[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żają się do zapłonu.
Zrobiła coś takiego po raz pierwszy w życiu. Jeszcze nigdy nie zabrała niczego, co
nie należało do niej, nie pytając wpierw o pozwolenie. Od tak dawna starała się być od-
powiedzialna i poprawna, że teraz sama siebie nie potrafiła zrozumieć.
- Zsiadaj! - rozkazał Diego głosem zimnym jak lód.
Zdawała sobie sprawę, że zrobiła coś złego. Ale czy to było aż tak złe?
- No dobrze. Nie chcesz, żeby ślub odbył się tutaj. Rozumiem cię. Nie chcesz, że-
bym ja tu była. To też rozumiem. Ale ponieważ twój brat jest współwłaścicielem tej wy-
spy, a jego narzeczona wynajęła mnie, zostanę, dopóki nie będę w stanie wydać opinii.
- W takim razie wracaj do pracy i zejdz wreszcie z mojego motocykla.
- Skończyłam już pracę - odparowała Maxie, zeskakując z siodełka. - Jeśli chcesz
wiedzieć, pracowałam przez pół nocy. Holly dostanie mój raport, gdy tylko się obudzi. A
co ty zrobiłeś oprócz użalania się nad sobą?
Diego pobladł.
- Coś ty powiedziała?
- Przecież przez cały czas użalasz się nad sobą! - wybuchnęła. Uczucia, które tłu-
miła od dawna, w końcu przerwały tamę. - No i co z tego, że nie możesz grać w polo na
najwyższym poziomie? Przecież wciąż możesz jezdzić konno, prawda? Nadal oddy-
chasz.
- Na twoim miejscu nie mówiłbym nic więcej - ostrzegł ją Diego cichym głosem.
- Dlaczego? Czy prawda jest tak bolesna? Od jak dawna siedzisz na tej wyspie?
Nie zamierzasz wracać do domu? A jeśli ból jest tak wielki, to dlaczego nie bierzesz
środków przeciwbólowych, tak jak wszyscy ludzie?
- Naprawdę przeginasz, dziewczyno.
- Naprawdę? - powtórzyła i nie odwróciła wzroku, gdy Diego zbliżył się o krok. -
Może czas już, żeby ktoś ci to powiedział. Dobrze, może nie powinnam siadać na twoim
L R
T
motocyklu, ale, na litość boską, Diego, to tylko motocykl! Przecież nie zamierzałam na
nim zniknąć. Gdzie miałabym pojechać? - mówiła ze złością, rozglądając się dookoła. -
Przecież jesteśmy na wyspie!
- Skończyłaś już? - Po raz pierwszy widziała go tak rozzłoszczonego.
Odrzucił głowę do tyłu, jego czarne oczy ciskały pioruny, a w uchu lśniło złote
kółko. Wyglądał wspaniale.
Gdy tak patrzyli na siebie, Maxie uświadomiła sobie, że przyciąganie między nimi
jest wzajemne. Gwałtownie wzięła oddech. Diego podszedł do niej i przyparł ją do moto-
cykla. Poczuła dotyk zimnego metalu na rozgrzanym ciele. Skórzane siodełko wpiło jej
się w plecy. We wzroku Diega błyszczała namiętność. Nie miała wątpliwości, że on wi-
dzi w jej oczach to samo.
- Następnym razem najpierw mnie zapytaj.
Wstrzymała oddech, gdy pochwycił ją za ramię.
- Zostaw mnie w spokoju!
Co było bardziej przerażające: zimna wściekłość w oczach Diega czy jego okrutny
uśmiech? Już sam uścisk jego palców na ramieniu powinien ją zaniepokoić. %7ładne z nich
nie odrywało wzroku od oczu drugiego, jakby nie byli w stanie przerwać tej więzi.
- Powiedziałam, puść mnie! - wybuchnęła.
Diego tylko przechylił głowę na bok, patrząc na nią z góry, jakby była szczególnie
interesującym okazem fauny.
- Nie słyszysz? - Próbowała strząsnąć z siebie jego rękę. - Nie patrz tak na mnie! I
nie uśmiechaj się tak!
Odpowiedz Diega była prosta. Podniósł ją z ziemi i wsadził na siodełko, a potem
sam usiadł przed nią i zanim zdążyła zaprotestować, zapalił silnik.
- Chcesz się przejechać - rzucił przez ramię - to lepiej trzymaj się mocno.
Gdy ruszał, widział przed oczami czerwoną mgłę. Maxie nie tylko naruszyła jego
prywatność, ale otworzyła puszkę Pandory. Obraziła go. Nie chciał przyjąć do wiadomo-
ści, nawet na chwilę, że może Maxie tylko pokazała mu lustro. Pragnął jej, ale chciał też,
żeby stąd znikła. Nie chciał narzucać nikomu swojej obecności, chorej nogi, ponurego
nastroju i trucizny, która sączyła się w jego duszy. Pytała go, dlaczego ukrył się na wy-
L R
T
spie. Bo tak było bezpieczniej dla wszystkich. Ona jednak zignorowała ostrzeżenia.
Trudno. Nie widziała go jeszcze takiego, nie widziała go w chwili, gdy zaczynały z niego
wypełzać demony.
Pędził tak szybko, że omal jej nie zgubił. Przywarła do jego pleców, gdy przyspie-
szał. Pierwszy zakręt wziął z taką szybkością, że nogawka jej dżinsów otarła się o asfalt.
Owszem, Maxie jezdziła wcześniej motocyklem; w Londynie był to najwygodniejszy
środek transportu, ale była wielka różnica między jej zabawką o pojemności silnika sto
dwadzieścia pięć centymetrów sześciennych a rozgrzanym do białości harleyem Diega.
W pierwszej chwili myślała tylko o tym, żeby nie spaść, wkrótce jednak uświadomiła
sobie, że Diego jezdzi nie tylko bardzo szybko, ale również bardzo dobrze. Trzymała się
go jak koła ratunkowego. Wszelkie myśli o tym, co właściwe, a co nie, zupełnie uleciały
jej z głowy. To była kwestia przetrwania. Oparła policzek o twarde, ciepłe plecy i wbrew
rozsądkowi poczuła się bezpiecznie. Jego szara koszulka pachniała mydłem i mężczyzną.
Siedząc tak, przynajmniej nie musiała patrzeć mu w oczy, choć musiała uważać, gdzie
opiera dłonie.
Gdy w końcu zatrzymał motocykl, zeszła z siodełka na drżących nogach.
- No i co? - zapytał.
- Niesamowite! - zawołała. Diego chyba oczekiwał, że będzie przestraszona, ale
nic z tego. - Nie mogę uwierzyć, że nigdy dotychczas tak nie jezdziłam. Jesteś zdumie-
wająco dobrym kierowcą.
Oparł ciężar ciała na zdrowej nodze i przeszył ją twardym spojrzeniem.
- Jesteś miłośniczką szybkiej jazdy?
- Chyba tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
żają się do zapłonu.
Zrobiła coś takiego po raz pierwszy w życiu. Jeszcze nigdy nie zabrała niczego, co
nie należało do niej, nie pytając wpierw o pozwolenie. Od tak dawna starała się być od-
powiedzialna i poprawna, że teraz sama siebie nie potrafiła zrozumieć.
- Zsiadaj! - rozkazał Diego głosem zimnym jak lód.
Zdawała sobie sprawę, że zrobiła coś złego. Ale czy to było aż tak złe?
- No dobrze. Nie chcesz, żeby ślub odbył się tutaj. Rozumiem cię. Nie chcesz, że-
bym ja tu była. To też rozumiem. Ale ponieważ twój brat jest współwłaścicielem tej wy-
spy, a jego narzeczona wynajęła mnie, zostanę, dopóki nie będę w stanie wydać opinii.
- W takim razie wracaj do pracy i zejdz wreszcie z mojego motocykla.
- Skończyłam już pracę - odparowała Maxie, zeskakując z siodełka. - Jeśli chcesz
wiedzieć, pracowałam przez pół nocy. Holly dostanie mój raport, gdy tylko się obudzi. A
co ty zrobiłeś oprócz użalania się nad sobą?
Diego pobladł.
- Coś ty powiedziała?
- Przecież przez cały czas użalasz się nad sobą! - wybuchnęła. Uczucia, które tłu-
miła od dawna, w końcu przerwały tamę. - No i co z tego, że nie możesz grać w polo na
najwyższym poziomie? Przecież wciąż możesz jezdzić konno, prawda? Nadal oddy-
chasz.
- Na twoim miejscu nie mówiłbym nic więcej - ostrzegł ją Diego cichym głosem.
- Dlaczego? Czy prawda jest tak bolesna? Od jak dawna siedzisz na tej wyspie?
Nie zamierzasz wracać do domu? A jeśli ból jest tak wielki, to dlaczego nie bierzesz
środków przeciwbólowych, tak jak wszyscy ludzie?
- Naprawdę przeginasz, dziewczyno.
- Naprawdę? - powtórzyła i nie odwróciła wzroku, gdy Diego zbliżył się o krok. -
Może czas już, żeby ktoś ci to powiedział. Dobrze, może nie powinnam siadać na twoim
L R
T
motocyklu, ale, na litość boską, Diego, to tylko motocykl! Przecież nie zamierzałam na
nim zniknąć. Gdzie miałabym pojechać? - mówiła ze złością, rozglądając się dookoła. -
Przecież jesteśmy na wyspie!
