[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niewielką dawkę, żeby trochę jej pomóc.
 Clover, opowiadasz moją historię  powiedziała
Jane.
 Wszystkie te cuda pańska żona dostała dzięki
współczesnej farmakologii. Nie wymyśliła sobie tej
kombinacji sama, leki zostały jej przepisane. Pewnego
dnia budzi się pan, a w objęciach nie ma nic oprócz
koszuli nocnej. Czy uważa pan, że to w porządku,
doktorze Holt? Nie sądzi pan, że pańskiej żonie potrzebna
jest pomoc? A może uważa pan, że jeśli nikt jej nie widzi,
nie ma żadnego problemu? Zamiótłby ją pan pod dywan i
powiedział, żeby nie robiła zamieszania? Została otruta
przez pański koncern, doktorze Holt. Okradziona z
własnego jestestwa. A zatem ma sobie pójść?  Podałam
mu zdjęcie, a on je wziął. Siedział z nim dłuższą chwilę.
 Pracujemy nad tym  odezwał się w końcu.  Nie
jesteśmy nieświadomi.
 Nad czym pracujecie?  zapytała Jane.
 Nad antidotum.  Doktor Holt westchnął i odstawił
zdjęcie z powrotem na biurko.
 Dziękuję. Bardzo bym chciała je dostać. Ale to nie
wystarczy  odparła Jane.  Przynajmniej jeden z tych
leków trzeba wycofać z rynku. Nie możecie sprawiać,
żeby kobiety znikały, a potem dawać im antidotum, bo to
dobry interes. To nam nie służy.
 Ale przecież nie chodzi o miliony kobiet. W
grupach kontrolnych tylko niewielka liczba kobiet stała
się niewidzialna.
 Co?  zapytałam.
 Wiedzieli od początku?  zapytała Jane.
 Gdyby niewidzialnymi stawały się wszystkie
kobiety, które przyjmują taką mieszankę leków, znikałyby
ze wszystkich miast, ze wszystkich osiedli. To bardzo
popularne leki, niektórzy nawet twierdzą, że są absolutnie
niezbędne. Nie ma głośnych protestów, bo zbyt mało z
was zniknęło. Jeśli chcecie wywołać protesty, wycofajcie
Singsall.
 Dobry Boże.  Usiadłam na krześle przy jego
biurku.  Jeśli nie ma protestów, to dlatego, że nikt inny
się nie zorientował, że to wasza wina.
 Czy pan pozwoliłby swojej żonie przyjmować te
leki?  chciała wiedzieć Jane.
Doktor Holt zdjął okulary i potarł zmęczone oczy.
 Oczywiście, że nie.
 A więc gdzie według pana powinnyśmy się teraz
udać? Zaprowadzi nas pan na górę? Przedstawi nas pan
swojemu szefowi?
 Czy wiedzą panie, ile czasu trwa wdrażanie leku?
Będziemy potrzebowali czasu.
 Zdjęcie czegoś z półki nie wymaga czasu. Na
początek chcemy doprowadzić chociaż do tego.
 Będę potrzebował czasu  powtórzył.  Jeśli
zaprowadzę was na górę, zwolnią mnie, a to oznacza, że
stracicie jedyną osobę przychylną waszej sprawie. Niech
mi panie wierzą, ja wam współczuję.
 A reszta nie?  zapytała Jane.
 To biznes  rzucił.  Gigantyczny międzynarodowy
biznes. To, czy możesz zobaczyć się w lustrze czy nie, nie
jest najważniejsze. Chcę być w kontakcie z paniami
obiema. Możecie być nieocenione dla naszych badań.
Obecnie wdrażamy pewne leki, ale będziemy
potrzebowali niewidzialnych kobiet, które zechcą wziąć
udział w programie.
 Chce pan z nas zrobić króliki doświadczalne? 
oburzyła się Jane.
 Chce pan, żebyśmy zażywały kolejny lek koncernu
Dexter-White? Po co? %7łebyśmy straciły coś jeszcze?
Mowę? Wzrok?  Ręce mi się trzęsły. Musiałam się
powstrzymać, żeby nie wywrócić mu biurka do góry
nogami, co, jak mi się zdawało, byłam w stanie zrobić.
 Nie narazimy was na niebezpieczeństwo  odparł
Holt. Mówił dziwnie kojącym głosem.
 Za pózno. Ma pan czterdzieści osiem godzin 
zagroziłam.  Proszę mówić, komu pan chce. Macie
dokładnie czterdzieści osiem godzin, żeby to odwrócić, a
jeśli nie, przyjdziemy znowu.
