[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wagi.
- To chyba rodzinne. - Przyglądał się siniakom i cięciom na
szyi Ambrozji, widocznym pod ciepÅ‚ym szalem, który guwer­
nantka narzuciła na nią, by ukryć jej podarty negliż.
Gdy przybyli do Hampton Court, na pałacowym podwórcu
czekała już służba w postawie na baczność.
WyniosÅ‚a ochmistrzyni donoÅ›nym gÅ‚osem natychmiast za­
częła wydawać służbie stosowne rozkazy. Służący rozbiegli się
na wszystkie strony, by wykonać jej polecenia. Rozkazano im
zadbać o jak największą wygodę gości monarchy. Należało
przyszykować dla nich kÄ…piel i rozdać Å›wieżą odzież, jak rów­
nież przygotować obfity posiłek.
Edwina, w dalszym ciÄ…gu blada jak upiór, rozglÄ…daÅ‚a siÄ™ wo­
kół ze zdziwieniem.
- Czy to znaczy, że my również będziemy gośćmi Waszej
Wysokości?
- Owszem. Dopóki nie zaÅ‚atwi siÄ™ wam bezpiecznego po­
wrotu do Kornwalii - odparÅ‚ król i odszedÅ‚, ale zawróciÅ‚, sÅ‚y­
szÄ…c piskliwy okrzyk panny Mellon.
- Niech ktoÅ› je podtrzyma!
Edwina i jej matka zemdlaÅ‚y po raz drugi. Kiedy sÅ‚użba po­
śpiesznie wnosiła je do środka, stara guwernantka zauważyła:
- Zawsze uważaÅ‚am, że pani Cannon i jej córka sÄ… zbyt wÄ…t­
łe, przynajmniej jak na mój gust.
Ambrozja i jej siostry przykryÅ‚y usta dÅ‚oÅ„mi, żeby nie parsk­
nąć śmiechem.
- Najwyrazniej - szepnęła Ambrozja - Winnie zapomniała
już o tym, jak mdlaÅ‚a za każdym razem, kiedy sprawy nie ukÅ‚a­
dały się po jej myśli.
- Nie przypominajmy jej o możliwości. - Bethany złapała
za rękę Darcy i dwie siostry tanecznym krokiem wbiegły na
schody pałacu. - Podoba mi się nowa Winnie.
- Dziadek jest podobnego zdania - półgłosem zauważyła
Darcy.
Siostry stanęły w miejscu jak wryte.
- Co to znaczy? - zapytała Ambrozja.
- Zobaczysz sama.
Geoffrey Lambert na oczach trzech wnuczek z galanteriÄ… po­
dał ramię guwernantce.
- Chodz, Winnie. Czas, abyśmy się pokrzepili.
- Dziękuję, Geoffreyu. - Położyła rękę na jego ramieniu
i stÄ…pajÄ…c lekkim krokiem, odeszÅ‚a wraz z Lambertem senio­
rem.
Ambrozja zwróciła się do sióstr:
- Czy tylko mi się wydawało, czy rzeczywiście zauważyłam
lekki rumieniec na bladych policzkach?
- Nie mylisz siÄ™. - Bethany potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ… ze zdziwie­
niem. - Przekonasz siÄ™ wkrótce, że Winnie porzuci biel i zacz­
nie ubierać się na różowo, niebiesko, a nawet na czerwono.
- Niemożliwe. - Ambrozja położyła ręce na biodrach. -
Zlubowała przecież, że dopóki nie straci dziewictwa, będzie
ubierać się tylko na biało.
Bethany podniosła brwi do góry.
- Nie myślisz chyba, że ona i dziadek...
Bethany nie dokończyła zdania; gromki śmiech sióstr był
wystarczajÄ…cym komentarzem.
- Chodzcie, panienki - przywoÅ‚ywaÅ‚a je do porzÄ…dku pod­
ekscytowana pani Coffey. - Jak widzę, to na mnie głównie
spadnie obowiązek opiekowania się tymi głupimi paniami
Cannon.
Przemknęła obok, musnąwszy panny Lambert suknią
w przelocie. Siostry ponownie zaniosły się śmiechem. Czyżby
się przesłyszały? Czy rzeczywiście ochmistrzyni nazwała panie
Cannon głupimi? Zważywszy na to, że przez wiele lat usilnie
zabiegała o ich względy, trudno w to było uwierzyć.
Doprawdy, niespodzianka goniła niespodziankę.
Karol zatrzymaÅ‚ siÄ™ przed wejÅ›ciem do swoich apartamen­
tów.
- Oczekuję od ciebie pełnego sprawozdania, przyjacielu.
Riordan skinął głową.
- Tak jest, sir.
Kiedy już odchodził, król zawołał:
- Dostaniesz ten kosztowny Å›lubny prezent, o który prosi­
łeś. Nikt nie zasłużył na niego bardziej niż ty.
Riordan odwrócił się na te słowa.
- Nie będzie potrzebny - odparł urywanym głosem.
- Coś ty powiedział? - Karol potrząsnął głową, nie wierząc
własnym uszom. - Zaprzeczasz, że kochasz tę dziewczynę?
- Nie zaprzeczam, ale przygoda z Silasem dała mi sporo do
myÅ›lenia. Mój tryb życia sprowadzi na żonÄ™ wyÅ‚Ä…cznie zmar­
twienia.
- I dlatego chcesz zrezygnować z panny Lambert?
- Tak. Nie wypada zrobić inaczej, jeżeli chce się postąpić
uczciwie. A ja nie zawsze postępowałem w życiu uczciwie.
Karol położył mu rękę na ramieniu.
- Zbyt surowo siebie osądzasz, przyjacielu. To, co zrobiłeś,
uczyniłeś dla króla i ojczyzny. Bez ciebie nie byłoby mnie tutaj.
A Anglia nie byłaby wolna od takich łajdaków jak Silas
Fenwick.
- Nie zrozum mnie zle, Wasza Wysokość. Nie żałuję tego,
co zrobiłem. Każda cena jest dobra, by pomóc naszemu władcy
i krajowi. Nie chcÄ™ jednak wciÄ…gać w to Ambrozji. Ona zasÅ‚u­
guje na lepszy los.
- Mówisz poważnie? Naprawdę taka jest twoja decyzja?
Riordan przytaknął ruchem głowy.
- Może jeszcze zmienisz zdanie. Zastanów się.
- PodjÄ…Å‚em już decyzjÄ™. - Riordan skÅ‚oniÅ‚ siÄ™. - A teraz po­
zwól, Wasza Wysokość, że się oddalę. Muszę się przebrać.
- Nawet gdybyś był brudny i w łachmanach i tak nie byłoby
dla króla milszego gościa od ciebie.
Karol pogrążyÅ‚ siÄ™ w myÅ›lach. Przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™ odpro­
wadzał wzrokiem postać swego najwierniejszego przyjaciela,
który znikał w głębi wielkiego korytarza.
MiÅ‚ość, pomyÅ›laÅ‚, to sprawa skomplikowana. Nawet najsil­
niejsze i najodważniejsze serce nie zawsze jest w stanie z nią
sobie poradzić.
- Spójrzcie tylko na nią. - Bethany i Darcy zatrzymały się
przed drzwiami pokoju siostry w drodze do prywatnych aparta­
mentów króla, gdzie miały zjeść śniadanie z monarchą.
- Czy nie uważasz, że ta suknia jest trochÄ™ za Å›miaÅ‚a? - Am­
brozja cofnęła się nieco.
- Nie. - Bethany schwyciła siostrę za ręce i obejrzała ze
wszystkich stron.
Ambrozja miaÅ‚a na sobie szkarÅ‚atnÄ… sukniÄ™ z poÅ‚yskliwej sa­
tyny, miękko zaokrągloną przy szyi. Długie rękawy zwężały się
przy nadgarstkach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •