[ Pobierz całość w formacie PDF ]
udzie.
- Muszę o tym pamiętać. Nie wyobrażałem sobie, że będzie mi tak dobrze.
- Naprawdę jest?
Zamiast odpowiedzieć, pocałował ją. Rano nie ogolił się i zarost dodał mu pirac-
kiego uroku. Lara milczała, wsłuchana w szum fal.
- Wiesz, carissa, myślę sobie...
Popatrzyła na niego zaintrygowana.
- Dotychczasowi kandydaci na dyrektora są do niczego.
- Wszyscy?
- Tak, co do jednego. Bardzo młodzi...
- To zle? - zdziwiła się Lara.
Alessandro zerknął na nią z ukosa.
- Jest lepsze rozwiązanie.
- Coś mi się zdaje, że masz kogoś na oku. Czy przypadkiem nie myślisz o sobie?
- Myślę. Pracownikom dobrze zrobią rządy silnej ręki, a takiego zadania nie mogę
powierzyć byle komu. Między innymi dlatego musiałem lecieć do Włoch.
Lara się wyprostowała.
- Czyli przez jakiś czas będziesz w Sydney?
Patrzyła na niego z bijącym sercem. Czy spełnią się jej marzenia?
R
L
T
- Chciałbym. Przynajmniej do czasu ukończenia przez Vivi szkoły podstawowej.
Potem zastanowimy się... jeśli to będzie konieczne. Połowa jej dziedzictwa znajduje się
w Europie. Chciałbym, żeby poznała krewnych. Zobaczymy, jak życie się ułoży. Bę-
dziemy spędzać wakacje we Włoszech... moi krewni przyjadą do nas...
Dla Lary ważniejsze od wakacji w Wenecji było coś innego.
- Czy to znaczy, że... zostajesz? Będziesz z nami?
Alessandro poważnie popatrzył na nią.
- Gdzie osiądę, zależy od jednej rzeczy. - Ujął jej dłonie. - Kocham cię nad życie.
My troje powinniśmy zawsze być razem.
Oczy Lary napełniły się łzami.
- Och, Sandro, wiesz, że niczego bardziej nie pragnę.
Pocałowała go, więc objął ją i namiętnie oddał pocałunek. Gdy zabrakło mu tchu,
odsunął się.
- Nie kuś mnie. Poczekaj, aż uzgodnimy szczegóły. - Wyprostował się. - Może we-
dług ciebie jestem zacofany, ale mam zobowiązania wobec rodziny. Ród Vincentich nie
upiera się przy zachowaniu wszystkich tradycji, ale jedna jest dla nas bardzo ważna.
Larę przeszył zimny dreszcz.
- To drobiazg, carissima. My żenimy się z naszymi wybrankami. Niektórzy sądzą,
że to przestarzały obyczaj, ale dla mnie ślub jest istotny. - Pocałował ją w czubek nosa i
filuternie się uśmiechnął. - Co za pożytek z bycia markizem, jeśli nie można przekonać
ukochanej, żeby zechciała zostać markizą?
Lara wybuchnęła śmiechem.
- Na pewno miałeś mnóstwo propozycji nie do odrzucenia.
- Dwie damy były chętne... aż za bardzo. %7ładna nie była tą jedyną.
- Chyba nikt ci nie dogodzi.
- Rozpatrzmy twój przypadek. Złowiłem cię z trudem i dlatego muszę mieć pew-
ność, że zawsze będziemy razem. Czy ty to rozumiesz?
- Tak.
Zajrzał jej głęboko w oczy.
R
L
T
- Ja też wolę pewność - szepnęła Lara. - Wyobraz sobie, że i w Australii ludzie za-
wierają małżeństwa. Chętnie zrezygnuję z samotności, jeżeli zjawi się odpowiedni męż-
czyzna z odpowiednią propozycją.
- Chętnie zrezygnujesz? - Wbił w nią świdrujący wzrok. - No, więc? Czy ja jestem
odpowiedni? Zostaniesz moją żoną?
Lara objęła go i pocałowała.
- Kochanie, tak, tak.
Westchnął, rozpromienił się, mocno ją przytulił.
- Grazie a Dio! Najdroższa, nie pożałujesz, obiecuję. Otoczę was najczulszą opie-
ką. Wszyscy będą szczęśliwi. Twoja matka i moja... - Zaśmiał się łobuzersko. - Już je
widzę na weselu.
- Mnie trudno to sobie wyobrazić. Moja rodzina nie urządza wystawnych weselisk.
- To już nie twoje zmartwienie, tesoro. My wszystkim się zajmiemy. Oczywiście
według twoich wskazówek. Trzeba pomyśleć o rezydencji.
- O rezydencji?
- O naszym domu. Ja jestem przyzwyczajony do tego, że z każdego mieszkania wi-
dzę morze. Lubisz rozległe widoki?
- Uwielbiam.
- To dobrze. Po powrocie do Sydney rozejrzymy się. - Rozbłysły mu oczy. - W
międzyczasie wypada pomyśleć o miodowym miesiącu.
Po niebie płynął księżyc, na brzegu rozpryskiwały się fale, wiał ożywczy wiatr. La-
ra wzniosła oczy ku niebu i dziękowała gwiazdom za swoje szczęście.
Alessandro objął ją i zaczął całować łabędzią szyję.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
udzie.
- Muszę o tym pamiętać. Nie wyobrażałem sobie, że będzie mi tak dobrze.
- Naprawdę jest?
Zamiast odpowiedzieć, pocałował ją. Rano nie ogolił się i zarost dodał mu pirac-
kiego uroku. Lara milczała, wsłuchana w szum fal.
- Wiesz, carissa, myślę sobie...
Popatrzyła na niego zaintrygowana.
- Dotychczasowi kandydaci na dyrektora są do niczego.
- Wszyscy?
- Tak, co do jednego. Bardzo młodzi...
- To zle? - zdziwiła się Lara.
Alessandro zerknął na nią z ukosa.
- Jest lepsze rozwiązanie.
- Coś mi się zdaje, że masz kogoś na oku. Czy przypadkiem nie myślisz o sobie?
- Myślę. Pracownikom dobrze zrobią rządy silnej ręki, a takiego zadania nie mogę
powierzyć byle komu. Między innymi dlatego musiałem lecieć do Włoch.
Lara się wyprostowała.
- Czyli przez jakiś czas będziesz w Sydney?
Patrzyła na niego z bijącym sercem. Czy spełnią się jej marzenia?
R
L
T
- Chciałbym. Przynajmniej do czasu ukończenia przez Vivi szkoły podstawowej.
Potem zastanowimy się... jeśli to będzie konieczne. Połowa jej dziedzictwa znajduje się
w Europie. Chciałbym, żeby poznała krewnych. Zobaczymy, jak życie się ułoży. Bę-
dziemy spędzać wakacje we Włoszech... moi krewni przyjadą do nas...
Dla Lary ważniejsze od wakacji w Wenecji było coś innego.
- Czy to znaczy, że... zostajesz? Będziesz z nami?
Alessandro poważnie popatrzył na nią.
- Gdzie osiądę, zależy od jednej rzeczy. - Ujął jej dłonie. - Kocham cię nad życie.
My troje powinniśmy zawsze być razem.
Oczy Lary napełniły się łzami.
- Och, Sandro, wiesz, że niczego bardziej nie pragnę.
Pocałowała go, więc objął ją i namiętnie oddał pocałunek. Gdy zabrakło mu tchu,
odsunął się.
- Nie kuś mnie. Poczekaj, aż uzgodnimy szczegóły. - Wyprostował się. - Może we-
dług ciebie jestem zacofany, ale mam zobowiązania wobec rodziny. Ród Vincentich nie
upiera się przy zachowaniu wszystkich tradycji, ale jedna jest dla nas bardzo ważna.
Larę przeszył zimny dreszcz.
- To drobiazg, carissima. My żenimy się z naszymi wybrankami. Niektórzy sądzą,
że to przestarzały obyczaj, ale dla mnie ślub jest istotny. - Pocałował ją w czubek nosa i
filuternie się uśmiechnął. - Co za pożytek z bycia markizem, jeśli nie można przekonać
ukochanej, żeby zechciała zostać markizą?
Lara wybuchnęła śmiechem.
- Na pewno miałeś mnóstwo propozycji nie do odrzucenia.
- Dwie damy były chętne... aż za bardzo. %7ładna nie była tą jedyną.
- Chyba nikt ci nie dogodzi.
- Rozpatrzmy twój przypadek. Złowiłem cię z trudem i dlatego muszę mieć pew-
ność, że zawsze będziemy razem. Czy ty to rozumiesz?
- Tak.
Zajrzał jej głęboko w oczy.
R
L
T
- Ja też wolę pewność - szepnęła Lara. - Wyobraz sobie, że i w Australii ludzie za-
wierają małżeństwa. Chętnie zrezygnuję z samotności, jeżeli zjawi się odpowiedni męż-
czyzna z odpowiednią propozycją.
- Chętnie zrezygnujesz? - Wbił w nią świdrujący wzrok. - No, więc? Czy ja jestem
odpowiedni? Zostaniesz moją żoną?
Lara objęła go i pocałowała.
- Kochanie, tak, tak.
Westchnął, rozpromienił się, mocno ją przytulił.
- Grazie a Dio! Najdroższa, nie pożałujesz, obiecuję. Otoczę was najczulszą opie-
ką. Wszyscy będą szczęśliwi. Twoja matka i moja... - Zaśmiał się łobuzersko. - Już je
widzę na weselu.
- Mnie trudno to sobie wyobrazić. Moja rodzina nie urządza wystawnych weselisk.
- To już nie twoje zmartwienie, tesoro. My wszystkim się zajmiemy. Oczywiście
według twoich wskazówek. Trzeba pomyśleć o rezydencji.
- O rezydencji?
- O naszym domu. Ja jestem przyzwyczajony do tego, że z każdego mieszkania wi-
dzę morze. Lubisz rozległe widoki?
- Uwielbiam.
- To dobrze. Po powrocie do Sydney rozejrzymy się. - Rozbłysły mu oczy. - W
międzyczasie wypada pomyśleć o miodowym miesiącu.
Po niebie płynął księżyc, na brzegu rozpryskiwały się fale, wiał ożywczy wiatr. La-
ra wzniosła oczy ku niebu i dziękowała gwiazdom za swoje szczęście.
Alessandro objął ją i zaczął całować łabędzią szyję.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]