[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- powtórzył powoli.
- A teraz powiedz mi, dlaczego uczciwa propozycja
małżeństwa ci pochlebia? - zapytał jedwabistym głosem,
tak spokojnie, jakby przeprowadzał jakiś eksperyment
i nie był emocjonalnie zaangażowany.
- Nie trzeba mnie zmuszać - stwierdziła ponuro.
- Ale jeżeli to cię podnieca...
Zamknął oczy, lecz wcześniej zobaczyła w nich błysk
bólu.
- Doskonała kochanka - orzekł szorstko i jego twarz
zniżyła się do delikatnego wklęśnięcia jej szyi.
Leżeli w milczeniu. Finley głaskała czule jego włosy.
- Jestem za ciężki - powiedział w końcu i odsunął się
na bok.
- Idziesz gdzieś?
- Nie - odparł uśmiechając się i zdjął spodnie, a następ
nie wsunął się pod prześcieradło i wziął ją w ramiona.
Całowała jego podbródek i uszy, obrysowywała twarz
pocałunkami, z jawnym zafascynowaniem odkrywając
męską wspaniałość jego ciała. Na dworze nastawał ranek,
świerszcze kończyły swój nocny koncert, zaczynała się
pora cykad, ale w środku, za zasłonami, oni nadal
pozostawali w swoim własnym świecie.
Wiedziała, co robi. Chociaż leżał nieruchomo, jego
ciało nie było bierne. Reagowało subtelnymi i cudownymi
oznakami na jej czułe zabiegi.
- O Boże! - wyszeptał - jaki ty masz wspaniały,
wrodzony talent. Skąd wiedziałaś, że ja to lubię?... och
tak... tak, moja najdroższa...
Uśmiechnęła się tajemniczo. Kocham cię, śpiewało jej
serce, ale nie powiedziała już nic poruszając się wdzięcznie
nad nim, kiedy leżał w tym olbrzymim łożu.
- Nikt inny - mruczał przesuwając rękę w górę, by
nakryć jej pierś - nigdy przedtem nie było tak jak teraz,
nigdy.
Wypowiedział dwukrotnie jej imię, a potem nikt już
nic nie mówił. Kiedy później leżeli wyczerpani, spleceni
ramionami, zasnęła i obudziła się w tej samej pozycji,
zamknięta w jego objęciach.
- Kochanie, muszę już wstawać.
- Ja też. - Wcisnęła twarz w jego szyję, chowając
drżące usta. - Nie wiedziałam, że to może być takie
wspaniałe.
Cynizm, którego tak nie lubiła, znów pojawił się
w jego głosie.
- Mówi się, że za wszystko w życiu trzeba płacić,
w ten czy inny sposób. Podejrzewam, że i nas ta zapłata
nie ominie.
Chmura, która widniała na niebie poprzedniego
wieczoru, odpłynęła w ciągu nocy, ale, tak jak przewidział,
pogoda zmieniła się. Senna, zmysłowa atmosfera lata
przeminęła. Chociaż niebo było czyste, a słońce świeciło
równie jasno, powietrze było już rześkie.
Po śniadaniu Blake poszedł przyprowadzić stado bydła
z drugiej strony wyspy. Nie poprosiła go, żeby został.
Był tak samo obowiązkowy jak ona. Pracował często
ciężej i dłużej niż każdy z jego pracowników.
Finley spakowała się i zaczęła żegnać ze wszystkimi.
Zaskoczona była żalem, z jakim przyjmowano jej decyzję.
- Ale, oczywiście, jeszcze się zobaczymy - powiedziała
Betty Marchant pogodnie, jej łagodne oczy były zdzi
wione.
Finley odpowiedziała coś niezobowiązująco, ale kiedy
szła z powrotem do domu, raniła ją świadomość, że jest
mało prawdopodobne, by ponownie zobaczyła kogokol-
wiek z Motuaroha. Nigdy tu nie wróci. Motuaroha
i wszyscy, którzy tu mieszkają, należą do przeszłości.
Dlaczego z tobą miałoby być inaczej? - zapytała
ponuro nieobecnego właściciela.
Wiedziała, że nie może mieć o to pretensji. Blake
kochał swoją ziemię, czerpał radość ze swej pracy. Tak
jak ona. On był farmerem, nie mógłby żyć w Auckland,
a ona nie wyobrażała sobie życia nigdzie indziej poza
miastem.
Gorące łzy parzyły jej oczy. Prowadzona przestraszo
nym spojrzeniem Blackie'ego opadła na krzesło i płakała
cicho.
- Nic dobrego nie przychodzi z wtrącania się do
romansów Blake'a, ale kiedy ostatni raz w tym domu
widziałam płaczącą kobietę, w kilka godzin później ona
już nie żyła. - Obojętne tony w głosie Phil nie mogły
ukryć niepokoju.
Finley nieelegancko pociągnęła nosem i wytarła oczy.
Jej głos, chociaż chropowaty, był stanowczy.
- Nie potrzebujesz się martwić. Ja nie poddaję się
wielkim gestom czy samobójczym impulsom.
- Samobójcze impulsy nie były w stylu Lizy, była
zbyt zachłanna, ale na pewno pierwsza do wielkich
gestów. Tak właśnie zginęła. Z rozgłosem i głupio. - Phil
usiadła, obserwując Finley uważnie. - Nie ma pani
pojęcia, jaką ona była niemądrą kobietą. Głównym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
- powtórzył powoli.
- A teraz powiedz mi, dlaczego uczciwa propozycja
małżeństwa ci pochlebia? - zapytał jedwabistym głosem,
tak spokojnie, jakby przeprowadzał jakiś eksperyment
i nie był emocjonalnie zaangażowany.
- Nie trzeba mnie zmuszać - stwierdziła ponuro.
- Ale jeżeli to cię podnieca...
Zamknął oczy, lecz wcześniej zobaczyła w nich błysk
bólu.
- Doskonała kochanka - orzekł szorstko i jego twarz
zniżyła się do delikatnego wklęśnięcia jej szyi.
Leżeli w milczeniu. Finley głaskała czule jego włosy.
- Jestem za ciężki - powiedział w końcu i odsunął się
na bok.
- Idziesz gdzieś?
- Nie - odparł uśmiechając się i zdjął spodnie, a następ
nie wsunął się pod prześcieradło i wziął ją w ramiona.
Całowała jego podbródek i uszy, obrysowywała twarz
pocałunkami, z jawnym zafascynowaniem odkrywając
męską wspaniałość jego ciała. Na dworze nastawał ranek,
świerszcze kończyły swój nocny koncert, zaczynała się
pora cykad, ale w środku, za zasłonami, oni nadal
pozostawali w swoim własnym świecie.
Wiedziała, co robi. Chociaż leżał nieruchomo, jego
ciało nie było bierne. Reagowało subtelnymi i cudownymi
oznakami na jej czułe zabiegi.
- O Boże! - wyszeptał - jaki ty masz wspaniały,
wrodzony talent. Skąd wiedziałaś, że ja to lubię?... och
tak... tak, moja najdroższa...
Uśmiechnęła się tajemniczo. Kocham cię, śpiewało jej
serce, ale nie powiedziała już nic poruszając się wdzięcznie
nad nim, kiedy leżał w tym olbrzymim łożu.
- Nikt inny - mruczał przesuwając rękę w górę, by
nakryć jej pierś - nigdy przedtem nie było tak jak teraz,
nigdy.
Wypowiedział dwukrotnie jej imię, a potem nikt już
nic nie mówił. Kiedy później leżeli wyczerpani, spleceni
ramionami, zasnęła i obudziła się w tej samej pozycji,
zamknięta w jego objęciach.
- Kochanie, muszę już wstawać.
- Ja też. - Wcisnęła twarz w jego szyję, chowając
drżące usta. - Nie wiedziałam, że to może być takie
wspaniałe.
Cynizm, którego tak nie lubiła, znów pojawił się
w jego głosie.
- Mówi się, że za wszystko w życiu trzeba płacić,
w ten czy inny sposób. Podejrzewam, że i nas ta zapłata
nie ominie.
Chmura, która widniała na niebie poprzedniego
wieczoru, odpłynęła w ciągu nocy, ale, tak jak przewidział,
pogoda zmieniła się. Senna, zmysłowa atmosfera lata
przeminęła. Chociaż niebo było czyste, a słońce świeciło
równie jasno, powietrze było już rześkie.
Po śniadaniu Blake poszedł przyprowadzić stado bydła
z drugiej strony wyspy. Nie poprosiła go, żeby został.
Był tak samo obowiązkowy jak ona. Pracował często
ciężej i dłużej niż każdy z jego pracowników.
Finley spakowała się i zaczęła żegnać ze wszystkimi.
Zaskoczona była żalem, z jakim przyjmowano jej decyzję.
- Ale, oczywiście, jeszcze się zobaczymy - powiedziała
Betty Marchant pogodnie, jej łagodne oczy były zdzi
wione.
Finley odpowiedziała coś niezobowiązująco, ale kiedy
szła z powrotem do domu, raniła ją świadomość, że jest
mało prawdopodobne, by ponownie zobaczyła kogokol-
wiek z Motuaroha. Nigdy tu nie wróci. Motuaroha
i wszyscy, którzy tu mieszkają, należą do przeszłości.
Dlaczego z tobą miałoby być inaczej? - zapytała
ponuro nieobecnego właściciela.
Wiedziała, że nie może mieć o to pretensji. Blake
kochał swoją ziemię, czerpał radość ze swej pracy. Tak
jak ona. On był farmerem, nie mógłby żyć w Auckland,
a ona nie wyobrażała sobie życia nigdzie indziej poza
miastem.
Gorące łzy parzyły jej oczy. Prowadzona przestraszo
nym spojrzeniem Blackie'ego opadła na krzesło i płakała
cicho.
- Nic dobrego nie przychodzi z wtrącania się do
romansów Blake'a, ale kiedy ostatni raz w tym domu
widziałam płaczącą kobietę, w kilka godzin później ona
już nie żyła. - Obojętne tony w głosie Phil nie mogły
ukryć niepokoju.
Finley nieelegancko pociągnęła nosem i wytarła oczy.
Jej głos, chociaż chropowaty, był stanowczy.
- Nie potrzebujesz się martwić. Ja nie poddaję się
wielkim gestom czy samobójczym impulsom.
- Samobójcze impulsy nie były w stylu Lizy, była
zbyt zachłanna, ale na pewno pierwsza do wielkich
gestów. Tak właśnie zginęła. Z rozgłosem i głupio. - Phil
usiadła, obserwując Finley uważnie. - Nie ma pani
pojęcia, jaką ona była niemądrą kobietą. Głównym [ Pobierz całość w formacie PDF ]