[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zarówno panią, jak i jego.
Ani ja, ani Władek nie mieliśmy ze śmiercią Królikarza nic wspólnego.
Władysław Bieńkowski tej nocy przypomniał sobie o swoim koledze z wojska,
Zbigniewie Kolskim, którego ojciec ma warsztat samochodowy na Podgórzu. Wypożyczył od
niego nyskę, którą pojechał na Olszę. Czy mam mówić dalej? Czy mam powiedzieć
dokładnie, co przewoził tą nyską na Olszę?
Alicja yrebko patrzyła na kapitana z przerażeniem w oczach.
Panie kapitanie& Ja tego nie zrobiłam& Władek też nie. Stał pod kawiarnią i czekał na
mnie. Widział go nasz szatniarz. Gdy wychodziłam, uprzedził mnie: Niech pani uważa, ten
pani kawaler krÄ™ci siÄ™ pod »MaleÅ„kÄ…«. ByÅ‚am wÅ›ciekÅ‚a. Gdy tylko go zobaczyÅ‚am,
powiedziałam mu, żeby się odczepił. Najpierw mi naubliżał od ostatnich, a potem szedł za
mną pod sam dom i prosił, żebym z nim porozmawiała. Chciał, abym mu powiedziała, że się
w ogóle z Królikarzem nie spotykam. Przysięgał, że mi uwierzy. Kazałam mu iść do diabła,
a on zaczął się odgrażać, że skuje mordę temu wszarzowi. Zostawiłam go na ulicy i
pobiegłam do domu. Drzwi były otwarte. Bargieł leżał na tapczanie. Pomyślałam, że znów
spił się do nieprzytomności. W całym pokoju czuć było alkohol. Na stole leżała wywrócona
szklanka, a serweta była cała zalana jakąś ciemną wódką gatunkową, chyba winiakiem, bo
koło tapczanu stała pusta butelka właśnie po winiaku. Dywan też był mokry. Ogarnęła mnie
taka złość, taka złość, że zrobił sobie z mojego mieszkania melinę pijacką, że stale zastaję go
po powrocie do domu na moim tapczanie! Chciałam go obudzić i zaczęłam go tarmosić za
ramię, i wtedy& dopiero wtedy zrozumiałam, że on nie żyje. Wystraszyłam się, jakbym
zobaczyła diabła. Pierwszy raz w życiu dotknęłam trupa. Uciekłam z pokoju. Przez chwilę
stałam w korytarzu& Pomyślałam, że teraz będę się musiała tłumaczyć, skąd on się u mnie
wziął, dlaczego przychodził. Nie wiedziałam, co mam dalej robić. Za żadne pieniądze nie
weszłabym znów do tego pokoju, w którym on leżał rozwalony na tapczanie, martwy,
obrzydliwy i śmierdzący alkoholem. Wybiegłam na ulicę. Chciałam dogonić Władka i błagać
go, żeby coś zrobił. Na szczęście stał po drugiej, stronie ulicy i patrzył w okna naszej
kamienicy. Nie mógł w pierwszej chwili zrozumieć, o czym ja mówię. Potem odepchnął mnie
z wściekłością i krzyknął: Więc jednak! Więc jednak on tam jest?! Chciał odejść, ale go
zatrzymywałam i prosiłam na wszystko, żeby mi pomógł. Wreszcie poszedł ze mną na górę.
Ubraliśmy Królikarza w płaszcz, Władek nałożył mu buty, a kapcie domowe rzucił w kąt.
Kazał mi posprzątać, wynieść butelki, przeprać serwetę ze stołu, wytrzeć dywan. Potem
wyszedł. Musiał wykombinować jakiś samochód. Gdyby mu się nie udało, mieliśmy go
wynieść na ulicę. Wrócił koło pierwszej. Mam nyskę powiedział. Teraz się zastanów,
dokąd go zawiezć. Ja nie znam dobrze Krakowa . Przypomniałam sobie, że Bargieł mówił
coś o jakimś kliencie z Olszy. Nie znałam ani jego nazwiska, ani adresu. Nie przyszło mi
nawet do głowy, że Królikarza ktoś zabił. Byłam przekonana, że się po prostu zapił na
śmierć. Przecież to się zdarza. Więc pomyślałam, że jak się go zostawi gdzieś na Olszy,
będzie to wyglądało, jakby pił u tego swojego znajomego. No, nie wiem& Wtedy mi się
wydawało, że to dobry pomysł, a Władek się gorączkował. I zawiezliśmy go tam. Dopiero na
drugi dzień rano zaczęłam się naprawdę bać i zastanawiać. A co będzie, jak ten klient powie,
że w ogóle nie widział Bargieła? No to co, niech to udowodni. A może potrafi to udowodnić?
Może nie mieszka sam i ma świadków na to, że Królikarza u niego nie było? I znowu
tłumaczyłam samej sobie, że to nic nie szkodzi. Bargieł mógł być zupełnie pijany. Szedł do
tego faceta i zmogło go po drodze. To był stary człowiek, serce miał już słabe i przecież
chorował. Wiem, bo kilka miesięcy temu leczył się. Sama widziałam, jak robił sobie
zastrzyki. Miał nawet własną strzykawkę.
Gdzie jest ta strzykawka? Zostawił ją u pani?
Nie. Zresztą ostatnio czuł się już dobrze. Przez jakiś czas nie pił w ogóle wódki. Z
powrotem zaczął niedawno. Widocznie uważał, że mu już wolno.
Nie leczył się? Nie brał żadnych zastrzyków?
Nie. Tylko co pewien czas robił wszystkie badania. Nawet w ostatnim tygodniu robił
jakieś analizy. Wrócił z ambulatorium do domu wściekły. Powiedział, że brała mu krew nowa
pielęgniarka i kłuła go dwa razy. Ale chyba mu nic nie było. Wyniki miał zupełnie dobre. Nie
znam się na tym i nic mnie to nie obchodziło, ale sam powiedział, że ma dobre.
Gdzie robił te badania? W jakiejś przychodni specjalistycznej? W szpitalu?
Chodził do prywatnego lekarza, a analizy robił w spółdzielni. Urągał, że lekarze
wyciągną z niego ostatnie pieniądze, ale nie wierzył w państwowych lekarzy, więc chodził
prywatnie.
U kogo się leczył?
Wzruszyła ramionami.
Nie wiem.
Z tego, co pani mówi, wynika, że Bargieł był diabetykiem.
Spojrzała na niego z ukosa.
Nic takiego nie powiedziałam. Nie wiem, kim on był.
Jak to? Przecież miał cukrzycę?
Tak. Był chory na cukrzycę. Czy to takie ważne?
Nie. A jakie zastrzyki brał kilka miesięcy temu?
Nie wiem. Nie mówił mi tego.
Zawsze robił je sam?
Nie. Chodził do pielęgniarki. Ale kilka razy& chyba w niedzielę czy w jakieś święto,
nie pamiętam tego dokładnie, zrobił sobie sam.
Domięśniowo czy dożylnie?
Nie pamiętam.
No, ale gdzie je robił? W które miejsce?
Tutaj& yrebko położyła dłoń na udzie. Nie mogłam na to patrzeć, jak sobie sam
wbijał igłę.
Nie prosił pani, żeby mu pani pomogła?
Ja?! Nawet nie wiem, jak to się robi! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Zarówno panią, jak i jego.
Ani ja, ani Władek nie mieliśmy ze śmiercią Królikarza nic wspólnego.
Władysław Bieńkowski tej nocy przypomniał sobie o swoim koledze z wojska,
Zbigniewie Kolskim, którego ojciec ma warsztat samochodowy na Podgórzu. Wypożyczył od
niego nyskę, którą pojechał na Olszę. Czy mam mówić dalej? Czy mam powiedzieć
dokładnie, co przewoził tą nyską na Olszę?
Alicja yrebko patrzyła na kapitana z przerażeniem w oczach.
Panie kapitanie& Ja tego nie zrobiłam& Władek też nie. Stał pod kawiarnią i czekał na
mnie. Widział go nasz szatniarz. Gdy wychodziłam, uprzedził mnie: Niech pani uważa, ten
pani kawaler krÄ™ci siÄ™ pod »MaleÅ„kÄ…«. ByÅ‚am wÅ›ciekÅ‚a. Gdy tylko go zobaczyÅ‚am,
powiedziałam mu, żeby się odczepił. Najpierw mi naubliżał od ostatnich, a potem szedł za
mną pod sam dom i prosił, żebym z nim porozmawiała. Chciał, abym mu powiedziała, że się
w ogóle z Królikarzem nie spotykam. Przysięgał, że mi uwierzy. Kazałam mu iść do diabła,
a on zaczął się odgrażać, że skuje mordę temu wszarzowi. Zostawiłam go na ulicy i
pobiegłam do domu. Drzwi były otwarte. Bargieł leżał na tapczanie. Pomyślałam, że znów
spił się do nieprzytomności. W całym pokoju czuć było alkohol. Na stole leżała wywrócona
szklanka, a serweta była cała zalana jakąś ciemną wódką gatunkową, chyba winiakiem, bo
koło tapczanu stała pusta butelka właśnie po winiaku. Dywan też był mokry. Ogarnęła mnie
taka złość, taka złość, że zrobił sobie z mojego mieszkania melinę pijacką, że stale zastaję go
po powrocie do domu na moim tapczanie! Chciałam go obudzić i zaczęłam go tarmosić za
ramię, i wtedy& dopiero wtedy zrozumiałam, że on nie żyje. Wystraszyłam się, jakbym
zobaczyła diabła. Pierwszy raz w życiu dotknęłam trupa. Uciekłam z pokoju. Przez chwilę
stałam w korytarzu& Pomyślałam, że teraz będę się musiała tłumaczyć, skąd on się u mnie
wziął, dlaczego przychodził. Nie wiedziałam, co mam dalej robić. Za żadne pieniądze nie
weszłabym znów do tego pokoju, w którym on leżał rozwalony na tapczanie, martwy,
obrzydliwy i śmierdzący alkoholem. Wybiegłam na ulicę. Chciałam dogonić Władka i błagać
go, żeby coś zrobił. Na szczęście stał po drugiej, stronie ulicy i patrzył w okna naszej
kamienicy. Nie mógł w pierwszej chwili zrozumieć, o czym ja mówię. Potem odepchnął mnie
z wściekłością i krzyknął: Więc jednak! Więc jednak on tam jest?! Chciał odejść, ale go
zatrzymywałam i prosiłam na wszystko, żeby mi pomógł. Wreszcie poszedł ze mną na górę.
Ubraliśmy Królikarza w płaszcz, Władek nałożył mu buty, a kapcie domowe rzucił w kąt.
Kazał mi posprzątać, wynieść butelki, przeprać serwetę ze stołu, wytrzeć dywan. Potem
wyszedł. Musiał wykombinować jakiś samochód. Gdyby mu się nie udało, mieliśmy go
wynieść na ulicę. Wrócił koło pierwszej. Mam nyskę powiedział. Teraz się zastanów,
dokąd go zawiezć. Ja nie znam dobrze Krakowa . Przypomniałam sobie, że Bargieł mówił
coś o jakimś kliencie z Olszy. Nie znałam ani jego nazwiska, ani adresu. Nie przyszło mi
nawet do głowy, że Królikarza ktoś zabił. Byłam przekonana, że się po prostu zapił na
śmierć. Przecież to się zdarza. Więc pomyślałam, że jak się go zostawi gdzieś na Olszy,
będzie to wyglądało, jakby pił u tego swojego znajomego. No, nie wiem& Wtedy mi się
wydawało, że to dobry pomysł, a Władek się gorączkował. I zawiezliśmy go tam. Dopiero na
drugi dzień rano zaczęłam się naprawdę bać i zastanawiać. A co będzie, jak ten klient powie,
że w ogóle nie widział Bargieła? No to co, niech to udowodni. A może potrafi to udowodnić?
Może nie mieszka sam i ma świadków na to, że Królikarza u niego nie było? I znowu
tłumaczyłam samej sobie, że to nic nie szkodzi. Bargieł mógł być zupełnie pijany. Szedł do
tego faceta i zmogło go po drodze. To był stary człowiek, serce miał już słabe i przecież
chorował. Wiem, bo kilka miesięcy temu leczył się. Sama widziałam, jak robił sobie
zastrzyki. Miał nawet własną strzykawkę.
Gdzie jest ta strzykawka? Zostawił ją u pani?
Nie. Zresztą ostatnio czuł się już dobrze. Przez jakiś czas nie pił w ogóle wódki. Z
powrotem zaczął niedawno. Widocznie uważał, że mu już wolno.
Nie leczył się? Nie brał żadnych zastrzyków?
Nie. Tylko co pewien czas robił wszystkie badania. Nawet w ostatnim tygodniu robił
jakieś analizy. Wrócił z ambulatorium do domu wściekły. Powiedział, że brała mu krew nowa
pielęgniarka i kłuła go dwa razy. Ale chyba mu nic nie było. Wyniki miał zupełnie dobre. Nie
znam się na tym i nic mnie to nie obchodziło, ale sam powiedział, że ma dobre.
Gdzie robił te badania? W jakiejś przychodni specjalistycznej? W szpitalu?
Chodził do prywatnego lekarza, a analizy robił w spółdzielni. Urągał, że lekarze
wyciągną z niego ostatnie pieniądze, ale nie wierzył w państwowych lekarzy, więc chodził
prywatnie.
U kogo się leczył?
Wzruszyła ramionami.
Nie wiem.
Z tego, co pani mówi, wynika, że Bargieł był diabetykiem.
Spojrzała na niego z ukosa.
Nic takiego nie powiedziałam. Nie wiem, kim on był.
Jak to? Przecież miał cukrzycę?
Tak. Był chory na cukrzycę. Czy to takie ważne?
Nie. A jakie zastrzyki brał kilka miesięcy temu?
Nie wiem. Nie mówił mi tego.
Zawsze robił je sam?
Nie. Chodził do pielęgniarki. Ale kilka razy& chyba w niedzielę czy w jakieś święto,
nie pamiętam tego dokładnie, zrobił sobie sam.
Domięśniowo czy dożylnie?
Nie pamiętam.
No, ale gdzie je robił? W które miejsce?
Tutaj& yrebko położyła dłoń na udzie. Nie mogłam na to patrzeć, jak sobie sam
wbijał igłę.
Nie prosił pani, żeby mu pani pomogła?
Ja?! Nawet nie wiem, jak to się robi! [ Pobierz całość w formacie PDF ]