[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gadamy. Chyba faktycznie warto, bo takie uszkodzenie
głowy to nie byle co. Może charakter mi się zmieni, nie
wiadomo. Jeszcze ze mnie zrezygnujesz.
Petra nie była w nastroju do żartów.
Nie o to mi chodzi. Nie rozmyślę się z powodu ja-
kiegoÅ› wypadku.
Dominik spojrzał na nią z satysfakcją.
Wiedziałem, że tak powiesz. Ale takie wypadki
mają swoje następstwa. Na przykład kompletnie nie pa-
miętam, co się stało tamtej nocy. Mam amnezję.
Petra machnęła ręką.
To nic. Doktor Appleby mówi, że to nie powóddo
zmartwienia.
No to dobrze. Ale jedno musisz wiedzieć. Kiedy
był ten wypadek, jechałem do ciebie. %7łeby ci coś powie-
dzieć. Coś, co nadal chcę ci powiedzieć.
Wiem, że jechałeś do mnie. To znaczy, domyśli-
łam się. Ale teraz jesteś zmęczony. Zaśnij. Ja przy tobie
posiedzÄ™.
Dominik wyciągnął rękę.
Połóż tu Eleanor, dobrze?
W ciągu kolejnego tygodnia stan Dominika uległ
znacznej poprawie. Petra była przekonana, że chory
w dużym stopniu zawdzięcza to silnej woli. Mył się już
150 GILL SANDERSON
samodzielnie i golił, planował, co zrobi, kiedy go wy-
piszÄ… ze szpitala.
Wiedział, że przez jakiś czas nie będzie zdolny do
pracy. Napięcie panujące na oddziale przekraczałoby
jego możliwości, i na szczęście starczyło mu rozumu,
by zdawać sobie z tego sprawę. Pełna rekonwalescen-
cja wymaga czasu.
Petra sądziła, że najlepiej mu będzie w jej miesz-
kaniu, ale niczego nie sugerowała. W każdym razie nie
wspomniała o tym Dominikowi, choć Sally uznała, że
to dobry pomysł.
Tydzień, o który go prosiła, dobiegł końca. Dominik
przypomniał jej o tym, a ona musiała przyznać mu rację.
Intuicja podpowiadałajej, żewjej życiu nastąpi zmiana.
Siedzieli oboje na dworze na oddziale były drzwi
balkonowe, które wychodziły na trawnik. Dzień był
słoneczny, Eleanor leżała na kolanach ojca.
Musimy porozmawiać.
Skoro tego chcesz. Petrze zakręciłosię wgłowie.
Chyba dobrze, że kazałaś mi czekać stwierdził
Dominik choć nie zmieniłem zdania. Ale przynaj-
mniej wiemy, że to nie wstrząs ?ozgu.
Rozumiem, że doktor Appleby był u ciebie.
Powiedział, żemogę iść do domu, żemózg i umysł
pracują jak należy, że zajmuję łóżko, na które już ktoś
czeka. Ale pozwolił mi zostać jeszcze dwa dni.
Stara szkoła.
To prawda. Więc oboje wiemy, że wiem, co robię
i comówię. Dopieroterazdotarłodomnie, żewcześniej
tego nie wiedziałem. To znaczy przed wypadkiem.
Wiem, co masz na myśli. Zawsze chciałeś owszy-
stkim decydować, a teraz zrozumiałeś, że czasem to
GILL SANDERSON 151
niemożliwe. Wypadki się zdarzają. Nawet dobre rzeczy
przychodzÄ… do nas niezaplanowane.
Dominik pochylił głowę nad córką.
Twojamamamówi, żejesteś dobrą rzeczą, maleń-
ka szepnął. I nie przeszkadza jej, że nie byłaś za-
planowana.
Wcale nie myślałam o niej.
Spojrzała na Dominika i zobaczyła, że żartował.
Powtórzę to, co powiedziałem ci po przebudzeniu.
Kiedy miałem wypadek, jechałem do ciebie. Chcia-
łem... chciałem ci powiedzieć, że cię kocham. Na tym
miaÅ‚o s/e skoÅ„czyć. MýslaÅ‚em, że trochÄ™ poczekamy,
poznamy się, i być może za kilka mies/ecy, albo kto
wie...
Po raz pierwszy spotkałam cię dziewięć miesięcy
temu zauważyła. I chociaż pózniej długo się nie
widzieliÅ›my, dużo o tobie mýslaÅ‚am. To dziwne. Wie-
działam, że będziesz zły, a równocześnie zechcesz mi
pomóc. Dlatego do ciebie nie dzwoniłam. Nie miałam
zaufania do mężczyzn, nie zaznałam wiele szczęścia.
Noc, którą spędziliśmy razem, była cudowna. Nie
chciałam jej zepsuć kłótnią o pien/adze. I wolałam,
żebyś nie był kolejnym Kenem.
Dominik skrzywił twarz.
Pytanie, dlaczego ja się ztobą nie skontaktowałem
rzekÅ‚ w kóncu. Dużo o tym mýslaÅ‚em podczas
tego tygodnia. Dla mnie także tamta noc była wyjąt-
kowa. Wiele razy podnosiłem słuchawkę, i odkłada-
Å‚em jÄ….
Uprzedzałeś mnie, żebym się niczego nie spodzie-
wała. To było uczciwe postawienie sprawy.
Powiedziałbym raczej, że chciałem mieć czyste
152 GILL SANDERSON
sumienie. Do niedawna sądziłem, że nie nawiązałem
z tobą kontaktu, ponieważ wyczułem w tobie silne
pragnienie miłości.
Nie wiedziałam, że tosię tak rzucałowoczy za-
uważyła ze smutkiem.
Nie rzucałosię. Poza tym i tak niczego nie zrozu-
miałem. Uważałem, żelepiej trzymać się od ciebie z da-
leka, że nie potrzebuję takiego związku. Wolałem żyć
po swojemu, bez zobowiązań. A potem to na mnie spa-
dło i byłem śmiertelnie przerażony.
Z powodu Alice. Nie chciałeś po raz drugi przeży-
wać tego samego.
Tak. Cały ten tydzień dręczyło mnie, że przeze
mnie cierpiaÅ‚aÅ›. Co czuÅ‚aÅ›, mýslÄ…c, że mogÄ™ umrzeć?
Nie chcÄ™ o tymmýsleć.
Więc oboje popełniamy błędy i przyjmujemy fał-
szywe założenia. A mogliśmy spędzić dziewięć szczęś-
liwych miesięcy. Czy to nas czegoś nauczyło?
Nauczyło. I nie tylko z powodu twojego wypadku.
Tak. Dominik przytulił Eleanor. Ale jednak
wypadek miał miejsce. Otarłem się o śmierć. Teraz
zdaję sobie sprawę, że szkoda marnować czas.
Włożył rękę do kieszeni szlafroka.
Jack był u mnie wczoraj po południu. Prosiłem,
żeby coś dla mnie kupił. Przyniósł mi to wieczorem.
Dominik otworzył zaciśniętą dłoń, na której spoczy-
wało maleńkie skórzane puzderko. Otworzył je wśro-
dku leżał pierścionek z brylantem, najpiękniejszy, jaki
Petra kiedykolwiek widziała.
Oboje błądziliśmy, ale mieliśmy szczęście i zo-
staliśmy pobłogosławieni Eleanor. Teraz chcę być po-
dwójnie szczęśliwy. Wyjdziesz za mnie, Petro?
GILL SANDERSON 153
Wciągu kilku minionych tygodni Petra wylała wię-
cej łez niż przez wszystkie dotychczasowe lata swojego
życia. Teraz jej oczy znowu zalśniły od łez, ale tym
razem były to łzy szczęścia.
Tak, wyjdÄ™ za ciebie. Tak bardzo ciÄ™ kocham.
Dominik trzymał w objęciach Eleanor. Petra wstała
i pocałowała go. Potem musnęła wargami czubek głowy
córki.
Będziemy bardzo szczęśliwą rodziną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
gadamy. Chyba faktycznie warto, bo takie uszkodzenie
głowy to nie byle co. Może charakter mi się zmieni, nie
wiadomo. Jeszcze ze mnie zrezygnujesz.
Petra nie była w nastroju do żartów.
Nie o to mi chodzi. Nie rozmyślę się z powodu ja-
kiegoÅ› wypadku.
Dominik spojrzał na nią z satysfakcją.
Wiedziałem, że tak powiesz. Ale takie wypadki
mają swoje następstwa. Na przykład kompletnie nie pa-
miętam, co się stało tamtej nocy. Mam amnezję.
Petra machnęła ręką.
To nic. Doktor Appleby mówi, że to nie powóddo
zmartwienia.
No to dobrze. Ale jedno musisz wiedzieć. Kiedy
był ten wypadek, jechałem do ciebie. %7łeby ci coś powie-
dzieć. Coś, co nadal chcę ci powiedzieć.
Wiem, że jechałeś do mnie. To znaczy, domyśli-
łam się. Ale teraz jesteś zmęczony. Zaśnij. Ja przy tobie
posiedzÄ™.
Dominik wyciągnął rękę.
Połóż tu Eleanor, dobrze?
W ciągu kolejnego tygodnia stan Dominika uległ
znacznej poprawie. Petra była przekonana, że chory
w dużym stopniu zawdzięcza to silnej woli. Mył się już
150 GILL SANDERSON
samodzielnie i golił, planował, co zrobi, kiedy go wy-
piszÄ… ze szpitala.
Wiedział, że przez jakiś czas nie będzie zdolny do
pracy. Napięcie panujące na oddziale przekraczałoby
jego możliwości, i na szczęście starczyło mu rozumu,
by zdawać sobie z tego sprawę. Pełna rekonwalescen-
cja wymaga czasu.
Petra sądziła, że najlepiej mu będzie w jej miesz-
kaniu, ale niczego nie sugerowała. W każdym razie nie
wspomniała o tym Dominikowi, choć Sally uznała, że
to dobry pomysł.
Tydzień, o który go prosiła, dobiegł końca. Dominik
przypomniał jej o tym, a ona musiała przyznać mu rację.
Intuicja podpowiadałajej, żewjej życiu nastąpi zmiana.
Siedzieli oboje na dworze na oddziale były drzwi
balkonowe, które wychodziły na trawnik. Dzień był
słoneczny, Eleanor leżała na kolanach ojca.
Musimy porozmawiać.
Skoro tego chcesz. Petrze zakręciłosię wgłowie.
Chyba dobrze, że kazałaś mi czekać stwierdził
Dominik choć nie zmieniłem zdania. Ale przynaj-
mniej wiemy, że to nie wstrząs ?ozgu.
Rozumiem, że doktor Appleby był u ciebie.
Powiedział, żemogę iść do domu, żemózg i umysł
pracują jak należy, że zajmuję łóżko, na które już ktoś
czeka. Ale pozwolił mi zostać jeszcze dwa dni.
Stara szkoła.
To prawda. Więc oboje wiemy, że wiem, co robię
i comówię. Dopieroterazdotarłodomnie, żewcześniej
tego nie wiedziałem. To znaczy przed wypadkiem.
Wiem, co masz na myśli. Zawsze chciałeś owszy-
stkim decydować, a teraz zrozumiałeś, że czasem to
GILL SANDERSON 151
niemożliwe. Wypadki się zdarzają. Nawet dobre rzeczy
przychodzÄ… do nas niezaplanowane.
Dominik pochylił głowę nad córką.
Twojamamamówi, żejesteś dobrą rzeczą, maleń-
ka szepnął. I nie przeszkadza jej, że nie byłaś za-
planowana.
Wcale nie myślałam o niej.
Spojrzała na Dominika i zobaczyła, że żartował.
Powtórzę to, co powiedziałem ci po przebudzeniu.
