[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomniał jej. - Przedstawiłaś się jako kobieta sukcesu.
- I ty w to uwierzyłeś? - zapytała ze zdumieniem.
- To naprawdę nierozważne z mojej strony - odpowiedział.
- Ale nasłuchałem się w życiu tylu żałosnych historii...
- Tak? I co z tego wynika?
- Wydaje mi się jednak, że miałaś w życiu nielekko rzekł
z powagą. - Moje współczucie, Robyn.
Pochylił się i wyszukał w trawie delikatną, polną stokrotkę,
biało-różową.
- To tylko zwykły polny kwiatek, ale wiele w nim piękna.
Proszę, to dla ciebie.
S
R
Wzięła drżącymi palcami. Czuła ciepło jego dłoni.
- Prześliczna - szepnęła. - Dziękuję.
Zapadła cisza, ale nie taka jak przedtem. On musiał odczu-
wać coś podobnego. Magnetyzm, wzruszenie... Mogła wyczy-
tać to w jego twarzy.
Smak jego ust już poznała. Zatrzymała w pamięci ten po-
całunek przy fontannie, który palił ją...
Stał za blisko. Pod jego spojrzeniem wstrzymała oddech.
Każdy centymetr jego ciała emanował seksualnością. Jeżeli
pocałuje mnie znowu, jestem stracona, pomyślała Robyn.
Bojąc się swojej reakcji, odwróciła wzrok i świadomie prze-
rwała tę intymną chwilę.
- Myślę, że powinniśmy już wracać - rzekła nie swoim
głosem. - Na czczo zupełnie nie potrafię myśleć o pracy, a je-
szcze nic dzisiaj nie jadłam.
Na jego ustach pojawił się znany jej kpiarski uśmiech,
w oczach błysnęło rozbawienie i Robyn poczuła, że znowu
wbrew jej woli rośnie w niej irytacja.
- Oczywiście, jeśli tego chcesz - rzekł z angielską flegmą.
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać o urządzeniu ogro-
du. O tym, jak ty to widzisz - zaproponowała.
Rozejrzał się.
- Przede wszystkim chciałbym, żeby panował tu porządek
i elegancja. Kwiaty w równych rzędach i odpowiednich odle-
głościach - powiedział. - Poza tym las daje za dużo cienia.
Każę wyciąć te duże drzewa, żeby nie zasłaniały słońca. Na
przykład ta choinka jest tu zupełnie zbyteczna.
Robyn spojrzała z przerażeniem na piękny stary modrzew.
- Ale to przecież zabytek przyrody! - krzyknęła. - Czy ty
nie zdajesz sobie sprawy, że potrzeba setek lat, żeby taki las
odrósł. Nie możesz tego ściąć tylko dlatego, że uważasz, że to
powinno być bardziej uporządkowane.
S
R
Luke nie słuchał. Wskazał ręką na las.
- %7łyczę sobie, żeby znalazła się tu fontanna i japoński ka-
mienny ogródek.
Robyn czuła, że zaraz oszaleje. Nie mogła się nadziwić, że
aż tak się pomyliła co do tego mężczyzny. On nie miał ani
odrobiny wrażliwości, nie rozumiał przyrody... O Boże, my-
ślała gorączkowo, trzeba coś zrobić, żeby zapobiec zniszcze-
niu tego pięknego zakątka.
- Wytnie się jeszcze kilka drzew - mówił. - Wykarczujemy
te stare dęby. Położy się w tym miejscu asfalt, żeby można
było dojechać samochodem do japońskiego ogrodu.
Robyn wyobraziła sobie to miejsce po tych wszystkich
zmianach. Postanowiła raczej umrzeć, niż pozwolić mu na
taką dewastację.
- Nie możesz tego zrobić! - krzyknęła. - Ja ci na to nie
pozwolę.
- O co chodzi, Robyn? Wyglądasz na zdenerwowaną.
- Dobrze wiesz, o co chodzi. Nie udawaj Greka. Te twoje
pomysły są zupełnie absurdalne.
- Absurdalne? - zdziwił się. - Wydaje mi się, że są dobre.
Jestem przygotowany na duży wydatek, jeżeli właśnie to cię
niepokoi.
- Pieniądze?! - wykrzyknęła Robyn ze zgrozą; - Ja nie
mówię o żadnych cholernych pieniądzach. Mnie chodzi o ten
teren, o niszczenie natury. Pomysł z fontanną jest głupi. Czy
tego nie widzisz?
- Rzeczywiście uprzejmie traktujesz klientów - rzekł su-
cho. - Spodziewam się, że szybko wprowadzisz moje popraw-
ki do projektu.
- Nie zgadzam się na żadne poprawki - oznajmiła.
- Nie zgadzasz się? - był zdziwiony. - Wydaje mi się, że
S
R
zapomniałaś o najważniejszym. To mój teren i mogę zrobić tu
wszystko, co mi się podoba. Poza tym... -Znowu spojrzał na
nią z kpiącym uśmiechem. - Zawsze sądziłem, że lubisz fon-
tanny.
- Nie zrobisz tego! Po moim trupie! - krzyknęła Robyn.
Przyglądał jej się z zainteresowaniem. Robyn Drew wyglą-
dała pięknie z płonącymi oczami.
- W takim razie, mała złośnico, powiedz mi, o co chodzi,
bo zupełnie cię nie rozumiem.
Robyn chwyciła głęboki wdech. Obrzydliwy męski szo-
winista, ohydny drań, pomyślała. Jak ona mogła się tak po-
mylić?
Zdecydowała, że się nie podda. Może uda się go przeko-
nać.
- Te drzewa zostaną - rzekła zdecydowanie, wiedząc, że
prawdopodobnie oznacza to zerwanie umowy. - A jeśli któreś
trzeba będzie wyciąć, natychmiast posadzi się na to miejsce
nowe. Poza tym teren otaczający las będzie zaprojektowany
w tym samym stylu ze względu na podstawowe zasady zacho-
wania harmonii. A twoje absurdalne pomysły oznaczałyby de- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
pomniał jej. - Przedstawiłaś się jako kobieta sukcesu.
- I ty w to uwierzyłeś? - zapytała ze zdumieniem.
- To naprawdę nierozważne z mojej strony - odpowiedział.
- Ale nasłuchałem się w życiu tylu żałosnych historii...
- Tak? I co z tego wynika?
- Wydaje mi się jednak, że miałaś w życiu nielekko rzekł
z powagą. - Moje współczucie, Robyn.
Pochylił się i wyszukał w trawie delikatną, polną stokrotkę,
biało-różową.
- To tylko zwykły polny kwiatek, ale wiele w nim piękna.
Proszę, to dla ciebie.
S
R
Wzięła drżącymi palcami. Czuła ciepło jego dłoni.
- Prześliczna - szepnęła. - Dziękuję.
Zapadła cisza, ale nie taka jak przedtem. On musiał odczu-
wać coś podobnego. Magnetyzm, wzruszenie... Mogła wyczy-
tać to w jego twarzy.
Smak jego ust już poznała. Zatrzymała w pamięci ten po-
całunek przy fontannie, który palił ją...
Stał za blisko. Pod jego spojrzeniem wstrzymała oddech.
Każdy centymetr jego ciała emanował seksualnością. Jeżeli
pocałuje mnie znowu, jestem stracona, pomyślała Robyn.
Bojąc się swojej reakcji, odwróciła wzrok i świadomie prze-
rwała tę intymną chwilę.
- Myślę, że powinniśmy już wracać - rzekła nie swoim
głosem. - Na czczo zupełnie nie potrafię myśleć o pracy, a je-
szcze nic dzisiaj nie jadłam.
Na jego ustach pojawił się znany jej kpiarski uśmiech,
w oczach błysnęło rozbawienie i Robyn poczuła, że znowu
wbrew jej woli rośnie w niej irytacja.
- Oczywiście, jeśli tego chcesz - rzekł z angielską flegmą.
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać o urządzeniu ogro-
du. O tym, jak ty to widzisz - zaproponowała.
Rozejrzał się.
- Przede wszystkim chciałbym, żeby panował tu porządek
i elegancja. Kwiaty w równych rzędach i odpowiednich odle-
głościach - powiedział. - Poza tym las daje za dużo cienia.
Każę wyciąć te duże drzewa, żeby nie zasłaniały słońca. Na
przykład ta choinka jest tu zupełnie zbyteczna.
Robyn spojrzała z przerażeniem na piękny stary modrzew.
- Ale to przecież zabytek przyrody! - krzyknęła. - Czy ty
nie zdajesz sobie sprawy, że potrzeba setek lat, żeby taki las
odrósł. Nie możesz tego ściąć tylko dlatego, że uważasz, że to
powinno być bardziej uporządkowane.
S
R
Luke nie słuchał. Wskazał ręką na las.
- %7łyczę sobie, żeby znalazła się tu fontanna i japoński ka-
mienny ogródek.
Robyn czuła, że zaraz oszaleje. Nie mogła się nadziwić, że
aż tak się pomyliła co do tego mężczyzny. On nie miał ani
odrobiny wrażliwości, nie rozumiał przyrody... O Boże, my-
ślała gorączkowo, trzeba coś zrobić, żeby zapobiec zniszcze-
niu tego pięknego zakątka.
- Wytnie się jeszcze kilka drzew - mówił. - Wykarczujemy
te stare dęby. Położy się w tym miejscu asfalt, żeby można
było dojechać samochodem do japońskiego ogrodu.
Robyn wyobraziła sobie to miejsce po tych wszystkich
zmianach. Postanowiła raczej umrzeć, niż pozwolić mu na
taką dewastację.
- Nie możesz tego zrobić! - krzyknęła. - Ja ci na to nie
pozwolę.
- O co chodzi, Robyn? Wyglądasz na zdenerwowaną.
- Dobrze wiesz, o co chodzi. Nie udawaj Greka. Te twoje
pomysły są zupełnie absurdalne.
- Absurdalne? - zdziwił się. - Wydaje mi się, że są dobre.
Jestem przygotowany na duży wydatek, jeżeli właśnie to cię
niepokoi.
- Pieniądze?! - wykrzyknęła Robyn ze zgrozą; - Ja nie
mówię o żadnych cholernych pieniądzach. Mnie chodzi o ten
teren, o niszczenie natury. Pomysł z fontanną jest głupi. Czy
tego nie widzisz?
- Rzeczywiście uprzejmie traktujesz klientów - rzekł su-
cho. - Spodziewam się, że szybko wprowadzisz moje popraw-
ki do projektu.
- Nie zgadzam się na żadne poprawki - oznajmiła.
- Nie zgadzasz się? - był zdziwiony. - Wydaje mi się, że
S
R
zapomniałaś o najważniejszym. To mój teren i mogę zrobić tu
wszystko, co mi się podoba. Poza tym... -Znowu spojrzał na
nią z kpiącym uśmiechem. - Zawsze sądziłem, że lubisz fon-
tanny.
- Nie zrobisz tego! Po moim trupie! - krzyknęła Robyn.
Przyglądał jej się z zainteresowaniem. Robyn Drew wyglą-
dała pięknie z płonącymi oczami.
- W takim razie, mała złośnico, powiedz mi, o co chodzi,
bo zupełnie cię nie rozumiem.
Robyn chwyciła głęboki wdech. Obrzydliwy męski szo-
winista, ohydny drań, pomyślała. Jak ona mogła się tak po-
mylić?
Zdecydowała, że się nie podda. Może uda się go przeko-
nać.
- Te drzewa zostaną - rzekła zdecydowanie, wiedząc, że
prawdopodobnie oznacza to zerwanie umowy. - A jeśli któreś
trzeba będzie wyciąć, natychmiast posadzi się na to miejsce
nowe. Poza tym teren otaczający las będzie zaprojektowany
w tym samym stylu ze względu na podstawowe zasady zacho-
wania harmonii. A twoje absurdalne pomysły oznaczałyby de- [ Pobierz całość w formacie PDF ]