[ Pobierz całość w formacie PDF ]
schludnego pokoiku. Po chwili przyniesiono wieczerzę, po czym Sternau stanął w oknie, by
rozkoszować się wspaniałym widokiem na zamek. Budowla ta, pochodząca z czasów maure-
tańskich, tworzyła wielki czworobok otoczony drzewami. Zamek, choć zbudowany z masyw-
nego kamienia, wyglądał jak strzelisty zgrabny minaret. Otoczony ciemnymi lasami, sprawiał
teraz, o zachodzie słońca, wrażenie jakiejś fantastycznej budowli orientalnej.
Słońce skryło się za horyzontem. Zapadł mrok. Sternau zapalił lampę i oglądał swoje in-
strumenty, które mu przyniósł gospodarz, nim zprowadził muła do sąsiada.
Po chwili ktoś zapukał.
Proszę! zawołał.
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich ta, za którą tak bardzo tęsknił od chwili rozstania.
Roseta! Nie mógł powiedzieć ani słowa więcej.
Senior Carlos, więc pan mnie jeszcze nie zapomniał?
Ja miałbym panią zapomnieć? Nigdy!
A jednak będzie pan musiał. Dziś jeszcze wolno nam się widzieć. Dziękuję, że pan
przyjechał. Pomówmy teraz o tym, co mnie skłoniło do wezwania pana.
Wiem tylko tyle, że życie hrabiego wisi na włosku. Słyszałem, że czeka go operacja.
Tak, ale są inne sprawy, które mnie dręczą. Sprawy, o których mogę mówić tylko z pa-
nem. Hrabiemu grozi coś więcej aniżeli choroba. Ale teraz, gdy pan tu przybył, jestem spo-
kojna. Sternau wyciągnął do niej ręce.
Więc aż tak mi pani ufa? Czy kochasz mnie jeszcze, Roseto?
Podając mu ręce, rzekła:
24
Tak, kocham pana tak samo jak przy naszej rozłące i tak samo, jak będę cię zawsze ko-
chała, Carlosie. Byłam dotychczas dla pana zagadką, jutro pan ją rozwiąże, a wtedy zrozumie,
że rozstanie nasze jest koniecznością.
Dlaczego jutro, dlaczego nie dzisiaj?
Za ciężko mówić mi o tym teraz. Jestem szczęśliwa, że w ogóle możemy być razem,
rozmawiać ze sobą. Przejdzmy do sprawy, z której powodu pana wezwałam. Jak panu wia-
domo, hrabia dawno stracił wzrok. Do tego nieszczęścia doszło nowe, niezwykle bolesne:
kamienie żółciowe. Lekarze twierdzą, że tylko operacja może uratować mu życie. Hrabia
zdecydował się na zabieg. Hrabianka jednak jest przeciwna. Kocha ojca bardzo, przez wiele
lat była nie tylko jego oczami , ale i jedyną przyjaciółką. Modli się po całych dniach i no-
cach, aby Bóg uratował jej ojca. Lekarze, którzy są przy nim, to ludzie zimni i hrabianka nie
ma do nich zaufania. Notariusz Cortejo i pani Clarisa, nie odstępujący łoża don Manuela,
sprawiają wrażenie wampirów żądnych krwi chorego, o synu zaś hrabiego, Alfonso, lepiej nie
mówić. Biedna, biedna hrabianka. Po tych słowach Roseta rozpłakała się.
Sternau rzekł miękko i serdecznie:
Niechże pani nie płacze! Niech mi pani wszystko opowie.
Dobrze, opowiem. Condesa rozstała się ze swym bratem we wczesnym dzieciństwie. Po
osiemnastu latach brat wreszcie wrócił. Przy powitaniu jednak zamiast się cieszyć, przestra-
szyła się tego człowieka. Był brutalny, nieserdeczny. Coś jej mówiło, że oczy jego nie są
oczami jej brata, głos nie jego głosem. Pózniej obserwując go zauważyła, że każde spojrzenie
brata na ojca zdawało się mówić: czekam tylko na twoją śmierć! W przeczuciu jakiejś fatalnej
tajemnicy zwróciła się do mnie, abym napisała do pana.
Zrobię, co będę mógł! Operacja ma się odbyć jutro?
Tak. To termin ostateczny. Podobno naznaczono ją na jedenastą
Czy sądzi pani, że będę mógł przedtem zobaczyć hrabiego?
Jeżeli pan się zamelduje u hrabianki. Niech pan stawi się u niej o dziewiątej. Czy opero-
wał pan już kiedyś kamienie żółciowe?
Sternau uśmiechnął się szeroko:
Nawet często. To moja specjalność.
Czy operacja jest niebezpieczna?
Tego nie można nigdy przewidzieć. Przekonam się jutro.
Więc do jutra. Mam do pana bezgraniczne zaufanie, pan jeden może przynieść ratunek, o
ile jest on jeszcze możliwy.
Skierowała się ku drzwiom.
Już pani odchodzi?
Muszę. Więc jutro o dziewiątej?
Czy mogę przynajmniej panią odprowadzić?
Dobrze. Jest ciemno, nikt nas nie zobaczy.
Gdy opuścili domek, podał jej ramię.
Szli w milczeniu. Przy furtce ogrodowej Sternau długo całował ręce Rosety.
Dobranoc, Carlosie powiedziała.
Dobranoc.
Miał już odejść, gdy dziewczyna jeszcze raz ujęła jego rękę i wyszeptała:
Mój najdroższy, nie gniewaj się, przebacz mi i bądz szczęśliwy.
Po tych słowach zniknęła w zamkowym ogrodzie.
25
Gasparino Cortejo
W czasie gdy Roseta żegnała doktora, w pokoju zamkowym zamieszkiwanym przez jed-
nego z chirurgów, którzy w asyście lekarza z Manresy mieli operować hrabiego toczyła się
osobliwa rozmowa.
Więc przypuszcza pan spytał ostrym tonem notariusz Gasparino Cortejo że operacja
będzie śmiertelna?
Z całą pewnością.
Czy pana koledzy nie będą protestowali?
Nie odważą się mi sprzeciwić. Należę przecież do sław chirurgicznych odparł lekarz z
dumą.
Hrabia wierzy, że będzie uratowany?
Tak.
A więc operacja odbędzie się jutro, bez wiedzy hrabianki, o ósmej rano. Niemal królew-
skie honorarium otrzyma pan w moim mieszkaniu w Manresie. Dobranoc.
Dobranoc.
Pożegnawszy się jak dwaj najwyższej klasy dżentelmeni, rozeszli się. Cortejo kazał za-
meldować się u seniory Clarisy. Oczekiwała go tak niecierpliwie, że wybiegła na jego spo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
schludnego pokoiku. Po chwili przyniesiono wieczerzę, po czym Sternau stanął w oknie, by
rozkoszować się wspaniałym widokiem na zamek. Budowla ta, pochodząca z czasów maure-
tańskich, tworzyła wielki czworobok otoczony drzewami. Zamek, choć zbudowany z masyw-
nego kamienia, wyglądał jak strzelisty zgrabny minaret. Otoczony ciemnymi lasami, sprawiał
teraz, o zachodzie słońca, wrażenie jakiejś fantastycznej budowli orientalnej.
Słońce skryło się za horyzontem. Zapadł mrok. Sternau zapalił lampę i oglądał swoje in-
strumenty, które mu przyniósł gospodarz, nim zprowadził muła do sąsiada.
Po chwili ktoś zapukał.
Proszę! zawołał.
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich ta, za którą tak bardzo tęsknił od chwili rozstania.
Roseta! Nie mógł powiedzieć ani słowa więcej.
Senior Carlos, więc pan mnie jeszcze nie zapomniał?
Ja miałbym panią zapomnieć? Nigdy!
A jednak będzie pan musiał. Dziś jeszcze wolno nam się widzieć. Dziękuję, że pan
przyjechał. Pomówmy teraz o tym, co mnie skłoniło do wezwania pana.
Wiem tylko tyle, że życie hrabiego wisi na włosku. Słyszałem, że czeka go operacja.
Tak, ale są inne sprawy, które mnie dręczą. Sprawy, o których mogę mówić tylko z pa-
nem. Hrabiemu grozi coś więcej aniżeli choroba. Ale teraz, gdy pan tu przybył, jestem spo-
kojna. Sternau wyciągnął do niej ręce.
Więc aż tak mi pani ufa? Czy kochasz mnie jeszcze, Roseto?
Podając mu ręce, rzekła:
24
Tak, kocham pana tak samo jak przy naszej rozłące i tak samo, jak będę cię zawsze ko-
chała, Carlosie. Byłam dotychczas dla pana zagadką, jutro pan ją rozwiąże, a wtedy zrozumie,
że rozstanie nasze jest koniecznością.
Dlaczego jutro, dlaczego nie dzisiaj?