 Czterdzieści osiem godzin nie wystarczy, żeby
cokolwiek zmienić  odparł.  To nawet nie dość, żeby w
tej firmie umówić się na spotkanie.
 Ale za to wystarczy, żebym wymyśliła, co zrobię
panu i wszystkim pańskim współpracownikom, jeśli nie
zauważę jakichkolwiek działań.  Chciałam go ugryzć.
Chciałam kopać. Takich odczuć nie doświadczyłam od
czasu gimnazjum.
Drzwi się otworzyły i Jane wyszła. Poszłam za nią
korytarzem zaślepiona wściekłością. Wiedzieli!
Wiedzieli! Drzwi windy były otwarte, więc do niej
wsiadłam. %7łeby opuścić piętro, nie potrzeba karty.
Popędziłam przez lobby, minęłam ochroniarzy i
wypadłam podwójnymi drzwiami, ledwie mogąc się
powstrzymać, dopóki nie znalazłam się na zewnątrz.
 Wiedzieli!  krzyknęłam. Płakałam, myśląc o
wszystkich kobietach, które zostały skrzywdzone, i o tym,
jak mało to kogokolwiek obchodziło.  Jesteśmy dla nich
nikim. Jesteśmy dla nich umiarkowaną stratą. Jesteśmy
marginesem błędu. Jedno to być niewidzialną, drugie
wiedzieć, że ktoś ci to zrobił i w ogóle go to nie obchodzi,
bo ma wysokie zyski.  Westchnęłam głośno.  Chodz 
jęknęłam.  Po prostu chcę się stąd wydostać.
Pustka. W oddali kilka osób szło w górę zbocza.
Stałam teraz na trawiastej ścieżce kilka metrów od
wejścia. Wszystko było tak zadbane, że czułam się jak w
Singapurze. Po ulicy nie przeleciał ani jeden papierek po
gumie do żucia.
 Jane?
Pustka.
Niewidzialne kobiety nie powinny się rozdzielać. To
sprawa kluczowa. Jeśli się rozdzielimy, będziemy jak
para ślepych kociąt.
 Jane?  powtórzyłam, po czym podniosłam głos. 
Jane?! Jane?! Jane?!
Czy wyszłam odpowiednimi drzwiami? Wróciłam z
powrotem do budynku. Strażnik podniósł głowę i patrzył,
jak drzwi się otwierają, zamykają, ale nikogo nie ma. Po
drugiej stronie lobby siedział drugi strażnik przy biurku,
kolejne szklane drzwi naprzeciw kolejnej trawiastej
ścieżki, kolejny rząd prostych gołych drzew. Podeszłam i
stanęłam po środku lobby w jednakowej odległości od
obu mężczyzn. Na ścianach wisiały ogromne obrazy
abstrakcyjne i ogromna forma przestrzenna, tak zwana
mobile, w stylu Caldera. A może to był oryginał? Zwisała
z wysoko zawieszonego sufitu  przeżytki z lat
osiemdziesiątych, kiedy to wielkie korporacje kupowały
wielkie dzieła sztuki. Odwróciłam głowę.
 Jane? Jane?  zawołałam w przestrzeń.
Pamiętam, jak raz zgubiłam Evie w domu
towarowym w dziale z ubraniami. Na początku myślałam,
że bawi się w chowanego. Lubiła wczołgiwać się między
ubrania i chować się pod nimi. Zaczęłam przesuwać
wieszak po wieszaku, patrząc w dół i wołając ją po
imieniu, ale za każdym razem mój głos stawał się coraz
wyższy, a serce biło mi coraz szybciej. Nie mogłam jej
znalezć. Tamtego dnia po raz ostatni czułam się tak
zagubiona. Byłam przerażona, że bez niej zginę. Gdy ja
szukałam czegoś na przyjęcie, ktoś ukradł mi dziecko.
Złapałam sprzedawczynię. Płakałam. Za dwie minuty już
wzywano Evie przez głośniki. Cały sklep zamilkł. A
pózniej na schodach pojawiły się moja córka i młoda
kobieta w czarnym kostiumie. Jakimś cudem Evie
zjechała po schodach sama i nie umiała wejść z
powrotem. Była zapłakana i przestraszona. Moja
czteroletnia córka oddaliła się do stoiska Chanel, bo
spodobała jej się szminka. Kobieta z działu Chanel [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •