[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którzy porwali Wallendera: wełniane czapki naciągnięte na twarz, kurtki i czarne
podkoszulki, wojskowe spodnie i ciężkie buty. Strzelali w stronę domu Hussajniego z
kałasznikowów i amerykańskich M-16.
Z okien na każdym piętrze budynku odpowiadano ogniem. Omar Jussef wpatrywał się
w zapylone światło poranka. W brudnym szarym od pyłu powietrzu błyskały ogniem lufy
karabinów na trzecim piętrze.
Rozległo się pukanie do drzwi. Omar Jussef wciągnął na nogi spodnie i otworzył.
Chamis Zejdan przepchnął się pospiesznie obok niego; pod rozpięta koszulą widać było szare
włosy na piersi, a siwe kosmyki na łysiejącej głowie wciąż sterczały nieprzyczesane po nocy.
- Co się u diabła dzieje? - spytał i zakaszlał, a Omar Jussef odniósł wrażenie, jakby
ktoś po pokoju rozpylił z atomizera szkocką whisky.
Kiedy poczuł woń alkoholu w oddechu przyjaciela, przyszło mu do głowy, że nie
tylko jemu strzelanina zakłóciła koszmar senny.
- Wracasz prosto z porannych modłów?
Chamis Zejdan potarł sobie twarz.
- Niech Allah wybaczy ci twoją ironię.
- Coś się dzieje przy domu Hussajniego - wyjaśnił Omar Jussef.
- Skurwysyn. Nic nie mogę zobaczyć ze swojego okna.
- Kierownictwo zapewniło ludziom z rady rewolucyjnej ładny widok?
- Ty za to oglądasz sobie fajerwerki. - Chamis Zejdan uniósł ostrożnie brzeg zasłony i
rzucił tonem zdziwienia: - Ja pieprzę.
Omar Jussef wyjrzał na zewnątrz z drugiej strony okna.
- Co się dzieje?
- Wygląda na to, że rada rewolucyjna zebrała się na specjalną sesję.
- Myślisz, że to sprawa między pułkownikiem a generałem?
- Może. Albo Brygady Saladyna postanowiły pokazać Hussajniemu, że wiedzą, kto
zabił Bassama Odwana. - Chamis Zejdan wyszczerzył w uśmiechu zęby. - Niewykluczone, że
to manewr łączony: Brygady Saladyna i ludzie pułkownika Al-Fary.
Zza jednego z dżipów wyłonił się bojownik z ręczną wyrzutnią.
- Na Allaha - mruknął Chamis Zejdan, patrząc szeroko otwartymi oczami.
- Co to takiego?
- Pocisk przeciwczołgowy.
Pocisk wystrzelił z ramienia mężczyzny z dzwiękiem przywodzącym na myśl
spazmatyczne westchnienie i trafił w drugie piętro, gdzie Omar Jussef jadł poprzedniego dnia
śniadanie z generałem Hussajnim.
Ostrzał z budynku ustał. Nawet bojownicy przerwali ogień, by popatrzeć na ogrom
zniszczeń. Niektórzy wstali zza dżipów, z bronią skierowaną w ziemię. Omar Jussef zobaczył,
że śmieją się z jednego ze swych towarzyszy, który zakrył sobie uszy dłońmi w momencie
odpalenia pocisku. Inny przybił strzelcowi piątkę. Po chwili podjęli ostrzał dla osłony
sześcioosobowego oddziału, który przebiegł przez ulicę i wpadł do budynku. Przestąpili
zwłoki w mundurze wojskowym i czerwonym berecie i ruszyli biegiem po schodach. Omar
Jussef nie zauważył, czy ktoś został trafiony. Wpatrywał się w ciało i pragnął w duchu, by się
poruszyło. Zastanawiał się, czy nie zadzwonić do doktora Nadżdżara i powiedzieć mu, żeby
nie szedł jeszcze do domu, gdyż niebawem może być potrzebny w kostnicy.
Dym wokół drugiego piętra, gdzie uderzył pocisk, już się przerzedzał. W ścianie
widać było tylko niewielki otwór wielkości ludzkiej głowy, ale wewnątrz szalały płomienie.
Omar Jussef domyślił się, że ogień objął sofy i fotele. W pokoju można było dostrzec jakiś
ruch. Rozległo się kilka strzałów, na dół zbiegali szybko ludzie.
U podnóża schodów pokazał się generał Musa Hussajni. Był nagi, z wyjątkiem
bufiastych białych bokserek. Duży brzuch pokrywały gęste siwe włosy, nogi sprawiały
wrażenie zbyt chudych, by mogły utrzymać korpulentny tors. Ayse, ciemne czoło znaczyły
strużki krwi. Jeden z bojowników pchnął go w plecy. Generał pośliznął się na kałuży krwi
wyciekającej z zabitego strażnika, potknął o jego nogi i poleciał ze schodów. Bojownik
podążał za nim, kopiąc go bezlitośnie. Hussajni dobrnął do ulicy na czworakach.
- Niemożliwe - powiedział Chamis Zejdan.
Twarz generała była wykrzywiona i zapłakana. Jeden z napastników stanął za nim,
uniósł kałasznikowa i strzelił mu w kark.
Był to niespodziewany, pojedynczy strzał. Omar Jussef zaciągnął się gwałtownie
powietrzem.
Ten sam mężczyzna opróżnił magazynek, strzelając serią w ciało Hussajniego.
Napastnicy wsiedli pospiesznie od dżipów i zaczęli się wycofywać. Niektórzy ruszyli drogą
nadbrzeżną, a dwa wozy skręciły w ulicę Omara al-Muchtara, która prowadziła do centrum
miasta. Generał Hussajni leżał pod swoim domem, twarzą do ziemi.
Omar Jussef przycisnął czoło do szyby i zamknął oczy. Chamis Zejdan położył mu
dłoń na ramieniu. Wskazał głową ulicę.
- Chodz.
- Myślisz, że to bezpieczne? - spytał Omar Jussef.
Chamis Zejdan wzruszył ramionami.
- Bezpieczne czy nie, lepiej przyjrzyjmy się temu z bliska, chyba że wystarczy ci
wersja oficjalna.
Idąc niepewnym krokiem w stronę drzwi, uderzył się barkiem o szafę i zaklął, wionąc
odorem whisky, który przyprawił Omara Jussefa o kaszel.
Jako pierwsi opuścili hotel i znalezli się na miejscu walki. Omar Jussef miał wrażenie,
że jego kości udowe obróciły się o dziewięćdziesiąt stopni w panewkach stawów biodrowych
- stopy odmawiały kroczenia w linii prostej, a miednica jakby była naszpikowana szpilkami i
igłami. Ciało było wyczerpane po koszmarach, które zakłóciły jego sen. Ale cokolwiek go
prześladowało nocą, było to lepsze niż życie na jawie w tym mieście.
Chamis Zejdan ukląkł przy zwłokach Hussajniego. Ulica była pusta.
- Gdzie policja? - spytał Omar Jussef.
- Hussajni zapomniał pewnie wykręcić numer dyżurnego - oświadczył ironicznie
Chamis i zbadał bezceremonialnie puls na szyi zabitego.
Omar Jussef spojrzał na roztrzaskaną potylicę i dziury na tęgich plecach, gdzie
bojownik oddal serię z automatu. Luzne białe bokserki były wypełnione ekskrementami, a
rany na ciele pokrywała już warstwa pyłu.
- Okropność - mruknął.
- Przynajmniej umarł z całymi opuszkami palców - zauważył Chamis Zejdan.
Omar Jussef popatrzył szeroko otwartymi oczami na przyjaciela.
- Nawet najgorszy człowiek zasługuje na szacunek w chwili śmierci - zauważył.
- Spokojnie. Wiesz doskonale, co mam na myśli. Zajrzyjmy do budynku.
Przestąpili nad zabitym strażnikiem w wejściu i otaczającą go kałużą krwi. Drzwi do
salonu na drugim piętrze były otwarte. Pianka w meblach wypoczynkowych wciąż się tliła,
wypełniając pokój duszącym dymem. Na środku sufitu, tam gdzie niegdyś wisiał żyrandol,
widniała czarna plama, a pod nogami chrzęściło szkło.
- Pocisk przebił ścianę i trafił w sufit - oświadczył Chamis Zejdan. - Każdy, kto
przebywał w tym pokoju, musiałby oberwać szrapnelem.
- Albo kawałkiem tego żyrandola.
Za długim stołem jadalnym Omar Jussef znalazł chłopca leżącego na wznak z
rozrzuconymi ramionami. W jego chudym policzku ze śladami trądziku widniał otwór po
kuli. Oczy miał otwarte. Wyglądał na lekko oszołomionego, ale był martwy jak głaz. Omar
Jussef powiódł wzrokiem w głąb korytarza. Dostrzegł tam dwóch innych ludzi w
nieruchomych, poskręcanych pozach.
Półki z kryształami na przeciwległej do wejścia ścianie spadły na podłogę. Kolekcja
butelek i kieliszków leżała rozbita na marmurowych płytkach. Omar Jussef schylił się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
którzy porwali Wallendera: wełniane czapki naciągnięte na twarz, kurtki i czarne
podkoszulki, wojskowe spodnie i ciężkie buty. Strzelali w stronę domu Hussajniego z
kałasznikowów i amerykańskich M-16.
Z okien na każdym piętrze budynku odpowiadano ogniem. Omar Jussef wpatrywał się
w zapylone światło poranka. W brudnym szarym od pyłu powietrzu błyskały ogniem lufy
karabinów na trzecim piętrze.
Rozległo się pukanie do drzwi. Omar Jussef wciągnął na nogi spodnie i otworzył.
Chamis Zejdan przepchnął się pospiesznie obok niego; pod rozpięta koszulą widać było szare
włosy na piersi, a siwe kosmyki na łysiejącej głowie wciąż sterczały nieprzyczesane po nocy.
- Co się u diabła dzieje? - spytał i zakaszlał, a Omar Jussef odniósł wrażenie, jakby
ktoś po pokoju rozpylił z atomizera szkocką whisky.
Kiedy poczuł woń alkoholu w oddechu przyjaciela, przyszło mu do głowy, że nie
tylko jemu strzelanina zakłóciła koszmar senny.
- Wracasz prosto z porannych modłów?
Chamis Zejdan potarł sobie twarz.
- Niech Allah wybaczy ci twoją ironię.
- Coś się dzieje przy domu Hussajniego - wyjaśnił Omar Jussef.
- Skurwysyn. Nic nie mogę zobaczyć ze swojego okna.
- Kierownictwo zapewniło ludziom z rady rewolucyjnej ładny widok?
- Ty za to oglądasz sobie fajerwerki. - Chamis Zejdan uniósł ostrożnie brzeg zasłony i
rzucił tonem zdziwienia: - Ja pieprzę.
Omar Jussef wyjrzał na zewnątrz z drugiej strony okna.
- Co się dzieje?
- Wygląda na to, że rada rewolucyjna zebrała się na specjalną sesję.
- Myślisz, że to sprawa między pułkownikiem a generałem?
- Może. Albo Brygady Saladyna postanowiły pokazać Hussajniemu, że wiedzą, kto
zabił Bassama Odwana. - Chamis Zejdan wyszczerzył w uśmiechu zęby. - Niewykluczone, że
to manewr łączony: Brygady Saladyna i ludzie pułkownika Al-Fary.
Zza jednego z dżipów wyłonił się bojownik z ręczną wyrzutnią.
- Na Allaha - mruknął Chamis Zejdan, patrząc szeroko otwartymi oczami.
- Co to takiego?
- Pocisk przeciwczołgowy.
Pocisk wystrzelił z ramienia mężczyzny z dzwiękiem przywodzącym na myśl
spazmatyczne westchnienie i trafił w drugie piętro, gdzie Omar Jussef jadł poprzedniego dnia
śniadanie z generałem Hussajnim.
Ostrzał z budynku ustał. Nawet bojownicy przerwali ogień, by popatrzeć na ogrom
zniszczeń. Niektórzy wstali zza dżipów, z bronią skierowaną w ziemię. Omar Jussef zobaczył,
że śmieją się z jednego ze swych towarzyszy, który zakrył sobie uszy dłońmi w momencie
odpalenia pocisku. Inny przybił strzelcowi piątkę. Po chwili podjęli ostrzał dla osłony
sześcioosobowego oddziału, który przebiegł przez ulicę i wpadł do budynku. Przestąpili
zwłoki w mundurze wojskowym i czerwonym berecie i ruszyli biegiem po schodach. Omar
Jussef nie zauważył, czy ktoś został trafiony. Wpatrywał się w ciało i pragnął w duchu, by się
poruszyło. Zastanawiał się, czy nie zadzwonić do doktora Nadżdżara i powiedzieć mu, żeby
nie szedł jeszcze do domu, gdyż niebawem może być potrzebny w kostnicy.
Dym wokół drugiego piętra, gdzie uderzył pocisk, już się przerzedzał. W ścianie
widać było tylko niewielki otwór wielkości ludzkiej głowy, ale wewnątrz szalały płomienie.
Omar Jussef domyślił się, że ogień objął sofy i fotele. W pokoju można było dostrzec jakiś
ruch. Rozległo się kilka strzałów, na dół zbiegali szybko ludzie.
U podnóża schodów pokazał się generał Musa Hussajni. Był nagi, z wyjątkiem
bufiastych białych bokserek. Duży brzuch pokrywały gęste siwe włosy, nogi sprawiały
wrażenie zbyt chudych, by mogły utrzymać korpulentny tors. Ayse, ciemne czoło znaczyły
strużki krwi. Jeden z bojowników pchnął go w plecy. Generał pośliznął się na kałuży krwi
wyciekającej z zabitego strażnika, potknął o jego nogi i poleciał ze schodów. Bojownik
podążał za nim, kopiąc go bezlitośnie. Hussajni dobrnął do ulicy na czworakach.
- Niemożliwe - powiedział Chamis Zejdan.
Twarz generała była wykrzywiona i zapłakana. Jeden z napastników stanął za nim,
uniósł kałasznikowa i strzelił mu w kark.
Był to niespodziewany, pojedynczy strzał. Omar Jussef zaciągnął się gwałtownie
powietrzem.
Ten sam mężczyzna opróżnił magazynek, strzelając serią w ciało Hussajniego.
Napastnicy wsiedli pospiesznie od dżipów i zaczęli się wycofywać. Niektórzy ruszyli drogą
nadbrzeżną, a dwa wozy skręciły w ulicę Omara al-Muchtara, która prowadziła do centrum
miasta. Generał Hussajni leżał pod swoim domem, twarzą do ziemi.
Omar Jussef przycisnął czoło do szyby i zamknął oczy. Chamis Zejdan położył mu
dłoń na ramieniu. Wskazał głową ulicę.
- Chodz.
- Myślisz, że to bezpieczne? - spytał Omar Jussef.
Chamis Zejdan wzruszył ramionami.
- Bezpieczne czy nie, lepiej przyjrzyjmy się temu z bliska, chyba że wystarczy ci
wersja oficjalna.
Idąc niepewnym krokiem w stronę drzwi, uderzył się barkiem o szafę i zaklął, wionąc
odorem whisky, który przyprawił Omara Jussefa o kaszel.
Jako pierwsi opuścili hotel i znalezli się na miejscu walki. Omar Jussef miał wrażenie,
że jego kości udowe obróciły się o dziewięćdziesiąt stopni w panewkach stawów biodrowych
- stopy odmawiały kroczenia w linii prostej, a miednica jakby była naszpikowana szpilkami i
igłami. Ciało było wyczerpane po koszmarach, które zakłóciły jego sen. Ale cokolwiek go
prześladowało nocą, było to lepsze niż życie na jawie w tym mieście.
Chamis Zejdan ukląkł przy zwłokach Hussajniego. Ulica była pusta.
- Gdzie policja? - spytał Omar Jussef.
- Hussajni zapomniał pewnie wykręcić numer dyżurnego - oświadczył ironicznie
Chamis i zbadał bezceremonialnie puls na szyi zabitego.
Omar Jussef spojrzał na roztrzaskaną potylicę i dziury na tęgich plecach, gdzie
bojownik oddal serię z automatu. Luzne białe bokserki były wypełnione ekskrementami, a
rany na ciele pokrywała już warstwa pyłu.
- Okropność - mruknął.
- Przynajmniej umarł z całymi opuszkami palców - zauważył Chamis Zejdan.
Omar Jussef popatrzył szeroko otwartymi oczami na przyjaciela.
- Nawet najgorszy człowiek zasługuje na szacunek w chwili śmierci - zauważył.
- Spokojnie. Wiesz doskonale, co mam na myśli. Zajrzyjmy do budynku.
Przestąpili nad zabitym strażnikiem w wejściu i otaczającą go kałużą krwi. Drzwi do
salonu na drugim piętrze były otwarte. Pianka w meblach wypoczynkowych wciąż się tliła,
wypełniając pokój duszącym dymem. Na środku sufitu, tam gdzie niegdyś wisiał żyrandol,
widniała czarna plama, a pod nogami chrzęściło szkło.
- Pocisk przebił ścianę i trafił w sufit - oświadczył Chamis Zejdan. - Każdy, kto
przebywał w tym pokoju, musiałby oberwać szrapnelem.
- Albo kawałkiem tego żyrandola.
Za długim stołem jadalnym Omar Jussef znalazł chłopca leżącego na wznak z
rozrzuconymi ramionami. W jego chudym policzku ze śladami trądziku widniał otwór po
kuli. Oczy miał otwarte. Wyglądał na lekko oszołomionego, ale był martwy jak głaz. Omar
Jussef powiódł wzrokiem w głąb korytarza. Dostrzegł tam dwóch innych ludzi w
nieruchomych, poskręcanych pozach.
Półki z kryształami na przeciwległej do wejścia ścianie spadły na podłogę. Kolekcja
butelek i kieliszków leżała rozbita na marmurowych płytkach. Omar Jussef schylił się [ Pobierz całość w formacie PDF ]