[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Odepchnęła jego rękę i cofnęła się, co należało zrobić wcześniej.
- Zapomnijmy o tym. Teraz musisz przyjąć do wiadomości, że jutro rano wyruszam, żeby
obejrzeć samolot. Musiałbyś mnie zamknąć, a klucz wyrzucić, żeby mnie powstrzymać.
- To ponad trzydzieści kilometrów po trudnym, stromym terenie. Ryzyko jest olbrzymie. Musisz
się liczyć z tym, że napotkasz bandy renegatów albo kvina soldars. Można też spotkać drapieżne
zwierzęta o długich zębach i ostrych pazurach.
- Na wypadek gdybyś nie zdążył się jeszcze tego domyślić, przez większość życia podróżuję do
miejsc, gdzie warunki są trudne, zwierzęta drapieżne, a tubylcy wrogo nastawieni. Mimo to
jestem tu. Zdrowa i cała. I gotowa do drogi.
Tym razem to on się cofnął.
- Nie ma sposobu, żeby cię powstrzymać?
- Nareszcie coś zaczyna do ciebie docierać.
Eric rzucił jej jedno z tych swoich przenikliwych spojrzeń, oznaczających, że to, co powie, nie
podlega dyskusji.
- Skoro się upierasz, pojadę z tobą. Odpowiedziała triumfalnym uśmiechem.
- Czy taki był od początku twój plan?
- No to jak będzie? - Brit odpowiedziała pytaniem. -Co?
- Muszę przyznać, że to dość ryzykowny pomysł. Sam wiesz, jak to jest między nami... -
Urwała i pozwoliła mu dokończyć w myślach. - %7ładne dodatkowe atrakcje nie są mi potrzebne.
Rzecz w tym, że znasz drogę, a ja nie. Przydałby mi się dobry przewodnik, nie mówiąc już o...
- O czym? - zapytał, gdy nie dokończyła. Wzruszyła ramionami.
- Jesteś silny i zwinny. Nie wątpię też, że świetnie władasz bronią. Dobrze mieć kogoś takiego u
boku, gdybym znalazła się w podbramkowej sytuacji.
Eric nie wyglądał na uszczęśliwionego.
- Módlmy się wobec tego o dobrą pogodę i jak najmniej  podbramkowych sytuacji".
- Mieć nadzieję na najlepsze, być przygotowanym na najgorsze - to jedyna rada, jeśli o mnie
chodzi.
Następnego ranka wstali o szóstej, zanim słońce wyłoniło się zza wzgórz. Asta pożyczyła Brit
siodło. Kiedy ruszali w drogę, wyszła przed dom, żeby się z nimi pożegnać.
- Nadchodzi zła pogoda - ostrzegła, gdy wsiadali na konie. - Jeżeli koniecznie musicie jechać,
poczekajcie chociaż do jutra.
- Och, Asta. - Brit pogłaskała Svald po gładkiej szyi. -Daj spokój. Na niebie nie ma ani jednej
chmurki.
Eric, który jechał na potężnym ogierze, wskazał na barometr wiszący przy drzwiach.
- Ciśnienie szybko spada - zauważył, po czym zwrócił się do ciotki: - Nadchodząca burza nas nie
powstrzyma. Wyruszamy teraz.
Asta zasępiła się, ale nic więcej nie powiedziała, tylko wyszła na drogę i machała im na
pożegnanie, póki nie zniknęli. Poprzedniej nocy, gdy wróciła do chaty i dowiedziała się, że
Ericowi nie udało się przekonać Brit, bez ogródek nazwała ich wyprawę czystą głupotą i
wycieczką idiotów.
Brit, do pewnego stopnia, musiała przyznać jej rację. Wiedziała jednak, że niczego się nie dowie,
jeśli będzie siedzieć z założonymi rękami w wiosce mistyków, rozpieszczana przez Astę i jej
synowe, marząc o Ericu i od czasu do czasu pomagając w kuchni czy w pralni.
Czekać jeszcze jeden dzień, bo może pogoda się zepsuje? Piękne dzięki. Mały deszczyk jej nie
powstrzyma. Poza tym i tak jest cieplej, niż było wczoraj czy przedwczoraj. Przyjemniej będzie
podróżować w takiej temperaturze.
Na myśl o wyprawie Brit poczuła dreszcz podniecenia.
Popatrzyła na jadącego u jej boku mężczyznę. Cóż, trudno, nie mogła nic na to poradzić. Musiała
wykonać swój plan i potrzebny był jej przewodnik. A Eric znał każdą ścieżkę w Vildelundzie.
Zmierzali na zachód, mając za plecami wschodzące słońce. Przecięli pola otaczające wieś i
wjechali do lasu. Po pewnym czasie dotarli do miejsca, w którym droga rozwidlała się w trzech
kierunkach. Eric puścił wodze i zdał się na instynkt wierzchowca, a on wybrał prawą odnogę,
wiodącą na północ.
Dopóki teren był płaski, dopóty konie biegły żwawym truchtem. Trakt był na tyle szeroki, że
mogły jechać obok siebie. Jednak droga stawała się coraz węższa i bardziej stroma, tak że w
końcu Brit musiała puścić Erica przodem. Niebo ponad sklepieniem drzew zasnuło się chmurami.
Dął coraz silniejszy wiatr.
Przez kilka następnych godzin przemierzali tereny podobne do tych, przez które podróżowali
poprzedniego dnia, a także dzień wcześniej. Wspinali się na strome wzgórza, by pózniej krętymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •