł jak wiatr łopoce jego niedopiętą bluzą i
wydusza z oczu resztki łez. Nie czuł nic. Modlił się i bluznił na przemian. Tej, którą dopiero
teraz czuł. Tak, jak bardzo czuł. Wszystkimi cząsteczkami żywego ciała. Każdą komórką,
ścięgnem, nerwem. Teraz czuł to, co powinien czuć Wielki Aowca, kiedy czuje prawdziwą
ofiarę choć jej jeszcze nie widzi.
Zaskoczyłaś mnie, Kasandro! powiedział, ale usłyszał tylko siebie.
Zaskoczyłaś mnie tak, jak nikt mnie w życiu nie zaskoczył! Zakpiłaś ze mnie.
Trzynaście lat byliśmy razem, a Ty milczałaś. Trzynaście lat tułałem się z narażeniem życia
po Europie, żeby Cię znalezć. Trzynaście lat igrałaś ze mną. I widzisz, mały pasek magne-
tycznej tasiemki zdradził Cię! Wydał Cię ten mały magnetyczny konfident. Mnie, Hornicowi,
Twojemu pogromcy!
Stał nadal nieruchomo jakby jeszcze na coś czekał, ale to oczekiwanie tylko zaostrzało
zdumienie. Baza, najcichsze miejsce, jakie znał, kryło legendę świata. Kasandra była pod
nim. Może pod chatą, pod zagrodą dla zwierząt. Może pod pasem startowym. Oswajał się z
faktem, że dopiero teraz całkiem nieoczekiwanie przychodzi czas jego rozliczenia. Jeszcze
dziwił się, że zrozumiał to tak od razu, choć wnioski oparte są jeszcze wciąż na spekulacjach i
instynkcie. Nie umiał już myśleć inaczej. Nawet obudzony któryś zmysł zaczął chwilami
widzieć przyszłość najbliższych dwóch, trzech sekund. I Hornic nagle przestał być już czło-
wiekiem, który w świetle lampionów tańczył tango, rezygnując z hardości. Nie był już też
bezradnym człowiekiem, który wiele lat temu w tym miejscu umierał ze strachu. Teraz, po
trzynastu latach nagonki dojrzał jako Człowiek. Teraz odzyskiwał siły, czuł budzenie się
zmysłów i przyzwyczajał na powrót do ich subtelnego, tajemniczego szeptu. Wraz z myśle-
niem w kategoriach walki, wróciło poczucie realności
Analizował chłodno. Zadanie było niewspółmierne do wszystkich dotychczasowych.
Należało ocenić charakterystykę i parametry wyrzutni. Wiedział, że ten ubytek paliwa ozna-
czał napełnianie Jej zbiorników. Znał stanowiska z samotankującymi cysternami elaboracji i
startu. Tylko te wymiary! Największe potrzebowały kilkudziesięciu metrów sześciennych
paliwa. Dwieście tysięcy było wartością wymykającą się wyobrażeniom. Ile stanowisk musi
to być" myślał. Dlaczego nie ma żadnych śladów podziemnych pustek? Najśmielsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]