[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawe przedramię zatykając ją szczelnie. Teraz lżej było oddychać. Stopniowo twarz młodego
Cymmerianina odzyskiwała ludzki wygląd. Wciąż jednak miał zamknięte oczy i nie próbował
się poruszyć.
Leżał tak ponad godzinę. Dopiero po tym czasie dwóch najodważniejszych
Hyperborejczyków ośmieliło się zajrzeć do sali tronowej. Zbliżyli się ostrożnie i obejrzeli
najpierw szczątki królowej. Na twarzach obu mężczyzn odmalował się głęboki wstrząs.
Postali chwilę przed tronem, po czym bez słowa odwrócili się i podeszli do Cymmerianina.
Jeden z Hyperborejczyków, pomarszczony starzec, przyklęknął.
Jeszcze żyje oznajmił półgłosem.
Czy to możliwe, aby sam zdołał zejść z haka? zapytał młodszy patrząc na
nieruchome, okrwawione żelazo.
Starzec potrząsnął głową.
Nie, książę, żaden śmiertelnik nie mógłby tego dokonać oznajmił stanowczo.
Zatem zrobił to Pan Lodów stwierdził młody arystokrata blednąc wyraznie.
I ja tak sądzę, mój panie.
Ale dlaczego nie zdjął mu łańcuchów? zapytał książę. Dlaczego nie zabrał go
ze sobą? Dlaczego nie zwrócił mu wolności, poprzestając jedynie na uratowaniu mu życia?
Odpowiedz mi, Awatarze!
Starzec powstał i namyślał się długą chwilę.
Widocznie, mój panie, przeznaczeniem tego barbarzyńcy jest żyć, ale nie być
wolnym. Bez wątpienia ma to dla bogów wielkie znaczenie. Nie nam, śmiertelnikom,
rozsądzać jakie. Dlatego Pan Lodów uczynił to, co uczynił.
Młody władca Halogi popatrzył ze zdumieniem na Conana.
Dobrze więc oznajmił marszcząc bezbarwne brwi. Będę posłuszny woli
bogów. Ten barbarzyńca będzie żyć i pozostanie na zawsze w Halodze. Niech zaniosą go do
zagrody dla niewolników i opatrzą mu rany!
Awatar dał znak komuś na korytarzu. Do sali wbiegło dwóch wojowników. Chwycili
młodego Cymmerianina za ramiona i powlekli do wyjścia. Stary Hyperborejczyk podążył za
nimi.
Conan znał zaledwie kilka hyperborejskich słów, toteż z całej powyższej przemowy
zrozumiał tylko tyle, że darowano mu życie. Dlatego nie stawiał oporu. Kiedy taszczono go
do zagrody dla niewolników, opatrywano oraz zastępowano kajdany pojedynczym łańcuchem
z obejmą na kostkę prawej nogi, on ulegle poddawał się wszystkim tym zabiegom.
Niczym zmęczony, dziki zwierz zbierał siły do dalszej walki.
10. WICHER, DESZCZ I MROK
Na trzy dni pozostawiono Conana w spokoju. Przez ten czas mięśnie młodego
Cymmerianina odzyskały dawną moc, a ciało na powrót stało się posłuszne jego żelaznej
woli. Umysł barbarzyńcy wypełniło nieokiełzane, dzikie pragnienie wolności. Całymi
godzinami rozmyślał nad sposobem wyrwania się z niewoli.
Czwartego dnia wraz z innymi niewolnikami zapędzono go do usuwania zniszczeń
spowodowanych przez pożar. Ogień strawił całkowicie jedną trzecią zamku, a prawie drugie
tyle zostało uszkodzone w mniejszym lub większym stopniu. Podczas pracy jeden z aesirskich
jeńców opowiedział Conanowi o ukradkowym pogrzebie Vammatar Okrutnej. Odrażające
szczątki królowej umieszczono w zapieczętowanej wazie z khitajskiej porcelany, którą
procesja mamroczących kapłanów zniosła pośpiesznie do podziemi Halogi.
W pewnej chwili, podczas wygarniania gruzu uwagę młodego Cymmerianina przykuł
ściemniały od ognia, ostry kawałek żelaza. Conan, syn kowala, już na pierwszy rzut oka
spostrzegł, że metal ten najpierw rozpalił się w pożarze do białości, a potem ktoś z łudzi
gaszących płomienie, przypadkiem zalał go wodą. W tych warunkach żelazo zahartowało się
tak, iż można było zarysować nim szkło. Cymmerianin pochwycił ukradkiem ten prymitywny
pilnik i ukrył go za przepaską biodrową.
Wieczorem, kiedy łańcuch odchodzący od obręczy na jego kostce przymocowano z
powrotem do wmurowanego w ścianę pierścienia, Conan zabrał się do roboty. Wkrótce na
ogniwie obok kłódki pojawiła się pierwsza rysa.
Młody Cymmerianin tarł łańcuch noc w noc. Pracował bardzo ostrożnie, często robił
długie przerwy czekając, aż jakieś naturalne dzwięki zagłuszą odgłos zgrzytania.
Wykorzystywał każdą głośniejszą rozmowę, kłótnię niewolników, każdy hałas. Rankiem
maskował gliną poszerzającą się szczerbę w ogniwie z krzepkiego, hyperborejskiego żelaza.
Dwa tygodnie pózniej, po zmroku, nad Halogą rozszalała się wściekła nawałnica. Huk
gromów zlał się w jeden demoniczny ryk wstrząsający ziemią i murami zamczyska.
Zawodzący wicher niemal obalał wieże. Zdawało się, że ulewa wkrótce zmyje z powierzchni
ziemi to siedlisko występku i zła. W tym hałasie pilnik Conana raz za razem wgryzał się w
łańcuch. Przed północą chropowate żelazo przeniknęło połówkę ogniwa. Cymmerianin
chwycił łańcuch oburącz i zaparł się stopami o ścianę. Napiął grzbiet. Zgrzytnęło żelazo.
Conan stopniowo zwiększał siłę. Ogniwo rozgięło się z wolna i puściło. Aańcuch szczęknął
gwałtownie.
Co robisz?! rozległ się chrapliwy krzyk.
Conan podniósł pilnik.
Masz! rzucił go pytającemu.
Oczy niewolnika zabłysły w mroku. Cymmerianin zebrał ostrożnie łańcuch i wymknął
się z zadaszonej zagrody. Natychmiast runęły nań potoki wody. Kolejna błyskawica zalała
światłem dziedziniec zamku. Conan natychmiast umknął w cień. Trzymając się blisko muru,
szybko dotarł do bramy.
Ta była otwarta, lecz przy spuszczonej, nowej kracie stał strażnik i wpatrywał się w
ciemność. Burza zaskoczyła młodego władcę Halogi podczas objazdu włości i właśnie
oczekiwano jego powrotu. Conan przyczaił się za załomem muru.
W pewnej chwili strażnik odskoczył od kraty i ręką dał znak komuś we wnętrzu
wartowni. Zaraz też wśród łoskotu piorunów dało się słyszeć skrzypienie kołowrotów. Krata
zaczęła się podnosić. Równocześnie błękitny błysk wydobył z mroku podjeżdżający do
zamku książęcy orszak.
Conan wyprysnął z cienia. Rozkręcony łańcuch zawył i z trzaskiem przetrącił
strażnikowi kark. Cymmerianin nie tracąc czasu na zabieranie Hyperborejczykowi broni,
przemknął pod kratą. Jezdzcy byli dziesięć kroków przed nim. Już spostrzegli, co się dzieje.
Ktoś coś krzyknął, ale komenda przepadła w huku pioruna. Barbarzyńca rzucił się prosto na
konie waląc je na odlew łańcuchem po łbach. Zwierzęta z przerazliwym kwikiem stanęły
dęba lub umknęły na bok. Conan wpadł między nie. Błyskawicznym ciosem łańcucha [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
prawe przedramię zatykając ją szczelnie. Teraz lżej było oddychać. Stopniowo twarz młodego
Cymmerianina odzyskiwała ludzki wygląd. Wciąż jednak miał zamknięte oczy i nie próbował
się poruszyć.
