[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedziała.
Petra niecierpliwie nadstawiła uszu.
Obiecuję, że... że nie będę nikogo potępiać ani nic
takiego.
Nie tego się boję. Jack wlepił wzrok w przeciw-
ległą ścianę. Pięć lat temu o wiele łatwiej było wy-
trzymać z Domem. Spotykał się z Alice Myers, i to na
poważnie. Była od niego trochę młodsza i zaczynała
pracę jako lekarz. Wszyscy darzyliśmy ją sympatią, ale
chyba mieli z Dominikiem zbyt wiele wspólnych cech.
Wyciągała pochopne wnioski, szybko traciła panowa-
nie nad sobą. Może z czasem by się uspokoiła.
Nie była idealną partnerką dla Dominika.
Nie musi mi pani mówić. Ale oni się bardzo
kochali. Potem Alice zaszła w ciążę, zaplanowali to
dziecko.
86 GILL SANDERSON
Zaplanowali powtórzyła Petra z poczuciem
winy. Przepraszam, niech pan mówi dalej.
Postanowili, że nie wezmą ślubu, ku irytacji
naszej matki. Alice zrobiła badania, wiedzieli, że o-
czekują dziewczynki. Pewnego wieczoru pokłócili się,
i to na noże. Dominik twierdził potem, że tak naprawdę
nie mieli powodu. Alice wyszła z domu w złości.
Jack pobladł i nerwowo oblizał wargi. Wsiadła do
swojego małego sportowego auta. Pewnie jechała za
szybko, nie wiemy tego. Może na drodze były inne
samochody, na odcinku między Calthorpe i Denham
często można spotkać pijanych kierowców. W każdym
razie Alice miała wypadek. Przywiezli ją do szpitala
ledwie żywą. Na szczęście Dominik nie miał wówczas
dyżuru. Zmarła po kilku minutach. Dziecko wyjęto,
przez krótki czas żyło, potem także zmarło. To wyda-
rzenie zmieniło Dominika nie do poznania.
Obwinia siÄ™?
Prawdopodobnie. Jack przełknął ślinę. Od
tamtej pory nie związał się z żadną kobietą na dłużej
niż trzy miesiące. Powiedział mi, że szkoda zachodu.
Chcieli nazwać tę dziewczynkę Charlotte, pra-
wda?
Jack spojrzał na nią zaskoczony.
SkÄ…d pani wie?
Coś mu się kiedyś wymknęło.
W tym momencie do salonu przyszła Penny i oznaj-
miła, że Eleanor śpi. Zapytała, czy może w czymś
jeszcze pomóc.
Nie chcesz chyba zamęczyć cioci odparł Jack.
Pójdziemy już, ale może ciocia pozwoli ci znów
kiedyś zajrzeć.
GILL SANDERSON 87
Możemy pójść na spacer do parku zapropono-
wała Petra. Będziesz pchała wózek. Jack, bardzo się
cieszę, że wpadliście z wizytą. Dał mi pan mnóstwo do
myślenia.
Dziwak z mojego brata, co? Patrzył na nią
z życzliwością. Mam nadzieję, że będziemy się cza-
sem widywali.
Odprowadziwszy gości do drzwi, Petra usiadła na
kanapie i wzięła głęboki oddech. Spędziła bardzo miłe
popołudnie, polubiła Jacka i Penny. A równocześnie
była zadowolona, że już sobie poszli. Miała tyle spraw
do przemyślenia. Zrozumiała pewne rzeczy, które do
tej pory wzbudzały w niej złość.
Tęskniła za tym, by założyć własną rodzinę. Miała
przyjaciół i znajomych, ale czuła, że wsparcie rodziny
to całkiem inna jakość. Była przekonana, że Eleanor
skorzysta na tym, że ma taką uroczą kuzynkę i takiego
sympatycznego wujka. Ale przecież dziecko potrzebu-
je ojca. Petra zdała sobie sprawę, że z tym może być
problem i lekko zadrżała. Miłość matczyna jest instyn-
ktowna i natychmiastowa, ojcowie zazwyczaj dojrze-
wają do miłości rodzicielskiej.
Zauważyła, w jaki sposób Dominik patrzy na córkę.
Nie ulega wątpliwości, że pokocha Eleanor z całego
serca. Pozostaje jedna nierozwiÄ…zana kwestia. Jakie
uczucia żywi ojciec dziecka do niej? Było dość oczy-
wiste, że w sprawach seksu znalezliby wspólny język,
ale co z resztÄ…?
Opowieść Jacka o Alice pozwoliła Petrze lepiej zro-
zumieć Dominika. Ta historia nią wstrząsnęła. Wie
przecież, że pozornie najwięksi twardziele są w is-
tocie najbardziej wrażliwi. Ale życie posuwa się
88 GILL SANDERSON
nieubłaganie naprzód. Pora, by Dominik zostawił za
sobą przeszłość.
Co to wszystko znaczy dla niej? Mogłaby łatwo...
zakochać się w Dominiku. Póki co jednak nie ma mo-
wy o miłości. Tak w każdym razie myślała. Nie po-
kocha Dominika, dopóki on nie okaże jej uczucia.
ROZDZIAA SZÓSTY
Zajechała pod numer 25 na Thornton Avenue. Był
to ładny dom z oknami po obu stronach wejścia na
zielonym przedmieściu Denham. Sięgnęła na tylne
siedzenie i zaczęła odpinać torbę do noszenia niemow-
lÄ™cia. W bagażniku miaÅ‚a ƒozek, do którego torba
pasowała.
Penny już biegła podjazdem, by jej pomóc. Zapew-
ne wypatrywała gości przez okno.
Mogę ją zawiezć do domu? spytała. To znaczy
za dom. Siedzimy wszyscy na dworze, bo jest ciepło.
Dobry pomysł stwierdziła Petra.
Trochę się jednak denerwowała. Jack zatelefonował
do niej i zaprosił ją z Eleanor na herbatę. Miała poz-
nać jego żonę, Mary, a także Sally, matkę Jacka i Do-
minika.
Los obdarzył ją szwagrem i szwagierką, mimo że
nie miała jeszcze męża. Zupełnie niewłaściwa kolej-
ność. Ale co robić, musi ją zaakceptować.
Na tyłach domu na trawniku stały meble ogrodowe.
Penny zawołała z entuzjazmem:
Patrzcie, kto przyszedł.
Gospodarze podnieśli się z krzeseł. Na początek
Jack przedstawił Petrze Mary, pogodną kobietę, która
ją serdecznie ucałowała. Potem przyszła kolej na Sally,
wysoką i siwowłosą, która wyglądała na czterdzieści
90 GILL SANDERSON
kilka lat, chociaż musiała już mieć co najmniej dziesięć
wiÄ™cej. Ona także úsciskaÅ‚a i ucaÅ‚owaÅ‚a PetrÄ™.
Miło mi cię poznać oznajmiła szczerze.
A to Eleanor powiedziała Petra.
Wszyscy pochylili głowy nad wózkiem, a Eleanor,
zapewne odgadując, że znalazła się w centrum uwagi,
otworzyła oczy i coś po swojemu zagadała.
Może zostaniemy na dworze i napijemy się cze-
goś zimnego? zaproponował Jack. Penny powozi
Eleanor po ogrodzie, jeżeli pozwolisz.
Eleanor będzie zachwycona odparła Petra.
Usiedli zatem i wypili po szklance domowej lemo-
niady z lodem. Przez jakiś czas rozmowa krążyła
wokół ogólnych tematów. Potem Jack i Mary zniknęli
w domu, by zaparzyć herbatę, i zostawili Petrę z Sally.
Petra była lekko zaniepokojona. W oczach Sally wi-
działa podobną twardość jak u Dominika.
To trudne odezwała się Sally, nie okazując
cienia zakłopotania. Miałam nadzieję, że zobaczę
moją drugą wnuczkę w obecności obojga rodziców.
Ale wiedz, Petro, że cokolwiek dzieje się między tobą
a moim błądzącym synem, zawsze będziemy ciebie
i Eleonor chętnie widzieć. Nie chcę rozmawiać o tobie
i o nim, to wasza sprawa. Pamiętaj tylko, że zawsze jest
tu dla ciebie miejsce, tutaj i w moim domu. Dla ciebie
i dla dziecka.
To bardzo miło z pani strony. Głos Petry za-
drżał. Myślę, że Eleanor pokocha swoją babcię. A in-
nej nie będzie miała.
No więc postanowione. Jesteś pielęgniarką, pra-
wda? Ja też przed wielu laty pracowałam w tym za- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
wiedziała.
Petra niecierpliwie nadstawiła uszu.
Obiecuję, że... że nie będę nikogo potępiać ani nic
takiego.
Nie tego się boję. Jack wlepił wzrok w przeciw-
ległą ścianę. Pięć lat temu o wiele łatwiej było wy-
trzymać z Domem. Spotykał się z Alice Myers, i to na
poważnie. Była od niego trochę młodsza i zaczynała
pracę jako lekarz. Wszyscy darzyliśmy ją sympatią, ale
chyba mieli z Dominikiem zbyt wiele wspólnych cech.
Wyciągała pochopne wnioski, szybko traciła panowa-
nie nad sobą. Może z czasem by się uspokoiła.
Nie była idealną partnerką dla Dominika.
Nie musi mi pani mówić. Ale oni się bardzo
kochali. Potem Alice zaszła w ciążę, zaplanowali to
dziecko.
86 GILL SANDERSON
Zaplanowali powtórzyła Petra z poczuciem
winy. Przepraszam, niech pan mówi dalej.
Postanowili, że nie wezmą ślubu, ku irytacji
naszej matki. Alice zrobiła badania, wiedzieli, że o-
czekują dziewczynki. Pewnego wieczoru pokłócili się,
i to na noże. Dominik twierdził potem, że tak naprawdę
nie mieli powodu. Alice wyszła z domu w złości.
Jack pobladł i nerwowo oblizał wargi. Wsiadła do
swojego małego sportowego auta. Pewnie jechała za
szybko, nie wiemy tego. Może na drodze były inne
samochody, na odcinku między Calthorpe i Denham
często można spotkać pijanych kierowców. W każdym
razie Alice miała wypadek. Przywiezli ją do szpitala
ledwie żywą. Na szczęście Dominik nie miał wówczas
dyżuru. Zmarła po kilku minutach. Dziecko wyjęto,
przez krótki czas żyło, potem także zmarło. To wyda-
rzenie zmieniło Dominika nie do poznania.
Obwinia siÄ™?
Prawdopodobnie. Jack przełknął ślinę. Od
tamtej pory nie związał się z żadną kobietą na dłużej
niż trzy miesiące. Powiedział mi, że szkoda zachodu.
Chcieli nazwać tę dziewczynkę Charlotte, pra-
wda?
Jack spojrzał na nią zaskoczony.
SkÄ…d pani wie?
Coś mu się kiedyś wymknęło.
W tym momencie do salonu przyszła Penny i oznaj-
miła, że Eleanor śpi. Zapytała, czy może w czymś
jeszcze pomóc.
Nie chcesz chyba zamęczyć cioci odparł Jack.
Pójdziemy już, ale może ciocia pozwoli ci znów
kiedyś zajrzeć.
GILL SANDERSON 87
Możemy pójść na spacer do parku zapropono-
wała Petra. Będziesz pchała wózek. Jack, bardzo się
cieszę, że wpadliście z wizytą. Dał mi pan mnóstwo do
myślenia.
Dziwak z mojego brata, co? Patrzył na nią
z życzliwością. Mam nadzieję, że będziemy się cza-
sem widywali.
Odprowadziwszy gości do drzwi, Petra usiadła na
kanapie i wzięła głęboki oddech. Spędziła bardzo miłe
popołudnie, polubiła Jacka i Penny. A równocześnie
była zadowolona, że już sobie poszli. Miała tyle spraw
do przemyślenia. Zrozumiała pewne rzeczy, które do
tej pory wzbudzały w niej złość.
Tęskniła za tym, by założyć własną rodzinę. Miała
przyjaciół i znajomych, ale czuła, że wsparcie rodziny
to całkiem inna jakość. Była przekonana, że Eleanor
skorzysta na tym, że ma taką uroczą kuzynkę i takiego
sympatycznego wujka. Ale przecież dziecko potrzebu-
je ojca. Petra zdała sobie sprawę, że z tym może być
problem i lekko zadrżała. Miłość matczyna jest instyn-
ktowna i natychmiastowa, ojcowie zazwyczaj dojrze-
wają do miłości rodzicielskiej.
Zauważyła, w jaki sposób Dominik patrzy na córkę.
Nie ulega wątpliwości, że pokocha Eleanor z całego
serca. Pozostaje jedna nierozwiÄ…zana kwestia. Jakie
uczucia żywi ojciec dziecka do niej? Było dość oczy-
wiste, że w sprawach seksu znalezliby wspólny język,
ale co z resztÄ…?
Opowieść Jacka o Alice pozwoliła Petrze lepiej zro-
zumieć Dominika. Ta historia nią wstrząsnęła. Wie
przecież, że pozornie najwięksi twardziele są w is-
tocie najbardziej wrażliwi. Ale życie posuwa się
88 GILL SANDERSON
nieubłaganie naprzód. Pora, by Dominik zostawił za
sobą przeszłość.
Co to wszystko znaczy dla niej? Mogłaby łatwo...
zakochać się w Dominiku. Póki co jednak nie ma mo-
wy o miłości. Tak w każdym razie myślała. Nie po-
kocha Dominika, dopóki on nie okaże jej uczucia.
ROZDZIAA SZÓSTY
Zajechała pod numer 25 na Thornton Avenue. Był
to ładny dom z oknami po obu stronach wejścia na
zielonym przedmieściu Denham. Sięgnęła na tylne
siedzenie i zaczęła odpinać torbę do noszenia niemow-
lÄ™cia. W bagażniku miaÅ‚a ƒozek, do którego torba
pasowała.
Penny już biegła podjazdem, by jej pomóc. Zapew-
ne wypatrywała gości przez okno.
Mogę ją zawiezć do domu? spytała. To znaczy
za dom. Siedzimy wszyscy na dworze, bo jest ciepło.
Dobry pomysł stwierdziła Petra.
Trochę się jednak denerwowała. Jack zatelefonował
do niej i zaprosił ją z Eleanor na herbatę. Miała poz-
nać jego żonę, Mary, a także Sally, matkę Jacka i Do-
minika.
Los obdarzył ją szwagrem i szwagierką, mimo że
nie miała jeszcze męża. Zupełnie niewłaściwa kolej-
ność. Ale co robić, musi ją zaakceptować.
Na tyłach domu na trawniku stały meble ogrodowe.
Penny zawołała z entuzjazmem:
Patrzcie, kto przyszedł.
Gospodarze podnieśli się z krzeseł. Na początek
Jack przedstawił Petrze Mary, pogodną kobietę, która
ją serdecznie ucałowała. Potem przyszła kolej na Sally,
wysoką i siwowłosą, która wyglądała na czterdzieści
90 GILL SANDERSON
kilka lat, chociaż musiała już mieć co najmniej dziesięć
wiÄ™cej. Ona także úsciskaÅ‚a i ucaÅ‚owaÅ‚a PetrÄ™.
Miło mi cię poznać oznajmiła szczerze.
A to Eleanor powiedziała Petra.
Wszyscy pochylili głowy nad wózkiem, a Eleanor,
zapewne odgadując, że znalazła się w centrum uwagi,
otworzyła oczy i coś po swojemu zagadała.
Może zostaniemy na dworze i napijemy się cze-
goś zimnego? zaproponował Jack. Penny powozi
Eleanor po ogrodzie, jeżeli pozwolisz.
Eleanor będzie zachwycona odparła Petra.
Usiedli zatem i wypili po szklance domowej lemo-
niady z lodem. Przez jakiś czas rozmowa krążyła
wokół ogólnych tematów. Potem Jack i Mary zniknęli
w domu, by zaparzyć herbatę, i zostawili Petrę z Sally.
Petra była lekko zaniepokojona. W oczach Sally wi-
działa podobną twardość jak u Dominika.
To trudne odezwała się Sally, nie okazując
cienia zakłopotania. Miałam nadzieję, że zobaczę
moją drugą wnuczkę w obecności obojga rodziców.
Ale wiedz, Petro, że cokolwiek dzieje się między tobą
a moim błądzącym synem, zawsze będziemy ciebie
i Eleonor chętnie widzieć. Nie chcę rozmawiać o tobie
i o nim, to wasza sprawa. Pamiętaj tylko, że zawsze jest
tu dla ciebie miejsce, tutaj i w moim domu. Dla ciebie
i dla dziecka.
To bardzo miło z pani strony. Głos Petry za-
drżał. Myślę, że Eleanor pokocha swoją babcię. A in-
nej nie będzie miała.
No więc postanowione. Jesteś pielęgniarką, pra-
wda? Ja też przed wielu laty pracowałam w tym za- [ Pobierz całość w formacie PDF ]