[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zawstydzony opanował podniecenie.
 Jak wiele z tego, co mówiłem, w ogóle do was dotarło? Jedno zdanie z pięciu? Dwa z ośmiu?
 Trzy z tysiąca  odparł Will. Na te słowa Charles Halloway nie mógł powstrzymać śmiechu, w
którym jednak zabrzmiała lekka nuta melancholii. Głos Jima wyrwał go z zamyślenia.  Czy... czy
to... Zmierć?  Lunapark?  Stary mężczyzna zapalił fajkę i wydmuchnął z płuc chmurę dymu, z
powagą śledząc szlak, kreślony przez nią w powietrzu.  Nie. Myślę jednak, że wykorzystuje śmierć,
aby nam nią grozić. Zmierć nie istnieje. Nigdy jej nie było i nigdy nie będzie. Jednakże my, ludzie,
nakreśliliśmy tak wiele podobizn Zmierci, od tak wielu lat usiłujemy określić jej sens, pojąć go,
ogarnąć, że poczęliśmy uważać ją za żywą istotę, głodną i zachłanną. Tak naprawdę jednak śmierć to
zegarek, który zatrzymał się w biegu, pustka, koniec, ciemność. Nicość. Zaś lunapark w swej
mądrości dobrze wie, że bardziej boimy się Niczego niż Czegoś. Z Czymś możemy walczyć, ale... z
Niczym? Czy można wymierzyć mu cios? Czy ma serce, duszę, plecy, mózg? Nie, nie. Toteż lunapark
potrząsa nam przed oczami wielkim krupierskim kubkiem nicości, po czym zbiera swe żniwo, gdy
prześcigamy się nawzajem, uciekając w ostatecznym przerażeniu. Och, pokazuje nam też coś, co
może w końcu doprowadzić do Nicości. Na przykład ów zwierciadlany ogród pośrodku łąki  to
dopiero Coś. Starczy, by zrzucić człowieka z siodła. Widok własnej osoby postarzałej o dziesiątki
lat to prawdziwy cios poniżej pasa. Nikt nie zniesie wizji czasu, który nagle opuszcza jego ciało,
spowijając je w woal mgły gęstej niczym pary suchego lodu. Kiedy zaś owa wizja zmrozi człowieka
do szczętu, w Labiryncie rozbrzmiewa słodka, niepokojąca muzyka, przywodząca na myśl świeżo
uprane suknie kobiet, kołyszące się na sznurze w powiewach majowego wiatru, pryzmy owoców
zgniatanych na wino, błękit nieba, letnią noc nad jeziorem... aż w końcu myśli nieszczęśnika
zaczynają pulsować w rytm księżycowych bębnów otaczających organy parowe. To proste. Boże,
podziwiam prostotę ich postępowania! Atakują starszego człowieka lustrami, a kiedy rozpada się na
kawałki niczym zwykła układanka, tylko oni potrafią złożyć go w nową całość. Jak? Pozwalając mu
dosiąść karuzeli, która rusza do tyłu w rytm "Wesołej Wdówki" lub "Pięknego Ohio". Uważają
jednak, by ludziom, którzy decydują się na tę przejażdżkę, nie wspomnieć o jednym drobnym fakcie.
 O czym?  spytał Jim.  %7łe jeśli w jednej postaci jesteś nieszczęsnym grzesznikiem, to
pozostaniesz nim nadal. Zmiana ciała nie odmienia umysłu. Gdybym sprawił, że jutro obudzisz się
jako dwudziestopięciolatek, Jim, twoje myśli nadal będą myślami chłopca i ludzie to dostrzegą. Albo
wezmy mnie  gdybym naraz przeistoczył się w małego chłopca, mój mózg nadal miałby pięćdziesiąt
lat i ów chłopiec zachowywałby się dziwnie dorośle, dojrzalej niż jego rówieśnicy. Nie jest to
zresztą jedyne zwichrowanie czasu.  To znaczy?  naciskał Will.  Gdybym nagle odmłodniał,
wszyscy moi przyjaciele nadal mieliby po pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat. Na zawsze pozbawiłbym
się ich towarzystwa, bo przecież nie mógłbym im powiedzieć, co zrobiłem. Nie spodobałoby im się
to. Znienawidziliby mnie. Nie podzielałbym już ich zainteresowań, prawda? A zwłaszcza zmartwień.
Ich czekałaby choroba i śmierć, mnie  nowe życie. Gdzie zatem na tym świecie znajdzie sobie
miejsce człowiek, który wygląda na dwudziestolatka, w istocie jednak jest starszy niż Matuzalem?
Kto zdołałby znieść szok
towarzyszący podobnej zmianie? Lunapark nie ostrzega, że odmłodzeniu towarzyszy coś jakby
szok pooperacyjny. Założę się jednak, że bywa jeszcze gorzej! Co zatem się dzieje? Człowiek
otrzymuje swoją nagrodę: szaleństwo. Zmianie ciała towarzyszy zmiana całego otoczenia. A do tego
poczucie winy, wyrzuty sumienia, że porzuca się żonę, męża, przyjaciół, aby umarli, jak przed nimi
inni  Boże, już to jedno wystarczyłoby, żeby doprowadzić człowieka do obłędu. I znów lunapark
zdobywa kolejną porcję strachu i cierpienia, a nieszczęśnik gnębiony poczuciem winy powraca i
mówi, że chciałby stać się taki jak przedtem. Ludzie z lunaparku słuchają, kiwając współczująco
głowami. Ależ tak, oczywiście, obiecują, jeśli będziesz zachowywał się, jak sobie życzą, wkrótce
oddadzą ci twoje utracone pięćdziesiąt lat. Sama obietnica powrotu do dawnego wieku wystarczy, by
ów pociąg przemierzył cały świat, ciągnąc wagony pełne szaleńców czekających na uwolnienie z
więzów młodości, a tymczasem służących lunaparkowi i dosypujących koksu do jego palenisk. Will
mruknął coś pod nosem.  Co takiego?  Panna Foley  westchnął z żalem.  Och, biedna panna
Foley! Teraz już ją mają. Schwytali ją tak, jak mówiłeś. Kiedy dostała to, czego pragnęła, przeraziła
się. Nie podobało jej się to, tak żałośnie płakała, tak głośno, a teraz założę się, że obiecali jej, iż
któregoś dnia znowu będzie pięćdziesięciolatką, jeśli tylko ich posłucha.  Zastanawiam się, co z nią
robią w tej chwili. Och, tato! Och, Jim! Niech Bóg ma ją w swojej opiece! Ojciec Willa wyciągnął
rękę, która dotknęła starych podobizn lunaparku i zaciążyła mu nagle.  Prawdopodobnie zamknęli ją
razem z resztą dziwolągów. Bo kimże oni są? Grzesznikami, którzy pchani nadzieją odpuszczenia win
podróżują od tak dawna, że przybrali postać swych pierwotnych grzechów? Choćby Tłuścioch  kim
był kiedyś? Jeśli dobrze zgaduję, to znając pokrętne poczucie humoru ludzi z lunaparku, ich parodię
sprawiedliwości, pożądał niegdyś wszelkich rodzajów i odmian cielesnej rozkoszy. Zresztą
nieważne. Teraz stał się olbrzymim grubasem, którego skóra pęka w szwach. Chudzielec, Szkielet
czy jak go tam zwą, głodził może kiedyś swą żonę i dzieci, zarówno cieleśnie jak i duchowo?
Krasnal? Jeśli to w istocie wasz znajomy handlarz piorunochronów, to stale wędrował naprzód,
nigdzie nie zabawiając dłużej, unikając kłopotów. Wyprzedzał burzę, sprzedając ludziom
piorunochrony, potem jednak pozostawiał ich, aby sami stawili czoło grozie błyskawic. Może zatem
kiedy wpadł w pułapkę darmowej przejażdżki, przypadkiem lub rozmyślnie zmieniono go nie w
chłopca, lecz w złośliwego pokręconego karła, zajętego wyłącznie swoją osobą. A co z wróżką
Cyganką, Pyłową Wiedzmą? Może żyła jedynie przyszłością, pozwalając, by czas przeciekał jej
przez palce, tak jak ja kiedyś, więc w ramach kary musi odgadywać szalone poranki i smutne
zmierzchy innych ludzi? Wy mi powiedzcie, widzieliście ją przecież z bliska. Szpilkogłowy?
Chłopiec-owca? Pożeracz ognia? Syjamskie bliznięta? Dobry Boże, kim kiedyś byli?
Blizniakami, połączonymi wspólnym narcyzmem? Nigdy się nie dowiemy. A oni nam nie
powiedzą. W ciągu ostatniej półgodziny wiele razy zgadywaliśmy, zapewne nieraz całkiem się
myląc. Teraz zaś potrzebny jest nam plan. Co dalej? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •