[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i stanowiło marne tło dla jej samotności.
W końcu ta samotność kazała jej przerwać milczenie.
98
Chyba nie mówiłeś poważnie, że nie pójdziesz do
doktora Kliftera?
Niby dlaczego?
Zdjęła dłoń z kierownicy i dotknęła jego ramienia.
Jesteś przygnębiony. Nie powinieneś w takim stanie
podejmować decyzji.
Mam powód do przygnębienia. I nie pozbędę się go,
opowiadając w kółko o wspomnieniach z dzieciństwa. Muszę
zacząć działać tu, w realnym świecie, gdzie leży zródło
wszystkich kłopotów.
Działać?
Moja żona została zamordowana. Nasze małżeństwo
było niewiele warte, ale jestem jej coś winien. Muszę przynaj
mniej spróbować odnalezć człowieka, który ją zabił.
Po raz drugi dzisiaj poczuła, że nie ma siły dalej prowadzić
samochodu. Bez trudu znalazła miejsce do zaparkowania.
Wyłączyła silnik i oparła się na jego ramieniu w geście
wyczerpania i opuszczenia.
Wiesz przecież, że nie powinieneś się angażować w takie
sprawy. Pozwolono ci opuścić szpital, pod warunkiem że
będziesz pod opieką doktora Kliftera.
Nie spocznę, póki nie znajdę mordercy. To dla ciebie
nie ma sensu, prawda? A dla mnie nie ma sensu twój pomysł,
żebym marnował czas, opowiadając psychoanalitykowi swoje
sny, zamiast rozwiązać problem u jego zródła.
Jesteś pewien, że to właśnie było zródłem? Nawet jeśli,
to nie da się tego problemu rozwiązać. Musisz nauczyć się
z tym żyć.
Spojrzał na nią z powątpiewaniem.
Skąd ta pewność?
Policja zajmowała się tą sprawą całymi miesiącami.
Sam niczego nie wskórasz. Nie pozwolę ci pogrzebać się
w przeszłości...
99
Ty siÄ™ boisz...
Tak. BojÄ™ siÄ™.
Przycisnęła policzek do twardych mięśni jego ramienia.
Nawet w tej chwili zwątpienia i wyobcowania czuła dumę
z jego siły i wdzięczność, że wrócił do niej z wojny cały.
Nie będę z tobą dłużej dyskutował powiedział.
Daj mi kluczyki do bagażnika.
Przecież jedziemy do domu. Powiedziałam pani Roberts,
żeby przygotowała obiad na siódmą.
Przykro mi, ale muszę zepsuć twoje plany. Zawsze je
psułem, prawda? Daj mi kluczyki.
Nie! Przekręciła kluczyk w stacyjce i uruchomiła
silnik. Jedziesz ze mnÄ… do domu, czy tego chcesz, czy nie.
Nim skończyła mówić, nie było go już w samochodzie.
Zawołała go i pobiegła za nim niezgrabnie w butach na
wysokich obcasach. Obleśny dziadyga stojący w drzwiach
sklepu z tytoniem spojrzał na nią i uśmiechnął się porozumie
wawczo. Bret oddalał się szybkim krokiem, nie oglądając się
za siebie. Zawołała go jeszcze raz, ale nie zareagował.
Wróciła do samochodu i usiadła za kierownicą. Jego biała
czapka była już dobre sto jardów od niej. Patrzyła, jak znika
w oddali. Tak jak znikała jej nadzieja.
ROZDZIAA 9
Kiedy dotarła do domu, podeszła do telefonu w holu
i wykręciła numer. Czekając na połączenie, nogą zamknęła
drzwi do kuchni, tak żeby pani Roberts nie mogła słyszeć
rozmowy.
Tak? odezwał się w słuchawce męski głos.
Lany Miles?
Co za miła niespodzianka. Nie słyszałem pani od ponad
tygodnia.
Nie jest miła. Bret Taylor jest w mieście.
Mów! rzekł łagodnie. Myślałem, że jest zamk
nięty w bezpiecznym miejscu razem z innymi stukniętymi
chłopcami.
To nie jest śmieszne. Będzie cię szukał.
Więc co mam robić? Ulotnić się?
Tak. Wyjedz z miasta.
To kosztuje.
Przecież masz pieniądze.
Ani centa. Szczęście mi nie dopisywało w tym tygodniu.
Nie mam kasy. Nie ma kasy, nie mogę się ulotnić. A chciałem
wyjechać do Las Vegas. Mam tam trochę przyjaciół.
101
Dobrze, dostaniesz pieniądze. Ale masz zniknąć
z miasta na dwa tygodnie. PieniÄ…dze dostaniesz dziÅ› wie
czorem.
Grzeczna dziewczynka powiedział ujmującym gło
sem. W tym samym miejscu co zwykle?
Tak. A, przy okazji, znasz knajpÄ™ Golden Sunset Cafe?
No jasne. Mam ją odwiedzić?
Trzymaj się od niej z daleka powiedziała. Słysza
łeś, Miles? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
i stanowiło marne tło dla jej samotności.
W końcu ta samotność kazała jej przerwać milczenie.
98
Chyba nie mówiłeś poważnie, że nie pójdziesz do
doktora Kliftera?
Niby dlaczego?
Zdjęła dłoń z kierownicy i dotknęła jego ramienia.
Jesteś przygnębiony. Nie powinieneś w takim stanie
podejmować decyzji.
Mam powód do przygnębienia. I nie pozbędę się go,
opowiadając w kółko o wspomnieniach z dzieciństwa. Muszę
zacząć działać tu, w realnym świecie, gdzie leży zródło
wszystkich kłopotów.
Działać?
Moja żona została zamordowana. Nasze małżeństwo
było niewiele warte, ale jestem jej coś winien. Muszę przynaj
mniej spróbować odnalezć człowieka, który ją zabił.
Po raz drugi dzisiaj poczuła, że nie ma siły dalej prowadzić
samochodu. Bez trudu znalazła miejsce do zaparkowania.
Wyłączyła silnik i oparła się na jego ramieniu w geście
wyczerpania i opuszczenia.
Wiesz przecież, że nie powinieneś się angażować w takie
sprawy. Pozwolono ci opuścić szpital, pod warunkiem że
będziesz pod opieką doktora Kliftera.
Nie spocznę, póki nie znajdę mordercy. To dla ciebie
nie ma sensu, prawda? A dla mnie nie ma sensu twój pomysł,
żebym marnował czas, opowiadając psychoanalitykowi swoje
sny, zamiast rozwiązać problem u jego zródła.
Jesteś pewien, że to właśnie było zródłem? Nawet jeśli,
to nie da się tego problemu rozwiązać. Musisz nauczyć się
z tym żyć.
Spojrzał na nią z powątpiewaniem.
Skąd ta pewność?
Policja zajmowała się tą sprawą całymi miesiącami.
Sam niczego nie wskórasz. Nie pozwolę ci pogrzebać się
w przeszłości...
99
Ty siÄ™ boisz...
Tak. BojÄ™ siÄ™.
Przycisnęła policzek do twardych mięśni jego ramienia.
Nawet w tej chwili zwątpienia i wyobcowania czuła dumę
z jego siły i wdzięczność, że wrócił do niej z wojny cały.
Nie będę z tobą dłużej dyskutował powiedział.
Daj mi kluczyki do bagażnika.
Przecież jedziemy do domu. Powiedziałam pani Roberts,
żeby przygotowała obiad na siódmą.
Przykro mi, ale muszę zepsuć twoje plany. Zawsze je
psułem, prawda? Daj mi kluczyki.
Nie! Przekręciła kluczyk w stacyjce i uruchomiła
silnik. Jedziesz ze mnÄ… do domu, czy tego chcesz, czy nie.
Nim skończyła mówić, nie było go już w samochodzie.
Zawołała go i pobiegła za nim niezgrabnie w butach na
wysokich obcasach. Obleśny dziadyga stojący w drzwiach
sklepu z tytoniem spojrzał na nią i uśmiechnął się porozumie
wawczo. Bret oddalał się szybkim krokiem, nie oglądając się
za siebie. Zawołała go jeszcze raz, ale nie zareagował.
Wróciła do samochodu i usiadła za kierownicą. Jego biała
czapka była już dobre sto jardów od niej. Patrzyła, jak znika
w oddali. Tak jak znikała jej nadzieja.
ROZDZIAA 9
Kiedy dotarła do domu, podeszła do telefonu w holu
i wykręciła numer. Czekając na połączenie, nogą zamknęła
drzwi do kuchni, tak żeby pani Roberts nie mogła słyszeć
rozmowy.
Tak? odezwał się w słuchawce męski głos.
Lany Miles?
Co za miła niespodzianka. Nie słyszałem pani od ponad
tygodnia.
Nie jest miła. Bret Taylor jest w mieście.
Mów! rzekł łagodnie. Myślałem, że jest zamk
nięty w bezpiecznym miejscu razem z innymi stukniętymi
chłopcami.
To nie jest śmieszne. Będzie cię szukał.
Więc co mam robić? Ulotnić się?
Tak. Wyjedz z miasta.
To kosztuje.
Przecież masz pieniądze.
Ani centa. Szczęście mi nie dopisywało w tym tygodniu.
Nie mam kasy. Nie ma kasy, nie mogę się ulotnić. A chciałem
wyjechać do Las Vegas. Mam tam trochę przyjaciół.
101
Dobrze, dostaniesz pieniądze. Ale masz zniknąć
z miasta na dwa tygodnie. PieniÄ…dze dostaniesz dziÅ› wie
czorem.
Grzeczna dziewczynka powiedział ujmującym gło
sem. W tym samym miejscu co zwykle?
Tak. A, przy okazji, znasz knajpÄ™ Golden Sunset Cafe?
No jasne. Mam ją odwiedzić?
Trzymaj się od niej z daleka powiedziała. Słysza
łeś, Miles? [ Pobierz całość w formacie PDF ]