[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Benita. Nie chcę, by była za bardzo rozpieszczona, \eby
nie chciała ju\ nigdy wrócić do lasu.
Nie sądzę jakoś, by tak się stało zastanawiał się
Carl. Znalazła szpital, w którym odzyskuje siły i korzysta z
tego.
A ja chciałbym skorzystać z kawy narzekał Seth.
Czy chcesz, bym tu tak stał, trzęsąc się cały dzień, gdy wy
oboje uderzacie w pompatyczną nutę nad rysiem?
Nie zajęło jej to zbyt wiele czasu, by przekonać obu
mę\czyzn, \eby pomogli jej się pozbyć garnka owsianki.
Dobre jedzenie! - westchnął Seth Wiecie, kiedy
pierwszy raz znalazłem się tu, gdzie diabeł mówi dobra
noc, nie byłem specjalnym fanem owsianki, jadłem jedy-
nie biały chleb! O rany, ale się czasy zmieniają. Wy
szedłbym nawet w taki ranek jak ten dzisiejszy dla jednego
talerza kaszy owsianej, jak upierają się ją nazywać moi
szkoccy antenaci.
Czy łaziliście tu w pobli\u ubiegłej nocy... około
drugiej nad ranem? zapytała Benita.
Obydwaj mę\czyzni podnieśli na nią wzrok. Pierwszy
przemówił Seth. Co masz na myśli, kobieto? Czy był tu
jakiś szabrownik? Ubiegłej nocy?
Ktoś tu był powiedziała z naciskiem. Widziałam
jakiś ruch między gałęziami sosny... i nie mówcie mi, \e to
było w mojej wyobrazni. Suzie była ze mną i te\ to czuła.
Ale kto to mógł być? zastanawiał się Seth. Carl,
rusz głową! Kto łaziłby w nocy, kiedy temperatura spadła do
trzydziestu dwóch stopni poni\ej zera? Wyszczerzył do
Benity zęby w uśmiechu. To są nasze najni\sze notowania.
Carl zamyślił się, mieszając cicho kawę. No więc... kto
kręci się w pobli\u? Matt Clark urzęduje na przełęczy, ale
nigdy nie wychodzi na zewnątrz, chyba \e coś nie gra... a
wtedy, przyszedłby do nas.
A stara wdowa, Fawmer? zastanawiał się Seth.
Dzieciaki wzięły ją do miasteczka w tę zimę po-
wiedział mu Carl. Stwierdzili, \e w wieku dziewięć-
dziesięciu dwu lat nie powinna spędzać zimy w lasach.
Więc kto pozostaje?
Carl wzruszył ramionami. Pozostają zwierzęta... i nieco
zwyczajnej kobiecej bojazliwości kociej i innej.
Kobieca bojazliwość! wybuchnęła Benita Po-
słuchaj! Rzeczywiście coś widziałam ubiegłej nocy. Nie
próbuj mi wmówić, \e nie!
Najprawdopodobniej powiedział ugodowo Carl
ale te\ jest prawdopodobne, \e było to jakieś du\e zwierzę,
albo po prostu jedna z większych sów, fruwająca koło drzew.
To zabawne, jaka jest siła ciemności... i łatwo się
przestraszyć. Uśmiechnął się do niej. Niech cię to nie
niepokoi... niewiele jest tak odwa\nych kobiet, jak ty byłaś
dotychczas.
Była prawie zadowolona, kiedy wyczerpali temat i zde-
cydowali się pójść na jezioro. śaden z nich nie wziął jej słów
serio, a Carl jak zwykle nie tylko \e zdawał się z niej
śmiać, to jasno sugerował, \e mę\czyzna wcale by się nie
przestraszył; tak naprawdę była święcie przekonana, \e
mę\czyzna, zgodnie z Carla mniemaniem, nie dostrzegłby
jakiegoś nie istniejącego złodzieja!
Mówiła do siebie, \e jest zadowolona z tego, \e sobie
poszli. Miała du\o roboty, a najpierw powinna uzupełnić
jedzenie w karmniku. Wzięła kilka okrawków chleba, świe\o
zrobioną kulkę z bekonu, chleb z mąki kukurydzianej i kilka
innych resztek, i wło\yła je do papierowej torby. Gdy
okrą\ała dom, zauwa\yła coś na polanie. Przyglądnąwszy się
temu stwierdziła, \e jest to kawałek futra i kilka piór. Aha...
wyglądało na to, \e wielka sowa-szabrowniczka miała na
kolację zająca.
No tak, nie czas, by stać tu tak, marznąc na kość. Była to
pogoda na to, by spędzać czas w domu! Pospieszyła do
karmnika i wyczyściła go najlepiej jak umiała, uło\ywszy na
kupkę nowe smakołyki, tam gdzie stali bywalcy" na pewno
je znajdą. Posypała jeszcze garść okruszków chleba na to
wszystko i wyło\yła w jednym rogu pozostałości z pieczonej
fasoli.
Musicie dobrze się od\ywiać, ptaszki! ogłosiła.
Właśnie wtedy zauwa\yła coś na dole, przy karmniku.
Była to jedna z sójek, sztywna z zimna, ale nie martwa. W co
ja się zmieniam, pomyślała.... w miejscową ekipę ratunkową
dla zwierząt. Pobiegła znów do domu i zabrała maluszka do
ciepłej kuchni. Za parę chwili zaczął drgać i zaraz potem stał
się więcej ni\ aktywny. Benita wzięła swojego ostatniego
pacjenta do ręki i wypuściła go na mrozne powietrze. Udało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Benita. Nie chcę, by była za bardzo rozpieszczona, \eby
nie chciała ju\ nigdy wrócić do lasu.
Nie sądzę jakoś, by tak się stało zastanawiał się
Carl. Znalazła szpital, w którym odzyskuje siły i korzysta z
tego.
A ja chciałbym skorzystać z kawy narzekał Seth.
Czy chcesz, bym tu tak stał, trzęsąc się cały dzień, gdy wy
oboje uderzacie w pompatyczną nutę nad rysiem?
Nie zajęło jej to zbyt wiele czasu, by przekonać obu
mę\czyzn, \eby pomogli jej się pozbyć garnka owsianki.
Dobre jedzenie! - westchnął Seth Wiecie, kiedy
pierwszy raz znalazłem się tu, gdzie diabeł mówi dobra
noc, nie byłem specjalnym fanem owsianki, jadłem jedy-
nie biały chleb! O rany, ale się czasy zmieniają. Wy
szedłbym nawet w taki ranek jak ten dzisiejszy dla jednego
talerza kaszy owsianej, jak upierają się ją nazywać moi
szkoccy antenaci.
Czy łaziliście tu w pobli\u ubiegłej nocy... około
drugiej nad ranem? zapytała Benita.
Obydwaj mę\czyzni podnieśli na nią wzrok. Pierwszy
przemówił Seth. Co masz na myśli, kobieto? Czy był tu
jakiś szabrownik? Ubiegłej nocy?
Ktoś tu był powiedziała z naciskiem. Widziałam
jakiś ruch między gałęziami sosny... i nie mówcie mi, \e to
było w mojej wyobrazni. Suzie była ze mną i te\ to czuła.
Ale kto to mógł być? zastanawiał się Seth. Carl,
rusz głową! Kto łaziłby w nocy, kiedy temperatura spadła do
trzydziestu dwóch stopni poni\ej zera? Wyszczerzył do
Benity zęby w uśmiechu. To są nasze najni\sze notowania.
Carl zamyślił się, mieszając cicho kawę. No więc... kto
kręci się w pobli\u? Matt Clark urzęduje na przełęczy, ale
nigdy nie wychodzi na zewnątrz, chyba \e coś nie gra... a
wtedy, przyszedłby do nas.
A stara wdowa, Fawmer? zastanawiał się Seth.
Dzieciaki wzięły ją do miasteczka w tę zimę po-
wiedział mu Carl. Stwierdzili, \e w wieku dziewięć-
dziesięciu dwu lat nie powinna spędzać zimy w lasach.
Więc kto pozostaje?
Carl wzruszył ramionami. Pozostają zwierzęta... i nieco
zwyczajnej kobiecej bojazliwości kociej i innej.
Kobieca bojazliwość! wybuchnęła Benita Po-
słuchaj! Rzeczywiście coś widziałam ubiegłej nocy. Nie
próbuj mi wmówić, \e nie!
Najprawdopodobniej powiedział ugodowo Carl
ale te\ jest prawdopodobne, \e było to jakieś du\e zwierzę,
albo po prostu jedna z większych sów, fruwająca koło drzew.
To zabawne, jaka jest siła ciemności... i łatwo się
przestraszyć. Uśmiechnął się do niej. Niech cię to nie
niepokoi... niewiele jest tak odwa\nych kobiet, jak ty byłaś
dotychczas.
Była prawie zadowolona, kiedy wyczerpali temat i zde-
cydowali się pójść na jezioro. śaden z nich nie wziął jej słów
serio, a Carl jak zwykle nie tylko \e zdawał się z niej
śmiać, to jasno sugerował, \e mę\czyzna wcale by się nie
przestraszył; tak naprawdę była święcie przekonana, \e
mę\czyzna, zgodnie z Carla mniemaniem, nie dostrzegłby
jakiegoś nie istniejącego złodzieja!
Mówiła do siebie, \e jest zadowolona z tego, \e sobie
poszli. Miała du\o roboty, a najpierw powinna uzupełnić
jedzenie w karmniku. Wzięła kilka okrawków chleba, świe\o
zrobioną kulkę z bekonu, chleb z mąki kukurydzianej i kilka
innych resztek, i wło\yła je do papierowej torby. Gdy
okrą\ała dom, zauwa\yła coś na polanie. Przyglądnąwszy się
temu stwierdziła, \e jest to kawałek futra i kilka piór. Aha...
wyglądało na to, \e wielka sowa-szabrowniczka miała na
kolację zająca.
No tak, nie czas, by stać tu tak, marznąc na kość. Była to
pogoda na to, by spędzać czas w domu! Pospieszyła do
karmnika i wyczyściła go najlepiej jak umiała, uło\ywszy na
kupkę nowe smakołyki, tam gdzie stali bywalcy" na pewno
je znajdą. Posypała jeszcze garść okruszków chleba na to
wszystko i wyło\yła w jednym rogu pozostałości z pieczonej
fasoli.
Musicie dobrze się od\ywiać, ptaszki! ogłosiła.
Właśnie wtedy zauwa\yła coś na dole, przy karmniku.
Była to jedna z sójek, sztywna z zimna, ale nie martwa. W co
ja się zmieniam, pomyślała.... w miejscową ekipę ratunkową
dla zwierząt. Pobiegła znów do domu i zabrała maluszka do
ciepłej kuchni. Za parę chwili zaczął drgać i zaraz potem stał
się więcej ni\ aktywny. Benita wzięła swojego ostatniego
pacjenta do ręki i wypuściła go na mrozne powietrze. Udało [ Pobierz całość w formacie PDF ]