[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w życiu, ale pamiętała, że musi być ostrożna.
Trace zdawał sobie sprawę z jej stanu. Ciało Hannah drżało pod
coraz bardziej intymnym dotykiem, puls uderzał szybciej, ściemniały
wpatrzone w niego oczy. Czuł także jej wahanie. Przycisnęła dłonie
do jego piersi, jakby niepewna, czy go przy- f ciągnąć, czy odepchnąć.
Powoli i niechętnie sam się wycofał.
- Jesteś taka śliczna - powiedział cicho. Pogłaskał jej policzek
grzbietem dłoni. - Chyba nigdy w życiu nie widziałem nikogo o tak
jasnej skórze.
- Ale się nie opala.
- Opalenizna jest przereklamowana. No i przyspiesza
zmarszczki. - Nagle oczyma duszy ujrzał Hannah gotującą niedzielny
obiad dla gromadki wnucząt, z twarzą tak samo gładką i jaśniejącą,
jak w tej chwili, t- Czy podziękowałem ci za kolację?
76
RS
- Owszem. Kilkakrotnie. Czy podziękowałam ci za wino?
- Trzy razy.
- No to chyba wszystko.
- Chyba tak. Oprócz tego, co robisz w następny czwartek.
- W następny czwartek? - Hannah nie zrozumiała.
- Zwięto Dziękczynienia.
Oczywiście, jak mogła zapomnieć. Przecież dlatego Scott wrócił
ze szkoły w zrobionym z papieru kapeluszu w stylu pierwszych
osadników.
- Chyba upiekę indyka i ciasto dla Scotta, a potem zabiorę się za
pracę.
- W restauracji.
- Gdzież by indziej?
No właśnie, gdzież by indziej. Trace słyszał już o pracowitości
Hannah. Ojciec mówił, że chociaż wszyscy mężczyzni namawiali ją
na małą przerwę od czasu do czasu, zawsze odmawiała, budząc w
nich poczucie winy, gdy zostawiali ją wieczorem samą, wciąż przy
robocie.
Trace ujął dłoń Hannah i odwrócił. Delikatną skórę pokrywały
odciski i pęcherze u nasady palców.
- Popatrz, co sobie zrobiłaś - powiedział.
- Te odciski to jedynie oznaka ciężkiej, uczciwej pracy -
obruszyła się. - Czy ma pan coś przeciw pracy, szeryfie?
- Oczywiście, że nie. A czy ty masz coś przeciwko
umiarkowaniu?
- Będzie czas na umiarkowanie, gdy Red Rock zostanie otwarta.
77
RS
Najwyrazniej Hnnah Greene była pracoholiczką. Rozumiał
ambicje, potrafił je nawet szanować, ale wydawało mu się, że Hannah
przesadza.
- Słuchaj, wiem, że chcesz jak najszybciej otworzyć restaurację,
ale nie możesz tyrać dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Przy odrobinie szczęścia otworzę Red Rock przed Bożym
Narodzeniem. Postanowiłam już dać ogłoszenia w gazetach w
Sedonie i Flagstaff, ale Mitzi mówi, że ludzie często przyjeżdżają w
góry na ferie świąteczne, więc powinnam zamieścić reklamy także w
gazetach wychodzących w Phoenix. Oczywiście tam ceny ogłoszeń są
znacznie wyższe, ale gdybym mogła ściągnąć tu świątecznych
przyjezdnych, pewnie byłoby warto. Jak uważasz?
- Uważam, że zbyt ciężko pracujesz.
Nie staraj się nawet ukryć irytacji, a Hannah sama nie mogła
zrozumieć, dlaczego tak ją to ubodło. Przez moment zapragnęła
powiedzieć mu prawdę. Opowiedzieć o Davidzie, jego śmierci i o
tym, co potem się stało. Jak jednak mogła wytłumaczyć, że popędzał
ją strach, a nie ambicja? Strach przed przegraną. Strach przed
odkryciem, że nie potrafi zadbać sama o siebie ani o Scotta.
- Bardzo dziękuję za troskę, ale to chyba nie pańska sprawa,
szeryfie - stwierdziła chłodno.
Trace obruszył się, ale trzymał swój gniew na wodzy... póki nie
spojrzał na jej poranione ręce i połamane paznokcie. Delikatne cienie,
które już pierwszego dnia dostrzegł pod jej oczyma, pogłębiły się i
przybrały fioletowy odcień. Nie był w tych sprawach ekspertem, ale
wydawało mu się, że schudła. Ambicja ambicją, ale bez przesady.
78
RS
- Mylisz się, kochanie - odpowiedział. - Twój syn sprawił, że to
również i moja sprawa.
- Scott? - Uniosła zdumiony wzrok. - A co Scott ma z tym
wspólnego?
- Na przykład to, że musi o swoim ojcu rozmawiać z właściwie
obcym człowiekiem, bo jego matka jest zbyt zajęta, żeby go
wysłuchać.
Powietrze uciekło jej z płuc, jakby uderzył ją w splot słoneczny.
Zbladła śmiertelnie, a oczy wypełniły się nagłymi, gorącymi łzami,
które dotąd tłumiła. Trace sklął się w myślach za swoje słowa, gdy
tylko usłyszał je wypowiedziane głośno. Położył dłonie na ramionach
Hannah, a jego oczy, wpatrzone w jej pobladłą twarz, prosiły o
wybaczenie.
- Słuchaj, strasznie mi przykro - powiedział. - To był cios
poniżej pasa. Całkowicie bezpodstawny.
- Scott nie rozmawia ze mną o Davidzie. Kilka razy
próbowałam, ale zawsze zmienia temat.
Była spięta, aż za bardzo. Gładził jej ramiona, by się rozluzniła.
- Nie chce cię martwić. - Jej ból, wyraznie widoczny w
wypełnionych łzami oczach, ranił mu serce. - Najwyrazniej jest
przekonany, że do niego należy opieka nad tobą.
- Głowa domu - westchnęła Hannah. - Ode mnie tego nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
w życiu, ale pamiętała, że musi być ostrożna.
Trace zdawał sobie sprawę z jej stanu. Ciało Hannah drżało pod
coraz bardziej intymnym dotykiem, puls uderzał szybciej, ściemniały
wpatrzone w niego oczy. Czuł także jej wahanie. Przycisnęła dłonie
do jego piersi, jakby niepewna, czy go przy- f ciągnąć, czy odepchnąć.
Powoli i niechętnie sam się wycofał.
- Jesteś taka śliczna - powiedział cicho. Pogłaskał jej policzek
grzbietem dłoni. - Chyba nigdy w życiu nie widziałem nikogo o tak
jasnej skórze.
- Ale się nie opala.
- Opalenizna jest przereklamowana. No i przyspiesza
zmarszczki. - Nagle oczyma duszy ujrzał Hannah gotującą niedzielny
obiad dla gromadki wnucząt, z twarzą tak samo gładką i jaśniejącą,
jak w tej chwili, t- Czy podziękowałem ci za kolację?
76
RS
- Owszem. Kilkakrotnie. Czy podziękowałam ci za wino?
- Trzy razy.
- No to chyba wszystko.
- Chyba tak. Oprócz tego, co robisz w następny czwartek.
- W następny czwartek? - Hannah nie zrozumiała.
- Zwięto Dziękczynienia.
Oczywiście, jak mogła zapomnieć. Przecież dlatego Scott wrócił
ze szkoły w zrobionym z papieru kapeluszu w stylu pierwszych
osadników.
- Chyba upiekę indyka i ciasto dla Scotta, a potem zabiorę się za
pracę.
- W restauracji.
- Gdzież by indziej?
No właśnie, gdzież by indziej. Trace słyszał już o pracowitości
Hannah. Ojciec mówił, że chociaż wszyscy mężczyzni namawiali ją
na małą przerwę od czasu do czasu, zawsze odmawiała, budząc w
nich poczucie winy, gdy zostawiali ją wieczorem samą, wciąż przy
robocie.
Trace ujął dłoń Hannah i odwrócił. Delikatną skórę pokrywały
odciski i pęcherze u nasady palców.
- Popatrz, co sobie zrobiłaś - powiedział.
- Te odciski to jedynie oznaka ciężkiej, uczciwej pracy -
obruszyła się. - Czy ma pan coś przeciw pracy, szeryfie?
- Oczywiście, że nie. A czy ty masz coś przeciwko
umiarkowaniu?
- Będzie czas na umiarkowanie, gdy Red Rock zostanie otwarta.
77
RS
Najwyrazniej Hnnah Greene była pracoholiczką. Rozumiał
ambicje, potrafił je nawet szanować, ale wydawało mu się, że Hannah
przesadza.
- Słuchaj, wiem, że chcesz jak najszybciej otworzyć restaurację,
ale nie możesz tyrać dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Przy odrobinie szczęścia otworzę Red Rock przed Bożym
Narodzeniem. Postanowiłam już dać ogłoszenia w gazetach w
Sedonie i Flagstaff, ale Mitzi mówi, że ludzie często przyjeżdżają w
góry na ferie świąteczne, więc powinnam zamieścić reklamy także w
gazetach wychodzących w Phoenix. Oczywiście tam ceny ogłoszeń są
znacznie wyższe, ale gdybym mogła ściągnąć tu świątecznych
przyjezdnych, pewnie byłoby warto. Jak uważasz?
- Uważam, że zbyt ciężko pracujesz.
Nie staraj się nawet ukryć irytacji, a Hannah sama nie mogła
zrozumieć, dlaczego tak ją to ubodło. Przez moment zapragnęła
powiedzieć mu prawdę. Opowiedzieć o Davidzie, jego śmierci i o
tym, co potem się stało. Jak jednak mogła wytłumaczyć, że popędzał
ją strach, a nie ambicja? Strach przed przegraną. Strach przed
odkryciem, że nie potrafi zadbać sama o siebie ani o Scotta.
- Bardzo dziękuję za troskę, ale to chyba nie pańska sprawa,
szeryfie - stwierdziła chłodno.
Trace obruszył się, ale trzymał swój gniew na wodzy... póki nie
spojrzał na jej poranione ręce i połamane paznokcie. Delikatne cienie,
które już pierwszego dnia dostrzegł pod jej oczyma, pogłębiły się i
przybrały fioletowy odcień. Nie był w tych sprawach ekspertem, ale
wydawało mu się, że schudła. Ambicja ambicją, ale bez przesady.
78
RS
- Mylisz się, kochanie - odpowiedział. - Twój syn sprawił, że to
również i moja sprawa.
- Scott? - Uniosła zdumiony wzrok. - A co Scott ma z tym
wspólnego?
- Na przykład to, że musi o swoim ojcu rozmawiać z właściwie
obcym człowiekiem, bo jego matka jest zbyt zajęta, żeby go
wysłuchać.
Powietrze uciekło jej z płuc, jakby uderzył ją w splot słoneczny.
Zbladła śmiertelnie, a oczy wypełniły się nagłymi, gorącymi łzami,
które dotąd tłumiła. Trace sklął się w myślach za swoje słowa, gdy
tylko usłyszał je wypowiedziane głośno. Położył dłonie na ramionach
Hannah, a jego oczy, wpatrzone w jej pobladłą twarz, prosiły o
wybaczenie.
- Słuchaj, strasznie mi przykro - powiedział. - To był cios
poniżej pasa. Całkowicie bezpodstawny.
- Scott nie rozmawia ze mną o Davidzie. Kilka razy
próbowałam, ale zawsze zmienia temat.
Była spięta, aż za bardzo. Gładził jej ramiona, by się rozluzniła.
- Nie chce cię martwić. - Jej ból, wyraznie widoczny w
wypełnionych łzami oczach, ranił mu serce. - Najwyrazniej jest
przekonany, że do niego należy opieka nad tobą.
- Głowa domu - westchnęła Hannah. - Ode mnie tego nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]