[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skieruję go do szpitala.
Złapała płaszcz, torbę, kluczyki i już miała pędzić do samochodu,
kiedy Sam powstrzymał ją.
- Sally?
- Tak?
- Przepraszam.
52
RS
- W porządku.
- Nie, to nie było w porządku. Zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne na
podstawie danych, którymi dysponowałaś.
- Sam, przestań - przerwała mu cicho. - I tak ci dziękuję. Nie za te
kłamstwa, tylko że zdobyłeś się na to, żeby to powiedzieć.
- Aleja...
- Przestań. I trzymaj się z daleka od moich kwiatków. Jeżeli masz
trochę czasu, to zajmij się praniem, bo już nie mam czystych majtek.
- Och, natychmiast się do tego zabieram. Moja żona musi mieć co
włożyć na swoją małą, zgrabną pupkę.
- Co ty opowiadasz? - Roześmiała się. - Może kiedyś tak było.
- Nawet nie wiesz, jak się mylisz. Teraz już naprawdę musiała
uciekać.
Tak jak zapowiedziała, sprawdziła po dwa razy wszystkie zapiski
przed wejściem do gabinetu pierwszej ciężarnej pacjentki. Była teraz
bardzo wyczulona i może dlatego wydawało jej się, że tętno dziecka nie
jest normalne. Poprosiła do gabinetu pracującą w klinice położną i ta
zgodziła się z jej diagnozą. Tętno było nieregularne, chwilami zanikające.
- Czy coś jest niedobrze? - spytała pacjentka.
- Raczej nie. - Sally nie chciała jej denerwować. - Tętno dziecka jest
trochę nieregularne, ale to wszystko. Najczęściej to nic groznego, ale
myślę, że lepiej dmuchać na zimne i sprawdzić. Widzę z karty, że nie
miała pani robionego usg, więc skieruję panią na badania. Proszę powie-
dzieć w rejestracji, żeby umówili panią na jutro. Tylko proszę się nie
denerwować. Najprawdopodobniej nic się nie dzieje, ale nie wolno mi
niczego zaniedbać.
53
RS
Zaraz po wyjściu pacjentki Sally szybko połączyła się z rejestracją.
- Mavis, niech pani postara się załatwić numerek na usg dla pani
Clarke, i to jak najszybciej. Termin porodu już blisko, tętno płodu jest
nieprawidłowe i chciałabym, żeby to sprawdzili, ale proszę jej nie
denerwować.
- Dobrze - przyrzekła rejestratorka. - Zadzwonię z innego telefonu.
Na szczęście z następnymi pacjentami nie było problemów i po
zakończeniu przyjęć Sally poszła zrobić sobie herbatę. Tam też znalazła ją
rejestratorka.
- Tamta pacjentka została zaraz przyjęta na usg. Akurat jej lekarz był
w szpitalu i kiedy się dowiedział, od razu załatwił jej badania.
- Zwietnie.
- Aha, dzwonił też pan Palmer. Mówił, że jego żona i dziecko czują
się dobrze i chciał podziękować pani za opiekę. Był naprawdę wdzięczny
za to, że przyjechała pani tak szybko.
Sally na wszelki wypadek nic nie odpowiedziała.
Otworzył drzwiczki od pralki i patrzył z niedowierzaniem. Różowe!
Wszystko było różowe - jego koszule, bielizna Sally, skarpetki i bluza
Molly, rzeczy Bena. Po prostu wszystko.
Sally się wścieknie.
Zastanawiając się, co głupiego jeszcze może dzisiaj zrobić, wyrzucił
mokrą, różową plątaninę do plastykowego wiadra i z ponurą miną
przeglądał zawartość, coraz bardziej pogrążając się w rozpaczy. Sześć
koszul - do diabła, sześć jego własnych koszul! Cała masa bielizny - jego,
Sally, Molly... o rany, Bena też. Ben z pewnością ciężko przeżyje to, że
ma teraz różowe kalesonki.
54
RS
Może to da się jakoś sprać?
Włożył wszystko z powrotem do pralki, odrzucając jedynie
czerwony podkoszulek - sprawcę całego nieszczęścia. Nastawił program
na najwyższą temperaturę i włączył pralkę.
