[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się zadławiła, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego
dzwięku, a tym bardziej zwymiotować. Cassie wyrywała się,
czekając na to, co spotkało Alice, czekając, aż kobieta
zacznie wysysać z niej życie. Czy to bolało? Na pewno
wyglądało na bolesne. Na jej czoło, tuż przy linii włosów,
spadła łza. Ostatni raz spróbowała z tym walczyć, ale jej
nadgarstki tkwiły w zbyt mocnym uścisku. Z kręgu
Wybranych dobiegł ją zbiorowy ryk podekscytowania.
Potem jej głowę przeszył najgorszy do tej pory ból, jej
serce szarpało się w piersi jak dzikie zwierzę próbujące uciec
i cały świat zniknął w oślepiającej bieli.
I ktoś gdzieś krzyknął.
182
ROZDZIAA 20
To nie była słabość. To była siła. Cassie nagle była
zupełnie świadoma, pełna życia. Koścista szyja madame
Azzedine była tak blisko, że dziewczyna nie mogła dobrze
skupić wzroku, ale widziała pęczniejące i pulsujące
purpurowe żyły, czuła, jak starym ciałem zaczynają wstrząsać
dreszcze, czuła smak rozkładającego się ciała. Ich usta wciąż
były złączone, ale Cassie nie czuła się już niedobrze. Czuła
się silna.
Ponownie rozległ się odległy krzyk i madame nagle
puściła głowę dziewczyny, zaciskając pięści, aż przez cienką
skórę na knykciach było widać kości. Cassie spodziewała się,
że jej głowa uderzy o stół, ale tak się nie stało. Jej kark był
zaskakująco mocny; utrzymywanie głowy w pionie nawet nie
bolało. Kontakt między nią a starą kobietą nie został
przerwany, nawet gdy jej ciało zaczęło się kurczyć i kobieta
próbowała się odsunąć.
Kolejny agonalny jęk, jakby z bardzo daleka, i Cassie
zrozumiała, że te dzwięki nie dobiegły z zewnątrz; to głos
madame, który słyszała w swojej głowie. Chwyt na jej
ramionach nieco zelżał i Cassandra pożądliwie wychyliła się
do przodu. Przez sekundę stara kobieta przerwała połączenie,
a dziewczyna zobaczyła jej bladą, udręczona twarz. Katerina
coś powiedziała i ręce Cassie były wolne.
Cassandra rzuciła się do przodu i złapała głowę
madame Azzedine. Zanurzając palce w siwych włosach,
przycisnęła usta z powrotem do warg staruszki. Potrzebowała
tego. To potrzebowało jej. %7ładen problem...
Coś ją paliło w łopatkę, punktowy, intensywny ból, ale
to jej nie przeszkadzało. Musiała utrzymać kontakt. Trzymać
183
staruszkę blisko. Nic innego się nie liczyło. Gorące ukłucia w
ramieniu. Nie, nie. Bez znaczenia...
Kolejny krzyk. Ale nie w jej głowie. Ten był
prawdziwy i rozległ się gdzieś blisko i brzmiał potwornie
znajomo. Zirytowany. Wzburzony. Przesadnie dramatyczny.
Latynoamerykański...
Coś twardego walnęło z boku w głowę madame,
odrywając ją od Cassie. Dziewczyna wyciągnęła ręce do
osuwającej się cicho na bok staruszki, ale ponieważ jej nogi
wciąż były związane, więc nie dała rady jej złapać. Kiedy
ciało sucha, martwa kupka wylądowało na podłodze, z ust
madame wydobył się półprzezroczysty biały obłoczek, który
spiralnym ruchem poszybował do sufitu z cienkim,
przeszywającym piskiem.
Katerina próbowała złapać uciekającą smugę.
Głupcy! zawyła. Co wyście zrobili!
Cassie chciała zapytać o to samo. Jej palce również
wyciągnęły się do odlatującej mgły, a potem z okrzykiem
frustracji zamachnęła się i rzuciła na łańcuchy. Nagle
zamarła, wstrzymując oddech.
Był tam.
Przed nią stał Ranjit, zimny i nieruchomy, stawiając
czoła reszcie Wybranych. Stał do niej plecami, ale wyraznie
słyszała jego ponury szept.
Katerina, ty suko. Coś ty zrobiła?
Szwedka skuliła się, niemal plując z wściekłości, ale
nie odpowiedziała.
A więc Ranjit nie został zaproszony na tę nieoficjalną
ceremonię? Jakby w głowie nie miała już dostatecznego
zamętu... Czy to znaczy, że był po jej stronie?
A jeśli tak, to co go zatrzymało?
Po lewej stronie Cassie zauważyła Jake a,
184
ostrzegawczo zataczającego szeroki łuk nożem Keiko przed
syczącymi i powarkującymi Wybranymi. Isabella weszła na
kamienny stół i stała teraz nad Cassie, grożąc wszystkim,
którzy chcieli podejść, czymś, co wyglądało jak bardzo długi
i bardzo giętki młotek.
Skąd to wytrzasnęłaś? wykrzyknęła Cassie,
pocierając mocno skronie i usiłując się skupić.
