[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mojej winy.
Chcę uniknąć schwytania, by nie splamić szlachetnego nazwiska Rotherham. Dla-
tego nie może być mowy o załatwieniu tej sprawy na drodze prawnej. Jeżeli chce Pan po-
stąpić zgodnie z moją sugestią, proszę przybyć samemu na Hounslow Heath o czwartej
po południu, z dokumentem. Jeżeli Pan tego nie uczyni, będę zmuszony zmienić moje pla-
ny względem damy i mojej własnej osoby.
Pański skruszony sługa,
Rotherham.
List był zaadresowany do Rafe'a i nosił dopisek Do rąk własnych", jednak wszy-
scy obecni w gabinecie znali jego treść. I spędzili ostatnie godziny, przygotowując się do
akcji.
Misbourne wziął do ręki dopiero co zapisany papier i sprawdził, czy atrament wy-
sechł. A następnie złożył go i wręczył Rafe'owi.
L R
T
- Jest on identyczny co do joty z tym, który został spalony, a który ja znam na pa-
mięć, ponieważ przez ostatnie piętnaście lat nie było dnia, w którym bym na niego nie
patrzył - powiedział Misbourne, a po chwili dodał: - Dziękuję panu za to, co pan robi dla
mojej córki.
Rafe spojrzał mu w oczy i kiwnął głową.
- Poznać pana było zaszczytem, Knight. - Głos Misbourne'a był spokojny, a jego
oczy patrzyły z szacunkiem. - Za wszystko, co pan zrobił dla mojej córki... i co pan zrobi
dzisiaj... jestem panu niezmiernie wdzięczny.
Misbourne wyciągnął rękę, podając ją Rafe'owi. A Rafe popatrzył na nią w ciszy,
w której słychać było tylko tykanie zegara. Robię to dla Marianne i tylko dla Marianne -
pomyślał, po czym spojrzał Misbourne'owi w oczy i spełniło się: podał rękę swemu te-
ściowi.
I wszyscy czterej wyruszyli na Hounslow Heath.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a w powietrzu czuć było wilgoć. Szal Marianne
siedzącej obok Rotherhama zawieruszył się gdzieś w pojezdzie i chłód sączył się przez
cienkie muślinowe rękawy jej sukni. Miała ręce związane z tyłu mocnym powrozem. Do-
rożkarz został już dawno odprawiony i przyjechali tutaj sami.
Rotherham ponownie spojrzał na kieszonkowy zegarek.
- Za pięć czwarta. Już niedługo, moja droga. Niedługo całe to... nieszczęsne zamie-
szanie... się skończy i wrócisz do własnego męża.
Pragnęła mu wierzyć. Modliła się, by mówił prawdę. Ale nie potrafiła mu ufać.
Ani przez chwilę - pomimo że mówił do niej tak spokojnie i pocieszającym tonem.
Zresztą jeżeli nawet mówił prawdę, istniała sprawa tego dokumentu, z którego został tyl-
ko popiół. Sprawa bardzo trudna, choć ona nie wątpiła, że Rafe znajdzie jakieś wyjście z
sytuacji.
Słońce nad Hounslow Heath zaczynało znikać za horyzontem, oblewając niebo ró-
żową poświatą. Wrzosowisko było ciche, trwało w oczekiwaniu. Z kościoła w Hounslow
dały się słyszeć cztery uderzenia zegara, gdy na horyzoncie pojawił się samotny jezdziec.
Wyjechał prosto ze słońca, tak jakby ono go zrodziło. Ubrany w ciemną pelerynę, galo-
pował w ich stronę całkiem bez wahania i lęku. Gdy się zbliżył, Marianne zobaczyła
L R
T
znany sobie dobrze staromodny trójgraniasty kapelusz i ciemną jedwabną chustę na twa-
rzy oraz... wysoko uniesiony pistolet. Poczuła przypływ otuchy, bo oto zjawiał się po nią
jej mąż.
A Rotherham w tej samej chwili chwycił ją za ramię, zasłonił się nią i przystawił
jej pistolet do skroni.
- Bardzo zabawne ubranie - skwitował ironicznie strój Rafe'a. - I całkiem na miej-
scu - dodał.
Rafe zatrzymał konia w odległości pięćdziesięciu jardów od nich i zsiadł.
- Proszę pozbyć się broni. Położyć ją tam. - Rotherham wskazał miejsce, w którym
pistoletu nie można było łatwo podjąć z ziemi.
Rafe zawahał się.
- Zdaję sobie sprawę, jak kruchą rzeczą jest zaufanie, panie Knight, i obawiam się,
że ja sam nie mogę pozbyć się pistoletu, dopóki nie zobaczę, że pan został rozbrojony.
Nie chciałbym, żeby mój palec wskazujący się zmęczył, zwłaszcza przy takiej bliskości
lady Marianne.
Rafe odrzucił pistolet na wskazane miejsce.
- Proszę uprzejmie pozbyć się także pozostałej broni.
Głos Rotherhama był spokojny.
Rafe wyjął z kieszeni dwa pistolety i rzucił je w to samo miejsce. Stał teraz przed
Rotherhamem nieuzbrojony i nieustraszony. Marianne poczuła, że ze strachu o niego
kurczy jej się żołądek. Wciąż miała pistolet przy skroni, wiedziała jednak, że dopóki
Rotherham celuje w nią, nie może wystrzelić do Rafe'a. Obserwowała męża uważnie,
każdy nerw w jej ciele był napięty, gotów na pierwsze drgnięcie ręki Rotherhama.
Rafe podniósł ręce do góry na znak, że są puste, a potem powolnymi, dobrze dla
Rotherhama widocznymi ruchami wyjął spod płaszcza dokument.
- Otwórz go - rozkazał Rotherham. - Połóż na ziemi przede mną. Ale nie popełnij
błędu i nie podchodz zbyt blisko.
Rotherhamowi nie można ufać, usłyszała Marianne ostrzegawczy szept własnej in-
tuicji. I zapragnęła uwolnić się od krępującego ręce powrozu, by pomóc Rafe'owi. Napię-
ła mięśnie, lecz Rotherham to wyczuł i przytrzymał ją mocniej.
L R
T
- Cierpliwości, moja droga - szepnął.
Rafe podszedł bliżej, a ona wstrzymała oddech, czekając, aż wyciągnie skądś jesz-
cze jeden pistolet i zastrzeli Rotherhama. Albo błyskawicznym ruchem zada mu potężny
cios. Jednak człowiek, który gołymi pięściami potrafił pokonać siedmiu mężczyzn, robił
teraz posłusznie to, co kazał mu Rotherham. Marianne uświadomiła sobie, że postępuje
tak dlatego, że nie chce zrobić nic, co mogłoby spowodować zagrożenie jej życia.
Skrypt dłużny leżący na trawie wyglądał bardzo przekonująco. To kopia kopii,
pomyślała Marianne, modląc się, żeby Rotherham tego nie zauważył.
Panie Boże, błagam - modliła się o bezpieczeństwo męża. I o to, żeby wszystko to
szczęśliwie się zakończyło.
- Dziękuję, panie Knight - powiedział Rotherham i wydał coś w rodzaju wes-
tchnienia ulgi.
Rafe nie odezwał się ani słowem. Obserwował go tylko z pełną determinacji cier-
pliwością.
Teraz nadeszła najniebezpieczniejsza chwila. Rotherham, sądząc, że ma już doku-
ment, trzymał Marianne i miał naładowany pistolet, a Rafe stał przed nim bezbronny.
Poczuła ogromne napięcie, oddech uwiązł jej w gardle, a serce na chwilę przestało bić.
- To koniec - powiedział Rotherham. - Nareszcie.
Marianne czekała na wystrzał z pistoletu. Nie wiedziała jednak, czy zostanie on
oddany w jej głowę czy w pierś Rafe'a. Poczuła lekki ruch ramienia Rotherhama i zaczę-
ła z zamkniętymi oczami błagać Boga, by była to jej głowa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
mojej winy.
Chcę uniknąć schwytania, by nie splamić szlachetnego nazwiska Rotherham. Dla-
tego nie może być mowy o załatwieniu tej sprawy na drodze prawnej. Jeżeli chce Pan po-
stąpić zgodnie z moją sugestią, proszę przybyć samemu na Hounslow Heath o czwartej
po południu, z dokumentem. Jeżeli Pan tego nie uczyni, będę zmuszony zmienić moje pla-
ny względem damy i mojej własnej osoby.
Pański skruszony sługa,
Rotherham.
List był zaadresowany do Rafe'a i nosił dopisek Do rąk własnych", jednak wszy-
scy obecni w gabinecie znali jego treść. I spędzili ostatnie godziny, przygotowując się do
akcji.
Misbourne wziął do ręki dopiero co zapisany papier i sprawdził, czy atrament wy-
sechł. A następnie złożył go i wręczył Rafe'owi.
L R
T
- Jest on identyczny co do joty z tym, który został spalony, a który ja znam na pa-
mięć, ponieważ przez ostatnie piętnaście lat nie było dnia, w którym bym na niego nie
patrzył - powiedział Misbourne, a po chwili dodał: - Dziękuję panu za to, co pan robi dla
mojej córki.
Rafe spojrzał mu w oczy i kiwnął głową.
- Poznać pana było zaszczytem, Knight. - Głos Misbourne'a był spokojny, a jego
oczy patrzyły z szacunkiem. - Za wszystko, co pan zrobił dla mojej córki... i co pan zrobi
dzisiaj... jestem panu niezmiernie wdzięczny.
Misbourne wyciągnął rękę, podając ją Rafe'owi. A Rafe popatrzył na nią w ciszy,
w której słychać było tylko tykanie zegara. Robię to dla Marianne i tylko dla Marianne -
pomyślał, po czym spojrzał Misbourne'owi w oczy i spełniło się: podał rękę swemu te-
ściowi.
I wszyscy czterej wyruszyli na Hounslow Heath.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a w powietrzu czuć było wilgoć. Szal Marianne
siedzącej obok Rotherhama zawieruszył się gdzieś w pojezdzie i chłód sączył się przez
cienkie muślinowe rękawy jej sukni. Miała ręce związane z tyłu mocnym powrozem. Do-
rożkarz został już dawno odprawiony i przyjechali tutaj sami.
Rotherham ponownie spojrzał na kieszonkowy zegarek.
- Za pięć czwarta. Już niedługo, moja droga. Niedługo całe to... nieszczęsne zamie-
szanie... się skończy i wrócisz do własnego męża.
Pragnęła mu wierzyć. Modliła się, by mówił prawdę. Ale nie potrafiła mu ufać.
Ani przez chwilę - pomimo że mówił do niej tak spokojnie i pocieszającym tonem.
Zresztą jeżeli nawet mówił prawdę, istniała sprawa tego dokumentu, z którego został tyl-
ko popiół. Sprawa bardzo trudna, choć ona nie wątpiła, że Rafe znajdzie jakieś wyjście z
sytuacji.
Słońce nad Hounslow Heath zaczynało znikać za horyzontem, oblewając niebo ró-
żową poświatą. Wrzosowisko było ciche, trwało w oczekiwaniu. Z kościoła w Hounslow
dały się słyszeć cztery uderzenia zegara, gdy na horyzoncie pojawił się samotny jezdziec.
Wyjechał prosto ze słońca, tak jakby ono go zrodziło. Ubrany w ciemną pelerynę, galo-
pował w ich stronę całkiem bez wahania i lęku. Gdy się zbliżył, Marianne zobaczyła
L R
T
znany sobie dobrze staromodny trójgraniasty kapelusz i ciemną jedwabną chustę na twa-
rzy oraz... wysoko uniesiony pistolet. Poczuła przypływ otuchy, bo oto zjawiał się po nią
jej mąż.
A Rotherham w tej samej chwili chwycił ją za ramię, zasłonił się nią i przystawił
jej pistolet do skroni.
- Bardzo zabawne ubranie - skwitował ironicznie strój Rafe'a. - I całkiem na miej-
scu - dodał.
Rafe zatrzymał konia w odległości pięćdziesięciu jardów od nich i zsiadł.
- Proszę pozbyć się broni. Położyć ją tam. - Rotherham wskazał miejsce, w którym
pistoletu nie można było łatwo podjąć z ziemi.
Rafe zawahał się.
- Zdaję sobie sprawę, jak kruchą rzeczą jest zaufanie, panie Knight, i obawiam się,
że ja sam nie mogę pozbyć się pistoletu, dopóki nie zobaczę, że pan został rozbrojony.
Nie chciałbym, żeby mój palec wskazujący się zmęczył, zwłaszcza przy takiej bliskości
lady Marianne.
Rafe odrzucił pistolet na wskazane miejsce.
- Proszę uprzejmie pozbyć się także pozostałej broni.
Głos Rotherhama był spokojny.
Rafe wyjął z kieszeni dwa pistolety i rzucił je w to samo miejsce. Stał teraz przed
Rotherhamem nieuzbrojony i nieustraszony. Marianne poczuła, że ze strachu o niego
kurczy jej się żołądek. Wciąż miała pistolet przy skroni, wiedziała jednak, że dopóki
Rotherham celuje w nią, nie może wystrzelić do Rafe'a. Obserwowała męża uważnie,
każdy nerw w jej ciele był napięty, gotów na pierwsze drgnięcie ręki Rotherhama.
Rafe podniósł ręce do góry na znak, że są puste, a potem powolnymi, dobrze dla
Rotherhama widocznymi ruchami wyjął spod płaszcza dokument.
- Otwórz go - rozkazał Rotherham. - Połóż na ziemi przede mną. Ale nie popełnij
błędu i nie podchodz zbyt blisko.
Rotherhamowi nie można ufać, usłyszała Marianne ostrzegawczy szept własnej in-
tuicji. I zapragnęła uwolnić się od krępującego ręce powrozu, by pomóc Rafe'owi. Napię-
ła mięśnie, lecz Rotherham to wyczuł i przytrzymał ją mocniej.
L R
T
- Cierpliwości, moja droga - szepnął.
Rafe podszedł bliżej, a ona wstrzymała oddech, czekając, aż wyciągnie skądś jesz-
cze jeden pistolet i zastrzeli Rotherhama. Albo błyskawicznym ruchem zada mu potężny
cios. Jednak człowiek, który gołymi pięściami potrafił pokonać siedmiu mężczyzn, robił
teraz posłusznie to, co kazał mu Rotherham. Marianne uświadomiła sobie, że postępuje
tak dlatego, że nie chce zrobić nic, co mogłoby spowodować zagrożenie jej życia.
Skrypt dłużny leżący na trawie wyglądał bardzo przekonująco. To kopia kopii,
pomyślała Marianne, modląc się, żeby Rotherham tego nie zauważył.
Panie Boże, błagam - modliła się o bezpieczeństwo męża. I o to, żeby wszystko to
szczęśliwie się zakończyło.
- Dziękuję, panie Knight - powiedział Rotherham i wydał coś w rodzaju wes-
tchnienia ulgi.
Rafe nie odezwał się ani słowem. Obserwował go tylko z pełną determinacji cier-
pliwością.
Teraz nadeszła najniebezpieczniejsza chwila. Rotherham, sądząc, że ma już doku-
ment, trzymał Marianne i miał naładowany pistolet, a Rafe stał przed nim bezbronny.
Poczuła ogromne napięcie, oddech uwiązł jej w gardle, a serce na chwilę przestało bić.
- To koniec - powiedział Rotherham. - Nareszcie.
Marianne czekała na wystrzał z pistoletu. Nie wiedziała jednak, czy zostanie on
oddany w jej głowę czy w pierś Rafe'a. Poczuła lekki ruch ramienia Rotherhama i zaczę-
ła z zamkniętymi oczami błagać Boga, by była to jej głowa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]