[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Myślę, Carlosie, że powinnam przyznać się do
wszystkiego przynajmniej na naszym oddziale. Tylko
nie wiem, co powiedzieć, kiedy mnie spytają, kto jest
ojcem.
 Nie ma obawy, nikt nie będzie taki ciekawski
 odparł Carlos.  Pamiętaj, że dopiero przyjechałaś
z Anglii i będzie oczywiste, że dziecko musiało zostać
poczęte właśnie tam.
 A jeśli będą podejrzewali o ojcostwo ciebie?
Zdjął jedną dłoń z kierownicy i uścisnął rękę Sary.
 To tylko się ucieszę. Będę zaszczycony, jeśli
Charlie będzie uważana za moje dziecko.
124 MARGARET BARKER
Sara uśmiechnęła się radośnie i pogłaskała go po
policzku.
Zjechali na drogę biegnącą wzdłuż rzeki. Na tafli
wody tańczyły wesoło poranne promienie słońca. Car-
los skręcił w stronę szpitala.
 Wybierzemy się dziś na kolację?  spytał.
 Bardzo chętnie. Byleby wczesną, bo pewnie jak
zwykle będziemy z Charlotte umierały z głodu.
 Postaram się wyrwać jak najwcześniej  obiecał
i gorąco pocałował Sarę w usta.
Wróciła do siebie i usiadła na łóżku.
Nadal nie mogła otrząsnąć się z szoku wywołanego
zdarzeniami ostatniej nocy. To niesamowite, jak jeden
dzień może tyle zmienić! I to nie tylko w jej życiu, lecz
także jej córki i Carlosa.
Wczoraj targały nią wątpliwości, czy związek z tym
mężczyzną w ogóle jest możliwy. Dziś czuła się tak,
jak gdyby od lat byli małżeństwem, a teraz czekali
z radością na narodziny pierwszego dziecka.
Nagle dobry nastrój zwarzyła jej myśl, że nie po-
winna popadać w euforię. Na razie nie może obecnej
sytuacji traktować jako wiecznej i niezmiennej.
Zbyt wiele może się jeszcze zdarzyć, a więc lepiej
mieć się na baczności i nie kusić licha.
ROZDZIAA ÓSMY
Następne tygodnie były chyba najszczęśliwszym
i najbardziej błogim okresem w życiu Sary. Miała
o wiele lepszy nastrój, również dlatego, że przestałyją
męczyć mdłości.
Spokojna była także o rozwój Charlotte. Regularne
wizyty u Alessandra potwierdzały, że dziecko rozwija
się doskonale. A ukoronowaniem szczęścia była pogłę-
biająca się miłość do Carlosa. Sara czuła się jak nasto-
latka, która zakochała się po raz pierwszy w życiu.
Niemal codziennie wychodzili gdzieÅ› z Carlosem,
a potem spędzali razem noc. Czasami się kochali,
delikatnie i ostrożnie, mając na uwadze ciążę Sary. Ale
intensywność ich uczuć była tak ogromna, że za każ-
dym razem przeżywali stan niemal fizycznej ekstazy,
czując, jak z dnia na dzień ich więz wzmacnia się
i rośnie.
Któregoś ciepłego majowego wieczoru siedzieli
przy fontannie di Trevi, wystawiajÄ…c twarz do coraz
jaśniejszego słońca. Carlos wyznał swej przyjaciółce,
że jeszcze nigdy nie czuł takiej błogości. Jedną rękę
oparł na nagrzanym kamieniu fontanny, drugą objął
Sarę. Wrzucił do wody monetę, potem drugą, a Sara
trzeciÄ….
 Trzy monety w fontannie  zauważyła Sara.  Po-
126 MARGARET BARKER
winnam wypowiedzieć jakieś życzenie, tylko że nie
potrzebuję nic więcej prócz tego, co mam.
 Ze mną jest podobnie. Ja też mam wszystko,
czego pragnę. Ale skoro już wrzuciliśmy monety do
fontanny, byłoby marnotrawstwem tego nie wykorzys-
tać. Proponuję, żeby każde z nas pomyślało sobie ży-
czenie, zgoda?
 Zgoda  odparła ochoczo.
Zamknęła oczy, zastanawiając się, czego by najbar-
dziej chciała. Ale i bez tego wiedziała, jakie jest jej
najskrytsze i najgorętsze życzenie  z całego serca
pragnęła, by związek z Carlosem trwał do końca ich
życia.
Zúsmiechem otworzyÅ‚a oczy, ale natychmiast spo-
ważniała, zauważając zmianę nastroju Carlosa.
 Co się stało?  spytała z niepokojem.
 Zwlekałem, żeby ci powiedzieć...  odparł, głasz-
cząc ją przepraszająco po dłoni.  Na początku lipca
muszę wyjechać na kilka tygodni na konferencję do
Mediolanu. Zgłosiłem się już rok temu, więc nie mogę
nagle odwołać przyjazdu. Tym bardziej że moje refe-
raty sÄ… wpisane do harmonogramu.
 Nie martw się, Carlosie.  Uśmiechnęła się pogo-
dnie.  Doskonale sobie poradzę. I w pracy, i z ciążą.
 Nie martwiłbym się, gdybym mógł nad tobą czu-
wać jak dotychczas. A tak, nie mając cię na oku, bez
przerwy będę o ciebie drżał. Wiesz, że praca na na-
szym oddziale może być czasem nawet niebezpieczna.
To najcięższy oddział w szpitalu. Co chwila trafiają się
trudni pacjenci, czasami agresywni, pod wpływem na-
rkotyków i alkoholu. Chciałbym, żebyś mi obiecała...
NARZECZONA DOKTORA 127
 Poczekaj, przecież nie zostaję sama. Mam u boku
doskonały, doświadczony zespół. No i zostawiasz chy-
ba jakiegoś zastępcę?
 Oczywiście. Będzie mnie zastępował Vittorio
Vincenzi. Więc gdybyś miała jakieś problemy...
 Natychmiast zwrócę się do Vittoria  obiecała
i pocałowała Carlosa w policzek.  Proszę, nie martw
się na zapas. Jedyne, co mi się może zdarzyć, to to, że
uschnę z tęsknoty za tobą. Kiedy wracasz?
 Piętnastego lipca.
 No proszę! Dokładnie w moje trzydzieste urodzi-
ny. Będzie to także ?oj ostatni dzień pracy przed
urlopem macierzyńskim.  Pogroziła mu żartobliwie.
 W takim razie ani mi się waż spóznić, choćby o jeden
dzień! Tym bardziej że wieczorem przylatuje Lucy,
a mając to wszystko na uwadze, robię na oddziale małe
przyjÄ…tko.
 Zgoda, choć nie mam pojęcia, dlaczego jako szef
nic o tym nie wiem. Ale niech ci będzie! Tylko z łaski
swojej nie bierz całego przygotowania przyjęcia na
siebie. Możesz poprosić choćby Helenę, tym bardziej
że wie, jaką pracę może wykonywać kobieta w ciąży.
 Nie bój się  zapewniałagozuśmiechem  wszy-
stko będzie dobrze. Postaraj się tylko wrócić na czas,
bo cię ominie świetna zabawa.
Przybrała już mocno na wadze i wraz z nadejściem
czerwca oraz wyższych temperatur coraz częściej za-
czynała odczuwać zmęczenie. Zwłaszcza gdy na od-
dziale panował ruch i nie znajdowała czasu na od-
poczynek.
128 MARGARET BARKER
Któregoś popołudnia przywieziono do szpitala an-
gielskiego turystę, którym Sara z racji swego kontrak-
tu musiała się zająć. Był wyjątkowo agresywny, a przy
tym potężny i muskularny, więc starała się go nie pro-
wokować.
Do Rzymu przyjechał wraz z kolegami z budowy,
lecz zamiast podziwiać uroki miasta, przez dwa dni
wlewał w siebie włoskie trunki. Potem wdał się wbój-
kę z którymś z kolegów i wylądował w szpitalu z raną
kłutą nogi.
Wszedł na oddział, ociekając krwią i miotając prze-
kleństwa. Sara natychmiast się nim zajęła, usiłując jak
najszybciej pozszywać i opatrzyć ranę, mimo ordy-
narnych zaczepek, którymi pacjent ją bez przerwy
raczył.
W którymś momencie dostał torsji. Sara w ostatniej
chwili podsunęła mu miednicę. Potem wytarła mu
twarz i podała szklankę wody.
 Pij powoli, Jeff. To ci dobrze zrobi.
Na twarzy pacjenta odmalował się pogardliwy gry-
mas, ale wypił kilka łyków, a następnie runął jak długi
na kozetkę i zapadł w ciężki sen.
Wreszcie mogła spokojnie zbadać ranę. Nie była [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •