[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podszedł bliżej, upominając się, że jest dojrzałym
mężczyzną, a nie szalonym nastolatkiem.
- I w międzyczasie wróżyłaś z fusów?
- To mleko. - Pokazała mu naczynie.
- Aha. - Któregoś dnia kupił jej ulubioną herbatę i
zapełnił nią szafki. - Mam nadzieję, że nie czekałaś bardzo
długo. Miałem dzisiaj grupę.
- Wiem. Byliście na wycieczce w górach. Otrzepał
zakurzone ubranie.
- O czym myślisz, Julianno?
- Boję się, Bobby.
- Czego? - Usiadł.
- Tego, czego od ciebie oczekuję. Tego, czego
podejrzewam, że nie chcesz mi dać.
Zesztywniał.
- Masz na myśli uczucia?
- Tak.
Bawiła się nerwowo włosami. Czy miała go zamiar
oświecić, czy pozwoli mu snuć domysły?
- Bobby, dlaczego wciąż nosisz obrączkę?
Pokój zawalił mu się na głowę. Niemal słyszał książki
spadające z półek, tłukące się szkło.
- Po prostu ją noszę. - Tłumaczenie było niemożliwe. Nie
mógł przyznać przed Julianną, że na kilka dni przed śmiercią
Sharon, na kilka dni przed tym, jak ją zabił, kłócili się o
obrączkę.
- Wciąż ją kochasz - powiedziała. Nie, to nieprawda. Czuł
się winny.
- Umarłem razem z nią, ale się podniosłem. Znów żyję.
- Czyżby? - powątpiewała.
- Tak. - Jak mogła go o to pytać. Czy nie widziała
zachodzących w nim zmian? Odmiany, spowodowanej przez
nią i dziecko. - Znów mam kochankę. Mam ciebie.
- Ale nie chcesz się przede mną rozebrać. Ujawnić, kim
naprawdę jesteś.
Klnąc, zerwał się z krzesła. Powstrzymywał się przed
uderzeniem pięścią w ścianę.
- Chodzi o moją nogę? O chorobliwą chęć zobaczenia jej?
- Nie ma nic chorobliwego w tym, że się tobą interesuję -
mówiła drżącym głosem.
- Niech jednak tak zostanie. Na litość boską, pozwól mi
zostać w ubraniu.
- Dlaczego?
- Bo chcę czuć się przy tobie pełnowartościowym
człowiekiem. - Wczoraj był dla niej niemiły, ale ta
niespodziewana wizyta wystraszyła go, zawstydziła, sprawiła,
że poczuł się jak kaleka.
- Jesteś pełnowartościowym człowiekiem, Bobby.
- Nie traktuj mnie protekcjonalnie.
- Nie traktuję cię tak, do cholery. - Oczy jej błyszczały.
- Ale nigdy o sobie nie mówisz. Niczym się ze mną nie
dzielisz.
A o czym miał jej opowiedzieć? O wypadku?
Zmiażdżonym metalu i poszarpanych kościach? O krwi?
- Gdybym potrzebował się wygadać, poszukałbym grupy
wsparcia.
- Więc to tak? Tylko tyle mogę mieć? Mężczyznę, który
ze mną sypia, ale nie otwiera swojego serca?
- Serca? Myślałem, że rozmawiamy o mojej nodze. I
obrączce. - Uniósł dłoń, żałując, że nie potrafi zdjąć z palca
złotego kółka, pozbyć się związanych z nim wspomnień.
- Nic nie rozumiesz. Opuścił rękę.
- Czego to nie rozumiem, Julianno?
- %7łe cię kocham. Zaległa cisza.
Lęk uderzył Bobby'ego jak twarda pięść.
- To nie powinno było się stać. Nie powinnaś była
zmieniać reguł.
- Nie zrobiłam tego umyślnie. - Zcisnęła filiżankę. -
Przysięgam.
Czy on też zmienił reguły? Czy kiełkujące w nim uczucie
było miłością?
Chciał ją teraz wziąć w ramiona, mimo panującego wokół
chaosu.
- Nie mogę się z tobą ożenić - powiedział nagle. Nie mógł
znieść komplikacji, bólu i zamieszania, związanych z byciem
mężem, z obowiązkiem chronienia żony. - Ale gdybym mógł,
zrobiłbym to.
Bo ją kochał. Tak. jak ona kochała jego. Nie miało sensu
temu zaprzeczać. Udawać, że nie zna różnicy pomiędzy
pożądaniem a miłością.
To dzięki niej znów zaczął żyć pełną piersią, cieszyć się
zwykłymi, codziennymi przyjemnościami, szczerze śmiać,
chętnie wstawać co rano.
Ale i tak nie mógł się z nią ożenić.
- Ja też cię kocham - powiedział szybko, dając do
zrozumienia, że miłość nie jest kluczem do szczęścia. Jeśli
już, to tylko bardziej wszystko komplikuje. - Ale to, co do
ciebie czuję, niczego nie zmienia. Potrzebuję prywatności.
- Jaka to jest miłość? Niedopuszczanie partnera do swego
wnętrza?
