[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wśród zieleni widoczne były żelbetonowe platformy pod ciężkie działa artyleryjskie, obok nich, w cementowej
obudowie, znajdowały się ciężkie podstawy dla agregatów. Wszędzie wokół czuć było kwasy chemiczne, unosiła się woń
rozlanej benzyny, ropy, olejów.
Do pni drzew przytwierdzone były tabliczki z napisami i znakami kolorowymi. Zbocze góry od strony wlotu do tunelu
zarastały dzikie krzewy i wysoka trawa, gdzieniegdzie widać było olbrzymie głazy; na niektórych z nich wymalowane były
kolorem czerwonym, niebieskim i białym znaki złożone z cyfr i liter.
Cała okolica, szczególnie w najbliższym sąsiedztwie tunelu, wyglądała jak pobojowisko  na duktach leśnych walała
się porzucona broń, koła od wozów wojskowych, amunicja, części żołnierskiego ekwipunku...
Fachowcy bez trudu rozpoznawali, skąd i jaką broń, wymontowano w pośpiechu.
Klęska  tylko tak można było odczytać to, co zastano w Sierpnicy, Walimiu, Kolcach, Jugowicach. Czuć ją było w
powietrzu, mówił o niej opustoszały las, martwe i nieprzydatne już na nic siatki ochrony maskującej, walająca się na ziemi i
w trawie broń, która nie posłuży już zbrodni.
W dwadzieścia lat pózniej
Informacje na temat tego, co działo się w Sowich Górach w latach 1943 1945, docierały do biura Głównej Komisji
Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce już od pierwszych lat powojennych. Rzadziej były to relacje naocznych świadków
wydarzeń, częściej  osób osiadłych w tym rejonie już po zakończeniu działań wojennych.
Relacje były sprzeczne z sobą, nieuporządkowane, niektóre zakrawały na oczywistą fantazję. W rezultacie przez wiele
lat nie było pewności, co jest w tym wszystkim prawdą, a co fikcją. Pracownicy Głównej Komisji, prowadząc akcje
związane z aktualnymi potrzebami w dziedzinie demaskowania zbrodni hitlerowskich, nie mogli, niestety, w tym okresie
zająć się sprawą Sowich Gór.
Dopiero latem 1964 roku redakcje dwóch gazet   %7łołnierza Wolności" i  Expressu Wieczornego"  zamieściły serię
artykułów na temat Sowich Gór.
W ostatnich dniach czerwca Główna Komisja postanowiła zbadać sprawę na miejscu, przesłuchać naocznych
świadków i tych spośród osadników, którzy z jakichkolwiek zródeł wiedzą coś o wydarzeniach z lat wojennych na terenie
gór. Postanowiono również zbadać przy pomocy saperów i specjalistów innych dziedzin niektóre z zachowanych obiektów.
Pomoc techniczną zapewniło dowództwo Zląskiego Okręgu Wojskowego.
Współpracujący z Główną Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich Speleoklub Warszawskiego Oddziału PTTK
oddelegował do akcji sekcję grotołazów. Grupie poszukiwawczej towarzyszył znany fotoreporter i fotodokumentalista 
Ryszard Dutkiewicz, dzięki któremu wzbogacony został dokumentalny materiał fotograficzny dotyczący Sowich Gór.
Było pózne popołudnie 23 lipca 1964 roku, kiedy wóz wtoczył się na podwórze jednego z domów na krańcu Walimia.
Na miejscu oczekiwał pluton saperski pod dowództwem porucznika Turka, specjalisty  sapera. %7łołnierze byli już za-
gospodarowani na dwóch piętrach starego domu, na podwórzu stały dwa wozy  ciężki Star terenowy i łazik oraz kuchnia
polowa.
O kilkaset metrów stąd, niedaleko wejścia do lochów, złożono skrzynię z materiałem wybuchowym. Aadunku strzegli
żołnierze z plutonu porucznika Turka.
Już następnego dnia o godzinie dziewiątej rano nastąpił wyjazd do Sierpnicy, oddalonej od Walimia o pięć
kilometrów. Towarzyszący grupie major Szenkowski z DOW Zląsk pomógł odnalezć wejście do głównego korytarza.
Rozpoznał on również miejsce, w którym znajdował się jeden z licznych obozów. Właśnie tu major był więziony w czasie
wojny i pracował na odcinku budowy. Jest jednym z nielicznych, którym udało się cudem uniknąć zagłady.
Już pierwszego dnia przesłuchano dwóch świadków, w ciągu następnych  przeprowadzono próbne kopanie
masowego grobu więzniów z obozów na terenie Walimia.
W ciągu tygodniowego pobytu ekipa, pracując po kilkanaście godzin na dobę, zebrała materiał, który pozwala ustalić
bliżej fakty sprzed dwudziestu lat.
Budowę rozpoczęto w styczniu lub lutym 1943 roku. W osadzie Jugowice zbudowano wówczas drewniane baraki,
których pierwszymi mieszkańcami byli jeńcy radzieccy.
W ciągu dwóch tygodni zabudowano barakami jenieckimi połowę wsi. W następnych miesiącach przywożono do
Jugowic więzniów i jeńców różnych narodowości, w ostatnim okresie  niemal wyłącznie %7łydów.
Zwiadkowie zeznali, że latem 1943 roku prowadzono od strony stacji kolejowej kolumnę więzniów  %7łydów, liczącą
pięć  sześć tysięcy osób. Widzieli pózniej, jak jeńcy radzieccy i %7łydzi ginęli masowo w czasie przemarszów do pracy i z
pracy.
Kiedy budowa szła pełną parą, ruch na drogach był tak wielki, że niebezpieczeństwem dla życia było nieostrożne
chodzenie po okolicznych drogach. Zwiadek Gustaw Schneider, wracając kiedyś z pracy, został potrącony przez maszynę
należącą do OT i przeleżał trzy miesiące w szpitalu w Zwidnicy.
Ludność miejscowa mówiła między sobą o tym, że po zbombardowaniu zakładów Kruppa w Essen władze przeniosły
to, co ocalało, do Sowich Gór.
Budowa otoczona była posterunkami, które rozmieszczone były co pięćdziesiąt metrów. Wachmani strzelali do osób,
które choćby niechcący naruszyły pas strzeżony.
Ciała zmarłych jeńców zabierano nocą. Nikt z mieszkańców osady nie wiedział, gdzie je chowano.
Do systemu Sowich Gór należały organizacyjnie również budowy w Langenbilon, Walimiu, Ancherhausdorf,
Głuszycy, aż do granicy czeskiej, do Frydlandu.
Mieszkańcy wsi widywali często, jak eskorta wachmańska biła więzniów podnoszących z ziemi kartofle, skórkę
chleba lub liść buraka.
We wsi zatrudnieni byli jeńcy w różnych mundurach, ale świadkowie nie potrafią już dziś określić, jakie to były
mundury.
Z materiału wydrążonego z wnętrza gór budowano drogi, resztę wywożono gdzieś. Sporo gruzu skalnego zostało do
dziś na miejscu.
Więzniowie, którzy przetrwali do stycznia 1945 roku, zostali wywiezieni w niewiadomym kierunku. Nikt nie potrafi
o tym dzisiaj nic powiedzieć, ponieważ w czasie kiedy się to działo, mieszkańcy Jugowic przebywali w lesie.
Nadzór z OT jak i z SS opuścił Jugowice na kilka dni przed wkroczeniem wojsk radzieckich.
Zwiadkowie oceniają liczbę więzniów, pracujących jednocześnie w Jugowicach, na cztery i pół, do pięciu tysięcy
osób, z tym że w ekipach panowała wysoka śmiertelność, w związku z czym następowała ciągła wymiana  miejsce
jednych zajmowali natychmiast inni, którzy w zastraszająco krótkim czasie dzielili ten sam los. Co stało się z więzniami,
zatrudnionymi tu w ostatnim okresie, nikt ze świadków nie wiedział. Tak jak się nagle pojawili w styczniowy dzień 1943
roku, tak nagle znikli. Nikt z mieszkańców osady nie widział, dokąd wyprowadzono ludzi w pasiakach i strzępach
mundurów.
Zwiadkowie z Walimia wnieśli pewne nowe szczegóły. Jeszcze w roku 1946 przed wejściem do jednego z tunelów
leżały dwie rozbite, duże kasy pancerne. Zwracał uwagę fakt, że nie były to zwykłe kasy, lecz szerokie, niemal na długość
ściany przeciętnego pomieszczenia. Kilka zwykłych biurowych kas pancernych stało w miejscu, gdzie dawniej znajdowały
się pomieszczenia dyrekcji.
Mieszkańcy Walimia potwierdzają wersję o zamiarach produkowania broni specjalnej.
Ustalono skład narodowościowy zatrudnionych więzniów i jeńców; hitlerowcy zwiezli do odrutowanych baraków w [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •