[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kolegów. Budowy nie zawsze są dobrymi miejscami na
mieszkanie, no i myślę, że nie byłoby to w porządku wo­
bec mamy.
Davy aż się wyprostował. W jego spojrzeniu błysnęła
nadzieja.
- Ona by bardzo chciała, Nat. Naprawdę. Stale czyta
o innych krajach. To by była przygoda, a mama by stra­
sznie chciała mieć... no wiesz, jakieś przygody w życiu.
Naprawdę. Ja z nią czasami rozmawiam o rzeczach, któ­
re byśmy chcieli zrobić. Na przykład pojechać do Afryki
na safari albo zobaczyć te ruiny w Grecji, albo te... no...
te piramidy w Egipcie, wiesz? Ja to najbardziej chciałem
pojechać na safari, albo na te piramidy, boby się jeździło
na wielbłądzie. A te ruiny to by mogły być takie trochę
nudne. Ale razem to byśmy pojechali z mamą do Chin,
zobaczyć Wielki Mur i żywe pandy. Więc południowa
Ameryka, to by też była przygoda, prawda? Nat, ja wiem,
że jakbyś ją poprosił, to ona by pojechała!
Nat poczuł, że jego „kac" mija dziwnie szybko. Nie,
nie mógł dać się porwać takim marzeniom... Ryzyko było
za duże. Wziął głęboki oddech, a potem zapytał:
- A ty? Jakbyś się czuł, gdybyś miał wszystko zosta­
wić? Przyjaciół, drużynę hokejową? Mecze? Nie będziesz
miał tego wszystkiego w Boliwii.
Chłopiec zamyślił się. Siedział w milczeniu i skubał
brzeg koszulki. Po dłuższym czasie podniósł głowę
i spojrzał Natowi prosto w oczy.
- A wracalibyśmy czasem do Alton?
Cassidy skinął głową.
- Tak. Na każde wakacje.
- A musielibyśmy sprzedać dom?
Serce Nata zaczęło nagle bić bardzo szybko...
- Nie.
Davy patrzył na niego jeszcze przez chwilę. Miał
dziwnie dorosłą minę.
- No to wszystko w porządku - powiedział w koń­
cu.
Mężczyzna wiedział, że jest to jeden z tych trudnych
momentów, w którym ważą się jego losy. Nabrał powie-
trza i bardzo spokojnym głosem zadał jeszcze jedno,
ostatnie pytanie:
- Davy, dlaczego chciałeś, żebym został?
Chłopiec spojrzał gdzieś w bok. Pobladł raptownie,
a jego oczy ponownie wypełniły się łzami.
- Bo ja tak strasznie chciałem... - wyszeptał - ja tak
chciałem, żebyś był moim tatą.
Sara chodziła tam i z powrotem po kuchni. Bolał ją
brzuch. Robiła, co mogła, żeby nie płakać. Co chwila
patrzyła na zegarek, podchodziła do okna, szła do
drzwi... Brat Nata zadzwonił i obiecał, że chłopiec bę­
dzie w domu koło czwartej. Boże, jest dopiero po trze­
ciej... Jeszcze godzina, pół, i Davy będzie w domu. Je­
szcze tylko pół godziny! Owinęła się ciasno swetrem i po
raz kolejny spojrzała na kremowe róże. Omal się nie roz­
płakała. Kiedy rano zorientowała się, że Nata nie ma,
miała ochotę wyrzucić je przez okno. Złość przeszła jej
jednak natychmiast, gdy wzięła do ręki jego list. Cassidy
dokładnie wyjaśnił w nim, dlaczego odszedł w taki spo­
sób. I dlaczego nie był w stanie się pożegnać.
Sara przycisnęła pięści do powiek, starając się po­
wstrzymać. Och, musi wreszcie dać sobie z nimi radę!
Brat Nata nie może zobaczyć jej w tym stanie. Wypro­
stowała się i wzięła głęboki oddech. Postanowiła, że pó­
jdzie na piętro i pościeli łóżka. Może zdąży jeszcze po­
sprzątać łazienkę.
Weszła po schodach. Nie, łazienka najpierw. Ominęła
pokój syna, bo nie chciała tam teraz wchodzić. Poza tym
sprzątanie utrudniałby Scout, który po całym dniu ner­
wów padł wreszcie na łóżko chłopca. Biedne zwierzę krą-
żyło za nią przez cały czas. Ilekroć siadała, pies pojawiał
się przy niej i z westchnieniem kładł jej głowę na kola­
nach. Miał tak smutną minę, że Sara co chwila na nowo
wybuchała płaczem. Koło południa była już tak zrozpa­
czona, że dała mu kotlety, które miała zjeść na obiad.
Nie wyglądał na pocieszonego, więc na dokładkę dostał
do żucia stary but. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •