[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Podejrzewał, że to ja zabiłam Carol. Dzwonił do mnie pod numer Toma i
groził, że mnie oskarży. Oczywiście chciał pieniędzy. - Mówiła tak, jakby fakt
posiadania pieniędzy dał jej prawo do specjalnej pogardy dla tych, którzy ich
pożądali. - To by się ciągnęło w nieskończoność.
Ciągnęło się w nieskończoność. Tom wynurzył się z ciemności mrugając
powiekami. Rozglądał się dokoła z przykrością i zmieszaniem. Elaine odwróciła od
niego twarz, jakby z odrazą.
Chłopiec zwrócił się do Hillmana:
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? To mogłoby zmienić wiele rzeczy.
- Jeszcze może zmienić - powiedział Hillman głosem pełnym nadziei. - Synu?
Zrobił krok w kierunku Toma, który wymknął się jego rozpostartym
ramionom i wyszedł z pokoju. Dość niepewnym krokiem Hillman poszedł za nim.
Słyszałem, jak wchodzą po schodach, jeden za drugim, nierównym rytmem.
Dick Leandro wstał ze swego miejsca ostrożnie, jakby zrzucał z siebie jakieś
skrycie uciskające go więzy. Wszedł do baru i słyszałem, jak przyrządza sobie drinka.
Elaine Hillman myślała jeszcze o pieniądzach.
- Więc jak będzie, panie Archer? Czy można pana kupić? - głos jej był
zupełnie spokojny. Siła napędowa złości wyczerpała się.
- Nie można mnie kupić za żadną z tych rzeczy, które pani proponowała.
- W takim razie okaże mi pan trochę litości?
- Nie mam w sobie aż tyle litości.
- Nie żądam dużo. Proszę mi tylko pozwolić przespać jeszcze jedną noc w
moim domu.
- Co pani z tego przyjdzie?
- Będę z panem szczera. Od pewnego czasu oszczędzałam tabletki nasenne.
- Jak długo?
- Prawie przez rok. %7łyłam w skrajnej rozpaczy co najmniej od roku.
- Powinna pani była wcześniej zażyć swoje tabletki.
- Przed tym wszystkim, co się stało, myśli pan? - wskazała ręką pusty salon
niczym scenę tragedii, usłaną trupami.
- Przed tym wszystkim - powiedziałem.
- Ale nie mogłam umrzeć, nie wiedząc... Wiedziałam, że moje życie jest puste
i bez treści. Musiałam dowiedzieć się, dlaczego.
- A teraz jest pełne treści?
- Teraz jest skończone - powiedziała. - Niech pan posłucha, panie Archer,
byłam dziś z panem szczera. Niech pan mi da coś w zamian za to. Wszystko, o co
proszę, to czas na użycie moich tabletek.
- Nie.
- Pan mi jest coś winien. Pomogłam dziś panu tyle, na ile starczyło mi odwagi.
- Pani nie chodziło o to, żeby mi pomóc. Pani mi tylko powiedziała to, o czym
już wiedziałem albo czego miałem się dowiedzieć wkrótce. Pani mi podała fakt
adoptowania Toma, żeby ukryć inny, ważniejszy fakt, że Tom jest naturalnym synem
pani męża. Podtrzymywała pani kłamstwo o bezpłodności swego męża, bo to kryło
pani motywy zamordowania Carol Harley.
- Obawiam się, że pańskie rozumowanie jest dla mnie o wiele za subtelne.
- Ja tak nie myślę. Pani jest niezwykle bystrą kobietą.
- Ja? Bystra? Jestem naiwna i żałośnie głupia. Ludzie ulicy, szumowiny
społeczne więcej wiedziały o moim życiu niż ja - załamała się. - Więc mi pan nie
pomoże?
- Nie mogę. Przykro mi. Policja już jest w drodze tutaj.
Spojrzała na mnie przenikliwie.
- Będę miała jeszcze czas na użycie rewolweru.
- Nie.
- Pan jest bardzo twardy.
- To nie ja, proszę pani, to tylko rzeczywistość zwycięża w wyścigu.
Samochód szeryfa zajeżdżał już przed dom. Wstałem i poszedłem do drzwi
salonu wołając do Bastiana, żeby wszedł tutaj. Elaine za moimi plecami westchnęła,
jakby przeżywając moment najwyższej rozkoszy.
Jej rozkosz była samotna. Zdążyła chwycić swoją robotę i dwiema rękami
przycisnąwszy do piersi oba druty, wbiła je w ciało, zanim zdołałem jej w tym
przeszkodzić. Około południa następnego dnia udało jej się umrzeć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
- Podejrzewał, że to ja zabiłam Carol. Dzwonił do mnie pod numer Toma i
groził, że mnie oskarży. Oczywiście chciał pieniędzy. - Mówiła tak, jakby fakt
posiadania pieniędzy dał jej prawo do specjalnej pogardy dla tych, którzy ich
pożądali. - To by się ciągnęło w nieskończoność.
Ciągnęło się w nieskończoność. Tom wynurzył się z ciemności mrugając
powiekami. Rozglądał się dokoła z przykrością i zmieszaniem. Elaine odwróciła od
niego twarz, jakby z odrazą.
Chłopiec zwrócił się do Hillmana:
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? To mogłoby zmienić wiele rzeczy.
- Jeszcze może zmienić - powiedział Hillman głosem pełnym nadziei. - Synu?
Zrobił krok w kierunku Toma, który wymknął się jego rozpostartym
ramionom i wyszedł z pokoju. Dość niepewnym krokiem Hillman poszedł za nim.
Słyszałem, jak wchodzą po schodach, jeden za drugim, nierównym rytmem.
Dick Leandro wstał ze swego miejsca ostrożnie, jakby zrzucał z siebie jakieś
skrycie uciskające go więzy. Wszedł do baru i słyszałem, jak przyrządza sobie drinka.
Elaine Hillman myślała jeszcze o pieniądzach.
- Więc jak będzie, panie Archer? Czy można pana kupić? - głos jej był
zupełnie spokojny. Siła napędowa złości wyczerpała się.
- Nie można mnie kupić za żadną z tych rzeczy, które pani proponowała.
- W takim razie okaże mi pan trochę litości?
- Nie mam w sobie aż tyle litości.
- Nie żądam dużo. Proszę mi tylko pozwolić przespać jeszcze jedną noc w
moim domu.
- Co pani z tego przyjdzie?
- Będę z panem szczera. Od pewnego czasu oszczędzałam tabletki nasenne.
- Jak długo?
- Prawie przez rok. %7łyłam w skrajnej rozpaczy co najmniej od roku.
- Powinna pani była wcześniej zażyć swoje tabletki.
- Przed tym wszystkim, co się stało, myśli pan? - wskazała ręką pusty salon
niczym scenę tragedii, usłaną trupami.
- Przed tym wszystkim - powiedziałem.
- Ale nie mogłam umrzeć, nie wiedząc... Wiedziałam, że moje życie jest puste
i bez treści. Musiałam dowiedzieć się, dlaczego.
- A teraz jest pełne treści?
- Teraz jest skończone - powiedziała. - Niech pan posłucha, panie Archer,
byłam dziś z panem szczera. Niech pan mi da coś w zamian za to. Wszystko, o co
proszę, to czas na użycie moich tabletek.
- Nie.
- Pan mi jest coś winien. Pomogłam dziś panu tyle, na ile starczyło mi odwagi.
- Pani nie chodziło o to, żeby mi pomóc. Pani mi tylko powiedziała to, o czym
już wiedziałem albo czego miałem się dowiedzieć wkrótce. Pani mi podała fakt
adoptowania Toma, żeby ukryć inny, ważniejszy fakt, że Tom jest naturalnym synem
pani męża. Podtrzymywała pani kłamstwo o bezpłodności swego męża, bo to kryło
pani motywy zamordowania Carol Harley.
- Obawiam się, że pańskie rozumowanie jest dla mnie o wiele za subtelne.
- Ja tak nie myślę. Pani jest niezwykle bystrą kobietą.
- Ja? Bystra? Jestem naiwna i żałośnie głupia. Ludzie ulicy, szumowiny
społeczne więcej wiedziały o moim życiu niż ja - załamała się. - Więc mi pan nie
pomoże?
- Nie mogę. Przykro mi. Policja już jest w drodze tutaj.
Spojrzała na mnie przenikliwie.
- Będę miała jeszcze czas na użycie rewolweru.
- Nie.
- Pan jest bardzo twardy.
- To nie ja, proszę pani, to tylko rzeczywistość zwycięża w wyścigu.
Samochód szeryfa zajeżdżał już przed dom. Wstałem i poszedłem do drzwi
salonu wołając do Bastiana, żeby wszedł tutaj. Elaine za moimi plecami westchnęła,
jakby przeżywając moment najwyższej rozkoszy.
Jej rozkosz była samotna. Zdążyła chwycić swoją robotę i dwiema rękami
przycisnąwszy do piersi oba druty, wbiła je w ciało, zanim zdołałem jej w tym
przeszkodzić. Około południa następnego dnia udało jej się umrzeć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]