Leżał tak ponad godzinę. Dopiero po tym czasie dwóch najodważniejszych
Hyperborejczyków ośmieliło się zajrzeć do sali tronowej. Zbliżyli się ostrożnie i obejrzeli
najpierw szczątki królowej. Na twarzach obu mężczyzn odmalował się głęboki wstrząs.
Postali chwilę przed tronem, po czym bez słowa odwrócili się i podeszli do Cymmerianina.
Jeden z Hyperborejczyków, pomarszczony starzec, przyklęknął.
Jeszcze żyje oznajmił półgłosem.
Czy to możliwe, aby sam zdołał zejść z haka? zapytał młodszy patrząc na
nieruchome, okrwawione żelazo.
Starzec potrząsnął głową.
Nie, książę, żaden śmiertelnik nie mógłby tego dokonać oznajmił stanowczo.
Zatem zrobił to Pan Lodów stwierdził młody arystokrata blednąc wyraznie.
I ja tak sądzę, mój panie.
Ale dlaczego nie zdjął mu łańcuchów? zapytał książę. Dlaczego nie zabrał go
ze sobą? Dlaczego nie zwrócił mu wolności, poprzestając jedynie na uratowaniu mu życia?
Odpowiedz mi, Awatarze!
Starzec powstał i namyślał się długą chwilę.
Widocznie, mój panie, przeznaczeniem tego barbarzyńcy jest żyć, ale nie być
wolnym. Bez wątpienia ma to dla bogów wielkie znaczenie. Nie nam, śmiertelnikom,
rozsądzać jakie. Dlatego Pan Lodów uczynił to, co uczynił.
Młody władca Halogi popatrzył ze zdumieniem na Conana.
Dobrze więc oznajmił marszcząc bezbarwne brwi. Będę posłuszny woli
bogów. Ten barbarzyńca będzie żyć i pozostanie na zawsze w Halodze. Niech zaniosą go do
zagrody dla niewolników i opatrzą mu rany!
Awatar dał znak komuś na korytarzu. Do sali wbiegło dwóch wojowników. Chwycili
młodego Cymmerianina za ramiona i powlekli do wyjścia. Stary Hyperborejczyk podążył za
nimi.
Conan znał zaledwie kilka hyperborejskich słów, toteż z całej powyższej przemowy
zrozumiał tylko tyle, że darowano mu życie. Dlatego nie stawiał oporu. Kiedy taszczono go
do zagrody dla niewolników, opatrywano oraz zastępowano kajdany pojedynczym łańcuchem
z obejmą na kostkę prawej nogi, on ulegle poddawał się wszystkim tym zabiegom.
Niczym zmęczony, dziki zwierz zbierał siły do dalszej walki.
10. WICHER, DESZCZ I MROK
Na trzy dni pozostawiono Conana w spokoju. Przez ten czas mięśnie młodego
Cymmerianina odzyskały dawną moc, a ciało na powrót stało się posłuszne jego żelaznej
woli. Umysł barbarzyńcy wypełniło nieokiełzane, dzikie pragnienie wolności. Całymi
godzinami rozmyślał nad sposobem wyrwania się z niewoli.
Czwartego dnia wraz z innymi niewolnikami zapędzono go do usuwania zniszczeń
spowodowanych przez pożar. Ogień strawił całkowicie jedną trzecią zamku, a prawie drugie
tyle zostało uszkodzone w mniejszym lub większym stopniu. Podczas pracy jeden z aesirskich
jeńców opowiedział Conanowi o ukradkowym pogrzebie Vammatar Okrutnej. Odrażające
szczątki królowej umieszczono w zapieczętowanej wazie z khitajskiej porcelany, którą
procesja mamroczących kapłanów zniosła pośpiesznie do podziemi Halogi.
W pewnej chwili, podczas wygarniania gruzu uwagę młodego Cymmerianina przykuł
ściemniały od ognia, ostry kawałek żelaza. Conan, syn kowala, już na pierwszy rzut oka
spostrzegł, że metal ten najpierw rozpalił się w pożarze do białości, a potem ktoś z łudzi
gaszących płomienie, przypadkiem zalał go wodą. W tych warunkach żelazo zahartowało się
tak, iż można było zarysować nim szkło. Cymmerianin pochwycił ukradkiem ten prymitywny
pilnik i ukrył go za przepaską biodrową.
Wieczorem, kiedy łańcuch odchodzący od obręczy na jego kostce przymocowano z
powrotem do wmurowanego w ścianę pierścienia, Conan zabrał się do roboty. Wkrótce na
ogniwie obok kłódki pojawiła się pierwsza rysa.
Młody Cymmerianin tarł łańcuch noc w noc. Pracował bardzo ostrożnie, często robił
długie przerwy czekając, aż jakieś naturalne dzwięki zagłuszą odgłos zgrzytania.
Wykorzystywał każdą głośniejszą rozmowę, kłótnię niewolników, każdy hałas. Rankiem
maskował gliną poszerzającą się szczerbę w ogniwie z krzepkiego, hyperborejskiego żelaza.
Dwa tygodnie pózniej, po zmroku, nad Halogą rozszalała się wściekła nawałnica. Huk
gromów zlał się w jeden demoniczny ryk wstrząsający ziemią i murami zamczyska.
Zawodzący wicher niemal obalał wieże. Zdawało się, że ulewa wkrótce zmyje z powierzchni
ziemi to siedlisko występku i zła. W tym hałasie pilnik Conana raz za razem wgryzał się w
łańcuch. Przed północą chropowate żelazo przeniknęło połówkę ogniwa. Cymmerianin
chwycił łańcuch oburącz i zaparł się stopami o ścianę. Napiął grzbiet. Zgrzytnęło żelazo.
Conan stopniowo zwiększał siłę. Ogniwo rozgięło się z wolna i puściło. Aańcuch szczęknął
gwałtownie.
Co robisz?! rozległ się chrapliwy krzyk.
Conan podniósł pilnik.
Masz! rzucił go pytającemu.
Oczy niewolnika zabłysły w mroku. Cymmerianin zebrał ostrożnie łańcuch i wymknął
się z zadaszonej zagrody. Natychmiast runęły nań potoki wody. Kolejna błyskawica zalała
światłem dziedziniec zamku. Conan natychmiast umknął w cień. Trzymając się blisko muru,
szybko dotarł do bramy.
Ta była otwarta, lecz przy spuszczonej, nowej kracie stał strażnik i wpatrywał się w
ciemność. Burza zaskoczyła młodego władcę Halogi podczas objazdu włości i właśnie
oczekiwano jego powrotu. Conan przyczaił się za załomem muru.
W pewnej chwili strażnik odskoczył od kraty i ręką dał znak komuś we wnętrzu
wartowni. Zaraz też wśród łoskotu piorunów dało się słyszeć skrzypienie kołowrotów. Krata
zaczęła się podnosić. Równocześnie błękitny błysk wydobył z mroku podjeżdżający do
zamku książęcy orszak.
Conan wyprysnął z cienia. Rozkręcony łańcuch zawył i z trzaskiem przetrącił
strażnikowi kark. Cymmerianin nie tracąc czasu na zabieranie Hyperborejczykowi broni,
przemknął pod kratą. Jezdzcy byli dziesięć kroków przed nim. Już spostrzegli, co się dzieje.
Ktoś coś krzyknął, ale komenda przepadła w huku pioruna. Barbarzyńca rzucił się prosto na
konie waląc je na odlew łańcuchem po łbach. Zwierzęta z przerazliwym kwikiem stanęły
dęba lub umknęły na bok. Conan wpadł między nie. Błyskawicznym ciosem łańcucha [ Pobierz całość w formacie PDF ]