[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ność charakterów? To, że oboje lubimy chińszczyznę? Jeśli kiedykolwiek wyjdę za mąż,
to wyłącznie z miłości!
- Ale...
Nie dała mu dojść do słowa.
- A jeśli chodzi o Brice'a, nie musisz się obawiać, że pozbawię go jego dziedzic-
twa. Zdradzę ci, że zamierzam wystąpić o zmianę jego nazwiska ze Stevens na Caliborn.
Bo jak słusznie zauważyłeś, mały jest Calibornem.
- Ale ja nie...
- Co ty nie? Nie chciałeś mnie urazić? Nie chciałeś upokorzyć, zlekceważyć? Ale
zrobiłeś to. Myślałam... - Potrząsnęła głową; nie, nie będzie się przed nim odsłaniać. -
Zresztą nieważne, co myślałam. Nie miałam racji.
- Ważne. Dla mnie bardzo ważne.
Wskazała palcem drzwi.
- Idz, Bryan. Zostaw mnie. Może wydaje ci się, że mamy z sobą mnóstwo wspól-
nego, mnie jednak nie przychodzi do głowy ani jedna rzecz.
- Morgan...
Kiedy nie wykonał żadnego ruchu w stronę drzwi, sama do nich podeszła i naci-
snęła klamkę.
R
L
T
- Proszę cię, wyjdz. Może dobrze się składa, że wkrótce wyjeżdżasz. Chętnie od
ciebie odpocznę. A kiedy wrócisz, będę już mieszkała we własnym domu. Sytuacja bę-
dzie mniej napięta.
Niepocieszony przystanął w progu.
- Jesteś na mnie zła?
- Owszem. Jestem zła. I bardzo rozczarowana. Ale nie obawiaj się; nie zabronię to-
bie ani twoim rodzicom widywać się z Brice'em. Przyjechałam do Chicago, bo chciałam,
żeby mój syn miał kontakt z rodziną swojego ojca. To się nie zmieniło. Wiele można mi
zarzucić, ale na pewno nie mściwość czy złośliwość.
- Nawet mi to do głowy nie przyszło.
- Cieszę się.
- yle to wszystko rozegrałem...
I w dalszym ciągu zle rozgrywasz, pomyślała Morgan.
- Posłuchaj, Bryan, małżeństwo nie powinno być żadnym rozwiązaniem". Wiem,
że zostałeś skrzywdzony. To, co cię spotkało, sprawiło, że trudno ci znów zaufać kobie-
cie. Ale w małżeństwie chodzi o miłość. Ludzie powinni się pobierać dlatego, że się ko-
chają. Dlatego, że nie wyobrażają sobie życia bez siebie, a nie dlatego, że jedno chce na-
prawić krzywdę czy błąd, jaki tej drugiej osobie wyrządził ktoś z jego rodziny.
Zamknęła drzwi, zanim Bryan zdążył odpowiedzieć. Nie chciała więcej słuchać
jego racjonalnych wyjaśnień.
Zmarnował okazję. Wszystko zepsuł. Spaprał do potęgi. Siedział na leżaku nad
basenem i odtwarzał w myślach rozmowę. Tak jak zamierzał, przedstawił Morgan swoje
argumenty, swój punkt widzenia. Kiedy wczesnym rankiem ćwiczył przed lustrem, ar-
gumenty te brzmiały rozsądnie.
Zwiesił głowę, potarł ręką twarz. Rozsądnie? Chryste, ależ był idiotą! Dzwignąw-
szy się z leżaka, doszedł do głównego domu i przystanął na patio. Przez okno gabinetu
widział rodziców bawiących się z Brice'em, który leżał na rozłożonym na podłodze kocu.
Znów byli szczęśliwi. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nikt i nic nie zastąpi im
Dillona, ale obecność wnuka w znacznej mierze stępiła ostrze ich bólu. Obecność wnuka
i obecność Morgan, która opuściła Wisconsin, aby być bliżej Calibornów. Pomogła Julii i
R
L
T
Hugh odzyskać radość życia; pomogła też jemu, Bryanowi, uporać się ze stratą brata i
dziecka, które przez pewien czas uważał za swoje.
