[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ależ to starocie, prawda? Mogę się założyć, że ma co najmniej
trzydzieści lat. Spójrz tylko na te sukienki.
Przed naszymi oczami rozciągał się widok na plac przed
kościołem. Trzy kobiety w skrytykowanych przez Tansy sukienkach
kroczyły dostojnie.
- Czy to nie perła? - głośny śmiech Tansy zwrócił uwagę
spokojnych, poważnych urzędników. - Muszę ją mieć. Zbieram
pocztówki.
Zapłaciła za kartkę i zaczekała, aż kupię znaczki pocztowe i
herbatniki dla Oskara. Wyszłyśmy razem.
Zaprosiłam ją do domu na kawę. Jean nie było. Oskar nie należał
do fanów Tansy i biegał po ogrodzie zajęty własnymi sprawami.
76
RS
Tansy usadowiła się na sofie na patio, a ja wyniosłam tam tacę z
kawą.
- Czy tu w ogóle coś się dzieje? - spytała. - Jak ty to znosisz?
Spokojnie nalałam kawy do filiżanek i zaproponowałam
herbatniki, ale odmówiła.
- Kocham to miejsce. Nie mogłabym być szczęśliwa nigdzie
indziej.
Spojrzała na mnie, jakbym była nienormalna.
- Nie lubisz wsi, Tansy?
- To zależy. Nie chodzi o krajobraz, lubię wiejski krajobraz, ale nie
ludzi. Oni zawsze robią wrażenie takich cnotliwych - skrzywiła się. -
Wezmy na przykład starego Stu i to, co się z nim dzieje. Czy on
zamierza zakopać się żywcem w tej zabitej deskami dziurze? Chwilami
robi wrażenie, jakby był psem o dwóch ogonach i merdał oboma
jednocześnie. Zastanawiałam się, jak długo to potrwa? Na pewno
wkrótce zechce wrócić do miasta.
- Wnoszę z tego, że nie zakochałaś się w "Wysokich Drzewach".
- Czy to żart? Dom jest ponury jak trupia główka z piszczelami. Te
ciemne boazerie na ścianach, staromodne meble, pani Randall, która
się wszędzie kręci i ściera kurze. Brrrr, to okropne.
- Myślałam, że może ty i Stuart...
- Ha! Znowu żart. Stu wije się jak piskorz. Wykręcił się z jednego
małżeństwa i teraz nie zamierza się uwięzić w drugim.
- Nic mi nie mówił na ten temat - zaczęłam.
- Och, na pewno nic ci nie powie o tej pomyłce. Nie, kochany, stary
Stu! Złapał dobrą i porządną, to się ożenił.
- Nie był zakochany?
Rzuciła przeszywające spojrzenie.
- Może był, może nie był, ale na pewno był zainteresowany jej
obietnicami. Jej ojciec miał poważny interes, oczywiście też ogrody.
Tylko, że staremu Stu nie przypadł do gustu, i został wylany z posady.
Jej cyniczny opis małżeństwa Stuarta przeraził mnie. Nie
wierzyłam, że to prawda.
- Rozwiódł się z Madam trzy lata temu, ale ja znam go od
wieków - jej głos pełen był tęsknoty. - Jest dobrym przyjacielem,
Carla. Nigdy cię nie zawiedzie. Nie znam nikogo takiego jak on -
uśmiechnęła się. - Chyba wiesz, że dużo myślę o starym Stu.
77
RS
Nie powiedziałam jej oczywiście, że moje zainteresowanie Stuartem
stawało się trochę obsesyjne. Tansy z pewnością nie oceniała moich
szans u niego zbyt wysoko.
- Jest w dobrej komitywie z Jean - zamyśliła się. - Dostaję cholery,
jak słyszę, że Jean to, czy Jean tamto. Ona jest jakaś dziwna, prawda?
Jest w niej coś, co mnie irytuje. Robi wrażenie, jakby czekała na coś
lub na kogoś. Przywodzi mi na myśl dziwaka, który stoi na parapecie
okiennym wysoko i zastanawia się, czy ma wyskoczyć czy nie.
- Chyba nie masz racji, Tansy.
- Nigdy się nie mylę co do ludzi - utkwiła we mnie wzrok.
- Na przykład ty, Carla. Moim zdaniem masz jakąś zadrę w
przeszłości. A co z tym Adrianem? Kocha się w tobie czy w Jean?
- Adrian i ja jesteśmy przyjaciółmi - powiedziałam chłodno.
- Idziesz do "Wysokich Drzew" na lunch?
- A która godzina? - spytała, podnosząc się z sofy. - Zgubiłam
zegarek.
- Musisz się spieszyć, jeżeli nie chcesz się spóznić.
- Randall zachowuje się, jakby była w wojsku. Oczekuje, że gdy
przynosi jedzenie, będziemy siedzieć grzecznie przy stole. Nie wiem,
jak Stu to wytrzymuje. Lubię cię, Carla. Jesteś tu jedyną osobą, z
którą można porozmawiać. Dlaczego nie przyjedziesz do Londynu?
Mogłabym ci pokazać, jak miło można spędzić czas.
- Chwilowo jestem bardzo zajęta, Tansy. Ale dziękuję za
zaproszenie. Kiedy wracasz?
Wzruszyła ramionami.
- Nie jestem pewna. W przyszłym tygodniu mam sesję
fotograficzną.
Gdy myłam filiżanki po kawie, weszła Jean.
- Miałaś gościa? - spytała.
- Tansy.
- Stuart mi mówił, że sama się wprosiła. Nie chce rozmawiać o
przyjęciu dopóki nie wróci do Londynu.
- Dlaczego nie? - spytałam, obracając się, żeby ją widzieć. - Na
pewno by się ucieszyła.
Jean wyglądała na zadowoloną z siebie.
- Och, nie. Stuart mnie prosił, żebym zrobiła listę gości. Znam
wszystkich jego sąsiadów.
78
RS
- Ja również, Jean. Kiedy mój ojciec praktykował, znaliśmy
wszystkich mieszkańców Merton Malling.
- Zmartwiłam cię? Stuart pomyślał po prostu, że jesteś zbyt zajęta,
żeby zawracać ci głowę przyjęciem, a ja jestem przyzwyczajona do
urządzania przyjęć w " Wysokich Drzewach. " Umyć sałatę na lunch?
Próbowałam zrozumieć wywód Jean, ale to i tak nie uchroniło
mnie przed poczuciem, że znowu znalazłam się na uboczu.
Postanowiłam jednak nie przejmować się tym zanadto.
Po lunchu Jean wróciła do wytwórni, a ja z Oskarem wybrałam się
na przechadzkę po polach. Trwały już żniwa.
Zcieżka biegła brzegiem pola, a koło mostka rozwidlała się. Oskar
podjął decyzję - Lasek Lotti to było jego terytorium; pobiegł więc
naprzód, a ja wlokłam się z tyłu. Mimo, że przeprowadziłam we wsi
dyskretne dochodzenie na temat chaty Lotti i jej ewentualnych
mieszkańców, niczego się nie dowiedziałam. Podeszłam do niej - drzwi
były zamknięte. Zawahałam się, ale pchnęłam je. Pod przeciwległą
ścianą leżała wiązka słomy wyglądająca jak czyjeś legowisko. W kącie
stała pusta butelka po winie. Podniosłam ją, żeby obejrzeć etykietę.
Jakież było moje zdumienie, gdy stwierdziłam, że to Niersteiner,
ulubione wino Jean i moje.
W kominku leżały dwa tekturowe kubki i kilka papierowych toreb
z firmowym znakiem cukierni w Mertonbury.
"Miejsce sekretnych schadzek - pomyślałam. - Ale kto? I dlaczego
tutaj?" Mieszkałam we wsi już tak długo, że znałam wszystkie
sekretne miejsca. Chata Lotti takim nie była. Pamięć o uchodzącej za
czarownicę kobiecie, która mieszkała tu i umarła, nie sprzyjała
romantycznym spotkaniom. Jedyne, co mogłam wywnioskować, to to,
że ludzie, którzy się tu spotykają, nie dbają o stare legendy i ponure
otoczenie. A jedno było niemal pewne: w Chacie Lotti nikt ich nigdy
nie odkryje.