- Skończyłaś już? - Po raz pierwszy widziała go tak rozzłoszczonego.
Odrzucił głowę do tyłu, jego czarne oczy ciskały pioruny, a w uchu lśniło złote
kółko. Wyglądał wspaniale.
Gdy tak patrzyli na siebie, Maxie uświadomiła sobie, że przyciąganie między nimi
jest wzajemne. Gwałtownie wzięła oddech. Diego podszedł do niej i przyparł ją do moto-
cykla. Poczuła dotyk zimnego metalu na rozgrzanym ciele. Skórzane siodełko wpiło jej
się w plecy. We wzroku Diega błyszczała namiętność. Nie miała wątpliwości, że on wi-
dzi w jej oczach to samo.
- Następnym razem najpierw mnie zapytaj.
Wstrzymała oddech, gdy pochwycił ją za ramię.
- Zostaw mnie w spokoju!
Co było bardziej przerażające: zimna wściekłość w oczach Diega czy jego okrutny
uśmiech? Już sam uścisk jego palców na ramieniu powinien ją zaniepokoić. %7ładne z nich
nie odrywało wzroku od oczu drugiego, jakby nie byli w stanie przerwać tej więzi.
- Powiedziałam, puść mnie! - wybuchnęła.
Diego tylko przechylił głowę na bok, patrząc na nią z góry, jakby była szczególnie
interesującym okazem fauny.
- Nie słyszysz? - Próbowała strząsnąć z siebie jego rękę. - Nie patrz tak na mnie! I
nie uśmiechaj się tak!
Odpowiedz Diega była prosta. Podniósł ją z ziemi i wsadził na siodełko, a potem
sam usiadł przed nią i zanim zdążyła zaprotestować, zapalił silnik.
- Chcesz się przejechać - rzucił przez ramię - to lepiej trzymaj się mocno.
Gdy ruszał, widział przed oczami czerwoną mgłę. Maxie nie tylko naruszyła jego
prywatność, ale otworzyła puszkę Pandory. Obraziła go. Nie chciał przyjąć do wiadomo-
ści, nawet na chwilę, że może Maxie tylko pokazała mu lustro. Pragnął jej, ale chciał też,
żeby stąd znikła. Nie chciał narzucać nikomu swojej obecności, chorej nogi, ponurego
nastroju i trucizny, która sączyła się w jego duszy. Pytała go, dlaczego ukrył się na wy-
L R
T
spie. Bo tak było bezpieczniej dla wszystkich. Ona jednak zignorowała ostrzeżenia.
Trudno. Nie widziała go jeszcze takiego, nie widziała go w chwili, gdy zaczynały z niego
wypełzać demony.
Pędził tak szybko, że omal jej nie zgubił. Przywarła do jego pleców, gdy przyspie-
szał. Pierwszy zakręt wziął z taką szybkością, że nogawka jej dżinsów otarła się o asfalt.
Owszem, Maxie jezdziła wcześniej motocyklem; w Londynie był to najwygodniejszy
środek transportu, ale była wielka różnica między jej zabawką o pojemności silnika sto
dwadzieścia pięć centymetrów sześciennych a rozgrzanym do białości harleyem Diega.
W pierwszej chwili myślała tylko o tym, żeby nie spaść, wkrótce jednak uświadomiła
sobie, że Diego jezdzi nie tylko bardzo szybko, ale również bardzo dobrze. Trzymała się
go jak koła ratunkowego. Wszelkie myśli o tym, co właściwe, a co nie, zupełnie uleciały
jej z głowy. To była kwestia przetrwania. Oparła policzek o twarde, ciepłe plecy i wbrew
rozsądkowi poczuła się bezpiecznie. Jego szara koszulka pachniała mydłem i mężczyzną.
Siedząc tak, przynajmniej nie musiała patrzeć mu w oczy, choć musiała uważać, gdzie
opiera dłonie.
Gdy w końcu zatrzymał motocykl, zeszła z siodełka na drżących nogach.
- No i co? - zapytał.
- Niesamowite! - zawołała. Diego chyba oczekiwał, że będzie przestraszona, ale
nic z tego. - Nie mogę uwierzyć, że nigdy dotychczas tak nie jezdziłam. Jesteś zdumie-
wająco dobrym kierowcą.
Oparł ciężar ciała na zdrowej nodze i przeszył ją twardym spojrzeniem.
- Jesteś miłośniczką szybkiej jazdy?
- Chyba tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]