Efekt przeszedł jego najśmielsze oczekiwania, niestety w
negatywnym sensie. Koszule, zrobione z mieszanki bawełny i tworzywa
sztucznego, nie tylko były wciąż różowe, ale na dodatek straszliwie
pomarszczone, zaś w bieliznie porozciągały się gumki.
Czując się pokonany, wrzucił całość do suszarki i włączył. Co
prawda Sally wspominała, że maszyna szwankuje, ale nie zauważył, żeby
działo się coś złego. Grzanie działało, a zawartość kręciła się
równomiernie w koło.
Poszedł do kuchni i zajął się kolacją. Teraz już nie wolno mi się
zbłaznić, pomyślał. Przygotuje wędliny na zimno, sałatkę i młode
ziemniaki. Musi tylko uważać, żeby ich nie rozgotować.
Dzisiaj znowu przyjęcia skończyły się pózno. Jechała do domu ze
świadomością, że dziecko pani Clarke miało zaburzenia rytmu pracy serca,
co zostało potwierdzone badaniami w szpitalu. Szpital także poinformował
ją, że rano zaczną wywoływać poród i w związku z tym może będą
potrzebowali od niej dodatkowych informacji.
Nie wiedziała, co począć. Najlepiej będzie porozmawiać z Samem i
poprosić, żeby ją w tym zastąpił. W końcu on prowadził panią Clark i
doskonale zna jej stan zdrowia. Tak będzie z korzyścią dla pacjentki. Musi
z nim porozmawiać.
55
RS
Podjeżdżając pod dom, zobaczyła cienką smugę dymu wzbijającą się
w górę. Czyżby Sam palił liście? O siódmej wieczorem? Właściwie u
niego wszystko jest możliwe, chociaż zapach był jakiś dziwny.
Otworzyła drzwi do garażu. Buchnęły kłęby gryzącego dymu. O
Boże! Dom!
Wbiegła dalej i szarpnęła za drzwi od pralni. Suszarka stała w
płomieniach. Sally z krzykiem pobiegła do kuchni.
- Sam! Sam! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
skieruję go do szpitala.
Złapała płaszcz, torbę, kluczyki i już miała pędzić do samochodu,
kiedy Sam powstrzymał ją.
- Sally?
- Tak?
- Przepraszam.
52
RS
- W porządku.
- Nie, to nie było w porządku. Zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne na
podstawie danych, którymi dysponowałaś.
- Sam, przestań - przerwała mu cicho. - I tak ci dziękuję. Nie za te
kłamstwa, tylko że zdobyłeś się na to, żeby to powiedzieć.
- Aleja...
- Przestań. I trzymaj się z daleka od moich kwiatków. Jeżeli masz
trochę czasu, to zajmij się praniem, bo już nie mam czystych majtek.
- Och, natychmiast się do tego zabieram. Moja żona musi mieć co
włożyć na swoją małą, zgrabną pupkę.
- Co ty opowiadasz? - Roześmiała się. - Może kiedyś tak było.
- Nawet nie wiesz, jak się mylisz. Teraz już naprawdę musiała
uciekać.
Tak jak zapowiedziała, sprawdziła po dwa razy wszystkie zapiski
przed wejściem do gabinetu pierwszej ciężarnej pacjentki. Była teraz
bardzo wyczulona i może dlatego wydawało jej się, że tętno dziecka nie
jest normalne. Poprosiła do gabinetu pracującą w klinice położną i ta
zgodziła się z jej diagnozą. Tętno było nieregularne, chwilami zanikające.
- Czy coś jest niedobrze? - spytała pacjentka.
- Raczej nie. - Sally nie chciała jej denerwować. - Tętno dziecka jest
trochę nieregularne, ale to wszystko. Najczęściej to nic groznego, ale
myślę, że lepiej dmuchać na zimne i sprawdzić. Widzę z karty, że nie
miała pani robionego usg, więc skieruję panią na badania. Proszę powie-
dzieć w rejestracji, żeby umówili panią na jutro. Tylko proszę się nie
denerwować. Najprawdopodobniej nic się nie dzieje, ale nie wolno mi
niczego zaniedbać.
