[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale byli ze sobą bardzo szczęśliwi. Bywałem u nich od
czasu do czasu i dobrze pamiętam, że często na kolację
nie było nic prócz chleba z masłem i filiżanki herba-
ty. Ale jak to było podane! Mimo całej ich biedy ni-
gdy chyba nie byłem wspanialej podejmowany. Więc
jak już mówiłem, opuściłem garnizon, ale przez kilka
lat pisywaliśmy do siebie, a potem i to ustało. Obydwaj
mieliśmy głowy zaprzątnięte różnymi kłopotami. Los
zetknął nas ponownie dopiero w czasie wojny. I od razu
byliśmy ze sobą tak blisko, jak gdyby okres rozłąki
w ogóle nie istniał. Przez kilka tygodni braliśmy udział
w kampanii ramię w ramię...
A potem był ten nalot i Georg został ciężko ranny.
Stał dosłownie w odległości kilku kroków ode mnie.
Byłem u niego w lazarecie, ale bardzo krótko, bo mu-
sieliśmy iść dalej. Lekarz powiedział mi, że jego stan
jest beznadziejny, że nie ma żadnych szans. Kiedy
44
RS
wszedłem do niego, był przytomny. Wyciągnął do mnie
rękę i powiedział: Powodzenia, stary! Ze mną już ko-
niec . Zacisnąłem zęby, bo takie pożegnania strasznie
bolą, kiedy już się wie, że to na zawsze. Zrobiłem razną
minę i powiedziałem z przekonaniem: Bzdura, Georg!
Wkrótce się zobaczymy. Jak tylko się uspokoi, wrócę
tu do ciebie .
Ale nie wróciłem, bo musieliśmy pociągnąć dalej
w pole. Dowiedziałem się potem, że Georg zmarł jesz-
cze tej samej nocy. Człowiek musiał wtedy przechodzić
do porządku nad tyloma sprawami, które trudno było
przeboleć...
Teraz, kiedy wiem od ciebie o jego synu, wszystko
znów we mnie odżyło. Na froncie, w tym całym piekiel-
nym zamieszaniu, jedno okropieństwo następowało po
drugim. Musiałem działać i myśleć; na pogrążanie się
w bólu z powodu śmierci przyjaciela nie było miejsca.
On zresztą był tylko jednym spośród tylu innych...
Zmartwiłaś mnie, moje dziecko, tą wiadomością, że
syn mojego starego przyjaciela musi tak ciężko przebi-
jać się przez życie. Co prawda gdyby jego ojciec przeżył
wojnę, to po tym wielkim kryzysie też pewnie zostałby
tylko agentem ubezpieczeniowym. W ostatecznym ra-
chunku okazuje się, że śmierć zaoszczędziła mu wie-
le goryczy. Ale z tym Lutzem musisz mnie koniecznie
skontaktować. Zapytaj go jednak wpierw dla pewności,
czy jego matka była z domu baronówna Brambach. Jeśli
tak, niech jak najszybciej przyjdzie do mnie.
Oczy dziewczyny aż powilgotniały ze wzruszenia.
Dobrze, ojcze, powiem mu. Ale... mama będzie
pewnie niezadowolona z tej wizyty zwykłego szofera.
Starszy pan gwałtownie zamachał ręką.
45
RS
Nonsens! Syn mojego dawnego przyjaciela bę-
dzie u nas zawsze mile widziany. Przecież mama nie
jest aż tak nierozsądna, żeby nie pozwalać mi na zapro-
szenie go do siebie.
Lonny objęła ojca.
Nie uprzedzajmy jej o niczym, papo, to nie bę-
dzie miała kiedy oponować. A kiedy on zjawi się z wi-
zytą i każe zameldować się jako baron von Henners-
berg, przyjmie go na pewno.
Ojciec z córką wymienili spojrzenia i wybuchnęli
śmiechem jak para dzieci szykujących jakiś figiel.
Dobrze, Lonny. Tak właśnie zrobimy. Cieszę
się, naprawdę bardzo się cieszę, że znów zobaczę Lutza
von Hennersberga. Tym razem jako dorosłego męż-
czyznę.
6
Lonny też się cieszyła, o wiele bardziej niż ojciec,
mogąc przekazać Lutzowi zaproszenie, które powinno
zatrzeć niemiłe wrażenie ze spotkania nad jeziorem
Wann tego pożegnania w popłochu, bez przedsta-
wienia go rodzicom. Od tamtego zdarzenia nie miała
jeszcze okazji porozmawiać z nim wymieniali tylko
ukłony. Ale zaraz na drugi dzień po rozmowie z ojcem
podeszła do niego, kiedy podjechał autem pod biuro.
Lutz spojrzał na jej rozpromienioną twarz i czoło zaró-
żowiło mu się z radości.
46
RS
Panie Hennersberg, czy pańska matka była
z domu baronówna Brambach? spytała Lonny drżą-
cym głosem.
Tak, proszę pani odparł zdziwiony.
Przez twarz dziewczyny przemknął uśmiech.
W takim razie mój ojciec był przyjacielem i ko-
legą pułkowym pańskiego ojca, a pana widział jeszcze
w wózku, kiedy służyli razem w tym samym garnizo-
nie. Spotkali się ponownie dopiero po wielu latach, na
froncie. Mój ojciec widział, jak ojciec pana został ranny
w czasie nalotu. I widział się z nim przed jego śmiercią.
Lutz był blady jak płótno.
Wiem tak niewiele o swoim ojcu, o jego śmierci,
pojmuje więc pani, że ta nagła wiadomość wstrząsnęła
mną.
Och, dobrze to rozumiem! Mój ojciec bardzo by
się cieszył, gdyby zechciał nas pan odwiedzić. Prosił,
żebym to panu przekazała.
Naprawdę mógłbym przyjść?
Oczywiście! Papa prosił, żeby pan przyszedł jak
najrychlej. On bardzo cieszy się na to spotkanie.
Ale... pani macocha...
Lonny roześmiała się swobodnie, chociaż do beztro-
ski było jej równie daleko jak Lutzowi.
Mamą nie musi się pan przejmować. Uzgodnili-
śmy z papą, że nie uprzedzimy jej o pańskiej wizycie.
W pewnych sprawach nie należy jej brać poważnie.
Musi pan tylko kazać się odpowiednio zaanonsować, to
znaczy zrobić użytek ze swego tytułu rodowego. Wtedy
i ona rada pana przyjmie.
A co będzie, jeśli potem odkryje we mnie szofe-
ra doktora Friesena?
Lonny błysnęła kpiącym uśmiechem.
47
RS
Wtedy musi pan być przygotowany na to, że
zrobi się nieco sztywna, ale to nieistotne i nie powinno
pana zniechęcać.
%7łartobliwy ton Lonny zdjął mu ciężar z serca.
A pani? zapytał cicho.
Ja? zarumieniła się po uszy. Ja też bardzo
się cieszę. Chyba pan w to nie wątpi. Zawsze będę rada
synowi przyjaciela mojego ojca.
Nawet jeśli jest tylko szoferem?
Spojrzała na niego bardzo poważnie.
Ten szofer jest prawdziwym mężczyzną, które-
go przeciwności losu nie załamują, i jest człowiekiem
honoru. Chyba nie muszę ciągnąć dalej tej odpowiedzi
zakończyła ciepło.
Spojrzenie Lutza przeniknęło w głąb jej serca.
Dziękuję pani, bardzo dziękuję!
Nie ma za co! Na kiedy mam zapowiedzieć pa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
ale byli ze sobą bardzo szczęśliwi. Bywałem u nich od
czasu do czasu i dobrze pamiętam, że często na kolację
nie było nic prócz chleba z masłem i filiżanki herba-
ty. Ale jak to było podane! Mimo całej ich biedy ni-
gdy chyba nie byłem wspanialej podejmowany. Więc
jak już mówiłem, opuściłem garnizon, ale przez kilka
lat pisywaliśmy do siebie, a potem i to ustało. Obydwaj
mieliśmy głowy zaprzątnięte różnymi kłopotami. Los
zetknął nas ponownie dopiero w czasie wojny. I od razu
byliśmy ze sobą tak blisko, jak gdyby okres rozłąki
w ogóle nie istniał. Przez kilka tygodni braliśmy udział
w kampanii ramię w ramię...
A potem był ten nalot i Georg został ciężko ranny.
Stał dosłownie w odległości kilku kroków ode mnie.
Byłem u niego w lazarecie, ale bardzo krótko, bo mu-
sieliśmy iść dalej. Lekarz powiedział mi, że jego stan
jest beznadziejny, że nie ma żadnych szans. Kiedy
44
RS
wszedłem do niego, był przytomny. Wyciągnął do mnie
rękę i powiedział: Powodzenia, stary! Ze mną już ko-
niec . Zacisnąłem zęby, bo takie pożegnania strasznie
bolą, kiedy już się wie, że to na zawsze. Zrobiłem razną
minę i powiedziałem z przekonaniem: Bzdura, Georg!
Wkrótce się zobaczymy. Jak tylko się uspokoi, wrócę
tu do ciebie .
Ale nie wróciłem, bo musieliśmy pociągnąć dalej
w pole. Dowiedziałem się potem, że Georg zmarł jesz-
cze tej samej nocy. Człowiek musiał wtedy przechodzić
do porządku nad tyloma sprawami, które trudno było
przeboleć...
Teraz, kiedy wiem od ciebie o jego synu, wszystko
znów we mnie odżyło. Na froncie, w tym całym piekiel-
nym zamieszaniu, jedno okropieństwo następowało po
drugim. Musiałem działać i myśleć; na pogrążanie się
w bólu z powodu śmierci przyjaciela nie było miejsca.
On zresztą był tylko jednym spośród tylu innych...
Zmartwiłaś mnie, moje dziecko, tą wiadomością, że
syn mojego starego przyjaciela musi tak ciężko przebi-
jać się przez życie. Co prawda gdyby jego ojciec przeżył
wojnę, to po tym wielkim kryzysie też pewnie zostałby
tylko agentem ubezpieczeniowym. W ostatecznym ra-
chunku okazuje się, że śmierć zaoszczędziła mu wie-
le goryczy. Ale z tym Lutzem musisz mnie koniecznie
skontaktować. Zapytaj go jednak wpierw dla pewności,
czy jego matka była z domu baronówna Brambach. Jeśli
tak, niech jak najszybciej przyjdzie do mnie.
Oczy dziewczyny aż powilgotniały ze wzruszenia.
Dobrze, ojcze, powiem mu. Ale... mama będzie
pewnie niezadowolona z tej wizyty zwykłego szofera.
Starszy pan gwałtownie zamachał ręką.
45
RS
Nonsens! Syn mojego dawnego przyjaciela bę-
dzie u nas zawsze mile widziany. Przecież mama nie
jest aż tak nierozsądna, żeby nie pozwalać mi na zapro-
szenie go do siebie.
Lonny objęła ojca.
Nie uprzedzajmy jej o niczym, papo, to nie bę-
dzie miała kiedy oponować. A kiedy on zjawi się z wi-
zytą i każe zameldować się jako baron von Henners-
berg, przyjmie go na pewno.
Ojciec z córką wymienili spojrzenia i wybuchnęli
śmiechem jak para dzieci szykujących jakiś figiel.
Dobrze, Lonny. Tak właśnie zrobimy. Cieszę
się, naprawdę bardzo się cieszę, że znów zobaczę Lutza
von Hennersberga. Tym razem jako dorosłego męż-
czyznę.
6
Lonny też się cieszyła, o wiele bardziej niż ojciec,
mogąc przekazać Lutzowi zaproszenie, które powinno
zatrzeć niemiłe wrażenie ze spotkania nad jeziorem
Wann tego pożegnania w popłochu, bez przedsta-
wienia go rodzicom. Od tamtego zdarzenia nie miała
jeszcze okazji porozmawiać z nim wymieniali tylko
ukłony. Ale zaraz na drugi dzień po rozmowie z ojcem
podeszła do niego, kiedy podjechał autem pod biuro.
Lutz spojrzał na jej rozpromienioną twarz i czoło zaró-
żowiło mu się z radości.
46
RS
Panie Hennersberg, czy pańska matka była
z domu baronówna Brambach? spytała Lonny drżą-
cym głosem.
Tak, proszę pani odparł zdziwiony.
Przez twarz dziewczyny przemknął uśmiech.
W takim razie mój ojciec był przyjacielem i ko-
legą pułkowym pańskiego ojca, a pana widział jeszcze
w wózku, kiedy służyli razem w tym samym garnizo-
nie. Spotkali się ponownie dopiero po wielu latach, na
froncie. Mój ojciec widział, jak ojciec pana został ranny
w czasie nalotu. I widział się z nim przed jego śmiercią.
Lutz był blady jak płótno.
Wiem tak niewiele o swoim ojcu, o jego śmierci,
pojmuje więc pani, że ta nagła wiadomość wstrząsnęła
mną.
Och, dobrze to rozumiem! Mój ojciec bardzo by
się cieszył, gdyby zechciał nas pan odwiedzić. Prosił,
żebym to panu przekazała.
Naprawdę mógłbym przyjść?
Oczywiście! Papa prosił, żeby pan przyszedł jak
najrychlej. On bardzo cieszy się na to spotkanie.
Ale... pani macocha...
Lonny roześmiała się swobodnie, chociaż do beztro-
ski było jej równie daleko jak Lutzowi.
Mamą nie musi się pan przejmować. Uzgodnili-
śmy z papą, że nie uprzedzimy jej o pańskiej wizycie.
W pewnych sprawach nie należy jej brać poważnie.
Musi pan tylko kazać się odpowiednio zaanonsować, to
znaczy zrobić użytek ze swego tytułu rodowego. Wtedy
i ona rada pana przyjmie.
A co będzie, jeśli potem odkryje we mnie szofe-
ra doktora Friesena?
Lonny błysnęła kpiącym uśmiechem.
47
RS
Wtedy musi pan być przygotowany na to, że
zrobi się nieco sztywna, ale to nieistotne i nie powinno
pana zniechęcać.
%7łartobliwy ton Lonny zdjął mu ciężar z serca.
A pani? zapytał cicho.
Ja? zarumieniła się po uszy. Ja też bardzo
się cieszę. Chyba pan w to nie wątpi. Zawsze będę rada
synowi przyjaciela mojego ojca.
Nawet jeśli jest tylko szoferem?
Spojrzała na niego bardzo poważnie.
Ten szofer jest prawdziwym mężczyzną, które-
go przeciwności losu nie załamują, i jest człowiekiem
honoru. Chyba nie muszę ciągnąć dalej tej odpowiedzi
zakończyła ciepło.
Spojrzenie Lutza przeniknęło w głąb jej serca.
Dziękuję pani, bardzo dziękuję!
Nie ma za co! Na kiedy mam zapowiedzieć pa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]