[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uświadamiając sobie, że jej niepokój był uzasadniony,
Diana otworzyła usta, by zaprotestować.
Ale&
Hej, co wy tam tak długo robicie? zawołała w tym
momencie Lissa z progu salonu. Przygotowujecie świą-
teczne niespodzianki?
Tak powiedział Malt, odwracając się, by ruszyć w
stronę roześmianej siostry. Zajmij się więc swoimi spra-
wami, bo możesz nie znalezć prezentu pod choinką.
Wpadła. Przekonana, że dając się nierozważnie wcią-
gnąć w podstępny plan Matta, popełniła wielki błąd, Diana,
patrząc jak ten oddala się z Lissą uwieszoną u ramienia,
zwymyślała się w duchu.
Matt taszczył za Dianą pękate, wielkie torby i nie
spuszczał wzroku z jej ponętnej sylwetki. Lawirowała zręcz-
nie w przedświątecznym tłumie, zapełniającym szczelnie
chodniki, a on usiłował za nią nadążyć.
Minęła już ponad godzina od czasu, kiedy zatrzymał
samochód przed biurem Diany. Już na niego czekała. Spo-
dziewał się, że pojadą do któregoś z pobliskich centrów han-
dlowych, zaskoczyło go więc, kiedy Diana, zamiast wsiąść
do samochodu, zaproponowała, by zostawił auto na biuro-
wym parkingu, ponieważ odrestaurowany pasaż handlowy
znajdował się w odległości krótkiego spaceru.
Mokry śnieg pokrywał ziemię i zalegał ubitymi, ma-
łymi pryzmami wzdłuż krawężników przed frontonami skle-
pów, nadając aurę autentyczności tej długiej na trzy przeczni-
ce i zamkniętej dla ruchu kołowego części miasta, pamiętają-
cej przełom stuleci.
Sceneria wprost z kart Opowieści wigilijnej, pomyślał
Matt, dostrzegając zmiany, jakie tu zaszły podczas jego
dziewięcioletniej nieobecności w mieście.
Przemknęło mu przez myśl, że gdyby nie współczesne
ubrania przechodniów, wypełniająca rześkie powietrze pi-
skliwa świąteczna muzyka, wydobywająca się z ukrytych
głośników, i klaksony samochodów, dobiegające sporadycz-
nie spoza strefy zamkniętej, można by pomyśleć, że czas się
cofnął.
Ależ tu uroczo, myślał, wymijając grupkę chichoczą-
cych nastolatek i wydłużając krok, by dogonić Dianę. A ra-
czej byłoby uroczo, podjął urwaną myśl, gdyby nie wilgotny
chłód przenikający go do szpiku kości, poszturchiwania śpie-
szących się przechodniów i zabójcze tempo, jakie narzuciła
dziewczyna z chwilą, kiedy znalezli się w pasażu.
Musiał, naturalnie, przyznać, że dzięki jej determinacji
sporo już załatwili. Torba, którą dzwigał, pełna była podar-
ków dla połowy osób z jego listy. Ale, na Boga, jakim kosz-
tem nie w sensie pieniędzy, lecz nadszarpniętych nerwów,
cierpliwości.
A tam, cztery kroki przed nim, maszeruje sobie ta, któ-
ra tak pobudza jego zmysły. Ponury uśmiech wypełzł na
wargi Matta, kiedy ciągle śledził wzrokiem ponętną sylwetkę
Diany.
Górną połowę ciała okrywała jej długa do pasa kurtka
ze sztucznego lisa. Mężczyznę rozpraszała dolna część. Wy-
chodząc rano z domu, Diana ubrana była w strój odpowiedni
do biura, czyli w białą jedwabną bluzkę i wełnianą spódnicę
do kolan. Oprócz dyplomatki, miała ze sobą małą torbę, któ-
rej zawartość, czyli obcisłe dżinsy, opinała teraz jej biodra i
nogi.
%7łar wypełnił wszystkie najczulsze punkty ciała Malta.
Kobieta nie powinna wyglądać tak pociągająco w spodniach,
zaprotestował w duchu. To po prostu nie fair wobec męskiej
części populacji, zwłaszcza jeśli ta kobieta ma zwarte, pro-
porcjonalnie, zaokrąglone ciało i nogi do samej szyi.
Myśli i zmysły mężczyzny wypełnił obraz sprzed
dziewięciu lat. Obraz tych samych długich nóg opiętych nie
dżinsami, lecz prowokacyjnymi, czarnymi nylonami.
Matt stłumił jęk i wymruczał przeprosiny pod adresem
starszego pana, którego niechcący potrącił ramieniem. Chole-
ra! To śmieszne, szydził z siebie i sytuacji, którą sam z takim
trudem stworzył. Jego plan miał na celu wyciągnięcie Diany
z domu na rozmowę w cztery oczy. Jak mogło nie przyjść mu
do głowy, że ulice i sklepy zatłoczone ludzmi, robiącymi
przedświąteczne zakupy, nie będą odpowiednim miejscem do
rozmowy na tematy osobiste?
Zauważył, że Diana zatrzymuje się przed wspaniale
udekorowaną witryną sklepu jubilerskiego i z piersi wyrwało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Uświadamiając sobie, że jej niepokój był uzasadniony,
Diana otworzyła usta, by zaprotestować.
Ale&
Hej, co wy tam tak długo robicie? zawołała w tym
momencie Lissa z progu salonu. Przygotowujecie świą-
teczne niespodzianki?
Tak powiedział Malt, odwracając się, by ruszyć w
stronę roześmianej siostry. Zajmij się więc swoimi spra-
wami, bo możesz nie znalezć prezentu pod choinką.
Wpadła. Przekonana, że dając się nierozważnie wcią-
gnąć w podstępny plan Matta, popełniła wielki błąd, Diana,
patrząc jak ten oddala się z Lissą uwieszoną u ramienia,
zwymyślała się w duchu.
Matt taszczył za Dianą pękate, wielkie torby i nie
spuszczał wzroku z jej ponętnej sylwetki. Lawirowała zręcz-
nie w przedświątecznym tłumie, zapełniającym szczelnie
chodniki, a on usiłował za nią nadążyć.
Minęła już ponad godzina od czasu, kiedy zatrzymał
samochód przed biurem Diany. Już na niego czekała. Spo-
dziewał się, że pojadą do któregoś z pobliskich centrów han-
dlowych, zaskoczyło go więc, kiedy Diana, zamiast wsiąść
do samochodu, zaproponowała, by zostawił auto na biuro-
wym parkingu, ponieważ odrestaurowany pasaż handlowy
znajdował się w odległości krótkiego spaceru.
Mokry śnieg pokrywał ziemię i zalegał ubitymi, ma-
łymi pryzmami wzdłuż krawężników przed frontonami skle-
pów, nadając aurę autentyczności tej długiej na trzy przeczni-
ce i zamkniętej dla ruchu kołowego części miasta, pamiętają-
cej przełom stuleci.
Sceneria wprost z kart Opowieści wigilijnej, pomyślał
Matt, dostrzegając zmiany, jakie tu zaszły podczas jego
dziewięcioletniej nieobecności w mieście.
Przemknęło mu przez myśl, że gdyby nie współczesne
ubrania przechodniów, wypełniająca rześkie powietrze pi-
skliwa świąteczna muzyka, wydobywająca się z ukrytych
głośników, i klaksony samochodów, dobiegające sporadycz-
nie spoza strefy zamkniętej, można by pomyśleć, że czas się
cofnął.
Ależ tu uroczo, myślał, wymijając grupkę chichoczą-
cych nastolatek i wydłużając krok, by dogonić Dianę. A ra-
czej byłoby uroczo, podjął urwaną myśl, gdyby nie wilgotny
chłód przenikający go do szpiku kości, poszturchiwania śpie-
szących się przechodniów i zabójcze tempo, jakie narzuciła
dziewczyna z chwilą, kiedy znalezli się w pasażu.
Musiał, naturalnie, przyznać, że dzięki jej determinacji
sporo już załatwili. Torba, którą dzwigał, pełna była podar-
ków dla połowy osób z jego listy. Ale, na Boga, jakim kosz-
tem nie w sensie pieniędzy, lecz nadszarpniętych nerwów,
cierpliwości.
A tam, cztery kroki przed nim, maszeruje sobie ta, któ-
ra tak pobudza jego zmysły. Ponury uśmiech wypełzł na
wargi Matta, kiedy ciągle śledził wzrokiem ponętną sylwetkę
Diany.
Górną połowę ciała okrywała jej długa do pasa kurtka
ze sztucznego lisa. Mężczyznę rozpraszała dolna część. Wy-
chodząc rano z domu, Diana ubrana była w strój odpowiedni
do biura, czyli w białą jedwabną bluzkę i wełnianą spódnicę
do kolan. Oprócz dyplomatki, miała ze sobą małą torbę, któ-
rej zawartość, czyli obcisłe dżinsy, opinała teraz jej biodra i
nogi.
%7łar wypełnił wszystkie najczulsze punkty ciała Malta.
Kobieta nie powinna wyglądać tak pociągająco w spodniach,
zaprotestował w duchu. To po prostu nie fair wobec męskiej
części populacji, zwłaszcza jeśli ta kobieta ma zwarte, pro-
porcjonalnie, zaokrąglone ciało i nogi do samej szyi.
Myśli i zmysły mężczyzny wypełnił obraz sprzed
dziewięciu lat. Obraz tych samych długich nóg opiętych nie
dżinsami, lecz prowokacyjnymi, czarnymi nylonami.
Matt stłumił jęk i wymruczał przeprosiny pod adresem
starszego pana, którego niechcący potrącił ramieniem. Chole-
ra! To śmieszne, szydził z siebie i sytuacji, którą sam z takim
trudem stworzył. Jego plan miał na celu wyciągnięcie Diany
z domu na rozmowę w cztery oczy. Jak mogło nie przyjść mu
do głowy, że ulice i sklepy zatłoczone ludzmi, robiącymi
przedświąteczne zakupy, nie będą odpowiednim miejscem do
rozmowy na tematy osobiste?
Zauważył, że Diana zatrzymuje się przed wspaniale
udekorowaną witryną sklepu jubilerskiego i z piersi wyrwało [ Pobierz całość w formacie PDF ]