Kiedy miałem wypadek, jechałem do ciebie. Chcia-
łem... chciałem ci powiedzieć, że cię kocham. Na tym
miaÅ‚o s/e skoÅ„czyć. MýslaÅ‚em, że trochÄ™ poczekamy,
poznamy się, i być może za kilka mies/ecy, albo kto
wie...
Po raz pierwszy spotkałam cię dziewięć miesięcy
temu zauważyła. I chociaż pózniej długo się nie
widzieliÅ›my, dużo o tobie mýslaÅ‚am. To dziwne. Wie-
działam, że będziesz zły, a równocześnie zechcesz mi
pomóc. Dlatego do ciebie nie dzwoniłam. Nie miałam
zaufania do mężczyzn, nie zaznałam wiele szczęścia.
Noc, którą spędziliśmy razem, była cudowna. Nie
chciałam jej zepsuć kłótnią o pien/adze. I wolałam,
żebyś nie był kolejnym Kenem.
Dominik skrzywił twarz.
Pytanie, dlaczego ja się ztobą nie skontaktowałem
rzekÅ‚ w kóncu. Dużo o tym mýslaÅ‚em podczas
tego tygodnia. Dla mnie także tamta noc była wyjąt-
kowa. Wiele razy podnosiłem słuchawkę, i odkłada-
Å‚em jÄ….
Uprzedzałeś mnie, żebym się niczego nie spodzie-
wała. To było uczciwe postawienie sprawy.
Powiedziałbym raczej, że chciałem mieć czyste
152 GILL SANDERSON
sumienie. Do niedawna sądziłem, że nie nawiązałem
z tobą kontaktu, ponieważ wyczułem w tobie silne
pragnienie miłości.
Nie wiedziałam, że tosię tak rzucałowoczy za-
uważyła ze smutkiem.
Nie rzucałosię. Poza tym i tak niczego nie zrozu-
miałem. Uważałem, żelepiej trzymać się od ciebie z da-
leka, że nie potrzebuję takiego związku. Wolałem żyć
po swojemu, bez zobowiązań. A potem to na mnie spa-
dło i byłem śmiertelnie przerażony.
Z powodu Alice. Nie chciałeś po raz drugi przeży-
wać tego samego.
Tak. Cały ten tydzień dręczyło mnie, że przeze
mnie cierpiaÅ‚aÅ›. Co czuÅ‚aÅ›, mýslÄ…c, że mogÄ™ umrzeć?
Nie chcÄ™ o tymmýsleć.
Więc oboje popełniamy błędy i przyjmujemy fał-
szywe założenia. A mogliśmy spędzić dziewięć szczęś-
liwych miesięcy. Czy to nas czegoś nauczyło?
Nauczyło. I nie tylko z powodu twojego wypadku.
Tak. Dominik przytulił Eleanor. Ale jednak
wypadek miał miejsce. Otarłem się o śmierć. Teraz
zdaję sobie sprawę, że szkoda marnować czas.
Włożył rękę do kieszeni szlafroka.
Jack był u mnie wczoraj po południu. Prosiłem,
żeby coś dla mnie kupił. Przyniósł mi to wieczorem.
Dominik otworzył zaciśniętą dłoń, na której spoczy-
wało maleńkie skórzane puzderko. Otworzył je wśro-
dku leżał pierścionek z brylantem, najpiękniejszy, jaki
Petra kiedykolwiek widziała.
Oboje błądziliśmy, ale mieliśmy szczęście i zo-
staliśmy pobłogosławieni Eleanor. Teraz chcę być po-
dwójnie szczęśliwy. Wyjdziesz za mnie, Petro?
GILL SANDERSON 153
Wciągu kilku minionych tygodni Petra wylała wię-
cej łez niż przez wszystkie dotychczasowe lata swojego
życia. Teraz jej oczy znowu zalśniły od łez, ale tym
razem były to łzy szczęścia.
Tak, wyjdÄ™ za ciebie. Tak bardzo ciÄ™ kocham.
Dominik trzymał w objęciach Eleanor. Petra wstała
i pocałowała go. Potem musnęła wargami czubek głowy
córki.
Będziemy bardzo szczęśliwą rodziną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]