[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gniew.
Niewzruszony Kristo szedł tuż obok niej z miną, która skrywała wszelkie emocje.
Demetria była mu wdzięczna, że milczy, bo nie czuła się na siłach, by prowadzić
rozmowę. Ludzie stłoczeni wokół nich szli w ciszy, więc jedyne dzwięki, jakie słyszała
to stukot obcasów na bruku i kołatanie własnego serca.
Cmentarz był mały i nie mógł pomieścić więcej niż jedną czwartą zgromadzonych
osób. Pozostali stłoczyli się wokół muru okalającego nekropolię.
Kristo zatrzymał się przed grobem ojca, przyklęknął i złożył wielki bukiet na
ozdobnej, marmurowej płycie. Wśród zebranych rozległo się westchnienie i pomruk
uznania.
Demetria ukradkiem spojrzała na Krista. Zdawał się niepokonany, pełen kontroli
nad sobą i całą sytuacją. Jednak będąc blisko niego, wyczuła, że był spięty i przeżywał
wewnętrzne katusze.
Oczy Demetrii wypełniły się łzami. Rozpaczliwe próby powstrzymania ich nie
powiodły się. Demetria wycierała je ukradkiem wierzchem dłoni, bo nie miała
chusteczki.
Nagle zamieszanie po prawej stronie przykuło jej wzrok. Jakaś staruszka
próbowała zwrócić na siebie uwagę. Kordon ochrony uniemożliwiał kobiecie przejście, a
ona mówiła coś niewyraznie i machała ręką w stronę Demetrii.
- To dla jej wysokości. - Starsza pani odezwała się głośniej i wyrazniej.
W uniesionej, zaciśniętej dłoni trzymała chusteczkę.
- Przepuście ją - powiedziała Demetria.
Ochroniarze nawet nie drgnęli, więc puściła dłoń Krista i podeszła do staruszki.
- Bardzo dziękuję - powiedziała, biorąc chustkę i wytarła nią wilgotne policzki.
R
L
T
- Bogowie mieli nas w opiece tego wspaniałego dnia, kiedy nasz mądry król wy-
brał cię, pani, na naszą przyszłą królową - odparła kobieta i ukłoniła się.
Zawsze i wszędzie obecni dziennikarze uchwycili ten moment na filmie. Kilku
fotoreporterów błysnęło lampami aparatów, gdy robili zdjęcia tej przejmującej sceny.
Młody król podszedł do obu pań, ujął drżącą dłoń staruszki i pocałował ją z
szacunkiem. Potem uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Dziękuję. Byłbym szczęśliwy, gdyby pani zechciała dołączyć do ślubnej świty
przyszłej królowej.
- Niech was Bóg błogosławi! - krzyknęła staruszka i pokłoniła się tak głęboko, że
Demetria przestraszyła się, że kobieta zaraz się przewróci.
To pełne uniesienia błogosławieństwo, wygłoszone ustami prostej starszej osoby
rozwiało wszelkie wątpliwości zgromadzonych. Przez tłum przeszedł wyrazny szept
zadowolenia.
Demetria natychmiast zapomniała o wszelkich obiekcjach, jakie miała co do
działań Krista. Teraz widziała, że wychodząc do ludzi, podjął właściwą decyzję. We
wszystkich jego gestach i słowach nie było ani gry, ani sztuczności. Szczerość pomogła
mu zaskarbić sympatię ludu.
- Przez kilka ostatnich miesięcy los nie szczędził trosk monarchii rodu
Stanrakisów. Utrata ukochanego króla, a mojego ojca, i śmiertelna choroba księcia
Gregora to bolesne ciosy dla nas wszystkich. Jednak musimy otrząsnąć się z rozpaczy i
żyć dalej, nie zapominając o przeszłości. Wszystkich obecnych zapraszam do pałacu,
gdzie przygotowano ucztę na cześć mojego zmarłego ojca.
Czysty i mocny głos Krista rozchodził się po okolicy i docierał do wszystkich
zakamarków cmentarza. Radość z zaproszenia, która opanowała poddanych, sprawiła, że
rozluznił się. Demetria poczuła, jak jej serce wypełnia się dumą. Kristo mocno zacisnął
palce na jej dłoni i oboje ze świtą ruszyli do wyjścia z cmentarza.
Kristo był bardzo zadowolony, gdy po powrocie do pałacu, przywitała ich głośna i
skoczna muzyka. Powietrze zdawało się wibrować od tradycyjnych, greckich melodii. Na
obrzeżach wielkiego trawnika rozstawiono stoły z poczęstunkiem, a środek przeznaczono
do tańca.
R
L
T
- Aż trudno w to uwierzyć! - powiedziała Demetria, patrząc z niedowierzaniem na
ogród.
Kristo podprowadził ją do stołu stojącego w niewielkim oddaleniu od pozostałych,
a przeznaczonego dla rodziny królewskiej i angyrańskich dygnitarzy.
- Pamiętam, jak ojciec powiedział mi kiedyś, że śmierć powinna być obchodzona
jak święto. Sądzę, że mniej więcej to miał na myśli - odparł Kristo i z zadowoleniem
patrzył na stoły uginające się pod ciężarem jedzenia i niezliczonych butelek ouzo.
Mijały godziny. Demetria i Kristo tańczyli razem z ludzmi hasapiko. Dobra zabawa
udzielała się wszystkim.
Wszystkim oprócz ochroniarzy pilnie obserwujących rozochoconą winem rzeszę
ludzi, która stawała się coraz głośniejsza.
Kristo spojrzał przelotnie na Vasosa i już wiedział, że dla nich impreza się
skończyła. Dalsza zabawa mogłaby okazać się niebezpieczna.
- Czas już na nas. Chodzmy - powiedział Kristo, gdy wybrzmiały ostatnie dzwięki
ludowego tańca.
Demetria bawiła się doskonale i nie chciała jeszcze opuszczać przyjęcia, więc
spojrzała tęsknie w stronę tańczących.
- Szkoda, że to już koniec - powiedziała, a w jej głosie zabrzmiał żal.
- Dla nich jeszcze nie. Dla nas też nie musi być, jeżeli miałabyś ochotę na małe
prywatne przyjęcie.
Kristo pogłaskał ją po policzku. Na ustach Demetrii pojawił się uśmiech, a jej
zaróżowiona od tańca twarz i błyszczące oczy, promieniały szczęściem.
Chwilę pózniej stali oboje w korytarzu i całowali się. Kristo zamierzał zabrać ją do
swojej sypialni, ale pokoje Demetrii były bliżej. Ledwie przestąpili próg apartamentu,
wpadli w namiętny szał. W nawale pieszczot, pocałunków i chaosie pospiesznie zrzuca-
nych ubrań dotarli wreszcie do łóżka.
Minęło wiele przyjemnych chwil, aż wyczerpana rozkoszą Demetria przylgnęła do
boku Krista i zasnęła.
R
L
T
On skupił myśli na wydarzeniach mijającego dnia i był z siebie bardzo zadowolo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
gniew.
Niewzruszony Kristo szedł tuż obok niej z miną, która skrywała wszelkie emocje.
Demetria była mu wdzięczna, że milczy, bo nie czuła się na siłach, by prowadzić
rozmowę. Ludzie stłoczeni wokół nich szli w ciszy, więc jedyne dzwięki, jakie słyszała
to stukot obcasów na bruku i kołatanie własnego serca.
Cmentarz był mały i nie mógł pomieścić więcej niż jedną czwartą zgromadzonych
osób. Pozostali stłoczyli się wokół muru okalającego nekropolię.
Kristo zatrzymał się przed grobem ojca, przyklęknął i złożył wielki bukiet na
ozdobnej, marmurowej płycie. Wśród zebranych rozległo się westchnienie i pomruk
uznania.
Demetria ukradkiem spojrzała na Krista. Zdawał się niepokonany, pełen kontroli
nad sobą i całą sytuacją. Jednak będąc blisko niego, wyczuła, że był spięty i przeżywał
wewnętrzne katusze.
Oczy Demetrii wypełniły się łzami. Rozpaczliwe próby powstrzymania ich nie
powiodły się. Demetria wycierała je ukradkiem wierzchem dłoni, bo nie miała
chusteczki.
Nagle zamieszanie po prawej stronie przykuło jej wzrok. Jakaś staruszka
próbowała zwrócić na siebie uwagę. Kordon ochrony uniemożliwiał kobiecie przejście, a
ona mówiła coś niewyraznie i machała ręką w stronę Demetrii.
- To dla jej wysokości. - Starsza pani odezwała się głośniej i wyrazniej.
W uniesionej, zaciśniętej dłoni trzymała chusteczkę.
- Przepuście ją - powiedziała Demetria.
Ochroniarze nawet nie drgnęli, więc puściła dłoń Krista i podeszła do staruszki.
- Bardzo dziękuję - powiedziała, biorąc chustkę i wytarła nią wilgotne policzki.
R
L
T
- Bogowie mieli nas w opiece tego wspaniałego dnia, kiedy nasz mądry król wy-
brał cię, pani, na naszą przyszłą królową - odparła kobieta i ukłoniła się.
Zawsze i wszędzie obecni dziennikarze uchwycili ten moment na filmie. Kilku
fotoreporterów błysnęło lampami aparatów, gdy robili zdjęcia tej przejmującej sceny.