Zamiast wystąpić do sądu o alimenty, pokazała im Brice'a, pozwoliła im się nim
cieszyć. Co ją za to spotkało? On, Bryan, najpierw powątpiewał w jej prawdomówność,
potem wynajął detektywa, a prasa ją obsmarowała.
Jeśli kiedykolwiek wyjdę za mąż, to wyłącznie z miłości, powiedziała Morgan.
Właśnie miłość przed nią ukrywał, nawet wówczas, gdy prosił ją o rękę. Jak
chłodno musiały zabrzmieć jego oświadczyny, pomyślał, wsiadając do samochodu i
przekręcając kluczyk w stacyjce. Chłodno i konkretnie, jakby proponował fuzję dwóch
przedsiębiorstw, a nie małżeństwo.
R
L
T
ROZDZIAA DWUNASTY
Przez kilka następnych dni Morgan próbowała nie myśleć o Bryanie i jego propo-
zycji małżeństwa. Małżeństwa z rozsądku. Była na niego wściekła. Była również zła na
siebie, bo kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, zaczęła się zastanawiać, czy nie postą-
piła głupio. Może należało się zgodzić? Przecież go kochała. Chciała zostać jego żoną.
%7łeby zająć czymś głowę i nie wracać do tamtego dnia, skupiła się na przepro-
wadzce do nowego domu. Właściciele zgodzili się na sumę, jaką im zaoferowała; nale-
żało dokończyć sprawy papierkowe, a potem spakować swój dobytek. Nie mogła się do-
czekać, aby przewiezć z magazynu resztę swoich rzeczy, a także nowe pianino, które
niedawno kupiła.
Przed przeprowadzką czekał ją drobny remont, właściwie poprawki kosmetyczne,
które nie powinny zająć dużo czasu. Wynajęła już malarza, teraz wybierała kolor farby, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
ność charakterów? To, że oboje lubimy chińszczyznę? Jeśli kiedykolwiek wyjdę za mąż,
to wyłącznie z miłości!
- Ale...
Nie dała mu dojść do słowa.
- A jeśli chodzi o Brice'a, nie musisz się obawiać, że pozbawię go jego dziedzic-
twa. Zdradzę ci, że zamierzam wystąpić o zmianę jego nazwiska ze Stevens na Caliborn.
Bo jak słusznie zauważyłeś, mały jest Calibornem.
- Ale ja nie...
- Co ty nie? Nie chciałeś mnie urazić? Nie chciałeś upokorzyć, zlekceważyć? Ale
zrobiłeś to. Myślałam... - Potrząsnęła głową; nie, nie będzie się przed nim odsłaniać. -
Zresztą nieważne, co myślałam. Nie miałam racji.
- Ważne. Dla mnie bardzo ważne.
Wskazała palcem drzwi.
- Idz, Bryan. Zostaw mnie. Może wydaje ci się, że mamy z sobą mnóstwo wspól-
nego, mnie jednak nie przychodzi do głowy ani jedna rzecz.
- Morgan...
Kiedy nie wykonał żadnego ruchu w stronę drzwi, sama do nich podeszła i naci-
snęła klamkę.
R
L
T
- Proszę cię, wyjdz. Może dobrze się składa, że wkrótce wyjeżdżasz. Chętnie od
ciebie odpocznę. A kiedy wrócisz, będę już mieszkała we własnym domu. Sytuacja bę-
dzie mniej napięta.
Niepocieszony przystanął w progu.
- Jesteś na mnie zła?
- Owszem. Jestem zła. I bardzo rozczarowana. Ale nie obawiaj się; nie zabronię to-
bie ani twoim rodzicom widywać się z Brice'em. Przyjechałam do Chicago, bo chciałam,
żeby mój syn miał kontakt z rodziną swojego ojca. To się nie zmieniło. Wiele można mi
zarzucić, ale na pewno nie mściwość czy złośliwość.
- Nawet mi to do głowy nie przyszło.
- Cieszę się.
- yle to wszystko rozegrałem...
I w dalszym ciągu zle rozgrywasz, pomyślała Morgan.
- Posłuchaj, Bryan, małżeństwo nie powinno być żadnym rozwiązaniem". Wiem,
że zostałeś skrzywdzony. To, co cię spotkało, sprawiło, że trudno ci znów zaufać kobie-
cie. Ale w małżeństwie chodzi o miłość. Ludzie powinni się pobierać dlatego, że się ko-
chają. Dlatego, że nie wyobrażają sobie życia bez siebie, a nie dlatego, że jedno chce na-
prawić krzywdę czy błąd, jaki tej drugiej osobie wyrządził ktoś z jego rodziny.
Zamknęła drzwi, zanim Bryan zdążył odpowiedzieć. Nie chciała więcej słuchać
jego racjonalnych wyjaśnień.
Zmarnował okazję. Wszystko zepsuł. Spaprał do potęgi. Siedział na leżaku nad
basenem i odtwarzał w myślach rozmowę. Tak jak zamierzał, przedstawił Morgan swoje
argumenty, swój punkt widzenia. Kiedy wczesnym rankiem ćwiczył przed lustrem, ar-
gumenty te brzmiały rozsądnie.
Zwiesił głowę, potarł ręką twarz. Rozsądnie? Chryste, ależ był idiotą! Dzwignąw-
szy się z leżaka, doszedł do głównego domu i przystanął na patio. Przez okno gabinetu
widział rodziców bawiących się z Brice'em, który leżał na rozłożonym na podłodze kocu.
Znów byli szczęśliwi. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nikt i nic nie zastąpi im
Dillona, ale obecność wnuka w znacznej mierze stępiła ostrze ich bólu. Obecność wnuka
i obecność Morgan, która opuściła Wisconsin, aby być bliżej Calibornów. Pomogła Julii i
R
L
T
Hugh odzyskać radość życia; pomogła też jemu, Bryanowi, uporać się ze stratą brata i
dziecka, które przez pewien czas uważał za swoje.
Zamiast wystąpić do sądu o alimenty, pokazała im Brice'a, pozwoliła im się nim
cieszyć. Co ją za to spotkało? On, Bryan, najpierw powątpiewał w jej prawdomówność,
potem wynajął detektywa, a prasa ją obsmarowała.
Jeśli kiedykolwiek wyjdę za mąż, to wyłącznie z miłości, powiedziała Morgan.
Właśnie miłość przed nią ukrywał, nawet wówczas, gdy prosił ją o rękę. Jak
chłodno musiały zabrzmieć jego oświadczyny, pomyślał, wsiadając do samochodu i
przekręcając kluczyk w stacyjce. Chłodno i konkretnie, jakby proponował fuzję dwóch
przedsiębiorstw, a nie małżeństwo.
R
L
T
ROZDZIAA DWUNASTY
Przez kilka następnych dni Morgan próbowała nie myśleć o Bryanie i jego propo-
zycji małżeństwa. Małżeństwa z rozsądku. Była na niego wściekła. Była również zła na
siebie, bo kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, zaczęła się zastanawiać, czy nie postą-
piła głupio. Może należało się zgodzić? Przecież go kochała. Chciała zostać jego żoną.
%7łeby zająć czymś głowę i nie wracać do tamtego dnia, skupiła się na przepro-
wadzce do nowego domu. Właściciele zgodzili się na sumę, jaką im zaoferowała; nale-
żało dokończyć sprawy papierkowe, a potem spakować swój dobytek. Nie mogła się do-
czekać, aby przewiezć z magazynu resztę swoich rzeczy, a także nowe pianino, które
niedawno kupiła.
Przed przeprowadzką czekał ją drobny remont, właściwie poprawki kosmetyczne,
które nie powinny zająć dużo czasu. Wynajęła już malarza, teraz wybierała kolor farby, [ Pobierz całość w formacie PDF ]