To? Dziewczyna zamachnęła się na zakapturzoną
postać, która się do niej podkradła, i trafiła ją w głowę.
Przeciwnik upadł jak długi. Zabieram ją do szkoły co
semestr. Wiedziałam, że się wyda!
Przyda poprawiła przyjaciółka, nareszcie
odzyskując jasność myślenia.
Mówiłem ci zawołał Jake przez ramię, ciągle
skupiony na stojących w półkolu wrogich Wybranych, którzy
obserwowali nóż z wyjątkową uwagą.
Tak, tak rzuciła Casusie. Wiem. Mallet to w jej
rękach zabójcza broń. Owinęła sobie jeden z łańcuchów
wokół pięści i pociągnęła z całej siły, ale to nic nie dało.
Jake. Aańcuchy. Użyj noża głos Ranjita był cichy,
ale wyrazny.
Chłopak skrzywił się z niedowierzaniem:
Jakby to miało...
Powiedziałem, użyj noża!
Jake rzucił mu jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie,
cofnął się, odwrócił i ciął nożem jeden z łańcuchów. Ogniwo
się rozpadło, a chłopak od razu odwrócił się, by odstraszyć
dwóch Wybranych, którzy zbliżyli się na odległość ciosu.
Zawahali się, warknęli gniewnie i cofnęli o krok. I o kolejny.
Niezłe ostrze Jake spojrzał na trzymaną broń.
Ranjit nie zwrócił na to uwagi. Stał zupełnie bez ruchu
i żaden z Wybranych nie odważył się do niego podejść. On
185
wciąż patrzył tylko na Katerinę, było między nimi jakieś
napięcie. Pożądanie? Furia? Nienawiść?
Och, kogo to do cholery obchodzi.
Jake! krzyknęła Cassie, naciągając drugi łańcuch.
Jeszcze raz, szybko!
Chłopak uderzył ponownie i ze stołu posypały się
kawałki gruzu i pyłu.
Nie trafiłeś! Jeszcze raz! Ponagliła krzykiem.
Kolejne uderzenie zniszczył trzy ogniwa. Niezle.
Cassie zeskoczyła ze stołu akurat w samą porę, by walnąć
jedną z zakapturzonych postaci, które w końcu rzuciły się na
Jakea. Pięść dziewczyny z satysfakcjonującym odgłosem
trafiła w czyjąś szczękę i napastnik się zachwiał.
Niezłe wyczucie czasu powiedział Jake. Wyglądał
na nieco zawstydzonego tym, że sam zrobił unik. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
się zadławiła, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego
dzwięku, a tym bardziej zwymiotować. Cassie wyrywała się,
czekając na to, co spotkało Alice, czekając, aż kobieta
zacznie wysysać z niej życie. Czy to bolało? Na pewno
wyglądało na bolesne. Na jej czoło, tuż przy linii włosów,
spadła łza. Ostatni raz spróbowała z tym walczyć, ale jej
nadgarstki tkwiły w zbyt mocnym uścisku. Z kręgu
Wybranych dobiegł ją zbiorowy ryk podekscytowania.
Potem jej głowę przeszył najgorszy do tej pory ból, jej
serce szarpało się w piersi jak dzikie zwierzę próbujące uciec
i cały świat zniknął w oślepiającej bieli.
I ktoś gdzieś krzyknął.
182
ROZDZIAA 20
To nie była słabość. To była siła. Cassie nagle była
zupełnie świadoma, pełna życia. Koścista szyja madame
Azzedine była tak blisko, że dziewczyna nie mogła dobrze
skupić wzroku, ale widziała pęczniejące i pulsujące
purpurowe żyły, czuła, jak starym ciałem zaczynają wstrząsać
dreszcze, czuła smak rozkładającego się ciała. Ich usta wciąż
były złączone, ale Cassie nie czuła się już niedobrze. Czuła
się silna.
Ponownie rozległ się odległy krzyk i madame nagle
puściła głowę dziewczyny, zaciskając pięści, aż przez cienką
skórę na knykciach było widać kości. Cassie spodziewała się,
że jej głowa uderzy o stół, ale tak się nie stało. Jej kark był
zaskakująco mocny; utrzymywanie głowy w pionie nawet nie
bolało. Kontakt między nią a starą kobietą nie został
przerwany, nawet gdy jej ciało zaczęło się kurczyć i kobieta
próbowała się odsunąć.
Kolejny agonalny jęk, jakby z bardzo daleka, i Cassie
zrozumiała, że te dzwięki nie dobiegły z zewnątrz; to głos
madame, który słyszała w swojej głowie. Chwyt na jej
ramionach nieco zelżał i Cassandra pożądliwie wychyliła się
do przodu. Przez sekundę stara kobieta przerwała połączenie,
a dziewczyna zobaczyła jej bladą, udręczona twarz. Katerina
coś powiedziała i ręce Cassie były wolne.
Cassandra rzuciła się do przodu i złapała głowę
madame Azzedine. Zanurzając palce w siwych włosach,
przycisnęła usta z powrotem do warg staruszki. Potrzebowała
tego. To potrzebowało jej. %7ładen problem...