- Jedyna, jaką mogę ci zaoferować.
Azy napłynęły jej do oczu, ale zapanowała nad emocjami.
Wstała, by nalać sobie jeszcze trochę mleka, dać sobie
chwilę do namysłu.
Jak mogłaby zostać w Teksasie i wstawać co rano,
wiedząc, że nigdy nie będzie żoną Bobby'ego? %7łe różnie
postrzegają miłość?
A z drugiej strony, jak mogła wyjechać? Nie widzieć go
każdego dnia, nie dotykać, nie przytulać?
- Nie wiem, co robić - wymamrotała, prawie rozlewając
mleko.
Bobby wciąż stał przy biurku.
- Co masz na myśli? Odwróciła się do niego.
- Muszę podjąć decyzję. Ogarnąć to wszystko. W jego
oczach zagościł niepokój.
- Myślisz o powrocie do Pensylwanii, tak?
- Tak.
- Teraz? Po tym, jak przed chwilą wyznaliśmy sobie
miłość? Gdzie w tym logika?
Miłość, którą jej oferował, była niewystarczająca. Słowa
nic nie znaczą bez kompromisów, poświęcenia, oddania.
- Rozmawiamy o moim życiu, mojej przyszłości.
- To także moje życie. Podeszła do biurka.
- Tak, ale oczekujesz, że będę żyła według twoich reguł.
Reguł, które mi nie odpowiadają.
- Cholera jasna! - W jego głosie dało się słyszeć
frustrację. - Jeszcze tydzień temu zgodziłaś się być moją
kochanką. Byłem z tobą szczery i przystałaś na to.
- Wiem, ale to było wtedy, nim zdałam sobie sprawę, że
zaczynam cię kochać.
- Miłość jest przeceniana - stwierdził, bawiąc się
obrączką. - Kobiety zbyt wiele po niej oczekują.
Jak mógł tak mówić? Jak mógł odrzucać jej uczucia?
- Zanim zgodziłam się przeprowadzić tutaj, też
powiedziałam otwarcie, że jeżeli coś nie wyjdzie, wrócę do
domu,
- I teraz postanowiłaś to wykorzystać?
- Nie wiem. Może. - Napiła się mleka, walcząc ze łzami.
Nie rozumiał, jak bardzo potrzebuje jego oddania.
- A co z dzieckiem?
- Jakoś to rozwiążemy.
- Na odległość?
- Niezależnie od tego, co się stanie, będziesz miał kontakt
z dzieckiem. Nie zamierzam cię karać.
- Boże, to boli. - Wcisnął lewą dłoń do kieszeni, jakby
chciał ukryć obrączkę. - Jak możesz rozważać taką
ewentualność?
- Bo cię kocham. I pragnę, byś kochał mnie w ten sam
sposób.
- Kocham cię, do cholery! Kocham.
- Nieprawda. - Bała się, że to nigdy się nie stanie.
- yle mnie oceniasz, sądząc, że to, co do ciebie czuję, nie
jest prawdziwe.
Prawdziwe czy nie, nie zamierzał poświęcić swojej dumy
dla miłości.
- I co teraz będzie? - zapytał, cofając się.
- Potrzebuję trochę czasu, żeby to przemyśleć -
powiedziała.
Bobby dał jej dwa dni. Czas wlókł się, powoli go
zabijając. Nie mógł spać, nie mógł jeść, nie był w stanie
skupić się na niczym. Wciąż miał nadzieję, że Julianna
zostanie.
O dziewiątej wieczorem zapukał do jej drzwi. Otworzyła
natychmiast, zmęczona, blada, słaba. Mimo złej formy, ubrała
się w kwiecisty szlafrok.
- Cześć - powiedział.
- Cześć.
Westchnęła ciężko i już wiedział, że postanowiła wrócić
do Pensylwanii. Widział to w jej spojrzeniu, w cieniach pod
oczami.
Stał wyprostowany, starając się za wszelką cenę
zapanować nad emocjami.
Ruchem ręki zaprosiła go do dużego pokoju. Wciąż
milczeli.
W końcu uniósł obie dłonie. Na palcu opalonej lewej ręki
pozostał jedynie biały ślad po obrączce.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Zdjąłeś ją?
- Tak.
- Dlaczego?
- Ponieważ cię kocham i nie ma sensu, bym nosił
obrączkę, którą dała mi inna kobieta.
Wzięła w ręce jego dłoń.
- Czy to znaczy, że opowiesz mi teraz o Sharon? O
znaczeniu tej obrączki i o tym, dlaczego nosiłeś ją przez te
wszystkie lata?
- Nie. Oznacza to tylko, że cię kocham. Puściła jego rękę.
- Masz tak wiele tajemnic, Bobby. Zbyt wiele spraw,
którymi nie chcesz się dzielić.
Zraniony, skulił się w sobie.
- To dla ciebie takie łatwe. Po prostu odejść, gdy sprawy
się komplikują.
- Aatwe? - Jej irlandzki charakter dał o sobie znać. - To [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •