[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gardle.
- Nieważne. Nie musisz.
Nie mógł milczeć, zwłaszcza teraz, gdy zaufanie, jakim obdarzyli się nawzajem, było tak kruche.
Przeczesując jej włosy, uświadomił sobie, że chce jej opowiedzieć. Nigdy nie dzielił się tym z nikim, ale
wiedział, że ona zrozumie.
- Nie, chce ci opowiedzieć.
- Jesteś pewien?
- Tak. - Zsunął się z niej i położył obok, oparty na łokciu. W tej pozycji mógł wodzić palcami po jej
plecach, widząc jednocześnie jej twarz.
- Ten jest dla twojej mamy, prawda? - Musnęła ptaki tuż pod jego obojczykiem.
- To były jej ulubione ptaki. Gabe oddał jej hołd po swojemu, ale ten jest& mój.
- Są piękne. - Przesunęła palce w dół, na tatuaż na torsie przedstawiający różę obejmującą płatkami
anatomiczny rysunek serca. Przez jego środek biegła gruba, poszarpana linia. Nie odzywała się, czekając,
aż sam o nim opowie.
Przygarnął ją do piersi.
- Ten był dla ciebie, skarbie.
Róża zawsze była jej ulubionym kwiatem, choć ta była utrzymana w odcieniach czerni i szarości, a nie
żółci, którą wolała. Złamane serce należało do niego. Dało się je uratować, ale niewątpliwie odcisnęła na
nim swój ślad, kiedy zniknęła.
- Nie wiem, co powiedzieć.
Gdy leżała tak z głową na jego piersi, nie widział wyrazu jej twarzy. Nie był wcale pewien, czy chce go
zobaczyć.
- Może i złamałaś mi serce, kiedy cię straciłem, ale to niczego nie zmienia. Zawsze było i będzie
twoje.
W odpowiedzi pocałowała go delikatnie. Kiedy się odsunęła, oczy miała zaszklone od łez.
- Tak bardzo mi przykro, że cię zraniłam.
- Ja też cię przepraszam. Gdybym postąpił inaczej, nigdy byś nie uciekła. - Przytulił ją do piersi i oparł
podbródek o jej głowę. Teraz, w tej chwili, po prostu obejmował ją i rozkoszował się tym, jak idealnie do
niego pasuje. Pogłaskał ją po włosach i zamknął oczy, wsłuchując się w jej oddech.
Wydawało mu się, że minęła krótka chwila, gdy Chelsea potrząsnęła nim, wyrywając go ze snu.
- Twój telefon dzwoni.
Nathan zerknął na budzik przy łóżku i zaklął.
- To Gabe. - Albo, co gorsza, Roxanne. Ta kobieta już na początkowym etapie przygotowań udowodniła,
że potrafi być upierdliwa. Teraz, gdy ślub zbliżał się wielkimi krokami, zrobiła się wręcz nieznośna. Wziął
podaną mu komórkę i odebrał:
- Tak?
- Roxanne mówi, że jeśli nie zejdziecie na dół w ciągu dziesięciu minut, przyjdzie tam i wyciągnie was
z pokoju, choćbyście byli nadzy jak was Pan Bóg stworzył. - Ian roześmiał się, wyraznie bawiąc się lepiej,
niż było to konieczne. - Nie sprawdzałbym, czy blefuje.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. - Chelsea zerwała się z łóżka i szperała już w walizce. - Będziemy
tam za dziesięć minut.
- Mądry wybór. Wiecie, Roxanne znalazła dziś rano w amfiteatrze wibrujące figi. Była niezle wkurzona,
że ktoś zbezcześcił miejsce, w którym ma się odbyć ceremonia. Nie wiecie przypadkiem nic na ten temat?
- Nie.
Ian znów się roześmiał.
- Tak właśnie myślałem. Na razie.
Nathan rzucił komórkę na łóżko i zaczął się ubierać. Dopiero gdy zakładał buty, popatrzył na nią z
wyrzutem.
- Nie możesz założyć szpilek.
Ich pięty poraniłyby jej stopy jeszcze bardziej.
- Nic mi nie będzie.
- Załóż sandały. - Przynajmniej nie będzie cierpieć przy każdym kroku.
Chelsea pokręciła głową.
- Popatrz na moje stopy. Nie mogę paradować z otwartymi ranami, Nathan. Wyglądają obrzydliwie.
- Chyba nie mówisz poważnie. Nie będziesz cierpieć tylko dlatego, że martwisz się o swój wygląd. -
Kiedy otworzyła usta, uniósł rękę, nie dając jej dojść do słowa. - Załóż te przeklęte sandały. Nikt zle o
tobie
nie pomyśli. Cholera, pewnie nawet niczego nie zauważa.
Kiedy wciąż się wahała, Nathan westchnął. Uznał, że to przegrana sprawa - w takich kwestiach Chelsea
zawsze była nieprzejednana - ale wypuściła szpilki z dłoni.
- Skoro nalegasz.
Nie mogąc uwierzyć, że jest gotowa posłuchać głosu rozsądku, kiwnął głową.
- Nalegam.
Z kolejnym westchnieniem założyła sandały.
- Szczęśliwy?
Nathan uśmiechnął się szeroko i pocałował ją, rozkoszując się tą możliwością.
- Bardzo.
Rozdział 15 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
gardle.
- Nieważne. Nie musisz.
Nie mógł milczeć, zwłaszcza teraz, gdy zaufanie, jakim obdarzyli się nawzajem, było tak kruche.
Przeczesując jej włosy, uświadomił sobie, że chce jej opowiedzieć. Nigdy nie dzielił się tym z nikim, ale
wiedział, że ona zrozumie.
- Nie, chce ci opowiedzieć.
- Jesteś pewien?
- Tak. - Zsunął się z niej i położył obok, oparty na łokciu. W tej pozycji mógł wodzić palcami po jej
plecach, widząc jednocześnie jej twarz.
- Ten jest dla twojej mamy, prawda? - Musnęła ptaki tuż pod jego obojczykiem.
- To były jej ulubione ptaki. Gabe oddał jej hołd po swojemu, ale ten jest& mój.
- Są piękne. - Przesunęła palce w dół, na tatuaż na torsie przedstawiający różę obejmującą płatkami
anatomiczny rysunek serca. Przez jego środek biegła gruba, poszarpana linia. Nie odzywała się, czekając,
aż sam o nim opowie.
Przygarnął ją do piersi.
- Ten był dla ciebie, skarbie.
Róża zawsze była jej ulubionym kwiatem, choć ta była utrzymana w odcieniach czerni i szarości, a nie
żółci, którą wolała. Złamane serce należało do niego. Dało się je uratować, ale niewątpliwie odcisnęła na
nim swój ślad, kiedy zniknęła.
- Nie wiem, co powiedzieć.
Gdy leżała tak z głową na jego piersi, nie widział wyrazu jej twarzy. Nie był wcale pewien, czy chce go
zobaczyć.
- Może i złamałaś mi serce, kiedy cię straciłem, ale to niczego nie zmienia. Zawsze było i będzie
twoje.
W odpowiedzi pocałowała go delikatnie. Kiedy się odsunęła, oczy miała zaszklone od łez.
- Tak bardzo mi przykro, że cię zraniłam.
- Ja też cię przepraszam. Gdybym postąpił inaczej, nigdy byś nie uciekła. - Przytulił ją do piersi i oparł
podbródek o jej głowę. Teraz, w tej chwili, po prostu obejmował ją i rozkoszował się tym, jak idealnie do
niego pasuje. Pogłaskał ją po włosach i zamknął oczy, wsłuchując się w jej oddech.
Wydawało mu się, że minęła krótka chwila, gdy Chelsea potrząsnęła nim, wyrywając go ze snu.
- Twój telefon dzwoni.
Nathan zerknął na budzik przy łóżku i zaklął.
- To Gabe. - Albo, co gorsza, Roxanne. Ta kobieta już na początkowym etapie przygotowań udowodniła,
że potrafi być upierdliwa. Teraz, gdy ślub zbliżał się wielkimi krokami, zrobiła się wręcz nieznośna. Wziął
podaną mu komórkę i odebrał:
- Tak?
- Roxanne mówi, że jeśli nie zejdziecie na dół w ciągu dziesięciu minut, przyjdzie tam i wyciągnie was
z pokoju, choćbyście byli nadzy jak was Pan Bóg stworzył. - Ian roześmiał się, wyraznie bawiąc się lepiej,
niż było to konieczne. - Nie sprawdzałbym, czy blefuje.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. - Chelsea zerwała się z łóżka i szperała już w walizce. - Będziemy
tam za dziesięć minut.
- Mądry wybór. Wiecie, Roxanne znalazła dziś rano w amfiteatrze wibrujące figi. Była niezle wkurzona,
że ktoś zbezcześcił miejsce, w którym ma się odbyć ceremonia. Nie wiecie przypadkiem nic na ten temat?
- Nie.
Ian znów się roześmiał.
- Tak właśnie myślałem. Na razie.
Nathan rzucił komórkę na łóżko i zaczął się ubierać. Dopiero gdy zakładał buty, popatrzył na nią z
wyrzutem.
- Nie możesz założyć szpilek.
Ich pięty poraniłyby jej stopy jeszcze bardziej.
- Nic mi nie będzie.
- Załóż sandały. - Przynajmniej nie będzie cierpieć przy każdym kroku.
Chelsea pokręciła głową.
- Popatrz na moje stopy. Nie mogę paradować z otwartymi ranami, Nathan. Wyglądają obrzydliwie.
- Chyba nie mówisz poważnie. Nie będziesz cierpieć tylko dlatego, że martwisz się o swój wygląd. -
Kiedy otworzyła usta, uniósł rękę, nie dając jej dojść do słowa. - Załóż te przeklęte sandały. Nikt zle o
tobie
nie pomyśli. Cholera, pewnie nawet niczego nie zauważa.
Kiedy wciąż się wahała, Nathan westchnął. Uznał, że to przegrana sprawa - w takich kwestiach Chelsea
zawsze była nieprzejednana - ale wypuściła szpilki z dłoni.
- Skoro nalegasz.
Nie mogąc uwierzyć, że jest gotowa posłuchać głosu rozsądku, kiwnął głową.
- Nalegam.
Z kolejnym westchnieniem założyła sandały.
- Szczęśliwy?
Nathan uśmiechnął się szeroko i pocałował ją, rozkoszując się tą możliwością.
- Bardzo.
Rozdział 15 [ Pobierz całość w formacie PDF ]