Za ciężko mówić mi o tym teraz. Jestem szczęśliwa, że w ogóle możemy być razem,
rozmawiać ze sobą. Przejdzmy do sprawy, z której powodu pana wezwałam. Jak panu wia-
domo, hrabia dawno stracił wzrok. Do tego nieszczęścia doszło nowe, niezwykle bolesne:
kamienie żółciowe. Lekarze twierdzą, że tylko operacja może uratować mu życie. Hrabia
zdecydował się na zabieg. Hrabianka jednak jest przeciwna. Kocha ojca bardzo, przez wiele
lat była nie tylko jego oczami , ale i jedyną przyjaciółką. Modli się po całych dniach i no-
cach, aby Bóg uratował jej ojca. Lekarze, którzy są przy nim, to ludzie zimni i hrabianka nie
ma do nich zaufania. Notariusz Cortejo i pani Clarisa, nie odstępujący łoża don Manuela,
sprawiają wrażenie wampirów żądnych krwi chorego, o synu zaś hrabiego, Alfonso, lepiej nie
mówić. Biedna, biedna hrabianka. Po tych słowach Roseta rozpłakała się.
Sternau rzekł miękko i serdecznie:
Niechże pani nie płacze! Niech mi pani wszystko opowie.
Dobrze, opowiem. Condesa rozstała się ze swym bratem we wczesnym dzieciństwie. Po
osiemnastu latach brat wreszcie wrócił. Przy powitaniu jednak zamiast się cieszyć, przestra-
szyła się tego człowieka. Był brutalny, nieserdeczny. Coś jej mówiło, że oczy jego nie są
oczami jej brata, głos nie jego głosem. Pózniej obserwując go zauważyła, że każde spojrzenie
brata na ojca zdawało się mówić: czekam tylko na twoją śmierć! W przeczuciu jakiejś fatalnej
tajemnicy zwróciła się do mnie, abym napisała do pana.
Zrobię, co będę mógł! Operacja ma się odbyć jutro?
Tak. To termin ostateczny. Podobno naznaczono ją na jedenastą
Czy sądzi pani, że będę mógł przedtem zobaczyć hrabiego?
Jeżeli pan się zamelduje u hrabianki. Niech pan stawi się u niej o dziewiątej. Czy opero-
wał pan już kiedyś kamienie żółciowe?
Sternau uśmiechnął się szeroko:
Nawet często. To moja specjalność.
Czy operacja jest niebezpieczna?
Tego nie można nigdy przewidzieć. Przekonam się jutro.
Więc do jutra. Mam do pana bezgraniczne zaufanie, pan jeden może przynieść ratunek, o
ile jest on jeszcze możliwy.
Skierowała się ku drzwiom.
Już pani odchodzi?
Muszę. Więc jutro o dziewiątej?
Czy mogę przynajmniej panią odprowadzić?
Dobrze. Jest ciemno, nikt nas nie zobaczy.
Gdy opuścili domek, podał jej ramię.
Szli w milczeniu. Przy furtce ogrodowej Sternau długo całował ręce Rosety.
Dobranoc, Carlosie powiedziała.
Dobranoc.
Miał już odejść, gdy dziewczyna jeszcze raz ujęła jego rękę i wyszeptała:
Mój najdroższy, nie gniewaj się, przebacz mi i bądz szczęśliwy.
Po tych słowach zniknęła w zamkowym ogrodzie.
25
Gasparino Cortejo
W czasie gdy Roseta żegnała doktora, w pokoju zamkowym zamieszkiwanym przez jed-
nego z chirurgów, którzy w asyście lekarza z Manresy mieli operować hrabiego toczyła się
osobliwa rozmowa.
Więc przypuszcza pan spytał ostrym tonem notariusz Gasparino Cortejo że operacja
będzie śmiertelna?
Z całą pewnością.
Czy pana koledzy nie będą protestowali?
Nie odważą się mi sprzeciwić. Należę przecież do sław chirurgicznych odparł lekarz z
dumą.
Hrabia wierzy, że będzie uratowany?
Tak.
A więc operacja odbędzie się jutro, bez wiedzy hrabianki, o ósmej rano. Niemal królew-
skie honorarium otrzyma pan w moim mieszkaniu w Manresie. Dobranoc.
Dobranoc.
Pożegnawszy się jak dwaj najwyższej klasy dżentelmeni, rozeszli się. Cortejo kazał za-
meldować się u seniory Clarisy. Oczekiwała go tak niecierpliwie, że wybiegła na jego spo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]