[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do snu. Kochana, mała kobieca rączka, miękka i ciepła, drżąca
w jego dłoni jak pisklę. Wszystko się w nim rwało, żeby wziąć
żonę w ramiona, ale wydawało się to jeszcze marzeniem
odległym o nieprzebyte mile, więc spychał je w niebyt.
Wystarczy, że trzymał jej dłoń, to była chwila szczęścia, a
teraz pragnął tylko, żeby się powtórzyła.
Fortepian dotarł na miejsce cało, jednakże Stewart, który
niedawno wrócił z wyprawy po zapasy, nie miał w domu
pieniędzy, żeby zapłacić Maorysom za transport.
Rozporządzał jedynie słojem guzików, które w latach jego
pierwszych transakcji handlowych przyjmowali oni jako
walutę. Teraz propozycja Stewarta wprawiła ich jednak we
wściekłość.
- Wetknij sobie swoje guziki w tyłek, sukinsynu -
krzyknął jeden z nich, czego oczywiście Stewart nie mógł
zrozumieć. - Nie jesteśmy dziećmi.
Wszyscy zaczęli teraz krzyczeć jeden przez drugiego.
- Kiedy ja tylko to mam - tłumaczył się speszony Stewart.
Nim mógł przeszkodzić, jeden z młodych Maorysów,
Tahu, złapał słój z guzikami i uciekł trzymając go nad głową.
- Oddaj to - zawołał za nim bezradnie Stewart. Starsi
Maorysi, mrucząc gniewnie, ruszyli statecznie za Tahu. Ada,
nie zważając na harmider, który się przeniósł na dwór,
otworzyła fortepian i zagrała parę akordów, sprawdzając, czy
nie ucierpiał w czasie transportu. Wszedł Stewart, zamykając
za sobą drzwi.
- Wszystko w porządku? - zapytał. - Może coś zagrasz?
Ada odsunęła się od fortepianu. Nie miała ochoty grać dla
człowieka, który sprzedał jej instrument. Dała znak Florze,
która usiadła przy klawiaturze, rada, że będzie się mogła
popisać.
- Co mam zagrać? - spytała.
Stewart popatrzył na Adę, która z nieodgadnioną miną
stała przy oknie.
- Może zagrasz jakąś gigę? - zaproponował. Flora
spojrzała na matkę.
- Czy ja znam jakąś gigę?
Ada, pochłonięta własnymi myślami, nie zwracała uwagi
na córkę.
- To zagraj piosenkę - rozstrzygnął Stewart.
Flora zaczęła śpiewać i grać melancholijną piosenkę
szkocką. Po kilku pierwszych taktach Ada odwróciła się i
wyszła na dwór. Musiała uciec od wszystkiego, co jej
przypominał fortepian - Bainesa, jego nieoczekiwane
odtrącenie, to całe chybione małżeństwo... Czuła się
zagubiona, a fortepian stanowił jakby klucz do jej rozterki.
Stewart, stukając do taktu w wieko instrumentu,
odprowadził Adę wzrokiem. Kiedy wyszła, przysunął się do
okna i przyglądał, jak spaceruje między widmowymi kikutami
wypalonych drzew. Flora przestała grać. Doprowadzony do
rozpaczy przez tę zimną zagadkową kobietę, Stewart
wybuchnął:
- Czemu ona nie chce grać? Ma z powrotem swój
fortepian i ucieka!
Flora nie odpowiedziała, pytanie wydawało się skierowane
nie do niej. Zresztą sama była zaskoczona i urażona
niezrozumiałym zachowaniem matki.
- No, czemu nie grasz? - spytał Stewart i klepnął ponuro
wieko fortepianu.
Flora powróciła do swojej smętnej melodii.
Ada krążyła z mroczną, zaaferowaną twarzą. Zatrzymała
się, obejrzała na dom. Z okna przyglądał jej się Alisdair
Stewart. Bez zastanowienia odwróciła wzrok. Nieodparta siła
ciągnęła ją w stronę chaty George'a Bainesa. Skierowała
spojrzenie w głąb lasu, tak jakby w jego cieniach kryła się
przyczyna niepokoju jej serca. Obróciła się z powrotem ku
wypalonym drzewom mężowskiego obejścia i jęła krążyć
dalej.