Coś ją paliło w łopatkę, punktowy, intensywny ból, ale
to jej nie przeszkadzało. Musiała utrzymać kontakt. Trzymać
183
staruszkę blisko. Nic innego się nie liczyło. Gorące ukłucia w
ramieniu. Nie, nie. Bez znaczenia...
Kolejny krzyk. Ale nie w jej głowie. Ten był
prawdziwy i rozległ się gdzieś blisko i brzmiał potwornie
znajomo. Zirytowany. Wzburzony. Przesadnie dramatyczny.
Latynoamerykański...
Coś twardego walnęło z boku w głowę madame,
odrywając ją od Cassie. Dziewczyna wyciągnęła ręce do
osuwającej się cicho na bok staruszki, ale ponieważ jej nogi
wciąż były związane, więc nie dała rady jej złapać. Kiedy
ciało sucha, martwa kupka wylądowało na podłodze, z ust
madame wydobył się półprzezroczysty biały obłoczek, który
spiralnym ruchem poszybował do sufitu z cienkim,
przeszywającym piskiem.
Katerina próbowała złapać uciekającą smugę.
Głupcy! zawyła. Co wyście zrobili!
Cassie chciała zapytać o to samo. Jej palce również
wyciągnęły się do odlatującej mgły, a potem z okrzykiem
frustracji zamachnęła się i rzuciła na łańcuchy. Nagle
zamarła, wstrzymując oddech.
Był tam.
Przed nią stał Ranjit, zimny i nieruchomy, stawiając
czoła reszcie Wybranych. Stał do niej plecami, ale wyraznie
słyszała jego ponury szept.
Katerina, ty suko. Coś ty zrobiła?
Szwedka skuliła się, niemal plując z wściekłości, ale
nie odpowiedziała.
A więc Ranjit nie został zaproszony na tę nieoficjalną
ceremonię? Jakby w głowie nie miała już dostatecznego
zamętu... Czy to znaczy, że był po jej stronie?
A jeśli tak, to co go zatrzymało?
Po lewej stronie Cassie zauważyła Jake a,
184
ostrzegawczo zataczającego szeroki łuk nożem Keiko przed
syczącymi i powarkującymi Wybranymi. Isabella weszła na
kamienny stół i stała teraz nad Cassie, grożąc wszystkim,
którzy chcieli podejść, czymś, co wyglądało jak bardzo długi
i bardzo giętki młotek.
Skąd to wytrzasnęłaś? wykrzyknęła Cassie,
pocierając mocno skronie i usiłując się skupić.
To? Dziewczyna zamachnęła się na zakapturzoną
postać, która się do niej podkradła, i trafiła ją w głowę.
Przeciwnik upadł jak długi. Zabieram ją do szkoły co
semestr. Wiedziałam, że się wyda!
Przyda poprawiła przyjaciółka, nareszcie
odzyskując jasność myślenia.
Mówiłem ci zawołał Jake przez ramię, ciągle
skupiony na stojących w półkolu wrogich Wybranych, którzy
obserwowali nóż z wyjątkową uwagą.
Tak, tak rzuciła Casusie. Wiem. Mallet to w jej
rękach zabójcza broń. Owinęła sobie jeden z łańcuchów
wokół pięści i pociągnęła z całej siły, ale to nic nie dało.
Jake. Aańcuchy. Użyj noża głos Ranjita był cichy,
ale wyrazny.
Chłopak skrzywił się z niedowierzaniem:
Jakby to miało...
Powiedziałem, użyj noża!
Jake rzucił mu jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie,
cofnął się, odwrócił i ciął nożem jeden z łańcuchów. Ogniwo
się rozpadło, a chłopak od razu odwrócił się, by odstraszyć
dwóch Wybranych, którzy zbliżyli się na odległość ciosu.
Zawahali się, warknęli gniewnie i cofnęli o krok. I o kolejny.
Niezłe ostrze Jake spojrzał na trzymaną broń.
Ranjit nie zwrócił na to uwagi. Stał zupełnie bez ruchu
i żaden z Wybranych nie odważył się do niego podejść. On
185
wciąż patrzył tylko na Katerinę, było między nimi jakieś
napięcie. Pożądanie? Furia? Nienawiść?
Och, kogo to do cholery obchodzi.
Jake! krzyknęła Cassie, naciągając drugi łańcuch.
Jeszcze raz, szybko!
Chłopak uderzył ponownie i ze stołu posypały się
kawałki gruzu i pyłu.
Nie trafiłeś! Jeszcze raz! Ponagliła krzykiem.
Kolejne uderzenie zniszczył trzy ogniwa. Niezle.
Cassie zeskoczyła ze stołu akurat w samą porę, by walnąć
jedną z zakapturzonych postaci, które w końcu rzuciły się na
Jakea. Pięść dziewczyny z satysfakcjonującym odgłosem
trafiła w czyjąś szczękę i napastnik się zachwiał.
Niezłe wyczucie czasu powiedział Jake. Wyglądał
na nieco zawstydzonego tym, że sam zrobił unik. [ Pobierz całość w formacie PDF ]