[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zatrzymał go przy drzwiach.
- Michael nie został z wami w pizzerii?
- Skąd! Byłam przekonana, \e cię dogonił. Courtney nie była pewna, czy ta
wiadomość mo\e być dla niej jakimś pocieszeniem, mimo to na chwilę poczuła ulgę.
- Coś ci powiem - ciągnęła Christina. - Na waszym miejscu ju\ nie chodziłabym do tej
pizzerii. Ten facet... ten kelner podszedł potem do nas i pytał, czy was znamy. I wiesz co
powiedział? śe to, co zrobiliście, to jest stary ograny numer. Chłopak z dziewczyną niby się
sprzeczają, potem ona wychodzi obra\ona. On niby biegnie za nią, a chodzi o to, \eby nie
zapłacić rachunku.
Christina zamilkła, po czym dodała ze śmiechem:
- Słuchaj, Courtney, a mo\e wyście próbowali wywinąć taki numer, tylko wam nie
wyszedł? Wprawdzie coś takiego zupełnie mi do ciebie nie pasuje, ale z drugiej strony, po
tym, jak cię dzisiaj zobaczyłam z Michaelem, ju\ mnie chyba niczym nie zaskoczysz.
Courtney nie rozumiała, jak Christina mo\e z nią rozmawiać z taką swobodą, jakby
opowiadała o tym, jak spędziła wieczór.
- Wiesz, bardzo bym chciała, \eby było tak, jak wyobra\ał to sobie ten kelner, \eby to
był tylko numer odstawiony po to, \eby nie zapłacić rachunku.
- Więc co to było?
- Naprawdę się nie domyślasz?
- Domyślam się, \e coś jest nie tak, \e ktoś tu coś porządnie nakręcił, ale dopóki mnie
nie oświecisz, będę mogła tylko snuć domysły.
- Oświecę cię, tylko \e potem pewnie nie będziesz chciała mnie znać.
Courtney opowiedziała wszystko dokładnie tak, jak było. Nie próbowała się
tłumaczyć, wybielać, starała się trzymać tylko faktów. Mówiła powoli, czasami robiła dłu\sze
przerwy, ale Christina jej nie popędzała. Jak na osobę z natury niecierpliwą, tym razem
wykazała się niezwykłą powściągliwością.
- Ju\? To wszystko? - spytała, gdy Courtney doszła w swojej opowieści do momentu,
kiedy spotkali się w pizzerii.
- Resztę ju\ wiesz. Byłaś przy tym. Widziałaś, jak nie mogłam patrzeć w oczy, ani
tobie, ani Michaelowi, jak stchórzyłam i uciekłam.
- Bo\e, dlaczego mi o wszystkim nie powiedziałaś wcześniej?
- Dopóki nie nawiązałam z nim kontaktu, myślałam, \e to, \e nie wyrzuciłam go z
komputera, jest tylko małym kłamstewkiem, \e nikomu nie zaszkodzi, \e nie wyjdzie na jaw.
- Courtney przerwała, zamyśliła się, a po chwili ciągnęła: - A wiesz, co jest w tym wszystkim
najgorsze? śe nie oszukiwałam tylko ciebie, ale równie\ siebie. Wmawiałam sobie, \e nie
mówię ci o tym, \e on się wreszcie pojawił, dlatego \e nie chcę wzbudzać twoich nadziei, \e
próbuję ci zaoszczędzić rozczarowania i tym podobne bzdury. A nie chodziło wcale o to. Tak
naprawdę chodziło o to, \e się bałam, \e mi go zabierzesz, \e chciałam go dla siebie.
- No dobrze, ale kiedy zaczęłam się spotykać z Nickiem, nic ci ju\ nie groziło.
- Wcale nie byłam tego pewna. Myślałam, \e mo\e spotykasz się z Nickiem... wiesz...
- Z braku laku?
- Właśnie.
- Czy ja sprawiam takie wra\enie? Naprawdę nie widziałaś, jak zaczęło mi zale\eć na
Nicku?
- Wiesz, Christina, ja chyba przez ostatnie tygodnie w ogóle niewiele widziałam. I
teraz będę za to płacić.
- Nie tragizuj. Mówisz takim tonem, jakby nastąpił koniec świata.
- Bo dla mnie to jest koniec świata.
- Nie przesadzaj. Nałgałaś, to prawda, ale to się powinno wszystko dać odkręcić.
- Jak?
- Zwyczajnie. Po prostu zadzwonisz do Michaela... Masz chyba jego numer telefonu?
Czy dalej kontaktujecie się tylko przez Internet?
- Mam.
- No więc zadzwonisz do niego i mu wszystko powiesz. Tak jak mnie.
- I uwa\asz, \e on potem będzie chciał mnie znać?
- Nie wiem, nie mogę ci tego zagwarantować, ale jeśli nie spróbujesz, to nie będziesz
wiedzieć.
- A ty? - spytała Courtney niepewnie.
- Co ja?
- Czy ty mnie jeszcze chcesz znać?
- A co ja teraz z tobą robię?
- Po tym, jak tak cię oszukałam?
- Coś ci powiem. Gdyby w tym wszystkim chodziło o Nicka, to nie wiem, czybym ci
to tak łatwo darowała. Ale Michael! Miej go sobie.
Courtney miała wra\enie, \e jej przyjaciółka traktuje całą sprawę zbyt lekko. Tak było
teraz, ale czy tak będzie równie\ jutro, pojutrze, za miesiąc, kiedy wszystko przemyśli?
- Christina, ja ciebie przecie\ przez kilka tygodni okłamywałam.
- Nie mówiłaś mi wszystkiego.
- To te\ jest kłamstwo.
- Mo\e.
- Jest, oczywiście, \e jest.
- Wiesz, zachowujesz się trochę tak, jakbyś była prokuratorem na własnym procesie -
zauwa\yła Christina. - Dodaj jeszcze na koniec: Proszę o najsurowszy wymiar kary.
- Nie, o to akurat nie proszę.
- Wiesz, coś mi właśnie przyszło do głowy.
- Co takiego?
- Pamiętasz naszą szkolną wycieczkę do Nowego Jorku w zeszłym roku?
- A co ma tamta wycieczka wspólnego z całą tą sprawą?
- Coś jednak ma. Przypominasz sobie takiego wysokiego blondyna, którego
poznałyśmy w schronisku młodzie\owym?
- Tego, który tak za tobą latał? Był chyba z Richmond, prawda? Rick... Miał na imię
Rick, tak?
- Właśnie tego. Tylko \e on nie latał za mną.
- Przecie\ widziałam.
- Widziałaś to, co ja chciałam, \ebyś widziała. A mnie cholernie zale\ało na tym,
\ebyś nie zauwa\yła, \e to ty mu się podobasz.
- Niewierze.
- Tak było, Courtney. Chłopak dostał na twoim punkcie kompletnego fioła, a ja nie
mogłam tego ścierpieć, bo ja dostałam kompletnego fioła na jego punkcie.
- Przecie\ on się cały czas kręcił koło ciebie.
- Bo był trochę nieśmiały i liczył na to, \e przeze mnie będzie mu łatwiej do ciebie
dotrzeć. A mnie było na rękę podtrzymywanie go w tym przekonaniu.
- Nie wierze.
- Kusiłam go tym, \e przed wyjazdem dostanie twój numer telefonu.
- Christina, wiem, \e opowiadasz mi to wszystko, \ebym nie czuła się tak podle.
- I dostał numer, tylko \e mój.
- No i co?
- No i zadzwonił.
- I co?
- I od razu rozpoznał po głosie, \e ja to nie ty, i ju\ się więcej nie odezwał.
Courtney wróciła pamięcią do tej pięciodniowej wycieczki sprzed roku. Przypomniała
sobie, jak kilka razy poczuła na sobie spojrzenia tamtego chłopaka, i przez chwilę była nawet
skłonna uwierzyć, \e to, co mówi Christina, jest prawdą. Ale tylko przez chwilę.
- Zmyśliłaś to, i tyle - powiedziała. - I wiesz co? Czuję się teraz jeszcze gorzej. Ja
zachowałam się wobec ciebie jak ostatnia świnia, a ty wymyślasz jakieś idiotyczne historie
tylko po to, \eby mnie było łatwiej usprawiedliwić się przed sobą.
- Nie wymyślam \adnych historii. Daję ci na to słowo.
- No właśnie! I jeszcze dajesz na to słowo. A wiem, \e do słowa przywiązujesz wagę.
- Jezu, zamknij się wreszcie! - wrzasnęła Christina. - Mam ju\ dość tego twojego
poczucia winy. Jeśli mi nie wierzysz, to dam ci numer telefonu tego Ricka. Pewnie go jakoś
odgrzebię w zeszłorocznych notesach. Zadzwoń do niego i przekonaj się sama. Pewnie się
ucieszy, jak cię usłyszy.
- Christina, powiedz mi, tak z ręką na sercu, nie zmyśliłaś tego?
- Nie! A w ogóle to chyba przeceniasz moją wyobraznię.
Mo\e Courtney było wygodniej uwierzyć w jej zapewnienia, a mo\e opowiedziana
przez nią historia nagle wydała się jej prawdopodobna, w ka\dym razie przyjęła, \e
rzeczywiście tak było.
- Nie ma co - powiedziała po dłu\szej chwili. - Aadne z nas przyjaciółki.
- Nie takie znowu najgorsze.
- Zwykłe krętaczki.
- Nie wiem, gdzie to słyszałam, ale to jest chyba niegłupie... - odezwała się Christina z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
zatrzymał go przy drzwiach.
- Michael nie został z wami w pizzerii?
- Skąd! Byłam przekonana, \e cię dogonił. Courtney nie była pewna, czy ta
wiadomość mo\e być dla niej jakimś pocieszeniem, mimo to na chwilę poczuła ulgę.
- Coś ci powiem - ciągnęła Christina. - Na waszym miejscu ju\ nie chodziłabym do tej
pizzerii. Ten facet... ten kelner podszedł potem do nas i pytał, czy was znamy. I wiesz co
powiedział? śe to, co zrobiliście, to jest stary ograny numer. Chłopak z dziewczyną niby się
sprzeczają, potem ona wychodzi obra\ona. On niby biegnie za nią, a chodzi o to, \eby nie
zapłacić rachunku.
Christina zamilkła, po czym dodała ze śmiechem:
- Słuchaj, Courtney, a mo\e wyście próbowali wywinąć taki numer, tylko wam nie
wyszedł? Wprawdzie coś takiego zupełnie mi do ciebie nie pasuje, ale z drugiej strony, po
tym, jak cię dzisiaj zobaczyłam z Michaelem, ju\ mnie chyba niczym nie zaskoczysz.
Courtney nie rozumiała, jak Christina mo\e z nią rozmawiać z taką swobodą, jakby
opowiadała o tym, jak spędziła wieczór.
- Wiesz, bardzo bym chciała, \eby było tak, jak wyobra\ał to sobie ten kelner, \eby to
był tylko numer odstawiony po to, \eby nie zapłacić rachunku.
- Więc co to było?
- Naprawdę się nie domyślasz?
- Domyślam się, \e coś jest nie tak, \e ktoś tu coś porządnie nakręcił, ale dopóki mnie
nie oświecisz, będę mogła tylko snuć domysły.
- Oświecę cię, tylko \e potem pewnie nie będziesz chciała mnie znać.
Courtney opowiedziała wszystko dokładnie tak, jak było. Nie próbowała się
tłumaczyć, wybielać, starała się trzymać tylko faktów. Mówiła powoli, czasami robiła dłu\sze
przerwy, ale Christina jej nie popędzała. Jak na osobę z natury niecierpliwą, tym razem
wykazała się niezwykłą powściągliwością.
- Ju\? To wszystko? - spytała, gdy Courtney doszła w swojej opowieści do momentu,
kiedy spotkali się w pizzerii.
- Resztę ju\ wiesz. Byłaś przy tym. Widziałaś, jak nie mogłam patrzeć w oczy, ani
tobie, ani Michaelowi, jak stchórzyłam i uciekłam.
- Bo\e, dlaczego mi o wszystkim nie powiedziałaś wcześniej?
- Dopóki nie nawiązałam z nim kontaktu, myślałam, \e to, \e nie wyrzuciłam go z
komputera, jest tylko małym kłamstewkiem, \e nikomu nie zaszkodzi, \e nie wyjdzie na jaw.
- Courtney przerwała, zamyśliła się, a po chwili ciągnęła: - A wiesz, co jest w tym wszystkim
najgorsze? śe nie oszukiwałam tylko ciebie, ale równie\ siebie. Wmawiałam sobie, \e nie
mówię ci o tym, \e on się wreszcie pojawił, dlatego \e nie chcę wzbudzać twoich nadziei, \e
próbuję ci zaoszczędzić rozczarowania i tym podobne bzdury. A nie chodziło wcale o to. Tak
naprawdę chodziło o to, \e się bałam, \e mi go zabierzesz, \e chciałam go dla siebie.
- No dobrze, ale kiedy zaczęłam się spotykać z Nickiem, nic ci ju\ nie groziło.
- Wcale nie byłam tego pewna. Myślałam, \e mo\e spotykasz się z Nickiem... wiesz...
- Z braku laku?
- Właśnie.
- Czy ja sprawiam takie wra\enie? Naprawdę nie widziałaś, jak zaczęło mi zale\eć na
Nicku?
- Wiesz, Christina, ja chyba przez ostatnie tygodnie w ogóle niewiele widziałam. I
teraz będę za to płacić.
- Nie tragizuj. Mówisz takim tonem, jakby nastąpił koniec świata.
- Bo dla mnie to jest koniec świata.
- Nie przesadzaj. Nałgałaś, to prawda, ale to się powinno wszystko dać odkręcić.
- Jak?
- Zwyczajnie. Po prostu zadzwonisz do Michaela... Masz chyba jego numer telefonu?
Czy dalej kontaktujecie się tylko przez Internet?
- Mam.
- No więc zadzwonisz do niego i mu wszystko powiesz. Tak jak mnie.
- I uwa\asz, \e on potem będzie chciał mnie znać?
- Nie wiem, nie mogę ci tego zagwarantować, ale jeśli nie spróbujesz, to nie będziesz
wiedzieć.
- A ty? - spytała Courtney niepewnie.
- Co ja?
- Czy ty mnie jeszcze chcesz znać?
- A co ja teraz z tobą robię?
- Po tym, jak tak cię oszukałam?
- Coś ci powiem. Gdyby w tym wszystkim chodziło o Nicka, to nie wiem, czybym ci
to tak łatwo darowała. Ale Michael! Miej go sobie.
Courtney miała wra\enie, \e jej przyjaciółka traktuje całą sprawę zbyt lekko. Tak było
teraz, ale czy tak będzie równie\ jutro, pojutrze, za miesiąc, kiedy wszystko przemyśli?
- Christina, ja ciebie przecie\ przez kilka tygodni okłamywałam.
- Nie mówiłaś mi wszystkiego.
- To te\ jest kłamstwo.
- Mo\e.
- Jest, oczywiście, \e jest.
- Wiesz, zachowujesz się trochę tak, jakbyś była prokuratorem na własnym procesie -
zauwa\yła Christina. - Dodaj jeszcze na koniec: Proszę o najsurowszy wymiar kary.
- Nie, o to akurat nie proszę.
- Wiesz, coś mi właśnie przyszło do głowy.
- Co takiego?
- Pamiętasz naszą szkolną wycieczkę do Nowego Jorku w zeszłym roku?
- A co ma tamta wycieczka wspólnego z całą tą sprawą?
- Coś jednak ma. Przypominasz sobie takiego wysokiego blondyna, którego
poznałyśmy w schronisku młodzie\owym?
- Tego, który tak za tobą latał? Był chyba z Richmond, prawda? Rick... Miał na imię
Rick, tak?
- Właśnie tego. Tylko \e on nie latał za mną.
- Przecie\ widziałam.
- Widziałaś to, co ja chciałam, \ebyś widziała. A mnie cholernie zale\ało na tym,
\ebyś nie zauwa\yła, \e to ty mu się podobasz.
- Niewierze.
- Tak było, Courtney. Chłopak dostał na twoim punkcie kompletnego fioła, a ja nie
mogłam tego ścierpieć, bo ja dostałam kompletnego fioła na jego punkcie.
- Przecie\ on się cały czas kręcił koło ciebie.
- Bo był trochę nieśmiały i liczył na to, \e przeze mnie będzie mu łatwiej do ciebie
dotrzeć. A mnie było na rękę podtrzymywanie go w tym przekonaniu.
- Nie wierze.
- Kusiłam go tym, \e przed wyjazdem dostanie twój numer telefonu.
- Christina, wiem, \e opowiadasz mi to wszystko, \ebym nie czuła się tak podle.
- I dostał numer, tylko \e mój.
- No i co?
- No i zadzwonił.
- I co?
- I od razu rozpoznał po głosie, \e ja to nie ty, i ju\ się więcej nie odezwał.
Courtney wróciła pamięcią do tej pięciodniowej wycieczki sprzed roku. Przypomniała
sobie, jak kilka razy poczuła na sobie spojrzenia tamtego chłopaka, i przez chwilę była nawet
skłonna uwierzyć, \e to, co mówi Christina, jest prawdą. Ale tylko przez chwilę.
- Zmyśliłaś to, i tyle - powiedziała. - I wiesz co? Czuję się teraz jeszcze gorzej. Ja
zachowałam się wobec ciebie jak ostatnia świnia, a ty wymyślasz jakieś idiotyczne historie
tylko po to, \eby mnie było łatwiej usprawiedliwić się przed sobą.
- Nie wymyślam \adnych historii. Daję ci na to słowo.
- No właśnie! I jeszcze dajesz na to słowo. A wiem, \e do słowa przywiązujesz wagę.
- Jezu, zamknij się wreszcie! - wrzasnęła Christina. - Mam ju\ dość tego twojego
poczucia winy. Jeśli mi nie wierzysz, to dam ci numer telefonu tego Ricka. Pewnie go jakoś
odgrzebię w zeszłorocznych notesach. Zadzwoń do niego i przekonaj się sama. Pewnie się
ucieszy, jak cię usłyszy.
- Christina, powiedz mi, tak z ręką na sercu, nie zmyśliłaś tego?
- Nie! A w ogóle to chyba przeceniasz moją wyobraznię.
Mo\e Courtney było wygodniej uwierzyć w jej zapewnienia, a mo\e opowiedziana
przez nią historia nagle wydała się jej prawdopodobna, w ka\dym razie przyjęła, \e
rzeczywiście tak było.
- Nie ma co - powiedziała po dłu\szej chwili. - Aadne z nas przyjaciółki.
- Nie takie znowu najgorsze.
- Zwykłe krętaczki.
- Nie wiem, gdzie to słyszałam, ale to jest chyba niegłupie... - odezwała się Christina z [ Pobierz całość w formacie PDF ]