Przemyśliwałam nad tym przez całą drogę i nagle przypomniałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
- Ależ to starocie, prawda? Mogę się założyć, że ma co najmniej
trzydzieści lat. Spójrz tylko na te sukienki.
Przed naszymi oczami rozciągał się widok na plac przed
kościołem. Trzy kobiety w skrytykowanych przez Tansy sukienkach
kroczyły dostojnie.
- Czy to nie perła? - głośny śmiech Tansy zwrócił uwagę
spokojnych, poważnych urzędników. - Muszę ją mieć. Zbieram
pocztówki.
Zapłaciła za kartkę i zaczekała, aż kupię znaczki pocztowe i
herbatniki dla Oskara. Wyszłyśmy razem.
Zaprosiłam ją do domu na kawę. Jean nie było. Oskar nie należał
do fanów Tansy i biegał po ogrodzie zajęty własnymi sprawami.
76
RS
Tansy usadowiła się na sofie na patio, a ja wyniosłam tam tacę z
kawą.
- Czy tu w ogóle coś się dzieje? - spytała. - Jak ty to znosisz?
Spokojnie nalałam kawy do filiżanek i zaproponowałam
herbatniki, ale odmówiła.
- Kocham to miejsce. Nie mogłabym być szczęśliwa nigdzie
indziej.
Spojrzała na mnie, jakbym była nienormalna.
- Nie lubisz wsi, Tansy?
- To zależy. Nie chodzi o krajobraz, lubię wiejski krajobraz, ale nie
ludzi. Oni zawsze robią wrażenie takich cnotliwych - skrzywiła się. -
Wezmy na przykład starego Stu i to, co się z nim dzieje. Czy on
zamierza zakopać się żywcem w tej zabitej deskami dziurze? Chwilami
robi wrażenie, jakby był psem o dwóch ogonach i merdał oboma
jednocześnie. Zastanawiałam się, jak długo to potrwa? Na pewno
wkrótce zechce wrócić do miasta.
- Wnoszę z tego, że nie zakochałaś się w "Wysokich Drzewach".
- Czy to żart? Dom jest ponury jak trupia główka z piszczelami. Te
ciemne boazerie na ścianach, staromodne meble, pani Randall, która
się wszędzie kręci i ściera kurze. Brrrr, to okropne.
- Myślałam, że może ty i Stuart...
- Ha! Znowu żart. Stu wije się jak piskorz. Wykręcił się z jednego
małżeństwa i teraz nie zamierza się uwięzić w drugim.
- Nic mi nie mówił na ten temat - zaczęłam.
- Och, na pewno nic ci nie powie o tej pomyłce. Nie, kochany, stary
Stu! Złapał dobrą i porządną, to się ożenił.
- Nie był zakochany?
Rzuciła przeszywające spojrzenie.
- Może był, może nie był, ale na pewno był zainteresowany jej
obietnicami. Jej ojciec miał poważny interes, oczywiście też ogrody.
Tylko, że staremu Stu nie przypadł do gustu, i został wylany z posady.
Jej cyniczny opis małżeństwa Stuarta przeraził mnie. Nie
wierzyłam, że to prawda.
- Rozwiódł się z Madam trzy lata temu, ale ja znam go od
wieków - jej głos pełen był tęsknoty. - Jest dobrym przyjacielem,
Carla. Nigdy cię nie zawiedzie. Nie znam nikogo takiego jak on -
uśmiechnęła się. - Chyba wiesz, że dużo myślę o starym Stu.
77
RS
Nie powiedziałam jej oczywiście, że moje zainteresowanie Stuartem
stawało się trochę obsesyjne. Tansy z pewnością nie oceniała moich
szans u niego zbyt wysoko.
- Jest w dobrej komitywie z Jean - zamyśliła się. - Dostaję cholery,
jak słyszę, że Jean to, czy Jean tamto. Ona jest jakaś dziwna, prawda?
Jest w niej coś, co mnie irytuje. Robi wrażenie, jakby czekała na coś
lub na kogoś. Przywodzi mi na myśl dziwaka, który stoi na parapecie
okiennym wysoko i zastanawia się, czy ma wyskoczyć czy nie.
- Chyba nie masz racji, Tansy.
- Nigdy się nie mylę co do ludzi - utkwiła we mnie wzrok.