53
RS
Zaraz po wyjściu pacjentki Sally szybko połączyła się z rejestracją.
- Mavis, niech pani postara się załatwić numerek na usg dla pani
Clarke, i to jak najszybciej. Termin porodu już blisko, tętno płodu jest
nieprawidłowe i chciałabym, żeby to sprawdzili, ale proszę jej nie
denerwować.
- Dobrze - przyrzekła rejestratorka. - Zadzwonię z innego telefonu.
Na szczęście z następnymi pacjentami nie było problemów i po
zakończeniu przyjęć Sally poszła zrobić sobie herbatę. Tam też znalazła ją
rejestratorka.
- Tamta pacjentka została zaraz przyjęta na usg. Akurat jej lekarz był
w szpitalu i kiedy się dowiedział, od razu załatwił jej badania.
- Zwietnie.
- Aha, dzwonił też pan Palmer. Mówił, że jego żona i dziecko czują
się dobrze i chciał podziękować pani za opiekę. Był naprawdę wdzięczny
za to, że przyjechała pani tak szybko.
Sally na wszelki wypadek nic nie odpowiedziała.
Otworzył drzwiczki od pralki i patrzył z niedowierzaniem. Różowe!
Wszystko było różowe - jego koszule, bielizna Sally, skarpetki i bluza
Molly, rzeczy Bena. Po prostu wszystko.
Sally się wścieknie.
Zastanawiając się, co głupiego jeszcze może dzisiaj zrobić, wyrzucił
mokrą, różową plątaninę do plastykowego wiadra i z ponurą miną
przeglądał zawartość, coraz bardziej pogrążając się w rozpaczy. Sześć
koszul - do diabła, sześć jego własnych koszul! Cała masa bielizny - jego,
Sally, Molly... o rany, Bena też. Ben z pewnością ciężko przeżyje to, że
ma teraz różowe kalesonki.
54
RS
Może to da się jakoś sprać?
Włożył wszystko z powrotem do pralki, odrzucając jedynie
czerwony podkoszulek - sprawcę całego nieszczęścia. Nastawił program
na najwyższą temperaturę i włączył pralkę.
Efekt przeszedł jego najśmielsze oczekiwania, niestety w
negatywnym sensie. Koszule, zrobione z mieszanki bawełny i tworzywa
sztucznego, nie tylko były wciąż różowe, ale na dodatek straszliwie
pomarszczone, zaś w bieliznie porozciągały się gumki.
Czując się pokonany, wrzucił całość do suszarki i włączył. Co
prawda Sally wspominała, że maszyna szwankuje, ale nie zauważył, żeby
działo się coś złego. Grzanie działało, a zawartość kręciła się
równomiernie w koło.
Poszedł do kuchni i zajął się kolacją. Teraz już nie wolno mi się
zbłaznić, pomyślał. Przygotuje wędliny na zimno, sałatkę i młode
ziemniaki. Musi tylko uważać, żeby ich nie rozgotować.
Dzisiaj znowu przyjęcia skończyły się pózno. Jechała do domu ze
świadomością, że dziecko pani Clarke miało zaburzenia rytmu pracy serca,
co zostało potwierdzone badaniami w szpitalu. Szpital także poinformował
ją, że rano zaczną wywoływać poród i w związku z tym może będą
potrzebowali od niej dodatkowych informacji.
Nie wiedziała, co począć. Najlepiej będzie porozmawiać z Samem i
poprosić, żeby ją w tym zastąpił. W końcu on prowadził panią Clark i
doskonale zna jej stan zdrowia. Tak będzie z korzyścią dla pacjentki. Musi
z nim porozmawiać.
55
RS
Podjeżdżając pod dom, zobaczyła cienką smugę dymu wzbijającą się
w górę. Czyżby Sam palił liście? O siódmej wieczorem? Właściwie u
niego wszystko jest możliwe, chociaż zapach był jakiś dziwny.
Otworzyła drzwi do garażu. Buchnęły kłęby gryzącego dymu. O
Boże! Dom!
Wbiegła dalej i szarpnęła za drzwi od pralni. Suszarka stała w
płomieniach. Sally z krzykiem pobiegła do kuchni.
- Sam! Sam! [ Pobierz całość w formacie PDF ]