[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okalających przezroczyste wody rzeki. Nieco poniżej rzeka rozszerzała się, tworząc niewielką
zatoczkę.
Dobrze powiedział wtedy młody humanista Po be be. Jako najmłodszy, poświęcę
się i spróbuję tej wody, tym bardziej, że pragnienie dręczy mnie tak, że wolę śmierć niż dalsze
męki.
Ukląkł, a wszyscy odwrócili się, by na niego nie patrzeć, bo widok obnażonego ludzkiego
ciała, klęczącego z głową opuszczoną nad wodą, był nadzwyczaj nieestetyczny.
Po pierwszym łyku przestraszony Po be be krzyknął:
Oj, zimna! Aż zęby bolą!
Ale po chwili przemógł się i zaczął pić dużymi łykami, czerpiąc z tego przyjemność i
bynajmniej nie zamierzając umrzeć.
Jako pierwsi poszli za jego przykładem tłumacze Op zwo i Mi ła, a potem pozostali.
Gęste korony drzew zwisały w tym miejscu nad rzeką, motyle i ważki powoli szybowały nad
przezroczystą wodą, od której bił przyjemny chłód.
Ten panujący wokół spokój i brak bezpośredniego zagrożenia sprawiły, że kosmonauci zebrali
się w sobie i trzezwo ocenili swoje położenie i szanse na przeżycie. Usiedli na brzegu, każdy
ukrył się za krzakiem, żeby nie niepokoić pozostałych swą nagością i samemu nie widzieć gołych
ciał.
Co zrobimy? zapytał kapitan Po dyrek.
Odpowiedziano mu bynajmniej nie od razu. Każdy w miarę swej mądrości szukał
rozwiązania, a telepaci zamknęli wewnętrzne oczy, żeby się nie wtrącać w te, jakże często
niezrozumiałe, ćwiczenia mózgów.
Musimy jeść powiedział mądry Po be be. Ale nie wiemy, jak to robić bez narzędzi.
Kapitan nie przerywał mu, chociaż wiedział, że pytanie o jedzenie ma charakter taktyczny.
Najpierw trzeba było rozwiązać główny problem żyć dalej, czy też rozejrzawszy się dokoła i
przekonawszy się, że nie ma szans na pokonanie złego losu, mimo wszystko skończyć ze sobą.
Musimy znalezć tubylców i dokładnie ich obserwować
powiedziała pełna życiowej mądrości Nie mi. Na podstawie znanych doniesień z Ziemi,
w obszarze gdzie wylądowaliśmy znajdują się duże, niezamieszkałe obszary. Tutejszy klimat
nadaje się do życia. Powinniśmy skryć się w tych górach.
Potrzebna nam jest energetyczna żywność przypomniał gorączkując się Po be be
inaczej komórki mózgu nie otrzymają odpowiedniej ilości substancji odżywczych i staniemy się
głupi jak małpy.
O nie! wyrwało się pełnej życiowej mądrości Nie mi.
Tylko nie to!
Nie mi, podobnie jak większość mieszkańców Domu była przekonana, że najgorsze, co może
się przydarzyć człowiekowi to głupota.
Nie do końca wyobrażam sobie, jak można tutaj przeżyć ponuro powiedział kapitan Po
dyrek, który znowu wrócił do pomysłu, by nakłonić podopiecznych do samobójstwa, bo nie
widział sensu w przedłużaniu życia i zwiększaniu hańby. Myślę, że lepiej od razu z tym
skończyć.
Ach, proszę przestać kapitanie powiedział nawigator Po bie, który nie mógł przebaczyć
kapitanowi śmierci swego pomocnika, będącego przecież jego krewniakiem. Miał pan
możliwość opuścić nas i wybrać drogę honoru, ale wolał pan dzielić z nami wstyd.
Jestem kapitanem odpowiedział z godnością Po dyrek i muszę dzielić los z załogą.
Po bie tylko machnął ręką, bo wiedział, jak taką decyzję kapitana ocenią w Domu. Przecież
każda minuta pobytu załogi PPR na Ziemi zwiększa szansę zdemaskowania. I nikt ich nie
będzie oszczędzał chodzi o honor rodzinnej planety. Stary cynik rozumiał, że kapitan
przestraszył się, ale nie może przyznać się do słabości, bo straciłby władzę nad załogą.
Po bie wstał, skrył się w krzakach i ruszył z nurtem rzeki ku cichej zatoczce, bo interesował
go ruch w zbiorniku wodnym. Nie zwracając uwagi na pełne nagany spojrzenia kolegów wszedł
do wody i zaczął przyglądać się stworzeniom, które pobłyskując srebrzystą łuską przemykały pod
powierzchnią. Przypominały nieco ryby, które jeszcze niedawno Po bie łowił w rzeczce,
płynącej niedaleko jego rodzinnego miasta. Co prawda tam nie spotykało się ryb dłuższych niż
palec. Ale i tutaj, w górach, w niewielkiej rzeczce nie były one zbyt okazałe.
Stary tłumacz Op zwo, zrozumiawszy tok myśli nawigatora, dołączył do niego i nie zwracając
uwagi na nagość rozmówcy rozpoczął dyskusję, jak najlepiej złowić rybę. Mi ła, zmęczona
wydarzeniami całego dnia, zdrzemnęła się na kamieniach.
Kapitan odwrócił się od przemądrej Mi ły i zaczął rozmyślać na głos, że niezle byłoby
najpierw znalezć jakąś kryjówkę, gdzie mogliby się schronić przed niepogodą i wzrokiem
postronnych.
A jako że nawigator i tłumacz na razie nie wymyślili jak łowić ryby w rzece, wszyscy po
krótkiej dyskusji obudzili Miłe i ruszyli z biegiem rzeki z nadzieją, że uda im się znalezć miejsce
na nocleg przed zapadnięciem zmroku.
Ciekawe, że każdy z uczonych jak potem przyznali cierpiał z powodu braku jakiegoś
drobiazgu i żałował, że nie zabrał go ze sobą. Kapitan, na przykład, żałował, że wbrew przepisom
nie wziął maleńkiej grzałki, bez której nie wiedział jak można by pozbawić wodę miejscowych,
być może śmiercionośnych, mikrobów.
A prześliczna Nie świa mi marzyła o grzebieniu o swojej półautomatycznej szczotce,
która i myła, i suszyła, i kręciła włosy. Za to pełna życiowej mądrości Nie mi strasznie bała się,
że może zgłupieć z braku książek nie wzięła ze sobą nawet słownika kieszonkowego.
Stopniowo głód coraz bardziej dawał się wędrowcom we znaki. Od czasu katastrofy upłynęło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
okalających przezroczyste wody rzeki. Nieco poniżej rzeka rozszerzała się, tworząc niewielką
zatoczkę.
Dobrze powiedział wtedy młody humanista Po be be. Jako najmłodszy, poświęcę
się i spróbuję tej wody, tym bardziej, że pragnienie dręczy mnie tak, że wolę śmierć niż dalsze
męki.
Ukląkł, a wszyscy odwrócili się, by na niego nie patrzeć, bo widok obnażonego ludzkiego
ciała, klęczącego z głową opuszczoną nad wodą, był nadzwyczaj nieestetyczny.
Po pierwszym łyku przestraszony Po be be krzyknął:
Oj, zimna! Aż zęby bolą!
Ale po chwili przemógł się i zaczął pić dużymi łykami, czerpiąc z tego przyjemność i
bynajmniej nie zamierzając umrzeć.
Jako pierwsi poszli za jego przykładem tłumacze Op zwo i Mi ła, a potem pozostali.
Gęste korony drzew zwisały w tym miejscu nad rzeką, motyle i ważki powoli szybowały nad
przezroczystą wodą, od której bił przyjemny chłód.
Ten panujący wokół spokój i brak bezpośredniego zagrożenia sprawiły, że kosmonauci zebrali
się w sobie i trzezwo ocenili swoje położenie i szanse na przeżycie. Usiedli na brzegu, każdy
ukrył się za krzakiem, żeby nie niepokoić pozostałych swą nagością i samemu nie widzieć gołych
ciał.
Co zrobimy? zapytał kapitan Po dyrek.
Odpowiedziano mu bynajmniej nie od razu. Każdy w miarę swej mądrości szukał
rozwiązania, a telepaci zamknęli wewnętrzne oczy, żeby się nie wtrącać w te, jakże często
niezrozumiałe, ćwiczenia mózgów.
Musimy jeść powiedział mądry Po be be. Ale nie wiemy, jak to robić bez narzędzi.
Kapitan nie przerywał mu, chociaż wiedział, że pytanie o jedzenie ma charakter taktyczny.
Najpierw trzeba było rozwiązać główny problem żyć dalej, czy też rozejrzawszy się dokoła i
przekonawszy się, że nie ma szans na pokonanie złego losu, mimo wszystko skończyć ze sobą.
Musimy znalezć tubylców i dokładnie ich obserwować
powiedziała pełna życiowej mądrości Nie mi. Na podstawie znanych doniesień z Ziemi,
w obszarze gdzie wylądowaliśmy znajdują się duże, niezamieszkałe obszary. Tutejszy klimat
nadaje się do życia. Powinniśmy skryć się w tych górach.
Potrzebna nam jest energetyczna żywność przypomniał gorączkując się Po be be
inaczej komórki mózgu nie otrzymają odpowiedniej ilości substancji odżywczych i staniemy się
głupi jak małpy.
O nie! wyrwało się pełnej życiowej mądrości Nie mi.
Tylko nie to!
Nie mi, podobnie jak większość mieszkańców Domu była przekonana, że najgorsze, co może
się przydarzyć człowiekowi to głupota.
Nie do końca wyobrażam sobie, jak można tutaj przeżyć ponuro powiedział kapitan Po
dyrek, który znowu wrócił do pomysłu, by nakłonić podopiecznych do samobójstwa, bo nie
widział sensu w przedłużaniu życia i zwiększaniu hańby. Myślę, że lepiej od razu z tym
skończyć.
Ach, proszę przestać kapitanie powiedział nawigator Po bie, który nie mógł przebaczyć
kapitanowi śmierci swego pomocnika, będącego przecież jego krewniakiem. Miał pan
możliwość opuścić nas i wybrać drogę honoru, ale wolał pan dzielić z nami wstyd.
Jestem kapitanem odpowiedział z godnością Po dyrek i muszę dzielić los z załogą.
Po bie tylko machnął ręką, bo wiedział, jak taką decyzję kapitana ocenią w Domu. Przecież
każda minuta pobytu załogi PPR na Ziemi zwiększa szansę zdemaskowania. I nikt ich nie
będzie oszczędzał chodzi o honor rodzinnej planety. Stary cynik rozumiał, że kapitan
przestraszył się, ale nie może przyznać się do słabości, bo straciłby władzę nad załogą.
Po bie wstał, skrył się w krzakach i ruszył z nurtem rzeki ku cichej zatoczce, bo interesował
go ruch w zbiorniku wodnym. Nie zwracając uwagi na pełne nagany spojrzenia kolegów wszedł
do wody i zaczął przyglądać się stworzeniom, które pobłyskując srebrzystą łuską przemykały pod
powierzchnią. Przypominały nieco ryby, które jeszcze niedawno Po bie łowił w rzeczce,
płynącej niedaleko jego rodzinnego miasta. Co prawda tam nie spotykało się ryb dłuższych niż
palec. Ale i tutaj, w górach, w niewielkiej rzeczce nie były one zbyt okazałe.
Stary tłumacz Op zwo, zrozumiawszy tok myśli nawigatora, dołączył do niego i nie zwracając
uwagi na nagość rozmówcy rozpoczął dyskusję, jak najlepiej złowić rybę. Mi ła, zmęczona
wydarzeniami całego dnia, zdrzemnęła się na kamieniach.
Kapitan odwrócił się od przemądrej Mi ły i zaczął rozmyślać na głos, że niezle byłoby
najpierw znalezć jakąś kryjówkę, gdzie mogliby się schronić przed niepogodą i wzrokiem
postronnych.
A jako że nawigator i tłumacz na razie nie wymyślili jak łowić ryby w rzece, wszyscy po
krótkiej dyskusji obudzili Miłe i ruszyli z biegiem rzeki z nadzieją, że uda im się znalezć miejsce
na nocleg przed zapadnięciem zmroku.
Ciekawe, że każdy z uczonych jak potem przyznali cierpiał z powodu braku jakiegoś
drobiazgu i żałował, że nie zabrał go ze sobą. Kapitan, na przykład, żałował, że wbrew przepisom
nie wziął maleńkiej grzałki, bez której nie wiedział jak można by pozbawić wodę miejscowych,
być może śmiercionośnych, mikrobów.
A prześliczna Nie świa mi marzyła o grzebieniu o swojej półautomatycznej szczotce,
która i myła, i suszyła, i kręciła włosy. Za to pełna życiowej mądrości Nie mi strasznie bała się,
że może zgłupieć z braku książek nie wzięła ze sobą nawet słownika kieszonkowego.
Stopniowo głód coraz bardziej dawał się wędrowcom we znaki. Od czasu katastrofy upłynęło [ Pobierz całość w formacie PDF ]