Młody król podszedł do obu pań, ujął drżącą dłoń staruszki i pocałował ją z
szacunkiem. Potem uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Dziękuję. Byłbym szczęśliwy, gdyby pani zechciała dołączyć do ślubnej świty
przyszłej królowej.
- Niech was Bóg błogosławi! - krzyknęła staruszka i pokłoniła się tak głęboko, że
Demetria przestraszyła się, że kobieta zaraz się przewróci.
To pełne uniesienia błogosławieństwo, wygłoszone ustami prostej starszej osoby
rozwiało wszelkie wątpliwości zgromadzonych. Przez tłum przeszedł wyrazny szept
zadowolenia.
Demetria natychmiast zapomniała o wszelkich obiekcjach, jakie miała co do
działań Krista. Teraz widziała, że wychodząc do ludzi, podjął właściwą decyzję. We
wszystkich jego gestach i słowach nie było ani gry, ani sztuczności. Szczerość pomogła
mu zaskarbić sympatię ludu.
- Przez kilka ostatnich miesięcy los nie szczędził trosk monarchii rodu
Stanrakisów. Utrata ukochanego króla, a mojego ojca, i śmiertelna choroba księcia
Gregora to bolesne ciosy dla nas wszystkich. Jednak musimy otrząsnąć się z rozpaczy i
żyć dalej, nie zapominając o przeszłości. Wszystkich obecnych zapraszam do pałacu,
gdzie przygotowano ucztę na cześć mojego zmarłego ojca.
Czysty i mocny głos Krista rozchodził się po okolicy i docierał do wszystkich
zakamarków cmentarza. Radość z zaproszenia, która opanowała poddanych, sprawiła, że
rozluznił się. Demetria poczuła, jak jej serce wypełnia się dumą. Kristo mocno zacisnął
palce na jej dłoni i oboje ze świtą ruszyli do wyjścia z cmentarza.
Kristo był bardzo zadowolony, gdy po powrocie do pałacu, przywitała ich głośna i
skoczna muzyka. Powietrze zdawało się wibrować od tradycyjnych, greckich melodii. Na
obrzeżach wielkiego trawnika rozstawiono stoły z poczęstunkiem, a środek przeznaczono
do tańca.
R
L
T
- Aż trudno w to uwierzyć! - powiedziała Demetria, patrząc z niedowierzaniem na
ogród.
Kristo podprowadził ją do stołu stojącego w niewielkim oddaleniu od pozostałych,
a przeznaczonego dla rodziny królewskiej i angyrańskich dygnitarzy.
- Pamiętam, jak ojciec powiedział mi kiedyś, że śmierć powinna być obchodzona
jak święto. Sądzę, że mniej więcej to miał na myśli - odparł Kristo i z zadowoleniem
patrzył na stoły uginające się pod ciężarem jedzenia i niezliczonych butelek ouzo.
Mijały godziny. Demetria i Kristo tańczyli razem z ludzmi hasapiko. Dobra zabawa
udzielała się wszystkim.
Wszystkim oprócz ochroniarzy pilnie obserwujących rozochoconą winem rzeszę
ludzi, która stawała się coraz głośniejsza.
Kristo spojrzał przelotnie na Vasosa i już wiedział, że dla nich impreza się
skończyła. Dalsza zabawa mogłaby okazać się niebezpieczna.
- Czas już na nas. Chodzmy - powiedział Kristo, gdy wybrzmiały ostatnie dzwięki
ludowego tańca.
Demetria bawiła się doskonale i nie chciała jeszcze opuszczać przyjęcia, więc
spojrzała tęsknie w stronę tańczących.
- Szkoda, że to już koniec - powiedziała, a w jej głosie zabrzmiał żal.
- Dla nich jeszcze nie. Dla nas też nie musi być, jeżeli miałabyś ochotę na małe
prywatne przyjęcie.
Kristo pogłaskał ją po policzku. Na ustach Demetrii pojawił się uśmiech, a jej
zaróżowiona od tańca twarz i błyszczące oczy, promieniały szczęściem.
Chwilę pózniej stali oboje w korytarzu i całowali się. Kristo zamierzał zabrać ją do
swojej sypialni, ale pokoje Demetrii były bliżej. Ledwie przestąpili próg apartamentu,
wpadli w namiętny szał. W nawale pieszczot, pocałunków i chaosie pospiesznie zrzuca-
nych ubrań dotarli wreszcie do łóżka.
Minęło wiele przyjemnych chwil, aż wyczerpana rozkoszą Demetria przylgnęła do
boku Krista i zasnęła.
R
L
T
On skupił myśli na wydarzeniach mijającego dnia i był z siebie bardzo zadowolo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]