- Na przykład ty, Carla. Moim zdaniem masz jakąś zadrę w
przeszłości. A co z tym Adrianem? Kocha się w tobie czy w Jean?
- Adrian i ja jesteśmy przyjaciółmi - powiedziałam chłodno.
- Idziesz do "Wysokich Drzew" na lunch?
- A która godzina? - spytała, podnosząc się z sofy. - Zgubiłam
zegarek.
- Musisz się spieszyć, jeżeli nie chcesz się spóznić.
- Randall zachowuje się, jakby była w wojsku. Oczekuje, że gdy
przynosi jedzenie, będziemy siedzieć grzecznie przy stole. Nie wiem,
jak Stu to wytrzymuje. Lubię cię, Carla. Jesteś tu jedyną osobą, z
którą można porozmawiać. Dlaczego nie przyjedziesz do Londynu?
Mogłabym ci pokazać, jak miło można spędzić czas.
- Chwilowo jestem bardzo zajęta, Tansy. Ale dziękuję za
zaproszenie. Kiedy wracasz?
Wzruszyła ramionami.
- Nie jestem pewna. W przyszłym tygodniu mam sesję
fotograficzną.
Gdy myłam filiżanki po kawie, weszła Jean.
- Miałaś gościa? - spytała.
- Tansy.
- Stuart mi mówił, że sama się wprosiła. Nie chce rozmawiać o
przyjęciu dopóki nie wróci do Londynu.
- Dlaczego nie? - spytałam, obracając się, żeby ją widzieć. - Na
pewno by się ucieszyła.
Jean wyglądała na zadowoloną z siebie.
- Och, nie. Stuart mnie prosił, żebym zrobiła listę gości. Znam
wszystkich jego sąsiadów.
78
RS
- Ja również, Jean. Kiedy mój ojciec praktykował, znaliśmy
wszystkich mieszkańców Merton Malling.
- Zmartwiłam cię? Stuart pomyślał po prostu, że jesteś zbyt zajęta,
żeby zawracać ci głowę przyjęciem, a ja jestem przyzwyczajona do
urządzania przyjęć w " Wysokich Drzewach. " Umyć sałatę na lunch?
Próbowałam zrozumieć wywód Jean, ale to i tak nie uchroniło
mnie przed poczuciem, że znowu znalazłam się na uboczu.
Postanowiłam jednak nie przejmować się tym zanadto.
Po lunchu Jean wróciła do wytwórni, a ja z Oskarem wybrałam się
na przechadzkę po polach. Trwały już żniwa.
Zcieżka biegła brzegiem pola, a koło mostka rozwidlała się. Oskar
podjął decyzję - Lasek Lotti to było jego terytorium; pobiegł więc
naprzód, a ja wlokłam się z tyłu. Mimo, że przeprowadziłam we wsi
dyskretne dochodzenie na temat chaty Lotti i jej ewentualnych
mieszkańców, niczego się nie dowiedziałam. Podeszłam do niej - drzwi
były zamknięte. Zawahałam się, ale pchnęłam je. Pod przeciwległą
ścianą leżała wiązka słomy wyglądająca jak czyjeś legowisko. W kącie
stała pusta butelka po winie. Podniosłam ją, żeby obejrzeć etykietę.
Jakież było moje zdumienie, gdy stwierdziłam, że to Niersteiner,
ulubione wino Jean i moje.
W kominku leżały dwa tekturowe kubki i kilka papierowych toreb
z firmowym znakiem cukierni w Mertonbury.
"Miejsce sekretnych schadzek - pomyślałam. - Ale kto? I dlaczego
tutaj?" Mieszkałam we wsi już tak długo, że znałam wszystkie
sekretne miejsca. Chata Lotti takim nie była. Pamięć o uchodzącej za
czarownicę kobiecie, która mieszkała tu i umarła, nie sprzyjała
romantycznym spotkaniom. Jedyne, co mogłam wywnioskować, to to,
że ludzie, którzy się tu spotykają, nie dbają o stare legendy i ponure
otoczenie. A jedno było niemal pewne: w Chacie Lotti nikt ich nigdy
nie odkryje.
Przemyśliwałam nad tym przez całą drogę i nagle przypomniałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]