Wiedziała, że jej myśl wyrywa się w niewłaściwym
kierunku. George Baines nie jest jej mężem; nie jest już nawet
jej uczniem. Nie ma teraz pretekstu do odwiedzania go.
Chociaż starała się odpychać podobne myśli, łapała się
ostatnio często na porównywaniu obu mężczyzn. Chwilami
czuła się bardziej służącą Alisdaira Stewarta niż jego żoną.
Wciąż utrzymywał się między nimi sztywny, formalny
dystans. Czy teraz, kiedy odzyskała fortepian, a sekretna
transakcja z George'em Bainesem została zerwana, będzie w
stanie wybaczyć Stewartowi? Zawróciła i ruszyła z powrotem,
starając się trzymać z dala od ścieżki prowadzącej do chaty
Bainesa. Miotały nią niepewność i niepokój, nie wiedziała, jak
się od nich uwolnić. Z założonymi smętnie rękami,
spacerowała tam i z powrotem po cmentarnym terenie przed
domem męża.
Od stołu kuchennego, przy którym jadła śniadanie, Ada
spoglądała na fortepian. Kładło się na nim pasmo porannego
słońca wydobywając całą urodę politurowanego drzewa
różanego. Ada podeszła do instrumentu, przetarła go suknem,
po czym ruchem codziennej intymnej, pieszczoty przesunęła
wierzchem dłoni po klawiszach. Fortepian był skarbonką jej
uczuć, musiała go dotknąć, żeby się w nich rozeznać. Uniosła
palcem jeden z klawiszy. Na jego boku widniał pamiątkowy
napis, inicjał A i D rozdzielony sercem przebitym strzałą.
Dawno, dawno temu sama ten napis wyryła. Pozwoliła
klawiszowi opaść i zaczęła grać.
Z zamkniętymi oczami wędrowała palcami po
klawiaturze, wyzwalając melodię. Płynąca z głębi serca
muzyka wypełniła dom Alisdaira Stewarta. Raptem Ada
urwała, obejrzała się przez ramię. W półmroku nikt nie
siedział, nikt nie słuchał jej gry. Spróbowała zacząć od nowa,
dzwiękami wypełnić pustkę duszy. Przebiegła dłonią po [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
do snu. Kochana, mała kobieca rączka, miękka i ciepła, drżąca
w jego dłoni jak pisklę. Wszystko się w nim rwało, żeby wziąć
żonę w ramiona, ale wydawało się to jeszcze marzeniem
odległym o nieprzebyte mile, więc spychał je w niebyt.
Wystarczy, że trzymał jej dłoń, to była chwila szczęścia, a
teraz pragnął tylko, żeby się powtórzyła.
Fortepian dotarł na miejsce cało, jednakże Stewart, który
niedawno wrócił z wyprawy po zapasy, nie miał w domu
pieniędzy, żeby zapłacić Maorysom za transport.
Rozporządzał jedynie słojem guzików, które w latach jego
pierwszych transakcji handlowych przyjmowali oni jako
walutę. Teraz propozycja Stewarta wprawiła ich jednak we
wściekłość.
- Wetknij sobie swoje guziki w tyłek, sukinsynu -
krzyknął jeden z nich, czego oczywiście Stewart nie mógł
zrozumieć. - Nie jesteśmy dziećmi.
Wszyscy zaczęli teraz krzyczeć jeden przez drugiego.
- Kiedy ja tylko to mam - tłumaczył się speszony Stewart.
Nim mógł przeszkodzić, jeden z młodych Maorysów,
Tahu, złapał słój z guzikami i uciekł trzymając go nad głową.
- Oddaj to - zawołał za nim bezradnie Stewart. Starsi
Maorysi, mrucząc gniewnie, ruszyli statecznie za Tahu. Ada,
nie zważając na harmider, który się przeniósł na dwór,
otworzyła fortepian i zagrała parę akordów, sprawdzając, czy
nie ucierpiał w czasie transportu. Wszedł Stewart, zamykając
za sobą drzwi.
- Wszystko w porządku? - zapytał. - Może coś zagrasz?
Ada odsunęła się od fortepianu. Nie miała ochoty grać dla
człowieka, który sprzedał jej instrument. Dała znak Florze,
która usiadła przy klawiaturze, rada, że będzie się mogła
popisać.
- Co mam zagrać? - spytała.
Stewart popatrzył na Adę, która z nieodgadnioną miną
stała przy oknie.
- Może zagrasz jakąś gigę? - zaproponował. Flora
spojrzała na matkę.
- Czy ja znam jakąś gigę?
Ada, pochłonięta własnymi myślami, nie zwracała uwagi
na córkę.
- To zagraj piosenkę - rozstrzygnął Stewart.
Flora zaczęła śpiewać i grać melancholijną piosenkę
szkocką. Po kilku pierwszych taktach Ada odwróciła się i
wyszła na dwór. Musiała uciec od wszystkiego, co jej
przypominał fortepian - Bainesa, jego nieoczekiwane
odtrącenie, to całe chybione małżeństwo... Czuła się
zagubiona, a fortepian stanowił jakby klucz do jej rozterki.
Stewart, stukając do taktu w wieko instrumentu,
odprowadził Adę wzrokiem. Kiedy wyszła, przysunął się do
okna i przyglądał, jak spaceruje między widmowymi kikutami
wypalonych drzew. Flora przestała grać. Doprowadzony do
rozpaczy przez tę zimną zagadkową kobietę, Stewart
wybuchnął:
- Czemu ona nie chce grać? Ma z powrotem swój
fortepian i ucieka!
Flora nie odpowiedziała, pytanie wydawało się skierowane
nie do niej. Zresztą sama była zaskoczona i urażona
niezrozumiałym zachowaniem matki.
- No, czemu nie grasz? - spytał Stewart i klepnął ponuro
wieko fortepianu.
Flora powróciła do swojej smętnej melodii.
Ada krążyła z mroczną, zaaferowaną twarzą. Zatrzymała
się, obejrzała na dom. Z okna przyglądał jej się Alisdair
Stewart. Bez zastanowienia odwróciła wzrok. Nieodparta siła
ciągnęła ją w stronę chaty George'a Bainesa. Skierowała
spojrzenie w głąb lasu, tak jakby w jego cieniach kryła się
przyczyna niepokoju jej serca. Obróciła się z powrotem ku
wypalonym drzewom mężowskiego obejścia i jęła krążyć
dalej.
Wiedziała, że jej myśl wyrywa się w niewłaściwym
kierunku. George Baines nie jest jej mężem; nie jest już nawet
jej uczniem. Nie ma teraz pretekstu do odwiedzania go.
Chociaż starała się odpychać podobne myśli, łapała się
ostatnio często na porównywaniu obu mężczyzn. Chwilami
czuła się bardziej służącą Alisdaira Stewarta niż jego żoną.
Wciąż utrzymywał się między nimi sztywny, formalny
dystans. Czy teraz, kiedy odzyskała fortepian, a sekretna
transakcja z George'em Bainesem została zerwana, będzie w
stanie wybaczyć Stewartowi? Zawróciła i ruszyła z powrotem,
starając się trzymać z dala od ścieżki prowadzącej do chaty
Bainesa. Miotały nią niepewność i niepokój, nie wiedziała, jak
się od nich uwolnić. Z założonymi smętnie rękami,
spacerowała tam i z powrotem po cmentarnym terenie przed
domem męża.
Od stołu kuchennego, przy którym jadła śniadanie, Ada
spoglądała na fortepian. Kładło się na nim pasmo porannego
słońca wydobywając całą urodę politurowanego drzewa
różanego. Ada podeszła do instrumentu, przetarła go suknem,
po czym ruchem codziennej intymnej, pieszczoty przesunęła
wierzchem dłoni po klawiszach. Fortepian był skarbonką jej
uczuć, musiała go dotknąć, żeby się w nich rozeznać. Uniosła
palcem jeden z klawiszy. Na jego boku widniał pamiątkowy
napis, inicjał A i D rozdzielony sercem przebitym strzałą.
Dawno, dawno temu sama ten napis wyryła. Pozwoliła
klawiszowi opaść i zaczęła grać.
Z zamkniętymi oczami wędrowała palcami po
klawiaturze, wyzwalając melodię. Płynąca z głębi serca
muzyka wypełniła dom Alisdaira Stewarta. Raptem Ada
urwała, obejrzała się przez ramię. W półmroku nikt nie
siedział, nikt nie słuchał jej gry. Spróbowała zacząć od nowa,
dzwiękami wypełnić pustkę duszy. Przebiegła dłonią po [ Pobierz całość w formacie PDF ]